Polski zespół założony w 2003 w Katowicach. Na początek rozprowadziłdwie demówki: "I Spokój" w 2004 oraz "I Krzyk" w 2005). Debiutancki krążek próbował zdefiniować rodzimą wersję black metalu – ziemistą, węglową, wtedy jeszcze niezbyt okiełznaną i przytłaczającą beznadzieją jesiennej szarugi. Gęstą atmosferę[3] z kolei podkreślały coraz bardziej fedrujące teksty Kuźniaka, który w otwierającym Jeszcze I Jeszcze krzyczał o śniegu czarnym jak węgiel Śląska i lanym w oczy ołowiowiem, który "dymem hut chłodzony skwierczy". Pewnym przełomem był [5], na który trafiły uproszczone numery, nawiązujące w surowy sposób o czasach, kiedy black metal bliski był garażowej filozofii. Odważniej natomiast wprowadzono specyficzny słowiański komponent, gdyż takie utwory jak Wyjcie Psy czy Są To Koła stanowiły hołd złożony baśniom i klechdom, w których Marzanna chodziła od chaty do chaty, zbierając śmiertelny plon wśród zmęczonych zimą domowników. [8] towarzyszyło ziarno swojskiej niesamowitości - była to narracyjne wydawnictwo zarejestrowane w zabrzańskiej kopalni 320 metrów pod ziemią. Była to EP-ka hipnotyzująca, przegadana i pełna orientalno-sezamowych nawiązań. Wewnętrzna opowieść dzieliła się na dwie części: na powierzchni i po symbolicznym zejściu w głąb korytarza. We części drugiej zatytułowanej "Ubrdy" (rojenia), nazwy kilku utworów (Łączka, Lew albinos) zaczerpnięto z artystycznych wizji Teofila Ociepki - śląskiego malarza i założyciela okultystycznej Grupy Janowskiej.
[9] emanował atmosferą Górnego Śląska, z obezwładniającą szarością, zardzewiałymi furtkami działek, złowrogimi kominami i węglową mizerotą przedmieść. Nowa płyta wsączała się w szczeliny w murze, pokruszony tynk i zardzewiałe druty. Po latach poszukiwań zespół zaprezentował muzykę jednocześnie chropowatą i wysublimowaną, odpychającą brudem i przyciągającą surową krasą. Już [7] wprowadzał więcej przestrzeni, niemal bluesowe rytmy i bure plamy, zastępujące typowe w tym gatunku czarne otchłanie. Tą muzykę było coraz trudniej precyzyjnie opisać i przyporządkować. Na tym albumie sięgnięto jednocześnie do black metalu, post-hardcore`u i napompowanej psychodelii. Ta ostatnia emanowała w spokojniejszych i podszytych niepokojem fragmentów, które z czasem rozwijały sięagresywnie. Dwa oblicza miało choćby Ciało, w którym perkusista Namtar właściwie rezygnował z nawałnicy bębnów na rzecz masywnego rytmu kojarzącego się z Celtic Frost. Z kolei Grzej wyróżniał się niejednolitym tempem, choć w tym wypadku największe wrażenie robiły partie basu Sarsa, wplatające w materię utworu odrealniony pierwiastek. Te numery były niczym przydymiona otępiała atmosfera, która nagle konkretyzowała się i nabierała ostrości. Nihila wielokrotnie oskarżano o grafomanię i od tych zarzutów także tutaj nie udało się uciec. Nie sposób jednak odmówić jego tekstom specyficznego czaru - Kuźniak zawsze podkreślał swoją fascynację Romanem Kostrzewskim i w kończącym Zwykłe Czary Wieją, Furia składała hołd właśnie Romanowi. Padało tu też związkowe wezwanie "Wstawaj! Idziemy!", a na jego dźwięk odpowiadały nie tylko śląskie czorty, lecz także duchy transformacji harcujące na szczątkach wygaszonych hut, zalanych kopalń i poindustrialnych ruin.
Pierwszy odsłuch [11] mógł wzbudzić poczucie konsternacji, bo przecież od czasów [7] Furia skierowała swoją muzykę w rejony post metalu z dużą dawką eksperymentów i wyskoków w stronę post rocka. Już jednak minialbum [12] odsłaniał awangardową odsłonę zespołu i sugerował wszelkie niespodzianki. Nikt jednak nie spodziewał się połączenia [1] i [5] w warstwie muzycznej oraz właśnie ogólne oddanie klimatu z [12]. Słuchacz miał wrażenie uczestnictwa w pewnego rodzaju spektaklu albo nawet tło dźwiękowe do funkcjonowania bezdusznej maszyny. Grupa nie brała jeńców, nie zostawiając miejsca na zwolnienia, z jedynym eksperymentem w postaci zamykającego album Księżyc Czyli Słońce - ten gniot trwał blisko 28 minut i miał niewiele wspólnego z jakąkolwiek odmianą metalu (mix ambientu, drone i szeroko pojętej muzyki elektronicznej). W zamyśle muzyków płytę nastawiono wpierw na przytłaczający pobyt w hucie, by w końcu pojawiało się światełko w tunelu, moment wyciszenia i złapania oddechu. Wcześniej przez ponad pół godziny kwartet nie zostawiał ani chwili wytchnienia, a grupa atakowała z wielką wściekłością o posmaku wręcz industrialnym. Zasada nasuwała skojarzenia z jakże innym stylistycznie Killing Joke okresu Hosannas From The Basements Of Hell. W obu przypadkach płyty oparto o zapętlony schemat, który sprawiał wrażenie grania mechanicznego. W rezultacie wszystko nadmiernie zlewało się w jedną całość, czego nie rozpraszał pojawiający się okazjonalnie czysty wokal oraz nowy eksperyment w postaci chórków w wykonaniu pozostałych członków zespołu. Końcowy efekt miał zapewne intrygować i wciągać, ale swoją hermetycznością odrzucał.
ALBUM | ŚPIEW, GITARA | GITARA | BAS | PERKUSJA |
[1-5] | Michał `Nihil` Kuźniak | Przemysław `Voldtekt` Muchowski | Kamil `Sars` Staszałek | Grzegorz `Namtar` Kantor |
[6] | Michał `Nihil` Kuźniak | Przemysław `Voldtekt` Muchowski | Kamil `Sars` Staszałek | - |
[7-11] | Michał `Nihil` Kuźniak | Artur Rumiński | Kamil `Sars` Staszałek | Grzegorz `Namtar` Kantor |
Michał Kuźniak (Massemord, FDS, Cssaba, Morowe), Przemysław Muchowski / Kamil Staszałek (obaj ex-Crucifire Moon, Massemord),
Grzegorz Kantor (Massemord, FDS, Kurhan, Night Of The World), Artur Rumiński (Thaw, Mentor, Gruzja, Grieving)
Rok wydania | Tytuł |
2007 | [1] Martwa Polska Jesień |
2009 | [2] Płoń EP |
2009 | [3] Grudzień Za Grudniem |
2010 | [4] Halny EP |
2012 | [5] Marzannie Królowej Polski |
2013 | [6] W Melancholii EP |
2014 | [7] Nocel |
2016 | [8] Guido |
2016 | [9] Księżyc Milczy Luty |
2021 | [10] W Śnialni EP |
2023 | [11] Huta Luna |