Amerykański zespół założony w 2005 w Nowym Jorku. Z poczatku ekipa grała zwyczajny black metal słyszalnie inspirowany Norwegią (przede wszystkim wczesnym Immortal). Dwie pierwsze EP-ki wypadły jednak sztucznie, z nawiązaniami do znanych utworów klasycznych i kompletnie niepotrzebnym wiolonczelistą. Ten instrument najlepiej wypadał w momentach, w których był pozostawiony sam sobie lub kiedy muzyka była pisana pod wiolonczelę, jednak generalnie muzycy dodawali te smyczki na siłę do akceptowalnych kawałków blackowych. Ciekawe rzeczy zaczęły się dopiero dziać od wydania [7] i po ustablizowaniu składu Ezrin-Blanco-Grohowski. Muzycy założyli ozdobne maski w stylu art deco, co miało służyć nie zachowaniu scenicznej anonimowości, lecz by uwypuklić cechy każdego z członków grupy. Potęga blastów i przeszywające ryki przemieszano z dość chaotycznym awangardowym blackiem, często bez ładu i składu. Tak jakby nagle w przerwie koncertu muzyki klasycznej na scenę w teatralnej sali wyszło trio w złotych maskach i zaserwowało siarczyste gitarowe riffy dla widowni we frakach. Szyku i klasy po prostu nie przełamuje się mrokiem i ciężarem, a przynajmniej nie takimi bezcelowymi. Niby-jazzowe improwizacje, rozpędzone do granic możliwości tempa, zgrzyty i trzaski, a za moment delikatny brzęk kieliszków z szampanem tworzyły wrażenie, że formacja za pomocą efektu szoku próbowała przebić się do świadomości jak największej rzeszy fanów, podczas gdy żadnej głębszej idei w tym nie było. To był początek obłędu i nieuchronna droga kierująca ku artystycznej klęsce, gdyż niektórym krytkom tak sięalbum spodobał, że wystawili mu pocholebne recenzje, w które muzycy jakby siętunelowo zapatrzyli i od tego czasu kontynuowali tą stylistykę. Przkonani byli zapewne, że kopiowanie w wielu miejscach Deathspell Omega czy The Ruins Of Beverast przyniesie im łatwe pieniądze. W wywiadach próbowali przekonac fanów, że ich muzyka ma niezwykły klimat, "jednocześnie klaustrofobiczny i przestrzenny, pełen sprzeczności i dlatego tak niezwykły", co było po prostu nieprawdą.
Największy "rozgłos" zdobył [7], z którego najlepsza była okładka polskiego grafika Zbigniewa Bielaka. Muzycy inspiracje do płyty czerpali z otaczającego ich majestatu Nowego Jorku: z plątaniny betonu, stali i ludzkich żądz, stanowiącej tkankę ich rodzinnego miasta, zarazem wspaniałego. Imperial Trumphant postanowili zerwać ze swoim wizerunkiem około-blackowym. przenosząc środek ciężkości bliżej awangardowego technicznego death metalu, powykręcanego i poprzetkanego patentami z przeróżnych stylistyk w tak niepohamowany sposób, że całość była mało przystępna. Przy pierwszym podejściu wydawało się, że trzeba było nie lada wiedzy o awangardowym metalu, by okiełznać to stylistyczne szaleństwo i nauczyć się w końcu poruszać po tych labiryntach fascynujących dźwięków. Był to jednak miraż, poniewaz w tej kwestii od poprzedniego albumu nie zmieniło się wiele i wciąż formacja wciskała na chybił trafił wszelkie dziwne patenty, aby taki swój fałszywy obraz w świadomości odbiorcy ugruntować. Były więc: jazzowe aranżacje, pełne dysonansów riffy, super techniczne zagrywki, motywy na melotronie - ale kiedy przychodziło do złożenia tego wszystkiego w artystyczną całość, nie potrafiono udanie operować tymi dziwacznymi zmianami metrum i tworzono morze chaosu w negatywny słowa znaczeniu. Do takiego granie o nieokreślonej formie trzeba była jakiegoś narzędzia kontroli jak specyficzna atmosfera lub organiczna melodia, aby utrzymać efekt w pełni angażujący. Błyszcząca technika była ciekawa, ale jej magia szybko się kończyła, a słuchacz pogrążał się w głębinach tego wysoce wykalkulowanego, klinicznego i sterylnego bałaganu. Ekipa robiła wszystko co w ich mocy, aby stworzyć dezorientujący pejzaż dźwiękowy jazzowego awangardowego blacku, lecz stworzyli dysharmonijny koszmar - przykładowo piekielną serię amelodyjnych uderzeń w fortepian przy pozornie wolnych rytmach perkusyjnych i atonalnym basie. Imperial Triumphant obrał sobie jakby za cel granie pojedynczych nut co sekundę. Jaka była wartość ciszy w tym wszystkim udowadniały introspekcyjne momenty w stylu werblowe outro w Atomic Age czy fortepianowego intro w Transmission To Mercury, ale zaraz wrzucano osiem męczących minut niezrozumiałego nonsensu. Wydany rok wcześniej album Love Exchange Failure white Ward został wśród maniaków awangardowego blacku oceniony wysoko, gdyż łagodne melodie saksofonu nie dodawały na siłę nowego wymiaru do atmosferycznego blacku, a jedynie wypełniły przestrzeń o której wcześniej wielu fanów nie wiedziało, że była pusta. Imperial Triumphant postapił dokładnie odwrotnie, zaśmiecając każdą przestrzeń tak wieloma improwizowanymi dźwiękami, grzechoczącymi brzękami i piskami, że im dłużej to trwało, tym bardziej wyczekiwało się na moment uspokojenia. Każdy koeljny utwór wprowadzał nowy element dźwiękowy, który celowo kłócił się z tym co zespół robił dziesięć sekund wcześniej. Końcowy efekt był sprytnie stworzony, aby swoim chaosem zaintrygować pokaźną liczbę fanów szukających dziwact i brodatych hipsterów palących fajki. Uważni fani jednak byli w stanie odróznić artyzm prawdziwej awangardy od dość diabolicznego produktu, który podskórnie zawierał tylko niespójne i pretensjonalne granie "na pałę".
[10] kroczył tą samą ścieżką i nadał wciskał słuchaczom free jazz - czyli taki, w którym nie było barier, które można by przekroczyć. Ale ponownie, zamiast awangardowy black i jazz istnieć jednocześnie, stały jakby obok siebie, zanim muzycy wrzucali to wszystko do jednego kotła i mieszali nerwowymi ruchami bez idei przewodniej. Pojęcia "tematu" i "improwizacja" istniały wespół z takimi jak "riff" czy "blast". Słyszalne były śmielsze próby nadania utworom większego patosu, który wysuwał się na pierwszy plan za sprawą zmiany podejścia do instrumentów pobocznych (smyczki w Merkurius Gilded), nachodzące na siebie wokale (Metrovertigo) czy użycie imitujących mały chór wielogłosów (Tower Of Glory, City Of Shame). Te ozdobniki nie sprawiły jednak, że nagle granie Imperial Triumphant nabierało filmowego charakteru czy niosło ze sobą jakąś historię - nie, to wciąż był chaos na kółkach. Dalej dominowały bowiem suche i rwane rytmy gitary, coś przypominającego growl i kompletnie wolna amerykanka perkusisty. Przykładowo w Death On A Highway pojawiał się deathmetalowy riff, aby za chwilę wprowadzić jazzową improwizację na podstawie "metalowo" wyprodukowanego basu. By jeszcze bardziej doprowadzić wszystko do teoretycznego absurdu, do studia nagraniowego zaproszono gości jak Alex Skolnick z Testament, Denis Bélanger z Voivod czy saksofonista Kenny G.. Przy całym technicznym kunszcie tej muzyki, nie dawało się jej pokochać. Początkowe uczucie obcowania z czymś niesamowitym - utkanym z dysonansów black/deathem, rozstrajającego jazzu i osadzeniem tego w niepokojącym blichtrze Nowego Jorku - szybko mijało i już nie wracało, nawet przy dość enigmatycznie wysokim poziomie niepokoju i muzycznego szaleństwa.
Zachary Ezrin grał w symfoniczno-blackmetalowym Folterkammer (Die Lederpredigt w 2020 i Weibermacht w 2024). Wszędobylski Alexander Cohen bębnił w Epistasis (EP-ka Light Through Dead Glass w 2014 i EP-ka Cloak Of Heavens w 2023), Involuntary Convulsion (EP-ka Tempus Edax Rerums w 2016), Belltower (Hereafter w 2017), Pyrexia (Unholy Requiem w 2018), Karnage (EP-ka Karnage Inc. w 2016), Aeolian Winds (Epicedium w 2019), Reincremated (The Impossible Suffering w 2022), Embodied Torment (EP-ka Archaic Bloodshed w 2023) i Contrarian (Sage Of Shekhinah w 2023). Erik Malave grał w Seputus (Man Does Not Give w 2016 i Phantom Indigo w 2021).

ALBUM ŚPIEW, GITARA BAS PERKUSJA GITARA, WIOLONCZELA
[1] Zachary Ezrin Naargryl Fjellkrieger Maelström Amarok Myrvandr
[2] Zachary Ezrin Naargryl Fjellkrieger Alexander Cohen Amarok Myrvandr
[3] Zachary Ezrin Erik Malave Alexander Cohen -
[4] Zachary Ezrin Erik Malave Alexander Cohen / Kenny Grohowski -
[5] Zachary Ezrin Erik Malave / Steve Blanco Alexander Cohen / Kenny Grohowski -
[6] Zachary Ezrin Erik Malave Alexander Cohen / Kenny Grohowski -
[7-12] Zachary Ezrin Steve Blanco Kenny Grohowski -

Alexander Cohen (ex-Hung, Pyrrhon), Erik Malave (Pyrrhon), Kenny Grohowski (ex-Nevereven, ex-Hung)

Rok wydania Tytuł
2008 [1] Summons To War EP
2010 [2] Obeisance EP
2012 [3] Abominamentvm
2013 [4] Goliath EP
2015 [5] Abyssal Gods
2016 [6] Inceste EP
2018 [7] Vile Luxury
2020 [8] Alphaville
2021 [9] An Evening With Imperial Triumphant (live)
2022 [10] Spirit Of Ecstasy
2018 [11] A Night In Tunisia: Covers Collection EP
2025 [12] Goldstar

          

          

Powrót do spisu treści