Angielski zespół powstały w York w 2013. Wydany niezależnie debiut miażdżył nieoczekiwanie poziomem wykonania i samych kompozycji. To było połączenie Kamelot z czasów The Fourth Legacy, irlandzkiego Old Season i szwedzkiego Falconer. Ten arturiański metal swoją siłę oparł na podobnym sposobie przekazu, uderzającej dostojności i niewymuszonym patosie. Główną broń uderzeniową stanowił wspaniały niski śpiew Perry`ego - na tym krążku był on nieomylny i absolutnie doskonały - niczym połączenie charyzmy Roy`a Khana i elegancji Mathiasa Blada. Facet był wręcz hipnotyzujący w swoim epickim przekazie i jego głos stanowił więcej niż połowę magii. Numery były z najwyższej półki dostojnego i niemal operowego rycerskiego heavy/power. Agresywniejsze zagrywki jak w Merchants Of Menace zostały przedstawione w łagodnych wersjach na tle mniej lub bardziej wyrazistego tła symfoniczno-słuchowiskowego. Sellsword potrafił wyśmienicie galopować, zwalniać i przyspieszać, a wyspiarski duch ulatywał nad materiałem nieprzerwanie ze specyficzną kulturą wykonania. Były tu utwory wywołujące chęć dobycia miecza (The Warrior, Rise And Take Command, Sellsword), bardziej romantyczne (Crossing The Blades, Against The Wind), dramatycznie opowiedziane (Ashen Hand, Hardrada), a nawet ponad 10-minutowy Meet Your Maker. Atrakcyjność wynikała z dynamicznej (ale niczego nie zagłuszającej) sekcji rytmicznej i dwójki wspaniale zgranych gitarzystów swobodnie obracających w każdej stylistyce. Jedynym z nich był Jacek Mazur - szkoda, że nagraniu tego albumu opuścił on Sellsword. Krążek był długi, lecz te 75 minut muzyki nie nudziło ani przez chwilę. Klimat bojowy przeplatał się z bardziej nostalgicznym i refleksyjnym, a Perry potrafił zaśpiewać wszystko, wzbudzając nieustanny zachwyt. Czasem nasuwało się skojarzenie, że to jakiś doskonały nieznany album Iron Maiden z XXI wieku, gdyż kilka numerów w swej konstrukcji i pewnych rozwiązaniach melodycznych przypominały ekipę Harrisa. Pomimo produkcji własnej, całość nagrano znakomicie stosując brzmienie ciepłe i nie za ciężkie, jakby celowo nastawione na ekspozycję wokalisty. Skandalem był fakt, że ten niesamowity zespół, prezentujący tak ekscytującą muzykę, nie spotkał się z zainteresowaniem szefów żadnej wytwórni. Wpisywało się to w pseudo-trend ignorowania młodych zespołów z Wysp Brytyjskich.
Trzy lata niecierpliwego oczekiwania na następcę znakomitego debiutu upłynęło wolno, uzupełnione tylko numerem Into The West w styczniu 2018 (przeróbka utworu z soundtracku z filmu "Władca Pierścieni: Powrót Króla"). Do składu trafili Stephenson i Warner. Jeśli kogoś satysfakcjonowała muzyka w stylu Power Quest to mógł być zadowolony. Dawny Sellsword zniknął, pojawiło się granie dla niewybrednych słuchaczy lukrowanego powermetalu z rycerzami w tle. Zniknęło dumne riffowanie w kapitalnych duetach, powermetalowe natarcia i majestatyczne tempa z 2016. Kwintet postawił na naiwne i nieporadne plany symfoniczne dla grzecznych chłopców. W dodatku tych melodii nie cechowała żadna atrakcyjność, a refreny nie zmuszały do chwycenia za miecz. W zamian zaproponowano ograne motywy i wyeksploatowane do cna melodyjki - nudne, ugłaskane i pozbawione realnej mocy wykonania. Zero oryginalności, prawie zero wkładu własnego w sztampowe aranżacje, zero emocji i klimatu. Większość numerów trwała ponad sześć minut, ale muzyczną treść można było ograniczyć do czterech. Blisko 12-minutowy Blackened Sky drażnił swoją rozwlekłością już po pięciu minutach. Zamiast honoru i topora trafiły na album po prostu rzeczy niegodne arturiańskiego stołu. Solówki gitarowe marne i bez pomysłu, sekcja rytmiczna ospała i niepewna co ma grać. Żal w tym wszystkim fantastycznego (także i na tej płycie) wokalisty Stuarta Perry`ego, rozmieniającego talent na drobne w takim bezbarwnym i miałkim repertuarze. Gdyby nie on, tej płyty praktycznie nie dałoby się słuchać. Znów płytę wyprodukowano kosztem własnym, nadając tym razem całości brzmienie miękkie i płytkie. Sellsword podjął rozpaczliwą próbę dotarcia do mainstreamowej grupy słuchaczy, dla których Power Quest i podobne rzeczy z kręgu ugłaskanego metalu brytyjskiego to najlepsza na świecie muzyka.
Henry Mahy stworzył też jednoosobowy symfoniczno-blackmetalowy projekt Zel Agganor (EP-ka Rise Of The Black Star w 2017).

ALBUM ŚPIEW GITARA GITARA BAS PERKUSJA
[1] Stuart Perry Henry Mahy Jacek Mazur Tom Keeley Alex Brandsen
[2] Stuart Perry Henry Mahy James `Jaymz` Stephenson Tom Keeley Tom Warner

Henry Mahy (ex-Omnicide, ex-Abodean Skye), Tom Keeley / Alex Brandsen (obaj ex-Cryptic Age), James Stephenson (ex-Torment, ex-The Black Stymphalian, ex-Rift)

Rok wydania Tytuł TOP
2016 [1] ...And Now We Ride #1
2019 [2] .​.​.​Unto The Breach

  

Powrót do spisu treści