Hiszpańska grupa powstała w 2004 w Madrycie. Zadebiutowała dwoma demówkami: "Spirit Of Earth" w 2005 i "Dawn Of Misery" w 2007. Pełnoprawny debiut nagrany dla wytwórni Santo Grial Records wypełnił metal szczery i prosty, osadzony w XX-wiecznej stylistyce bojowego rycerskiego heavy/power, podkolorowany dodatkowo południowoeuropejską ekspresją i swobodą wykonania. Pełny przekonania głos Cordóna był głośny i wyeksponowany, ale płytę zdominował gitarzysta Daniel Martin, serwując energicznie powermetalowe riffy. Skromne klawisze ograniczono do roli tła. Najlepiej wypadły: bojowy Hero, nieco bardziej tradycyjny My Little Butterfly z dobrym motywem gitarowym i nośnym klasycznym refrenem oraz Rotten Cross w stylu dumnych metalowych hymnów lat 80-tych. Przy całym przywiązaniu do tradycji, In Vain potrafili wykrzesać zaczątki własnej tożsamości, przy okazji tworząc atrakcyjne refreny, jak w Lightning Rider czy epickim Dancing In The Light. Hiszpanie nie udawali nikogo, co udowadniali z entuzjazmem nawet w mroczniejszym Black Sands, w którym powermetal zmieszano z tradycyjnym heavy, dając więcej przestrzeni klawiszowym orientalnym ozdobnikom. Interesującej muzyce towarzyszyła soczysta produkcja, daleko od garażowych surowych imitacji lat 80-tych lub rozmytych gitar z kartonową perkusją.
[2] po skromnym intro natychmiast dewastował power/speedowym kapitalnym War Machine w stylu amerykańskim, z nieoczekiwaną wolniejszą partią gitarowo-klawiszową. Tego świadomego pędu było więcej, jak w potężnym surowym In Death We Trust z serią niemal slayerowych riffów. Sporą ilością mroku nasycono utrzymany w średnim tempie Into The Abyss 1, zrobionym według amerykańskiej receptury ciężko grających grup z lekko progresywnym zacięciem. Ciekawym zabiegiem było rozdzielenie obu części Into The Abyss pirackim Ghost Galley opartym na zagranym z nieprawdopodobną energią zestawie klasycznych riffów Running Wild z własnym muzycznym szlifem w refrenie. Into The Abyss 2 zamiast ciemności stawiał na porywający melodyjny heavy/power tym razem w tradycji europejskiej z dodatkowymi speedowymi atakami na wzór szwedzkiego Enforcer z debiutu. Zupełnie z innej bajki prezentował się Sun Hunters z groove-southernowymi akcentami niczym we Flotsam & Jetsam. W klasycznie rycerskim Sons Of Truth nowość stanowiły wplecione na dalszym planie klawisze - zresztą te parapetowe ubarwienia przewijały się przez wiele numerów - gdzieś w oddali, niby odsunięte, a jednak zwracające na siebie uwagę, intrygujące i klimatyczne. Znakomitym killerem był niezwykle melodyjny Far From Home z klimatycznymi zwolnieniami i eleganckimi przyspieszeniami. Mix niemieckiego i hiszpańskiego stylu występował w pompatycznym Through Hell To Paradise z rozpaczliwymi gitarami. In Vain zagrali całość z wielką pewnością siebie, serwując po raz kolejny metal interesujący, treściwe solówki gitarowe i dopasowany wokal Daniela Cordóna, który wiedział jak krzyknąć i zaśpiewać w tradycyjny heavy metalowy sposób. Produkcja była rewelacyjna - gitary cięły niczym brzytwy, metaliczny bas był doskonale słyszalny, a wokal naprzemiennie lekko cofnięty i zdecydowanie wysunięty na plan pierwszy (w zależności od tego w jakim podgatunku grali w danym momencie). Kwintet potwierdził, że udany debiut nie był tylko efektem jednorazowego spłynięcia geniuszu.
[3] nagrano już bez klawiszy. Krążek niby zawierał podobne dumne melodie i w dodatku potężniej zagrane, ale nie miał w sobie przebojowości i fantazji dwóch poprzedników. W przykładowym Dragon Huntress niepotrzebnie silono się na ataki niemal na wzór amerykańskiego power/thrashu - zabrakło iberyjskiego ciepła i lekkości. Podobne granie nie przeszkadzało wydobyć pompatyczną epickość w From Your Cradle To My Grave, ale znów perkusja była nazbyt thrashowa. Pozostał w zasadzie jedynie dramatyzm solówek, jak zawsze wspierających Cordóna niezależnie od mocy ryczących gitar. Akustyczny southernowy wstęp zwiastował power/speedowy Serenity Valley, niestety z prymitywnymi ścieżkami wokalnymi - pomysłem na tą płytę była kontrolowana brutalność. Ten sam chwyt zastosowano w King In The North - numerze heroicznym, pełnym drapieżnego pędu. The Ballad Of Lucifer żadną balladą nie był i to raczej mocniejsze wyrażenie kwadratowego niemieckiego heavy/power spod znaku Grave Digger. W Guardian Angels grupa próbowała siać zniszczenie w stylu amerykańskim, grając szybko i obruszając na słuchacza moc ciężkich riffów w stylu ekip zza Oceanu grających melodyjniejszy heavy/power/speed. W Pipa`s Song przez chwilę tańczono w obłędnym tańcu celtyckiego folku, ale ostatecznie kawałek zbliżał się do klasycznego heavy zagranego z większą mocą. Na koniec posępna opowieść The Last Waltz - po części balladowa i rozbudowana o agresywne motywy, ale też zawierająca true metalowe partie z chórkami. Nietypowy finał mało udanego krążka, który był zbyt mocny dla szerokiej rzeszy fanów rycerskiego i melodyjnego power oraz heavy/power hiszpańskiego.
Wieloletni gitarzysta Daniel Blanco Martin odszedł i [6] nagrano już z jego następcą Julio Abadią. Otwieracz Story Of A Lie stawiał znów na ciężkie i mocne zwrotki o cechach heavy/power/thrashowych i rozpoznawalne refreny w stylu epicko-heroicznego metalu. Grupa dalej stawiała zatem na granie ostre i surowe, tworząc swoje melodie wokół posępnych gitar, których brzmienie trudno było uznać za wygładzone. Szybsze numery wypadły zaiste bojowo dzięki zdecydowanym atakom obu gitarzystów oraz wokalowi Cordóna, który nie silił się na nadmierną brutalność extreme metalu. The Blind Man trochę wytracał się po pełnym powermetalowego pędu obiecującym początku, ale to także bardzo udana kompozycja. Kiedy drapieżność brała górę, to zwrotki The Force Of Thunder były nieco za ostre, ale kontrapunkt z melodyjnym epickim refrenem udany. Brutalniejszym numerem był Back To Nowhere z kolejnym rozległym refrenem i formacja do perfekcji opanowała zderzanie różnej motoryki i przeciwstawnych gatunkowo melodii. Niepowstrzymana nawałnica w kapitalnym Metal Enlightenment, po raz kolejny wybornie łączącym epicki refren z nieustannymi heavy/powerowymi atakami gitarzystów. Pod koniec krążka wrzucono dwa utwory dłuższe. The Last Breath Of Freedom to fantastyczny przykład powermetalu w niemal czystej postaci, z ogromną dynamiką gitar, chórkami w tle oraz klimatycznym wstępem. Porywająca część instrumentalna stanowiła popis całego kwartetu. Dreaming Awake rozpoczynał się akustycznie, a potem sunął heavy metal poruszający i monumentalny w stylu Manowar, choć pewnie w ogólnym kształcie jednak bardziej europejski. Gitarzyści dołożyli solówkami patosu, a miarowa perkusja - doskonałej rytmiki. Wszystkie atuty zespołu zostały zachowane, także brzmienie utrzymano na zasadzie "sharp & clear".

ALBUM ŚPIEW, GITARA GITARA KLAWISZE BAS PERKUSJA
[1] Daniel Cordón Daniel Blanco Martin Pablo Fernández Usama Abou-Kneder Teodoro Seoane
[2] Daniel Cordón Daniel Blanco Martin Pablo Fernández Mario Arredondo Teodoro Seoane
[3-5] Daniel Cordón Daniel Blanco Martin - Mario Arredondo Teodoro Seoane
[6] Daniel Cordón Julio Abadia - Mario Arredondo Teodoro Seoane


Rok wydania Tytuł TOP
2009 [1] Of Gods And Men
2012 [2] In Death We Trust #12
2014 [3] The Little Things That Matter
2017 [4] IV
2021 [5] All Hope Is Gone #1
2024 [6] Back To Nowhere #15

          

Powrót do spisu treści