Włoska grupa powstała w 1992 w Mestre niedaleko Wenecji. Na początku kariery wydała dwie demówki: "Great Master" w 1994 i "Rising Storm" w 1999. Na debiutancką płytę trafiły nagrania z 2000, które sfinalizowano i poddano obróbce w 2009. Dominował powermetal, szybkie tempa i delikatny wokal. Wszystko było nabyt ugrzecznione. Przeciętnie wypadło zapatrzenie w Helloween ery Keeperów w Eagles Of 20th, co tworzyło dysonans z po włosku potraktowaną melodią zwrotek. Ten włoski styl lepiej wyeksponowano w Land Of No Return i ten melodyjny power odegrano bez nadmiernego pędu i z nośnym refrenem. Już jednak przy trzecim utworze w podobnym stylu z pewną domieszką średniowiecznych folkowych rytmów zaczynał drażnić wokal. Bastasi miał głos czysty i przyjemny, ale zbyt wysoki - ten głos nie pasował do prób uzyskania efektu epickiego, nie tylko w warstwie lirycznej. Niżej zaśpiewane te utwory doprawdy zabrzmiałyby lepiej. Odgłosy bitwy pojawiały się w The Battle Of Lost Heroes i śpiew frontmana znów nie pasował do przekazu muzycznego w stylu Kaledon czy Highlord. Także Millenium niewiele odbiegał od tego, co dekadę wcześniej prezentowały inne grupy z Italii. King Of The Night to niby nic poza rycerskim power, ale ten kawałek zdecydowanie wyrastał ponad pozostałe, gdyż zawarto tutaj pewien rozmach i uroczysty nastrój jakiego zabrakło reszcie numerów. Udane gitarowe popisy solowo wrzucono w The Guardians Of Signs i to również była udana kompozycja. Grzecznie odegrany Circle Of Faires przelatywał słodko i w głównym nurcie włoskiego flower fantasy power. W The Lost Secret...Underworld ponownie niepotrzebnie Bastasi śpiewał w sposób egzaltowany i jakby miał się zaraz popłakać, a sam helloweenowy utwór nie miał siły oddziaływania legendarnych Niemców. Zaaranżowany symfonicznie instrumentalny Epilogue z wokalem pewnie stałby się kolejną włoską nudnawą balladą. Ekipa po wielu latach trudów nagrała krążek typowy i zabrakło tylko więcej klawiszy jako elementu istotnego dla budowania drugiego planu. Zrealizowano muzykę ubogą i zachowawczą, która dziś mocno się zestarzała. Było to granie spóźnione w czasie, a rycerze tu występujący tak naprawdę nie chcieli nikomu wyrządzić swoim mieczami żadnej krzywdy.
Po wydaniu debiutu zespół utrzymał kontrakt płytowy z wytwórnią Undergorund Symphony i po dokonaniu zmian w składzie przystąpił do nagrania [2]. Grupa pozostała wierna graniu melodyjnego powermetalu w europejskiej odmianie. Więcej rycerskiej epickości i mniej Helloween nie spowodowało, że te numery nabrały jakichkolwiek cech oryginalności (Queen Of The Sea, Golden Cross, Marco Polo, The Fall). Na pochwałę natomiast zasługiwały pompatyczne The Merchant i Across The Sea - nieźle skonstruowane w klasycznej tradycji heavy metalu i oprawione w łagodny power. Nieźle wypadł też wolniejszy i dostojny pół-balladowy Black Death, przypominający najlepsze nagrania Thy Majestie. Centralnym punktem albumu był 9-minutowy epicki Enemies At The Gates z łagodnym wstępem i rycerskim atakiem - w tej kompozycji spotykały się Kaledon z późnym Heimdall. Do tego dochodziły folkowy średniowieczny motyw oraz dwukanałowe poprowadzenie wokali. Podniosły klimat podtrzymywał Marching On The Northern Land z chórkami wojennymi i marszową gitarową solówką. Na miano hitu zasługiwał po części maidenowy w riffach Lepanto`s Call, dotyczący wielkiej bitwy morskiej z 1571, kiedy zjednoczone siły chrześcijańskie pokonały w krwawym boju flotę turecką. Jako bonus przedstawiono Medieval Steel tejże amerykańskiej kapeli. Należało wyróżnić pewną grę Carliniego, serwującego starannie przemyślane solówki. Max Bastasi nieco wyzbył się manieryzmu i zawodzenia zastąpił bardziej wyważonym śpiewem, na czym realny dramatyzm utworów wcale nie ucierpiał. Produkcja wyjątkowo dobra, z głośną sekcją rytmiczną, mocarnymi bębnami i odpowiednim ustawieniem gitary prowadzącej. Dla wokalu nie stworzono odrębnego planu, za to umieszczono na linii gitar, bo bez problemu się przez nie przebijał. Udana płyta Great Master, który jednak wciąż poszukiwał własnego stylu, w tamtym okresie nazby przypominając klon Kaledon.
Po wydaniu [2] przyszedł trudny okres. Odeszli Vanin, Duse i Bastasi - zastąpili ich inni muzycy, w tym dwaj kolejni wokaliści, ale skład nie mógł się skrystalizować do nagrania kolejnej płyty. Na szczęście w 2016 wrócił Max Bastasi i to z nim nagrano [3]. Do nagrania materiału zaproszono kilku dodatkowych gitarzystów oraz klawiszowca Alessandro Battiniego z Dark Horizon. Płyta snuła w rozpoznawalny dla stylu włoskiego opowieść z ujmującymi melodiami i delikatnymi refrenami, bez śladu brutalności czy epickich zwolnień. Bastasi zaśpiewał nieźle, kreując atmosferę wzruszenia w eleganckich i pełnych patosu kawałkach typu Stargate. 11-minutowy Mystic River stanowił kręgosłup całości i tutaj muzykom udało się stworzyc kwintesencję dramatyzmu łagodnego metalu. Uwagę zwracały fantastyczne popisy gitarzystów, którzy kolejno grali tu solówki. Zaangażowanie wszystkich, którzy wzięli udział w nagraniu tych kompozycji, musiało być ogromne, to się po prostu czuło przy odsłuchu krążka. Album nagrywano w San Marino pod okiem Simone Mularoniego, który zresztą zagrał także dwie solówki.
Na [4] Carliniemu towarzyszyli mało znani muzycy. Płycie nadano klimat pirackiej przygody w duchu "Wyspy Skarbów" Roberta Louisa Stevensona. Tematyka wydawała się być wyeksploatowana przez choćby Running Wild, Blazon Stone czy Alestorm - było już bojowo i tawernowo, heavymetalowo i folkowo. Zatem był to drudny temat, by muzycznie coś nowego zaprezentować, a tym bardziej uniknąć porównań do zespołów, które naprawdę stworzyły w tych obszarach mnóstwo znakomitej muzyki. Shine On to taki numer jakiego należało się spodziewać po Great Master - pełna monumentalnego patosu, a zarazem dumna i ciepła melodia. Stefano Sbrignadello miał głos po prostu idealny do tej opowieści. Album miał uroczysty i epicki charakter - taki obrz tworzono w niezbyt szybkim i lekko refleksyjnym Urca De Lima oraz w doskonałym Over The Seas, również omijającym atrakcyjne kasparkowe tempa. Poetyka przekazu to ogromny atut tej muzyki i nawet War wyrastał z klasycznie włoskiej stylistyki zwrotek. Typowe motywy pirackiego stylu pojawiały się jako fundament w A Hanged Man i zrobiono to subtelnie, a powiązanie pomiędzy wokalistą a chórami wręcz zniewalało. W podobne tony uderzał The Black Spot, ale tym razem nieco surowsza melodia główna nie przekonywała do końca. Za to w Long John Silver pobrzmiewał duch Running Wild, ale własny patos zachowano. Szybciej powermetalowo w Towards The Sunset i osiągniętu tu odpowiednią moc w zapadającym w pamięć refrenie. Najdłuższy Skeleton Island to epickie powermetalowe natarcie w łagodniejszej formie, lecz zabrakło tym razem uroczystego monumentalizmu i ostatecznie utwór wypadł zwyczajnie, choć próba wydobycia większych emocji na pewno udana w refrenie. Na koniec Skull And Bones - realnie piracki przy beczce rumu i tak ta płyta się kończyła folkowo-pirackimi akcentami. Nowa ekipa okazała się profesjonalnie zgrana, a role sprawiedliwie podzielono. Nowy wokalista był wszechobecny i stanowił mocny punkt ekipy. Doskonałe brzmienie i wieloplanowa realizacja to norma w przypadku Great Master - Mularoni zrobił wszystko, by uwypuklić zarówno barwę morza jak i nieba nad nim. Zwracało szczególnie uwagę wyborne umiejscowienie Stefano w centrum jako głównego narratora. W 2019 Gianluca Carlini nagrał również bardzo udana płytę z Sangreal, w którym ponownie spotkał Battiniego.
Na [5] trafiły metalowe wersje anglo-saksońskich szant, z kolei centralną postacią [6] był hrabia Monte Christo i jego historia. Ta przygoda musiała być barwna i pod względem brzmieniowym Mularoni ukazał przebłysk geniuszu w wykorzystaniu współczesnej techniki nagraniowej. Muzycznie wszystko zostało wyeksponowane jak należy - głos Sbrignadello, dobrze dobrane chórki i prawdziwa atmosfera niezwykłej przygody w powermetalu uroczystym, chwytliwym i czasem nawet wzruszającym. Pełen melodyjnej rozpaczy Where The Shame Lives dotyczył uwięzienia hrabiego, a chóry wyjątkowo poruszały, wsparte przeszywającą gitarową solówką. Dynamiczniej i z fanfarowymi klawiszami na wstępie toczył się pełen zadziornej mocy I Am The Master, a zaraz rozwijano fabułę w majestatycznym Your Fall Will Come z wysokimi zaśpiewami i szybkimi atakami gitarzystów. W oderwaniu od całości balladowy Nest Of Stone byłby po prostu dobry, ale wkomponowany w ten stworzony układ aranżacyjny albumu robił świetne wrażenie. Dumny My Name nasuwał skojarzenia z heroicznymi numerami Rhapsody o wysmakowanej symfonice. Grupa nadal czarowała w zagranym w umiarkowanie szybkim tempie The Weak Point, konsekwentnie dążąc do Final Revenge, gdzie zemsta smakowała nad wyraz elegancko i w power/symfonicznym stylu, z naciskiem na ekspozycję melodii refrenu. Rozpędzony On October 5th (Wait And Hope) prowadził do finałowego Montecristo, z nutą muzyki dawnej i rozległymi wokalami. Ta płyta to mocarny wokal Stefano, wyborne popisy gitarzystów i muzyka bogata w wysmakowaną treść. Duże brawa należały się dla chórków, siejących absolutne zniszczenie w białych bluzkach i pod krawatami. Album zachwycał jako koncept, oszałamiał bogactwem melodii i patetycznymi aranżacjami.
Max Bastasi śpiewał w progresywno-powermetalowym Helreid (Fragmenta w 2012).

ALBUM ŚPIEW GITARA KLAWISZE BAS PERKUSJA GITARA
[1] Max Bastasi Gianluca Carlini Paolo Pasqualini Marcus Mine
[2] Max Bastasi Gianluca Carlini Marco Antonello Francesco Duse Daniele Vanin
[3] Max Bastasi Gianluca Carlini Marco Antonello Massimo Penzo -
[4] Stefano Sbrignadello Gianluca Carlini Giorgio Peccenini Massimo David Massimo Penzo Manuel Menin
[5] Stefano Sbrignadello Gianluca Carlini Giorgio Peccenini Massimo David Giacomo Lauretani Manuel Menin
[6] Stefano Sbrignadello Gianluca Carlini Giorgio Peccenini Massimo David Denis Novello Manuel Menin

Marco Antonello (ex-Nightmare/ITA), Stefano Sbrignadello (ex-Phaenomena), Denis Novello (ex-Agarthic, ex-Ardityon)

Rok wydania Tytuł
2009 [1] Underworld
2012 [2] Serenissima
2016 [3] Lion & Queen
2019 [4] Skull And Bones: Tales From Over The Seas
2021 [5] Thy Harbour Inn
2023 [6] Montecristo

          

Powrót do spisu treści