
Amerykańska grupa powstała w 1967 w Fort Lauderdale na Florydzie. We wczesnym stadium kariery kwartet dał się poznać ze swoich dość szalonych teatralnych koncertów na wzór Alice`a Coopera. Żywiołowe reakcje publiczności zachęciły muzyków do wejścia do studia w celu nagrania płyty. Ostatecznie materiał zrealizowano w cztery godziny na jedno wejście. Krążek ukazał się w środku lata wydany przez malutką wytwórnię HIT Records w nakładzie 200 kopii. Za jego wytłoczenie zapłacili sami muzycy, którzy rozprowadzali go podczas koncertów. Wszystko przypominało połączenie Grand Funk Railroad, Sir Lord Baltimore i psychodelii Iron Butterfly. Porównania do wczesnego Black Sabbath mijały się z prawdą. Bolder Damn bowiem znalazł swe inspiracje na amerykańskiej ziemi i jedynie mroczny klimat niektórych numerów mógł podchodzić pod sabbathowy. Zestaw siedmiu kompozycji otwierał przyjemnie niechlujny garażowy rock BRTCD w stylu MC5. Potem przychodził Got That Feeling w klimacie boogie, który dobrze współgrał z demonami szybkości. W połowie nagrania krótka zfuzzowana solówka gitarowa podsycała żar w piecu i robiło się gorąco. Z na pozór lekkiego i melodyjnego kawałka jakim był Monday Mourning wyciągano ostatecznie rockowy sznyt poparty optymistycznym tekstem. Ultranowoczesny Rock On z proto-punkową atmosferą zawierał chwytliwy motyw i sporo gitarowego fetyszyzmu (wliczając w to naćpane solówki). Surowy Find A Way przypominać mógł nagrania Highway Robbery z roku następnego pod względem gęstej sekcji rytmicznej oraz świetnej solówki gitarowej - tym razem bez użycia fuzzu i efektu wah-wah. Breakthrough emanował pesymistycznym klimatem - zaczynał się od strzałów z karabinu maszynowego, ryku silników samolotu i wybuchów bomb. Wśród zapachu napalmu pojawiał się antywojenny tekst - świadomy protest przeciw polityce rządu podparty esencją psychodelicznego heavy-rockowego grania z drapieżnymi "narkotykowymi" popisami Glenna Eatona. Ponad 15-minutowy Dead Meat był ozdobą albumu (dzisiaj przez wielu uważany za utwór proto-doomowy). Ten końcowy gigant brutalnie zatrzaskiwał drzwi oświadczając, że żarty się skończyły i wrzucając słuchacza - z atmosfery prostszych poprzednich garażowych numerów ze sfuzzowanymi riffami - do jamy pełnej węży i pająków. Kompozycja od początku toczyła się jak wulkaniczna magma – ciężko i ospale, ale jednocześnie pochłanaijąc wszystko na swojej drodze. Kiedy po wielkim finale opadał dym, pozostawały tylko martwa cisza i apokaliptyczna pustka. Do sukcesu być może zabrakło bardziej utalentowanego wokalisty, gdyż John Anderson w wielu miejscach śpiewał mało agresywnym i niemal sennym głosem. Po wydaniu albumu zespół gotów był na podbój Ameryki, ale Anderson i Reffett dostali powołanie do armii i wysłani do Wietnamu. Spełnił się ich najgorszy z możliwych snów i kwartet rozpadł się pod koniec 1973. Po powrocie z wojny nic już nie było takie samo - muzycy nadal przyjaźnili się, ale nigdy nie podjęli próby reaktywacji Bolder Damn.
| ALBUM | ŚPIEW, GITARA | GITARA | BAS | PERKUSJA |
| [1] | John Anderson | Glenn Eaton | Ron Reflett | Robert Eaton |
| Rok wydania | Tytuł | TOP |
| 1971 | [1] Mourning | #17 |
