Amerykańska grupa powstała w 1998 w San Diego. Po przeniesieniu się do Seattle muzycy zrealizowali trzy demówki: "Taste My Demon Seed" w 2000, "Behold..." w 2001 oraz "Give Me Metal Or Give Me Death" w 2003. Wkrótce wydała split z zespołem GutRot "The Gore Of War", na którym Skelator zaproponowali m.in. udaną przeróbkę Manowar Dark Avenger. W skład [2] weszły zremixowane i zremasterowane kawałki z [1] oraz ze splitu, dorzucono również dwa bonusy (Save The Devil oraz She-Ra). Autorem świetnej okładki był Paolo Parente. Większy rozgłos zyskał dopiero [4], na którym formacja pozostała wierna klasycznemu heavy i heavy/powerowi, nieskażonemu nowomodnymi trendami. Po raz pierwszy od wielu lat kwintet przedstawił nowe utwory, stylistycznie niemal żywcem wyjęte z lat 80-tych. Do wszystkiego dorzucono odrobinę szaleństwa, garażowej niechlujności, metalowej prowokacji i wyolbrzymiania w przerysowanej true formie. Płytę skrojono według absolutnie podręcznikowych schematów z odrobiną epickości, ale bez bojowych hymnów, orkiestracji i chórów. Była to muzyka prosta, oparta o atak dwóch gitar, czytelne riffy i zaskakujące długie rozbudowane solówki. Wokalnie Houston od czasu do czasu stosował wysokie ekstatyczne okrzyki, ale sprawiał solidne wrażenie, nie dając się zagłuszyć ani nie przekrzykując instrumentów. Bębny grzmiały na tle dość ostrych gitar, omijających przestery i rozmycia. Same kompozycje nie wybiegały poza standard do jakiego przyzwyczaiły słuchaczy zespoły z lat 80t-ych. Tu i ówdzie pojawiało się szybsze granie, nie stanowiło jednak ono podstawy stylu kapeli. Zabrakło jedynie rasowych killerów epicko-bojowych, choć do tego miana kandydowały Death To All Nations oraz Birth Of Steel. Miejscami chłopaki gubili się jak w Victory (Henry V), w którym po kapitalnym otwarciu numer zmierzał donikąd. Maskę hymnu metalowego przybierał po części Stand Up (For Rock And Roll), zbytnio jednak przypominał skojarzenia z kanadyjskim Thor i graniem dla samego grania. Kopalny metal w amerykańskiej tradycji - solidny, choć bez błysku i trochę wyrachowany.
Coraz bardziej popularny i coraz mniej podziemny Skelator postanowił zarobić w końcu na określenie grupy epickiej na [5]. W znacznej mierze był to koncepcyjny album oparty o literaturę fantasy pióra Michaela Moorcocka, z którą powiązano pierwsze cztery kompozycje. Wolniejszy i dostojny rycerski Gates Of Thorbardin był wyjątkowo udany i udowadniał, że siła grupy nie polegała tylko na pędzeniu do przodu duetu Steinway-R.Houston. Kapitanie pobrzmiewał mix epickości Manowar z rytmiką Judas Priest w powalającym Dream Dictator, w którym na uwagę zasługiwały potężne partie basu i sposób budowania klimatu w części instrumentalnej. Rewelacyjną pierwszą część albumu zamykał niczym nie ustępujący poprzednikom Rhythm Of The Chain, nasuwający na myśl dokonania Judasów z późnych lat 70-tych. Ta saga o Elryku z Melnibone w formie przypominała płyty Virgin Steele, ze sporą ilością interludiów i deklamacji. Umiejętnie budowany klimat rozwijającej się opowieści powracał w surowym i dumnym Elric: The Dragon Prince, bliski metalowemu stopowi Manilla Road i Invictus Virgin Steele. Rozpoznawalna dla Skelator energia rozpruwała w Stormbringer And Mournblade, jak również w posępnym Rubble And Ash. Jason Conde-Houston zaprezentował się w życiowej formie, zdumiewały przede wszystkim jego barbarzyńskie wysokie zaśpiewy. True metal czystej wody uderzał wraz z The Dark Tower z soczystymi solówkami o niemal neoklasycznym pochodzeniu, a talent do spokojniejszego grania ukazywano w delikatnej poetyckiej balladzie akustycznej Cymoril i pieśni barda Fate The Dreadful Curse. W epickim Bane Of The Black Sword wrzucono elementy rytmiki speedmetalowej i ciekawy orientalny motyw gitarowy. Pomimo stosunkowo szybkiego tempa elektryzowały dramatyczność i monumentalizm przekazu. Tego krążka słuchało się z niezwykłą przyjemnością, a historię opowiedziano bez dłużyzn i z wielkim wyczuciem w budowaniu narracyjnego napięcia. W sferze produkcyjnej także było bez zarzutu, z wzorcową selektywnością wszystkich instrumentów.
Na [6] zespół podtrzymywał świetny poziom i nie było mowy o graniu zachowawczym czy sztywno opartym o amerykański epicki US Power. Tytułowy King Of Fear na start był wspaniały i robił znakomite wrażenie w ramach rycerskiej opowieści w dosyć szybkim tempie. Stronger Than Steel zalewał słuchacza mocą surowej stali i nie przeszkadzała nawet dość ugrzeczniona solówka gitarowa. Temple Of The Witch zaczynał się ciekawie od riffów zwiastujących ciekawą historię muzyczną i przechodził w bojowy heavy/power z uzasadnionymi zwolnieniami. Wysoki wokal Conde-Houstona świdrował umysł słuchacza w kapitalnym Sword Of The Dawn - chyba najlepszym numerze tej płyty. Drapieżny Raging Demon zagrano w niszczących tempach, a odpowiedni pazur utrzymano w klasycznie amerykańskim Curse Of The Black Hand z wysokimi zaśpiewami i zadziornymi atakami gitarzystów w partiach solowych. Małe potknięcie zaliczono w dość nijakim powermetalowym Test The Metal z kilkoma riffami powtarzanymi w kółko. Honor Is Life za to był bliższy temu co Skelator proponował w swojej opowieści o Elryku i tu właśnie Skelator najlepiej ukazywał swoją potęgę w graniu epickiego heavy/power. Forma wokalna Jasona niezła, za to wspaniała obu gitarzystów. Sekcja rytmiczna grała po prostu to co powinna, bez sensacji i fajerwerków. Krążek podtrzymywał rosnącą potęgę zespołu.
[7] wbrew nazwie to płyta z muzyką bardzo tradycyjną i pod tym względem nic się nie zmieniło. Ekipa niezbyt owocnie wykorzystała pięcioletnią przerwę. Trudno być interesującym, jeśli się tworzyło kompozycje w stylu tak bezbarwnych zespołów jak Icarus Witch czy Ignitor. Zespół chciał być jednocześnie true przebojowy i tradycyjnie surowy, czyli grać US Power przy zachowaniu strawności mainstreamowej. Ambicje epickie kończyły się na przeciętnym Cyber Samurai. Rozgrywanie w Cast Iron w stylu Majesty miało większa dawkę mocy, ale w sumie był to tylko po prostu rzemieślniczy i przewidywalny klasyczny heavy. Kwintet markował moc przekazu i typowe true granie w średnich tempach w The Hammer i pompował energię, której realnie tu nie było. Pozytywnym zaskoczeniem był zagrany potężnie i z ogromną dawką realnej metalowej epiki Highlander. Prężenie metalowych muskułów w heroicznym Erlkonig było nieco naciągane, taki chleb powszedni US Metalu zagrany sprawnie przez doświadczoną ekipę. Podobnie zresztą Seven Scars, który zaczynał się interesująco w wolnym tempie, a potem jest dawkował heavy/power w ogranej formule zachowawczo podanego grania rycerskiego. Słuchacz pozostawał jedynie widzem, który nie sięgał po swój topór i tarczę. W Psychic Silver Wheels pokuszono się o ohydną elektronikę - to zakończenie albumu było katastrofalne i sprawiało wrażenie podróbki Turbo Judas Priest po 30 latach. Ogólne wrażenie było w sumie pozytywne, gdyż Conde-Houston śpiewał dobrze, wykorzystując cały arsenał wokalnych środków wyrazu metalowego z USA. Sekcja rytmiczna prezentowała się solidnie, a gitarzyści parokrotnie rehabilitowali się za ogólną powszedniość. Także brzmienie było soczyste, ostre, mięsiste w gitarach i odpowiednio głośne w sferze perkusji. Tyle, że jeden Highlander to trochę za mało, by mówić o triumfalnym powrocie Skelator na pozycje niszczycielskiego [5]. Tą ekipę stać było na więcej.
Jason Conde-Houston zaśpiewał na czwartej płycie meksykańskiego Split Heaven Death Rider w 2016. Darin Wall grał w heavymetalowym Gryhawk (EP-ka Ride Out w 2018 i Keepers Of The Flame w 2020). Leona Hayward to osoba trans, która wcześniej była facetem.

ALBUM ŚPIEW GITARA GITARA BAS PERKUSJA
[1] Jason Conde-Houston Robbie Houston Jesse Jensen Rahsaan Davis Patrick Seick
[3] Jason Conde-Houston Robbie Houston Samuel Rodger Carl Larsson Patrick Seick
[4-5] Jason Conde-Houston Robbie Houston Rob Steinway Zach Palmer Patrick Seick
[6] Jason Conde-Houston Robbie Houston Rob Steinway Rahsaan Davis Patrick Seick
[7] Jason Conde-Houston Robbie Houston Rob Steinway Darin Wall Patrick Seick
[8] Jason Conde-Houston Robbie Houston Rob Steinway Leona Hayward Patrick Seick

Darin Wall (ex-Entropia, 88 Mile Trip), Leona Hayward (Northern Crown, Miasma Theory)

Rok wydania Tytuł TOP
2005 [1] Swords EP
2008 [2] Time Of The Sword Rulers (kompilacja)
2008 [3] Give Me Metal Or Give Me Death
2010 [4] Death To All Nations
2012 [5] Agents Of Power #9
2014 [6] King Of Fear #7
2019 [7] Cyber Metal
2022 [8] Blood Empire EP

          

  

Powrót do spisu treści