
Amerykańska grupa założona w 1969 w Prairie Village (Kansas). Ze względu na surowe, brudne i mroczne brzmienie przepuszczone przez filtr psychodelii, heavy-bluesa i heavy-rocka, uznaje się kwartet za zespół kultowy, szczególnie w kręgach szalonych łowców rarytasów cięższych brzmień z przełomu lat 60-tych i 70-tych. Teksty poruszały tematy, które w tamtym czasie były postrzegane jako tabu: satanizm, wojna w Wietnamie, ekologia, seksualność, wyzwolenie kobiet i twarde narkotyki. W istocie można powiedzieć, że Bulbous Creation reprezentował mentalność post-hipisowską wywodzącą się z undergroundu początku lat 70-tych a więc nihilizm, mroczność i mnóstwo radykalizmu.
Od samego początku grupa grała wyłącznie oryginalny materiał, co utrudniało im rezerwowanie występów w klubach Kansas City. W 1971 młodzi muzycy wspólnymi siłami zebrali wystarczającą kwotę pieniędzy, którą zainwestowali w jednodniową sesję nagraniową w Cavern Sound w Independence, gdzie za jednym podejściem nagrali osiem utworów. Jednak zanim formacja zebrała kolejne pieniądze na wydanie płyty, wokalista Paul Parkinson opuścił kolegów wybierając karierę solową. Tuż po nim odszedł Horstmann, a Wine i Lewis z gitarzystą Rogerem Sewellem, perkusistą Tommy`m Wardem i wokalistą Wayne`em Austinem przerobili się na Creation. W 1994 kolekcjoner i archiwista Rich Haupt natknął się na kopię sesji i nieautoryzowaną wersję wydał rok później na płycie winylowej w swojej wytwórni Rockadelic Records. Ta skromna wersja dzięki potężnej ponurej muzyce i ekspresyjnym tekstom zyskała kultową reputację. Prawo do nagrań nabyła szanowana przez kolekcjonerów wytwórnia Numero Group, która opublikowała je w 2014. Ta sama wytwórnia umieściła nagranie Bulbous Creation End Of The Page na składance "Local Customs: Cavern Sound" zawierającej zbiór rzadkich utworów z tamtej epoki.
Stylistycznie był to album z gatunku heavy-rockowej psychodelii z elementami bluesa, folku i rocka garażowego. Produkcja była surowa, o wręcz piwnicznym klimacie. Brzmienie grupy było ponure, złowrogie i pesymistyczne, czyli stanowiło dokładne przeciwieństwo koncepcji psychodelii (kolorowe i pozytywne aspekty życia). W tej muzyce można było znaleźć wpływy Ten Years After, 13th Floor Elevators, Quicksilver Messenger Service, Grateful Dead czy Hendrixa, ale przede wszystkim Pentagram, Josefus, Bolder Damn, Arrogance, Stonehenge, i Fraction. Głos Parkinsona momentami przypominał póxniejszą erę grunge`u, a jego baryton był pełen niewypowiedzianej złości i pasji. Gitara Lewisa z basem Wine`a jako kotwicą dla większości materiału mogła swobodnie wędrować przez mroczniejszy fuzz, utrzymywany w ruchu poprzez swingujące bębny Horstmanna, a organiczny styl lo-fi tylko dodawał utworom trwałego uroku. Płytę otwierał End Of The Page, żeglującym po najbardziej melancholijnych wodach psychodelicznego folku, z ekologicznym tekstem o mocnym przesłaniu. W tamtych czasach zapewne tekst brzmiał niczym s-f i moralistyczna fantazja hipisów (dziś jest rzeczywistością dotykającą nas wszystkich). Kawałek odróżniał się od reszty eterycznym i zrelaksowanym klimatem. Have A Good Time to cover Ten Years After Sugar The Road, ale Bulbous Creation wykonał go w oryginalny i odmienny sposób (i głosem przypominającym Chrisa Cornella z Soundgarden). Tekst dotyczył nastolatki, której chłopak radzi, aby zbuntowała się wobec despotycznego szefa i żyła po swojemu. Wbrew pozorom Satan nie był aż tak diaboliczny jak sugerował tytuł. Opowiadał o wokaliście próbującym uciec od chamuco (hiszp. diabeł) nawiedzającego go w snach i niedającego mu spokoju. Muzyka była mroczna, z minimalnymi zniekształceniami i gitarowymi riffami. Fever Machine Man kontynuował tą samą tradycję wolnych i mrocznych riffów, choć tym razem z większymi przesterami i w towarzystwie organów dających lekki posmak Uriah Heep. Głos też brzmiał nieco inaczej i stąd wielu uważało, że ??współpracowało tu dwóch różnych wokalistów. W rzeczywistości był to Paul Parkinson - tyle, że śpiewający w wyższych rejestrach i bardziej udręczonym głosem. Tekst opowiadał o żołnierzach zamieniających się w maszyny zabijające wszystko co stawało im na drodze. Na czoło albumu wybijał się Let’s Go To The Sea - numer mocno makabryczny i świetny przykład jak podóże po LSD mogą stać się przerażającym przeżyciem. Kompozycja po części przypominała The Inferno grupy Stonehenge z tego samego 1971 roku. Hooked zaczynał riff podobny do Kingdom Come Sir Lord Baltimore , ale mroczniejszy, jakby grał go sam Tony Iommi. Była to historia o byłym ćpunie, który został zamknięty w ośrodku odwykowym i jedyne czego teraz pragnie to umrzeć przy swojej matce. Do moralistycznych wątków wracał Under The Black Sun, snujący wizję Sądu Ostatecznego i grzeszników stających przed obliczem Stwórcy. Chrześcijańska idea mieszała się tu z pogańską symboliką (tytułowe Czarne Słońce), reprezentowaną przez starożytne germańskie ludy i niemieckich nazistów. Muzyka ma raczej sabbathowy akcent, ale z bluesowymi solówkami. Płyta kończyła się znakomitą wersją Stormy Monday bluesowego klasyka T-Bone Walkera, w której odbijały się zarówno brzmienie San Francisco jak i samego Texasu. Ostatecznie cały materiał był przesiąknięty surowym, ciężkim, ziemistym i złowieszczym klimatem, dla którego wielu próbujących uchwycić ducha tej epoki oddałoby życie. Jedna z najbardziej autentycznych reprezentacji ciężkiej psychodelii, dająca wyobrażenie czym ona naprawdę była.
na koncertach Bulbous Creation wspomagał organista Lynne Wenner. Alan Lewis zmarł w 1998 na raka krtani, a w 2001 Paul Parkinson przegrał walkę z białaczką. Obaj nie doczekali się oficjalnego wydania płyty w zremasterowanej wersji przez wytwórnię O-Music w 2011.
| ALBUM | ŚPIEW, GITARA | GITARA | BAS | PERKUSJA |
| [1] | Paul Parkinson | Alan Lewis | Jim `Bugs` Wine | Chuck Horstmann |
| Rok wydania | Tytuł |
| 1971/1994 | [1] You Won`t Remember Dying (kompilacja) |
