
Francuski zespół założony w 1998 w Poitiers. Zadebiutował w lipcu 1999 demówką "Disciples Of The Ultimate Void". Wydawnictwa Deathspell Omega okazały się dość enigmatyczne, a płyty nie zawierały we wkładkach żadnych informacji ani zdjęć członków zespołu (nie wiadomo zwałszcza kto bębnił na płytach od 2002). Muzycy nie udzielali żadnych publicznych wypowiedzi w latach 2004-2019, a pierwszy wywiad po tej przerwie ukazał się dopiero z okazji ukazania się [14]. Deathspell Omega nigdy nie zagrali żadnego koncertu i to wszystko wpłynęło na powstanie specyficznego kultu wśród fanów tej ekipy, który nieco zaciemniał odbiór samej muzyki. Początki wcale nie zapowiadały tego, że grupa miała zyskac przychylność tak wielkiej grupy słuchaczy, gdyż dwa pierwsze albumy stanowiły tylko kopią najważniejszych dokonań Darkthrone. Wkrótce odszedł wokalista Frédéric Sescheboeuf, w zasadzie na znak sprzeciwu przeciwko zwrócieniu się reszty kolegów ku ortodoksyjnemu satanizmowi. Jego miejsce za mikrofonem zajął Fin Mikko Aspa. [3] z potężnie brzmiącym black metalem o ambientowej nucie dał wypadkową Enslaved i Blut Aus Nord. Ekipa słyszalnie wciąż poszukiwała własnego kierunku stylistycznego, gdyż kilka kompozycji było zbyt rozwleczonych i mało urozmaiconych pod względem temp. Już jednak tutaj użyto kilku nowych elementów, które miano dopracować w przyszłości: psychodelię, chorały gregoriańskie i metrum rodem z mathcore. Zespół zaczął budować swoje riffy na wzór The Dillinger Escape Plan i momentami przewijały się jeszcze nieśmiało okołojazzowe patenty. Zaczęto również zabawy atmosferą - od ciszy przez niemal doomowe zagrywki aż po psychopatyczną jazdę pełną perkusyjnych blastów. Tekstowo zajęto się relacjami między Bogiem, Szatanem i człowiekiem na poziomie teologicznym.
Po kilku składankach i EP-kach nadeszła w listopadzie 2010 pora na pełnowymiarowy [10]. Aby przebrnąć przez ten album, słuchacz musiał wykazać się nie lada samozaparciem i konsekwencją. Deathspell Omega wydawał się być wyjątkiem od zasady, że to co niezrozumiałe jest zwykle odrzucane bądź skazywane na trwanie w niebycie. Był to materiał wymagający, w który należało wgryzać się powoli i metodycznie. Pomimo krótszej przeciętnej długości utworów nie była to płyta, która mogła kręcić się w odtwarzaczu gdzieś w tle - wymagała po prostu pełnej koncentracji. Tylko wówczas można było ogarnąć wszystkie pokręcone melodie i kakofoniczne dźwięki generowane przez dysharmonicznie brzmiące gitary. Celniejsze niż kiedykolwiek wcześniej wydawało się zastosowanie popularnego przedrostka "post", ponieważ w pierwszej części albumu pojawiało się sporo pierwiastków pasujących bardziej do cięższego post-rocka. W Dearth czy Phosphene sporo motywów kojarzyło się z Cult Of Luna - głównie w kwestii aury beznadziejnego smutku. Tutaj Deathspell Omega po raz pierwszy podążyli przetartą ścieżką przez kogoś innego, nawet jeśli zrobił to w sobie tylko właściwym stylu. Nie zabrakło gwałtownych momentów, opartych na perkusji pracującej niczym karabin maszynowy. Okładka autorstwa Timo Ketoli prezentowała piekielny ogień oraz nieprzenikniony ponury mrok, symbolizowany przez wyłaniające się z płomieni węże. Podsumowując, był to krążek wydający się przy pierwszym przesłuchu chaotyczny, ale potem wszystko stawało się zbyt jasne i przewidywalne. Album sprawiał wrażenie stworzonego z połączenia chłodnej kalkulacji i niebanalnych umiejętności - stąd wizjonerstwo muzyczne Francuzów tutaj mniej ocierało się o szaleństwo.
[13] stanowił powrót do czarnego wizjonerstwa i czysto-blackowego szaleństwa, przepełnionego dysonansami, opętańczymi krzykami i lamentami. Zaskoczyć mógł krótki czas tej wyprawy do Piekła w jedna stronę, bo cztery numery trwały nieco ponad 29 minut. Wszystko zaczynało się niepozornie i na dzień dobry raziła wyjątkowo płaska i niepotrzebna wstawka symfoniczna. Potem jednak rozpoczynała się wyprawa w głąb chaosu, przepełniona niepokojącymi wokalami oraz maniakalnymi inwokacjami, brzmiącymi niczym ekstatyczna modlitwa. Absobujące gitary odciągały uwagę od tych wszystkich septów, krzyków i pogłosów, próbując wywołać pewnego rodzaju trans. Perkusja czy też autmoat perkusyjny stanowiła jedynie tło dla diabolicznych motywów i skutecznie dopełniała zniszczenia brutalnością nagłych przejść i nieoczywistych pauz. Bas Khaosa rzadko podążał za gitarą, wybierac raczej skomplikowane wariacje na dany temat. Teksty tym razem odnosiły się do odrodzenia ludzkości po upadku, nie tracąc swoich przesłanek ortodoksyjnego satanizmu teistycznego. Pod względem brzmienia nie było większych zastrzeżeń, choć orkiestracje wypadły nadzwyczaj sztucznie, jakby słuchało się młodocianego zespołu zainspirowanego Septic Flesh. Jak każde wydawnictwo Deathspell Omega, także nowy krążek był trudny w odbiorze przez kakofoniczny natłok całego instrumentarium. Utwory przechodziły jeden w drugi niemal niesłyszalnie, ale po paru odsłuchach łatwo było wychwycić różnice między nimi. Fundamentalna różnica polegała na coraz większym chaosie i wzrastaniu napięcia z utworu na utwór, które zostawał ostatecznie brutalnie przerwany zakończeniem. Ponownie pojawił się zarzut braku stylistycznego zróżnicowania, gdyż dla niektórych to wszystko mogło zlewać się jednolitą łupaninę. Przy braku czegokolwiek nowatorskiego, nie dało się jednak zaprzeczyc wartości [13] na jakimkolwiek polu. Był to muzyczny cios technicznie wyniesiony w przestworza, ale jednocześnie idealnie skrojony pod słuchacza. Zabrakło tego boskiego czegoś co powodowało, że jak [3] czy [5] ocierały się o geniusz. Tamto granie było śmielsze i mniej przewidywalne, dzięki czemu muzyka nie tylko zyskiwała, ale i otwierała się na nowe horyzonty. Tutaj zaś momentami schemat gonił schemat, zaś artyzm zanikał wśród już dobrze znanych riffów i patentów, które kiedyś być może szokowały, ale teraz wywoływały tylko wzruszenie ramion.
Na [4] Francuscy bogowie dysonansów uderzali po raz kolejny. To był wielki powrót do przebogatych muzycznych tajemnic i mistycznych rejonów. Ten kanon awangardowego black metalu należało stosownie kontemplować, trawić, powracać, przegryzać i delektować się w nieskończoność. Płyta wciągała niczym bagno - dla przeciętnego fana Behemoth to był zapewne zbiór przypadkowo zagranych po sobie (lub zderzających się czołowo) akordów. Riff gonił riff, tempa zmieniały się niczym w kalejdoskopie i jedynie wszechogarniający nastrój tajemniczości stanowił ogniwo łączące wszystkie pojedyncze elementy. Pokręcone tempa, chaotyczne melodie i nieoczekiwane zwolnienia znane z przeszłości wciąż tu było, ale tym razem podane w przystępniejszy sposób. Na [15] zespół poszedł jeszcze dalej, niemal całkowicie zrywając z ekstremalnością poprzednich dokonań. Był to pod wieloma względami najbardziej przystępny album z katalogu Deathspell Omega. Ekipa odstawiła kakofoniczne szaleństwo i postawiła na melancholijny nastrój - ten klimat rezygnacji, smutku i przygnębienia wypływał niemal z każdego dźwięku, a całość była oszczędna w formie, stonowana i zadziwiająco melodyjna. Co prawda w trzech utworach na pięć pojawiły się przyspieszenia i blasty, to służyły one raczej wzbogaceniu ogólnej dynamiki aniżeli sponiewieraniu odbiorcy. Nawet w najbrutalniejszym Sie Sind Gerichtet ważniejsze wydawały się subtelne melodie niż poziom agresji. Osobnym przypadkiem był Our Life Is Your Death z pogranicza lekkiego klimatycznego metalu i zadziornego rocka alternatywnego. Na wyjątkową łatwość w odbiorze wpływało również uproszczenie muzyki, przynajmniej w stosunku do tego cogrupa robiła w przeszłości. Praktycznie zniknęły dysonanse, rytmiczne odjazdy czy gwałtowne zwroty - tutaj aranżacje były przejrzyste, a kolejne części logicznie z siebie wynikały.
Wokalnie w studio Mikko Aspę wspomogli Mortuus z Marduk oraz Mikołaj Żentara z Mgły. Ogólnie różnorodność głosów wyszła płycie na dobre - zwłaszcza w momentach, gdy barwa wokalu dobrze zgrywała się z muzyką i podkreślała nastrój danej frazy. Zgrzyty dotyczyły jedynie końcówek Enantiodromia i The Long Defeat, które nie pasowały do niczego i brzmiały niczym doklejone na siłę. Po Francuzach spodziewano się awangardy i coraz większych szaleństw, tymczasem oni odważnie poszli pod prąd i stworzyli normalniejszy materiał, który nikogo nie powinien pozostawić obojętnym. Wcześniejszych płyt należało jednak najlepiej wciąż słuchać w przyciemnionym pokoju wieczorem, spodziewając się mrocznych złowieszczych melodii i szaleństwa technicznych aspektów.
Frédéric Sescheboeuf udzielał się potem w blackmetalowych Arphaxat (Loudun La Maudite w 2008), Annthennath (States Of Liberating Departure w 2010), Manzer, Ayyur (EP-ka The Lunatic Creature w 2018, EP-ka Balkarnin w 2020 i Prevail w 2023) i Contamination (The Scourge Grows w 2019) oraz solowym punkowo-blackmetalowy projekcie Shaxul (EP-ka Hate & Disgust w 2019, Wine & Death w 2021, EP-ka Ardour & Slumber w 2022 i EP-ka Rage & Decay w 2023)
| ALBUM | ŚPIEW | GITARA | BAS | PERKUSJA |
| [1] | Frédéric `Shaxul` Sescheboeuf | Christian `Hasjarl` Bouché | Khaos | Yohann Pasquier |
| [2] | Frédéric `Shaxul` Sescheboeuf | Christian `Hasjarl` Bouché | Khaos | ? |
| [3-15] | Mikko Aspa | Christian `Hasjarl` Bouché | Khaos | ? |
Frédéric Sescheboeuf / Christian Bouché / Yohann Pasquier (wszyscy Hirilorn), Mikko Aspa (Clandestine Blaze, ex-Fleshpress, Creamface, Stabat Mater)
| Rok wydania | Tytuł |
| 2000 | [1] Infernal Battles |
| 2002 | [2] Inquisitors Of Satan |
| 2004 | [3] Si Monvmentvm Reqvires, Circvmspice |
| 2005 | [4] Kénôse EP |
| 2007 | [5] Fas: Ite, Maledicti, In Ignem Aeternum |
| 2008 | [6] Manifestations 2000-2001 (kompilacja) |
| 2008 | [7] Manifestations 2002 (kompilacja) |
| 2008 | [8] Veritas Diaboli Manet in Aeternum: Chaining The Katechon EP |
| 2008 | [9] Mass Grave Aesthetics EP |
| 2010 | [10] Paracletus |
| 2011 | [11] Diabolus Absconditus EP |
| 2012 | [12] Drought EP |
| 2016 | [13] The Synarchy Of Molten Bones |
| 2019 | [14] The Furnaces Of Palingenesia |
| 2022 | [15] The Long Defeat |


