Amerykański zespół powstały w 2002 w Athens (Georgia), od początku utożsamiany z wokalistą i multiinstrumentalista Mattem Smithem. Debiut nagrał zresztą sam, uwypuklając w tekstach chrześcijańskie przesłanie. Potem Theocracy stał się pełnoprawną grupą, która na [2] połączyła powermetal z metalem symfonicznym o cecha progresywnych, a wszystko utrzymano w duchu bardziej europejskim niż amerykańskim. Smith uniknął kopiowania najbardziej rozpoznawalnych zespołów europejskich, nie przesadził z amerykańską siłą tego stylu i przedstawił zestaw urozmaiconych kompozycji wykonanych na wysokim poziomie. To zróżnicowanie było jedną z najważniejszych cech płyty, na której wszystko jednocześnie zaaranżowano w sposób spójny i przejrzysty. Elementy power/speedu i epickiego symfonicznego power znakomicie uzupełniały się w A Tower Of Ashes, gdzie Smith zadbał o dobrą melodię, wyraźnie inspirowaną niemieckim Helloween. Utwory zresztą były dłuższe i bardziej rozbudowane niż w standardowym euro-power, poza przebojowym i zaprawionym hard rockiem On Eagles Wings. W tym numerze znakomicie dograno chóralny refren z wysokiej klasy wielogłosowymi harmoniami wokalnymi. Zresztą wokalnie krążek całościowo prezentował się doskonale - Smith śpiewał czysto we wszystkich różnych stylach. W niemal 10-minutowym Laying The Demon To Rest słychać amerykańskie wpływy najbardziej dzięki gitarze wygrywającej potężne heavy/powerowe riffy na początku, a potem opowieść stawała się wręcz teatralnie mroczna i to budowanie nastroju było perfekcyjne. W dodatku zaskakiwały partie thrashowe i thrash/deathowe. Bethlehem w prostej linii wywodził się z chrześcijańskiego heavy - zresztą Theocracy należał do tego nurtu, który w USA cieszył się od lat niesłabnącą popularnością. Kompozycja wyróżniała się również łagodną formą stylizowanego na średniowieczną pieśń barda pół-akustycznego utworu, który z powodzeniem mógłby się znaleźć na płycie z folk-metalem. W najszybszym Absolution Day o sile stanowiły galopująca gitara i wspierające łagodne melodie refrenu klawiszami. Sporo było umiejętnie dawkowanych dosyć wysokich wokali. Przeciętnie wypadł The Writing In The Sand, w którym zabrakło trochę ożywienia i w pewnym momencie wkradała się monotonia gitarowa na tle zbyt małego patosu. To nijakie wrażenie zacierał świetny Martyr - zagrany niezbyt szybko przy nagromadzeniu rozważnie stopniowanej dynamiki. Echa amerykańskiego heavy/power lat 80-tych w rycerskiej odmianie przewijały się cały czas bazując na najlepszych wzorach. Tytułowy Mirror Of Souls trwał ponad 22 minuty i był tyglem niemal wszystkich odmian tradycyjnego metalu - heavy, power, symfonii, progresu i folku. Czasem jedne fragmenty wynikały z poprzednich, często jednak wydawały się przeciwstawne. Akustyczny wstęp i stopniowe budowanie klimatu ostatecznie dały w rozrachunku udany kolos, ale nie udało się Smithowi stworzyć wrażenia większego rozmachu i być może w rozbiciu na kilka oddzielnych kawałków lub części ten gigant byłby łatwiejszy do ogarnięcia. Płytę przygotowano w warunkach skromnych, ale charakteryzowała się ona bardzo dobrym brzmieniem, w dodatku starannie dobrane w zależności od rodzaju kompozycji. Ogólnie było wiele przestrzeni, ze szczególnym dopieczeniem planów dalszych. Album był dziełem zespołu nietypowego: grającego na granicy gatunków, korzystającego z wzorców z obu stron Atlantyku i nikogo przy tym nie naśladując.
Na [3] grupa złagodniała i nagrała więcej muzyki delikatnej, jak The Gift Of Music będący typowym przykładem rocka przeznaczonego dla szerokich rzesz słuchaczy. Melodyjny lekki i zwiewny The Master Storyteller też wcale daleko od tego nie odbiegał w jasnym włosko-niemieckim refrenie. Granie melodyjnego power w rodzaju 30 Pieces Of Silver prezentowało się płytko, choć sam numer wypadł zgrabnie w tej prostej konwencji. Te urozmaicenia i niby-progresywne wstawki miały na celu ukrycie faktu, że album miał trafić do masowego słuchacza chrześcijańskiego rocka. Słuchaczowi miło upływał czas, ale utwór po utworze czekało się na na coś oryginalnego i mocniejszego. Coś drgnęło w Drown, ale i tu ostatecznie przeważało grzeczne granie. Niczego praktycznie nie wnosił też Altar To The Unknown God i kilka mocniejszych riffów znaczyło niewiele, tylko podkreślając sterylną lekkość reszty. Całość zagrano sprawnie, ale bezdusznie - podobnie jak cyfrowe odhumanizowane brzmienie krążka. W tym idealnie wysprzątanym pokoju nie było żadnej plamy ani pyłku. Sam Matt Smith też jakby zastosował się do szkolnych zasach, grając przewidywalnie i w sposób ułożony.
Po pięciu latach ekipa wróciła z nową płytą - z graniem w prostej linii pochodzącym nie tylko od melodyjnego powermetalu z kręgu Narnii, ale też niestety wygładzonym podejściem pod Reinxeed. Tak prezentowały się choćby Paper Tiger, Ghost Ship i wolniejszy Currency In A Bankrupt World. Przy szybszych tempach te melodie nie były zbytnio atrakcyjne ani pobudzające jakieś emocje. W The Wonder Of It All pojawiały się pewne nadzieje na solidny powermetal z mocniejszymi gitarami, lecz tylko do momentu kiedy pojawiał się słodki wzniosły refren. W Wishing Well energia pojawiała się gdzieś w połowie, kiedy kończyła się miękka część wstępna, ale ten numer mógł wzruszyć jedynie kogoś kto lubił Dreamland czy Excalion. Ten słoneczny metal wracał w Around The World And Back - kawałek nieudanie wchodził na obszary ogólnie pojmowanego chrześcijańskiego rocka. A Call To Arms był miałki i trywialny, a rozbujane nowoczesne riffy w Stir The Embers próbowały jedynie zmylić aż do refrenu, który mówił wszystko. Najbardziej zdecydowanie zagrano do pewnego momentu Castaway, jednak i ta kompozycja rozpływała się w pedantycznie ułożonej ogólnej grzeczności. Rozbudowane kompozycje o progresywnej budowie były zawsze wizytówką Theocracy i w te ślady starał się iść Easter - rozpoczęty balladowo rozwijał się jednak słabo. Szybsze partie były ograne i nudne, a część instrumentalna z elementami symfonicznymi też nieciekawa. Płyta wypadła przeciętnie - nikt nie zasłużył na pochwały ani krytykę. Album nagrany i wyprodukowany w USA brzmiał niczym szwedzki.
Siedem lat czekania zaowocowało w końcu [5], zawierającym aż 76 minut muzyki. Theocracy nadal grał powermetal mocno wzbogacony o elementy progresywne, choć tylko w tych najdłuższych kompozycjach. Tym razem był to Red Sea opowiadający o przejściu Izraelitów pod wodzą Mojżesza przez Morze Czerwone. W tym 19-minutowym kolosie ten mix wypadł naprawdę interesująco w kompozycji o dość refleksyjnym charakterze, choć sama końcówka adekwatna muzycznie do chrześcijańskiego przesłania rozczarowała jako swoista kopia póxnej Avantasii. Na płytę trafiło dużo metalu typowego dla szkoły szwedzkiej - ugładzonego power w manierze Narnii czy Reinxeed i takie kawałki jak Flicker, Anonymus, Deified czy tytułowy Mosaic mieściły się w głównym nurcie takiej muzyki. Trzeba jednak podkreślić, że pojawienie się gitarzysty Taylora Washingtona spowodowało intensyfikację riffową i brzmiało to zdecydowanie, co jednak nie zmieniało faktu, że w kwestii samych melodii zespół w tych utworach nie miał wiele ciekawego do powiedzenia. Pastelowy The Greatest Hope był pozbawiony cech metalowych i prezentował się blado, natomiast drugi wolniejszy Return To Dust był bardzo dobry i to taki chwytliwy sentymentalny melodyjny power. Zwracał na siebie uwagę posępny Sinsidious (The Dogs Of War), odegrany w amerykańskim stylu z większą ilością progresywnych akcentów. Z kolei rozbudowany Liar Fool Or Messiah posiadał w sobie sporo z Symphony X w kontrapunktach mocnych ataków gitarowych w zwrotkach z rozległym łagodniejszym refrenem z wykorzystaniem chórków. Podobnie skonstruowano The Sixth Great Extinction i w tym numerze można usłyszeć najbardziej interesująca solówka pośród ogólnych tonów ciężkiego i miejscami progresywnego power w odmianie amerykańskiej. Matt Smith śpiewał dobrze, a wszyscy towarzyszący mu instrumentaliści włożyli w grę dużą dozę zaangażowania. Jest to także płyta o znakomitym brzmieniu, zrealizowana w opcji masteringu w studio The Lodge w Nowym Jorku. Jest to jednak także album mozaikowy i nie zawsze te elementy układankui idealnie do siebie pasowały. Na pewno była to jednak płyta lepsza od poprzedniej, bardziej dopracowana w szczegółach i muzycznie ogólnie wyższych lotów.

ALBUM ŚPIEW KLAWISZE GITARA BAS GITARA PERKUSJA
[1] Matt Smith
[2] Matt Smith Jonathan Hinds Shawn Benson
[3] Matt Smith Val Allen Wood Jared Oldham Jonathan Hinds Shawn Benson
[4] Matt Smith Val Allen Wood Jared Oldham Jonathan Hinds Patrick Nickell
[5] Matt Smith Taylor Washington Jared Oldham Jonathan Hinds Ernie Topran

Ernie Topran (ex-Xeroderma, ex-Halcyon Way, ex-Project: Roenwolfe), Taylor Washington (ex-Paladin)

Rok wydania Tytuł TOP
2003 [1] Theocracy
2008 [2] Mirror Of Souls
2011 [3] As The World Bleeds #26
2016 [4] Ghost Ship
2023 [5] Mosaic

        

Powrót do spisu treści