
Niemiecki zespół powstały w 1993 w Monachium. Trapiony przez lata problemami kadrowymi i organizacyjnymi, zdołał zaznaczyć swoją obecność na metalowej scenie niemieckiej serią albumów. Debiut nie wychodził poza ramy heavy/power, prezentując zakorzenione w rockowej tradycji granie. Najjaśniejszą gwiazdą wydawał się wokalista Schinkel i jego obecność stanowiła w znacznej części czynnik warunkujący atrakcyjność albumu. Zarówno w wysokich partiach, jak i tam, gdzie trzeba było włożyć więcej siły, śpiewał swobodnie i czysto. Kompetentny i zgrany duet gitarzystów czuł się najlepiej w długich akustycznych fragmentach, gdzie doskonale się uzupełniał. Produkcja była bardzo dobra, całość brzmiała przejrzyście, a instrumenty zmixowano klarownie. Gorzej wyglądała sprawa z samymi kompozycjami. O ile pierwsze trzy (Seven Gates, Prisoner, High On Devotion) jawiły się jedynie jako sprawnie wykonane, ale sztampowe kawałki, to znacznie lepsze wrażenie robił delikatny Guardians. Takie granie mniej toporne wychodziło StormHammer bardzo dobrze. Zdecydowanie najlepszym kawałkiem był Holy War, odegrany zgodnie z najlepszymi wzorami szkoły brytyjskiej (Iron Maiden w szczególności) i z kapitalnym refrenem, Ten wojenny killer posiadał również znakomite zakończenie, poprzedzone samplem nadlatujących helikopterów. Podobał się też niemal rockowo-balladowy Possibilities, poparty starannym wykonaniem gitarowym i zaskakującym amerykańskim refrenem. Całość uzupełniły dwa udane heavymetalowe numery w postaci Sacred Heart i Fireball, jak również uroczy instrumentalny Shadow Dancer. Z perspektywy czasu debiut okazał się najlepszym dokonaniem tej formacji.
Kiedy szeregi zespołu opuścił Michael Schinkel, skupiając się na swoim macierzystym Eternal Flame, do StormHammer dołączył Tommy Lion. [2] utwierdzał opinię o przeciętności jego głosu, a co gorsza uwypuklał braki frontmana w wolniejszych fragmentach z delikatniejszymi gitarami. Tą średniznę wokalu słychać było szczególnie w tytułowym Cold Desert Moon, a także wszędzie tam gdzie pojawiały się spokojniejsze momenty. Ogólnie jednak ta płyta była cięższa i bardziej powermetalowa niż debiut. Kwintet starał się, aby nie wpaść w główny nurt niemieckiego heavy/power, ale klawiszowe wstawki w dziwnych miejscach i próby chłodnego grania nie zmieniły faktu, że to wszystko było nadzwyczaj przewidywalne. Utworom nadano ten rodzaj melodii, którą się pamiętało tylko do chwili, gdy nie rozpoczynał się kolejny utwór. Był to album temp średnich i słabo zaznaczonych refrenów, a jednocześnie pozbawiony killerów, choć początkowo takim wydawał się A Dragon`s Tear. Zabrakło także jasno wyrażonej stylistyki - coś z riffów Running Wild wykorzystano w Masquerade Of Life, gdzie indziej występowały echa pozbawionego mocy Grave Digger. Grupa zatraciła rockowy fundament, pojawił się zaś element teoretycznej tajemniczości w niby-epickim podawaniu kompozycji. Drażniły gitarowe solówki oparte zazwyczaj na zapętleniu kilku dźwięków w kółko. Kolejnym minusem był brak ballady, a przecież poprzedni skład nie miał z tym większych problemów. Intrygujący instrumentalny The Strength Of Wisdom na sam koniec tylko pogłebiał ostatecznie ogólną frustrację. Prawdopodobnie Niemcy mogli pójść raczej w kierunku prostszych rytmicznych numerów w rodzaju The Law czy Breach Of Faith, a tak wszystko orbitowało jedynie wokół rzemieślniczego wykonania ze źle dobranym wokalem.
Jeszcze gorszy był nagrany bez klawiszy [3] - nieciekawy i dłużący się album stanowił poważny stylistyczny krok w tył. Lion ponownie zaprezentował dość toporne linie wokalne, a jego tonacja generalnie męczyła. We wszystkim brakowało polotu i odpowiedniej porcji energii. Serie poprawnych riffów tworzących teoretycznie rycerskie melodie niekoniecznie w tym przypadku ciekawiły. Powstał po prostu ograny materiał z gęstym podkładem perkusyjnym jak Ace In The Hole, Lord Of Darkness, Cyber Mortis czy Stormhammer. Na krązek trafiły ponadto numery słabe (Time Out Of Mind), a nawet prymitywne (Metal Heart). Czasem wśród gitar pojawiały się nieśmiałe wtręty symfonizaczne i przemykał flet, ale to wszystko podporządkowano pozbawionemu pomysłów gitarowemu graniu. Zapamiętywalny był tylko dobry refren w epickim Medusa`s Head, może jeszcze w Gates To Mystery łamiący monotonię riffową i znacznie zwalniający. Najwięcej próbowano powiedzieć w Shades Of Fear, ale efekt psuł Lion nieodpowiednim śpiewem. W połowie ta kompozycja zaczynała zwyczajnie nudzić. Dodatkowo słabą stroną płyty były solówki gitarowe niskich lotów i żadna z nich nie zasługiwała na uwagę. Gra nowego perkusisty Chrisa Widmanna była co najwyżej poprawna. Produkcja była niezła z wybornym basem i głębią ciepłych gitar - po prostu same utwory zamulały i niweczyły efekty pracy inżynierów dźwięku.
W drugiej połowie pierwszej dekady XXI wieku nazwa StormHammer pojawiała się czasem w informacjach o nowościach sceny niemieckiej tylko przy okazji niekończących się zmian składu i pojawiających się od czasu do czasu informacji o planowanej nowej płycie. Ta została w końcu częściowo nagrana w 2008, już bez udziału współzałożyciela Alexa Heigla i przy ciągłych trudnościach z perkusistami, którzy zmieniali się co kilka miesięcy. To wszystko, brak pomysłów i skromny budżet (własna produkcja) spowodowały, że [4] sprawiał wrażenie nagranego na siłę. Wypełnił go wachlarz przeciętności, w którego skład weszły wokal Mike`a Zottera, utwory, wykonanie i brzmienie. Ta płyta nie serwowała ani rycerskiego power, ani hansenowych galopad, ani twardego power/speed spod znaku Paragon. Kwintet zaprezentował gładkie nijakie kompozycje z pogranicza klasycznego heavy - nieco smutne i mało się od siebie różniące. Mdła ballada Bridges To Eternity była w zasadzie jedynym spokojniejszym akcentem w tym graniu raczej szybkim, ale równocześnie udającym energetyczne. Od czasu do czasu gdzieś były przebłyski w tym wszystkim (From Dusk To Dawn), ale umykały w ogólnej masie wymęczonej metalowej szarzyzny. Zotter złym wokalistą nie był, lecz nie posiadał interesującego rockowo głosu Schinkela czy nawet specyficznej rozpoznawalności Liona. Po wydaniu tego albumu, skład ponownie się posypał.
[5] rozpoczynał Glory Halls Of Valhalla, w którym zespół obiecująco oferował ostre gitary i dawkę mrocznie podanego epickiego heroizmu. Za mikrofonem stanął Jürgen Dachl - wokalista o głosie mocnym i męskim, ale zupełnie pozbawionym metalowej charyzmy. Było zupełnie niezrozumiałe, dlaczego przez lata Manfred Ewender upiera się przy frontmanach tego typu, jakby chciał na zawsze pozostać w kręgu grubo ciosanego metalu teutońskiego. Dachl posiadał w głosie moc i bez trudu górował nad potężnymi gitarami, ale co z tego skoro jego wyczyny odarte były z wyrazu artystycznego. Monotonia i jednoplanowość to wyznacznik tego albumu i numery brzmiały tak samo, niezależnie czy grano szybciej (Fast Life, Bloody Tears) czy nieco wolniej (Leaving, Black Clouds, Promises). Trochę lepiej na tle tego wszystkiego wypadł tytułowy Echoes Of A Lost Paradise, w którym działo się więcej na polu klasycznego heavy metalu z melodyjnym epickim refrenem. Momentami StormHammer wchodził na obszary power/thrashu, gdzie specjalnie nic do powiedzenia nie miał poza sprawnością gitarzystów. Niektóre refreny wypadły kompromitująco jak ten całkowicie amatorski z Bloody Tears. W zamyśle balladowy Into Darkest Void taki powinien pozostać, gdyż niepotrzebnie dodano heavymetalowe wzmocnienie. Od razu jednakże słychać, że w rockowym śpiewaniu Jürgen Dachl prezentował się od razu z lepszej strony. Grupa przebudziła się tylko raz w porywającym powermetalowym Holy War - ale była to tylko nowa wersja włzsnego numeru z 2000. Trochę rehabilitowano się na końcu w The Ocean z pianinem i gitarą akustyczną, ale tu główna zasługa przypadała ponownie Dachlowi.
[6] rozpoczynał się obiecująco dynamicznym i melodyjnym heavy/powerowym Northman - ten refren najlepszy od wielu lat w karierze StormHammer. W Welcome To The End sytuację ratował kolejny udany refren, ale to już power/thrashowa niemiecka produkcja masowa. W The Heritage podobno Dachla wspierała Natalie Pereira Dos Santos, ale ciężko się do jej głosu było dokopać. Zamiast uwypuklić gościa, zaakcentowano ekstremalny w pewnym momencie wokal Dachla - niekoniecznie służący stworzeniu mrocznego klimatu. Kolejne numery w rodzaju Secret, Watchmen, My Dark Side oraz Into The Night to przelatujący zupełnie bez historii heavy/power, odegrany w ściśle niemieckiej rytmice i stylistyce. W epickim rozbudowanym The Law niemiecka kwadratowość ujawniała się w miernych chórkach i ogranej melodii. Krążek kończyły: Road To Heaven z pełnym dramatyzmu refrenem oraz kompletnie przeciętny Black Dragon. Po części zespół tą płytą usadowił się wśród amatorskich kapel spotykających się po pracy dla relaksu i rozrywki. Niepowodzenie zachęciło Manfreda Ewendera do roszad personalnych - odszedł Bernd Intveen, a za mikrofonem stanął Matthias Kupka, znany z metalcore`owego Emergency Gate. O ile w poprzednich latach było przeciętnie, to [7] prezentował się fatalnie. Grupa przedstawiła pozbawiony ładu zestaw kompozycji, realnie przeznaczony dla nikogo. Niewiele bowiem miały wspólnego ze sobą agresywny modern metal (Your Nemesis, One More Way, Sleepwalker) i bezbarwny melodyjny heavy w pozostałej części albumu. W dodatku rycerskie akcent kompletnie zanikły poza niezłym Prevail. Na dobrą sprawę refren z metalcore'owego Seven Seals sparwiał wrażenie amatorskiej niedzielnej ekipy piknikowej. Under The Spell wręcz nasuwał skojarzenia kapelkami z barów piwnych, podchodzących do siebie w żartobliwy wyluzowany sposób. Kwartet próbował wciskać prosty radiowy balladowy rock w Taken By The Devil. Poza niezły śpiewem frontmana, nic innego nie zasługiwało na pochwałę. Nawet brzmienie było takie sobie, odarte z ciepła rock/metalu i kruszącej agresywnej mocy metalu. Porażka.
| ALBUM | ŚPIEW | GITARA | GITARA | KLAWISZE | BAS | PERKUSJA |
| [1] | Michael Schinkel | Manfred Ewender | Alex Heigl | Markus Heindl | Horst Tessman | Django Schuster |
| [2] | Tommy Lion | Manfred Ewender | Alex Heigl | Markus Heindl | Horst Tessman | Django Schuster |
| [3] | Tommy Lion | Manfred Ewender | Alex Heigl | - | Horst Tessman | Chris Widmann |
| [4] | Mike Zotter | Manfred Ewender | Chris Morgan | Horst Tessman | Ruben Strenzk | |
| [5-6] | Jürgen Dachl | Manfred Ewender | Bernd Intveen | - | Horst Tessman | Chris Widmann |
| [7] | Matthias Kupka | Manfred Ewender | - | Horst Tessman | Chris Widmann | |
Michael Schinkel (ex-Arkham), Tommy Lion (ex-Drifter), Matthias Kupka (ex-Suidakra)
| Rok wydania | Tytuł |
| 2000 | [1] Fireball |
| 2001 | [2] Cold Desert Moon |
| 2004 | [3] Lord Of Darkness |
| 2009 | [4] Signs Of Revolution |
| 2015 | [5] Echoes Of A Lost Paradise |
| 2017 | [6] Welcome To The End |
| 2019 | [7] Seven Seals |

