Szwajcarska grupa założona w kwietniu 1987 w Sionie przez Vorphalacka (ur. 7 stycznia 1969). Nazwę zaczerpnęła od imienia anioła śmierci z tradycji żydowskiej, jednego z siedmiu wysłanników Boga na świecie, któremu służą dwa miliony aniołów. W księgach Kabały, Samael określany jest jako surowość Boga i uosobienie jego gniewu. Już w 1988 zespół nagrał swoją pierwszą demówkę "Into The Infernal Storm Of Evil" - Vorphalack zagrał w czterech utworach właściwie sam z pomocą perkusisty Pata Charveta (grającego pod pseudonimem Pat de Novarré de Navarre). Kolejna taśma "Macabre Operetta" z lipca 1988 (zadedykowana Charlesowi Mansonowi) także nie przebiła się do szerszej świadomości. W grudniu 1988 pod szyldem wytwórni Necrosound wydano EP-kę Medieval Prophecy, na której za bębnami zasiadł po raz pierwszy młodszy brat Vorpha - Xytras. Trafił tutaj m.in. cover Hellhammer The Third Of The Storms. Punktem zwrotnym była demówka "From The Dark To Black" z grudnia 1989, która spodobała się szefom dopiero co założonej francuskiej wytwórni Osmose Productions. 1 kwietnia 1991 ukazał się debiutancki krążek z okładką autorstwa Dominique Langa oraz logo samego Vorpha. Na krążek złożyło się dziesięć utworów osadzonych w surowych, ciężkich i mrocznych klimatach Klawiszowy wstęp wprowadzał w tajemniczy nastrój, który po chwili przeradzał się w ciężki riff Sleep Of Death, osnuty szybką perkusją i świetnie wplatającym się w całość wokalem. W Worship Him zabrakło partii syntezatora, ale bracia nadrobili to bardziej "opanowanym" riffem i zróżnicowanym tempem linii melodycznej. Z kolei Morbid Metal był szybszy, nadający się niemal do dzikiej zabawy, z robiącą wrażenie środkową częścią, w której za pomocą najprostszych dźwięków wytworzono aurę "absolutnej satysfakcji". Niby banalnym riffem rozpoczynał się The Black Face, lecz po krótkiej pauzie przeradzał się w zabójczą podróż ze zdumiewającą solówką. Messanger Of The Light zwracał uwagę nietuzinkowym przesterowanym głosem Vorpha. Po niespodziance w postaci klawiszowej miniatury Last Benediction przywodzącej na myśl gotyckie pieśni sakralne następował końcowy The Dark z zadziorną gitarą, będący definicją tego albumu. W ramach jednego kawałka zawarto wolne partie gitar i perkusji, galopady porywające słuchacza w wir nie zawsze do końca zrozumiałych, ale za to szaleńczych dźwięków oraz delikatne klawisze, zupełnie niespodziewanie występujące w końcówce. Ten pierwotny styl zapewnił Szwajcarom na starcie liczne grono fanów, którzy potem wyklęli zespół za elektroniczny romans. Ten krążek emanował złowieszczym klimatem i na odległość ział ogniem potępienia. W odróżnieniu od norweskiego black metalu, Samael zagrali wolniej przez co ich muzyka faktycznie wydawała się diabelska. Teksty orbitowały oczywiście wokół Szatana i oddawanemu mu uwielbienia. Debiut dziś brzmi może nieco archaicznie, ale wówczas dowiódł, że oto narodziła się formacja, która zdobędzie wielu akolitów ciemności. Samael ruszył na tournee, grając 19 i 20 sierpnia 1989 dwa koncerty w Polsce.
Po zatrudnieniu basisty Masmiseima, podpisano kontrakt z Century Media i w rezultacie doszło do współpracy z producentem Waldemarem Sorychtą. Wszystko zaowocowało 1 grudnia 1992 wydaniem [2]. Muzycy poszli za ciosem i powstał kolejny album, na którym aż roiło się od wolnych, doomowych wręcz riffów, zwłaszcza w pierwszej części płyty. Podstawowy wyznacznik "blackowości" tworzyły jak wcześniej: skrzeczący wokal Vorpha, mroczny klimat nagrań mający sporo wspólnego z pierwszymi nagraniami Celtic Frost, w końcu teksty odwołujące się do wątków satanistycznych i okultystycznych. Samael stawiał na marszowe tempa, które przeplatał konkretnymi zwolnieniami - zresztą z doom metalem mogła również kojarzyć się warstwa gitarowa, masywna i pełna piłujących zagrywek. Zabrakło tylko solówek, których Vorph "programowo" nie pisał. Okazjonalnie pojawiły się spokojniejsze fragmenty, w tym akustyczne i pozbawione przesteru, najmocniej wyrażonymi w najdłuższym Macabre Operetta. Klimatu dodawał również wyraziście brzmiący i odróżniający się od linii gitar bas Masmiseima, a także okazjonalne wstawki klawiszy Xytrasa. Syntezatory występowały przede wszystkim w trzech zwięzłych i mających charakter stylistycznych odmieńców utworach: Epilogue, Since The Creation oraz Total Consecration - ten ostatni miał charakter bluźnierczej inwokacji do Pana Ciemności. Gra Xytrasa na bębnach była dość zróżnicowana i chyba najlepsza w całej historii Samaela. Brzmienie cechowało się dużą surowością i brakiem technologicznych fajerwerków, ale było wystarczająco wyraziste w prezentacji gry poszczególnych instrumentów.
Album zawierał ambicjonalne wycieczki w nieznane, jednak nie w takim stopniu co płyty norweskich blackmetalowców. Słychać to już było w marszowym i świetnym riffowo Beyond The Nothingness, który mimo nieszablonowej struktury nie był przesadnie skomplikowany. Większe wrażenie robił bujający i ciężki Poison Infiltration, szlifujący oryginalność blackowej stylistyki Szwajcarów. Piosenkową strukturę posiadały doomowe After The Sepulture oraz Bestial Devotion. Największe wrażenie pozostawiały jednak dwa kolejne utwory - wpierw ambitny Macabre Operetta - niby doomowy przy pierwszym kontakcie, lecz z racji zmiennych aranżacji oraz atmosferycznych dodatków, wychodzacy poza ten styl - a następnie długi i wielowątkowy With The Gleam Of The Torches. Surowy blackowy kierunek został podtrzymany, ale uwagę zwracały prostsze motywy, zapowiadające już bardziej klimatyczny kierunek, w którym Szwajcarzy podążyć mieli w kolejnych latach. Choć nie cechował się przesadną ekstremalnością czy szybkością, [2] znalazł licznych naśladowców, szczególnie wśród środkowoeuropejskich wykonawców zw rodzaju Necros Christos, Pandemonium czy Christ Agony. Do historii przeszła też narracja między kapłanem a stowarzyszeniem w With The Gleam Of The Torches: "Wszystko gotowe, idźcie i zdobądźcie dla mnie świeże mięso, jesteśmy spragnieni świętego ochłapu, pośpieszcie się, nie ma czasu!"). Samael kontynuował własny black metal, którego nie można było pod żadnym pozorem wpychać do norweskiego kotła. To była zupełnie inna wizja sławienia Piekła na tle zupełnie innego ascetycznego brzmienia.

Od lewej: Xytras, Rodolphe, Vorph, Masmiseim
Przełomem w karierze Samaela był niewątpliwie [3], wydany 28 lutego 1994, ze słynną okładką autorstwa Erica Vuille, przedstawiająca zakrwawioną odciętą głowę Chrystusa nabijaną ćwiekami. To ona własnie spowodowała, że zabroniono grupie wstępu choćby do katolickiej Irlandii. Choć już wcześniej zespół przejawiał swoją odmienność, to niewielu spodziewało się, że ekipa wypłynie na szersze wody i stanie się jednym z najważniejszych reprezentantów gatunku. Album stanowił ogromnym przeskok od etapu poszukiwania własnego stylu do prawdziwego świata muzyki. Muzyka stała się bardziej dynamiczna i wyrazista, a jednocześnie lżejsza i melodyjniejsza. Formacja zaczęła śmielej wykorzystywać klawisze (zagrał na nich Rodolphe H.), a mimo prostoty aranżacyjnej, wpleciono w kawałki sporą nutę dostojeństwa. Trio skoncentrowało się przede wszystkim na budowaniu niesamowitego klimatu, szczerego do szpiku kości i jednocześnie demonicznego. Utwory emanowały aurą buntu, jadu i nieokiełznanej furii, a na ten dźwiękowy kolaż znakomicie nakładał się nawiedzony wokal Vorpha, oscylujący w blackowych kanonach, aczkolwiek daleki od obłąkanego ekstremizmu. Było to jedyne w swoim rodzaju mroczne misterium, suita na cześć nocy i zjawiskom jej towarzyszącym. Biorąc pod uwagę wielowymiarowość nurtu blackmetalowego, Samael nadal mieścił się w jego rejonach, ale trudno było doszukiwać się podobieństw z norweskimi standardami. Ujawniło się też klasyczne wykształcenie muzyków, którzy w partie kalwiszy wsamplowali fragmenty utworów takich klasyków jak Musorgski czy Ravel. Wspomniane syntezatory miały charakter dość złowieszczy i teatralny, co przypominało pomysły stosowane przez słoweński Laibach. W niektórych fragmentach aranżacje klawiszy przybrały industrialny odhumanizowany charakter, co stanowi zapowiedź kierunku, w którym stylistyka Samaela podąży ćw miała w przyszłości. Oprócz klasycznego doomowego riffowania i blackowego piłowania, Vorph w sferze riffów sięgnął do bardziej nowoczesnych brzmień i aranżacji. Wsparcie dla gitar tworzyła konkretnie mocarna perkusja Xytrasa - wprawdzie partie bębnów nie były aż tak dobre jakościowo jak te z [2], jednak w dalszym ciągu zdziwienie słuchacza może budzić fakt przerzucenia się w kolejnych latach przez Xytrasa z perkusji na klawisze i programming. W sferze wokalnej Vorph poza złowrogim skrzeczeniem próbował po raz pierwszy deklamować teksty czystym głosem. Zespół skrócił czas trwania kompozycji, co wyszło płycie na dobre. Intensywne gitarowe granie najsilniej dało się odczuć w Black Trip oraz zdominowanym przez chwytliwą melodykę Celebration Of The Fourth. Więcej dźwiękowej przestrzeni zawarto w marszowym zbasowanym Son Of Earth, jak również w zaskakująco różnorodnym rytmicznie Till We Meet Again. Wsparty ciekawymi samplami Mask Of The Red Death stanowił pierwszy flirt Samaela ze stylistyką militarnego industrialu, a takie granie w wersji bardziej melodyjnej kontynuowano w Baphomet`s Throne. Miłośnicy perkusyjnej intensywności mogli poczuć się usatysfakcjonowani konkretnie dociążonym Flagellation - w zasadzie najbliższego stylistycznie dwóm pierwszym płytom. Leniwie płynący Crown oraz bogaty klawiszowo Ceremony Of Opposites to pełna prezentacja nowego nastrojowego oblicza zespołu. [3] udowadniał, że siarczysty piekielny klimat oraz dźwiękowa wściekłość niekoniecznie musiały iść w parze z ultraszybkimi tempami i gitarową agresją. Szwajcarzy uzyskali ten efekt operując w wolniejszych rytmach, przy pomocy klimatycznych ozdobników. Formacja ukazała metalowemu światu swoją kreatywność i potrzebę rozwoju, a bluźnierstwo w tekstach nie było prostackim efekciarstwem, lecz próbą wyrażenia frustracji beznadzieją otaczającego świata i zamieszkującej go ludzkości. Poruszono wątek biblijnego zakłamania, nazywając to "rządami strachu, wojny, ciszy i rezygnacji pod kontrolą księgi kłamstw". Muzycy podkreślili swój sceptycyzm co do awykonalnych zasad Pisma w czasach, kiedy przeciętny człowiek musiał dbać przede wszystkim o siebie.
[4] stanowił pomost między tradycją wcześniejszych dokonań grupy, a nowatorstwem, które przyniósł wydany w rok później [5]. Oczywiście nie było tu jeszcze mowy o odważnych elektronicznych eksperymentach, ale pewne momenty niewątpliwie zapowiadały zmiany, przede wszystkim niepokojący Static Journey. Jako całość EP-ka stanowiła raczej niedopowiedzianą część [3], z podobnym klimatem, niepodrabialnym brzmieniem gitar i ezoterycznym posmakiem. Ten ostatni był zasługą przede wszystkim klawiszowca Rodolphe, którego pomysły chyba przypadkiem przypominały te zastosowane przez Moonspell na Wolfheart (oba albumy wydano odpowiednio w maju i czerwcu 1995). Najwięcej nowinek pojawiło się w ścieżkach wokalnych Vorpha, który nie stronił od laibachowo-rammsteinowych melodeklamacji. Xytras serwował nieszablonowe pomysły na przejścia czy mniej typowe nabicia - mając na względzie, że EP-ka była ostatnim materiałem Samaela, na którym można usłyszeć tradycyjną perkusji, pożegnanie Xytrasa z tym instrumentem wyszło naprawdę nieźle. Inna sprawa, że miejscami pojawiały się już odważnie perkusyjne sample i sztuczna rytmika automatu.
Tytułowy Rebellion to zapowiedź kierunku, w którym Samael podążyć miał już rok później. Nastawiony raczej bujająco After The Sepulture z [2] ustępował jakościowo zdecydowanie nowej wersji Into The Pentagram z debiutu - kompozycja udowadniała, że zespół ciągle się zmieniał i rozwijał swoją muzykę. W pełni stylistyczne nowinki pokazywał powolny cover Alice`a Coppera I Love The Dead, który można nazwać pierwszą zespołową balladą, do tego w intrygujący sposób niskim głosem zaśpiewaną przez Vorpha. Klimatyczne granie z dominującą rolą klawiszy z kolei niósł ze sobą instrumentalny Static Journey - hołd dla militarnych, marszowych i lekko elektronicznych dokonań Laibach. Kawałek był zdecydowanie za długi i te sześć minut rozbijało spójność [4], nie mówiąc już o 13-minutowej drugiej wersji odśpiewanej po niemiecku.
W karierze niemal każdego zespołu nadchodzi moment przełomowy, który dzieli dotychczasowych fanów na dwa opozycyjne obozy. W przypadku Samaela tym przełomem był niewątpliwie [5], który otworzył wrota do nieznanych dotąd rejonów muzycznej ekspresji. Dziś łączenie metalowych brzmień z chłodem elektroniki już nikogo nie dziwi, takie zjawiska w metalu są na porządku dziennym. Jednak w 1996 taki eksperyment wydawał się czymś niezwykłym, może nawet nieco niedorzecznym i kontrowersyjnym. Zresztą pewne wątpliwości pozostały do dzisiejszego dnia. Byli tacy dla których Samael przestał istnieć po wydaniu tej płyty, nie akceptujący fascynacji technologiczymi nowinkami. Mimo wszystko jednak Samael, choć zmienił nieco swe dźwiękowe oblicze, nie zatracił szczerości przekazu i oryginalności. Momentami powstawało nawet wrażenie, że to właśnie na [5] Szwajcarzy odnaleźli swoją tożsamość i pokazali czym jest nowatorstwo w muzyce. Ten album w niepojęty sposób zacierał granicę między metalowym ciężarem, a elektronicznym zimnem. Dwie opozycyjne względem siebie stylistyki nie konkurowały ze sobą o palmę pierwszeństwa, a wzajemnie się uzupełniały tworząc przedziwne kosmiczne impresje. Podchodzące niekiedy pod industrialne kanony potężne gitary idealnie łączyły się z elektronicznymi przesterami i niezliczonymi partiami klawiszy, imitującymi niekiedy organy i pianino. Do tego dochodził zachrypnięty nawiedzony wokal Vorpha i tajemnicza aura. Czasem nawet przez dźwięki przemknął cień orkiestralności i filmowego napięcia. Wszystkie te elementy stworzyły intrygującą całość na wzór przejścia w sferę astralnych doznań, pozwalającego wędrować po niezbadanych szlakach bezkresnego kosmosu. Xytras zrezygnował z tradycyjnych bębnów i całkowicie skupiłc się na programowaniu automatu perkusyjnego. Podobały się zwłaszcza Rain, Jupiterian Vibe oraz Moonskin z delikatnym pianinem, spokojnym śpiewem i ciekawą melodią. Była to nowatorska wartość muzyczna oparta na głębokich tekstach skupiających się na jednostce. Jeśli był to czysty LaVey-owski satanizm to podany w olśniewającej oprawie, deklasującej konkurencję w tamtych czasach. Jako jeden z pierwszych, krążek skutecznie przełamał bariery black metalu i nadał temu gatunkowi nowej jakości - bo jeśli jeszcze był to black to nad wyraz wizjonerski i niepodrabialny. Jeśli komuś wydawało się, że [5] był w karierze Samaela jedynie mało zobowiązującym eksperymentem, musiał pozbyć się złudzeń po wydaniu [6]. EP-ka okazała się bezlitosna dla miłośników pierwotnej twórczości ekipy, gdyż elektronika na dobre zadomowiła się w jej instrumentarium. Jak na ironię trudno było oprzeć się wrażeniu, że dopiero po eksperymentalnej metamorfozie Samael w pełni otworzył wrota do muzycznego nowatorstwa, do którego przez dłuższy czas dążył. Kosmiczna elektronika bliska techno (odważny From Malkuth To Kether) została tutaj jeszcze śmielej wyeksponowana niż na poprzedniku. Samael zaczął balansować na krawędzi uwielbienia i nienawiści - istniało spore ryzyko, że ci, którzy "przełknęli" ostatni album, niekoniecznie musieli zaakceptować zawartość EP-ki. Tym bardziej, że Samael odważył się nagrać raz jeszcze utwory znane z [3] w nowej konwencji. Można było zarzucić Szwajcarom odcięcie się od szatańskiej przeszłości i komercjalizację, ale nie można było odmówić oryginalności i konsekwencji.

Od lewej: Xytras, Makro, Masmiseim, Vorph
O ile [5] był przejściem do nierealnej rzeczywistości i kluczem do wrót bezkresnych, o tyle [7] stanowił podróż ku kosmicznym otchłaniom nieskończoności. Intrygowały ciężkie przesterowane gitary spod powłoki których przenikał elektroniczny chłód, nadający płycie przestrzeni i nowej głębi. Znalazło się również jeszcze więcej miejsca dla melodii. Partie wokalne Vorpha były bardzo zróżnicowane - od przesterowanych po charakterystyczne chrypki i drapieżny skrzek. Była to wyprawa przez niezbadane ścieżki mistycznego uniwersum, udana artystyczna podróż przez wieczność. Otwierający Year Zero czy potężnie brzmiący The Cross potwierdzały klasę zespołu prezentując szeroką gamę futurystycznych dźwięków. Niestety do wyjątkowości zabrakło jednego. Był to album nierówny - obok naprawdę genialnych utworów znalazły się utwory słabsze, by nie rzec gnioty. Materiał nie tworzył spójnej całości i ostre słowa krytyki pojawiły się pod adresem braku konsekwencji. Powstał krążek, który byłby pewnym wyznacznikiem nowej jakości, gdyby był zdecydowanie lepszy. Tym bardziej, że Samael udowodnił, że mocny futuryzm stał się dodatkowym atutem kapeli, z którego nie skorzystano do końca.
Wydany po pięciu latach przerwy [8] okazał się olbrzymim rozczarowaniem. W formacji pierwsze skrzypce przejął Xytras, który totalnie zindustrializował Samaela. Wszystko opierało się na sztucznym brzmieniu syntezatorów, które zepchnęły na dalszy plan gitarowe riffy, a o solówkach można było tylko pomarzyć. Na uwagę zasługiwały tylko Moongate oraz Reign Of Light, ale nawet je odarto z metalowych nut. Szwajcarzy nagrali zachowawczy materiał i zamiast wyprzedzić swoją epokę jak to zwykle czynili, postanowili się w niej zatrzymać. Był to krok w tył, a o żadnym zaskoczeniu czy rewolucji mowy być nie mogło. Co z tego, iż pojawiło się więcej linii melodycznych czy orientalne smaczki, ale wystarczyło posłuchać singlowego Telepath by za wypadek przy pracy uznać pseudofilmowe napięcie niezbyt komponujące się z mocnym uderzeniem, schowane gitary i eksperymentalne makabreski. Był to ogromny zawód, przerażał brak samego pomysłu na granie. [9] zawierał materiał dotąd niepublikowany. Pierwszy krążek wypełniło dziesięć elektronicznych kawałków nagranych w 2002 i zremixownaych w 2005. Na drugą płytę weszło dziewięć instrumentalnych utworów w stylu elektro-ambient. Generalnie składanka brzmiała niczym odarty z wiodących gitar Samael. Mimo to, nietrudno było odgadnąć czyja to muzyka, kiedy słychać było podejście do aranżacji, kosmiczny klimat znany z [7] z domieszką orientalizmów wyeksponowanych na [8].
[10] rozpoczynał się numerem tytułowym z dużą dawką melodii i przebojowości. Promised Land nafaszerowano elektroniką i właściwą tylko dla Samaela dynamiką. Zaskakiwał singlowy Slavocracy, w którym słychać było robotę Waldemara Sorychty. Oddech i chwilę zwolnienia przynosił orientalnie zabarwiony Western Ground, nawiązujący do motywów zastosowanych na [8]. Powrotem do energicznego grania był On The Rise z agresywnym początkiem i "passage`owym" refrenem. Suspended Time czerpał ze stylistyki [7] i dopiero refren z gościnnym udziałem Vibeke Stene z Tristanii, przypominał o nowym obliczu Szwajcarów. Wstęp Ave kojarzył się z Tribes Of Cain, a rozwijał się w stylu [5] z przytłaczającą mroczną atmosferą, powolnym tempem i symfonicznymi klawiszami. Mimo udanej kontynuacji stylu krążek rozczarowywał - fani oczekiwali kolejnego pokazu wizjonerstwa, następnego kroku w nieznane, a otrzymali swoistą mieszankę ostatnich trzech krążków zespołu. Na albumie brakowało "powietrza", brzmienie było zbyt masywne, a muzycy nie pozwalali sobie na więcej luzu.
Ostatnie lata upłynęły dla Samaela pod znakiem metalu nasączonego potężną dawką elektroniki, a niektórzy zdążyli już grupie przyczepić etykietę industrial metalu. Nie dało się ukryć, że blackowe oblicze zespołu bardzo odbiegło od przyjętych standardów. [11] miał stanowić powrót do korzeni, ale od czasów [7] zespół grał jedno i to samo - tyle, że na coraz niższym poziomie. Ku zaskoczeniu, tym razem jednak Vorph i spółka dostarczyli zestaw szybkich, agresywnych numerów hołdujących blackowej tradycji. Zdecydowanie było to bardziej gitarowe granie w szybkich tempach. Jednakże swoje piętno odcisnęły też ostatnie wydawnictwa - choć syntezatory towarzyszyły Szwajcarom od dawna, w tym wypadku nowoczesność zmiękczyła moc tego krążka, wprowadzając tu i ówdzie kilka papkowatych melodii. Stylistycznie kawałki kojarzyły się z ówczesnymi dokonaniami Rotting Christ - tyle że Grecy grali ze znacznie większą świeżością. Nie był to materiał zły, ale z tym "powrotem do korzeni" to marketingowo mocno przesadzono.
Xytras wydał solowo nagrany wyłącznie przez siebie album Passage w 1997, na którym zawarł dziesięć elektronicznie przerobionych utworów z [5] i [6]. W 2014 muzyk powrócił z drugim krążkiem Sedunum - wyłącznie instrumentalnym, nagranym z pomocą armii skrzypków.
| ALBUM | ŚPIEW, GITARA | GITARA | BAS | PERKUSJA, PROGRAMMING | KLAWISZE |
| [1] | Michael `Vorph` Locher | Alexandre `Xytras` Locher | |||
| [2] | Michael `Vorph` Locher | Christophe `Masmiseim` Mermod | Alexandre `Xytras` Locher | ||
| [3-4] | Michael `Vorph` Locher | Christophe `Masmiseim` Mermod | Alexandre `Xytras` Locher | Rodolphe `H` Bellina | |
| [5-7] | Michael `Vorph` Locher | Frédéric `Kaos` Miniutti | Christophe `Masmiseim` Mermod | Alexandre `Xytras` Locher | |
| [8-12] | Michael `Vorph` Locher | Marco `Makro` Rivao | Christophe `Masmiseim` Mermod | Alexandre `Xytras` Locher | |
| [13] | Michael `Vorph` Locher | Marco `Makro` Rivao | Thomas `Drop` Betrisey | Alexandre `Xytras` Locher | |
| [14] | Michael `Vorph` Locher | Thomas `Drop` Betrisey | Ales Campanelli | Alexandre `Xytras` Locher | |
Thomas Betrisey / Ales Campanelli (obaj ex-Sybreed)
| Rok wydania | Tytuł |
| 1991 | [1] Worship Him |
| 1992 | [2] Blood Ritual |
| 1994 | [3] Ceremony Of Opposites |
| 1995 | [4] Rebellion EP |
| 1996 | [5] Passage |
| 1998 | [6] Exodus EP |
| 1999 | [7] Eternal |
| 2004 | [8] Reign Of Light |
| 2006 | [9] Era One & Lesson In Magic 1 (kompilacja / 2 CD) |
| 2007 | [10] Solar Soul |
| 2009 | [11] Above |
| 2011 | [12] Lux Mundi |
| 2017 | [13] Hegemony |
| 2024 | [14] Passage: Live (live) |


