
Szwedzki jednosobowy projekt powstały w 2020. Te 35 minut wydanego niezleżnie black metalu wciągało i emanowało niezwykła atmosferą. Rozciągnięte, hipnotyzujące, mgliste i gęste riffy, okraszone chropowatą prymitywną aurą, tworzyły szeroki wachlarz muzycznych stylów - od blackowych surowych szarpnięć, po doomowe tąpnięcia, a na wisielczych tonacjach kończąc. Każdy utwór z tych czterech numerów (nie licząc intro i outro) wypełniony został niezwykłymi harmoniami, które wprowadzały słuchacza w niepokojący kosmiczny nastrój. Wokal był zimny, bezcielesny i ponury, perfekcyjne oddając poczucia pustki i zapomnienia. Do perfekcyjnej atmosfery dochodziły ambientowe elementy z najwyższej półki. Upraszczając, stylistycznie Tyrant Moon był niczym mix wczesnego Summoning, Xasthur i jakiegoś obskórnego dungeon synthu. Lo-fi z pewnością odcisnęło na tej płycie swoje piętno, a syntezatorowe pasaże w połączeniu z szorstkim tremolo robiło oszałamiające. Nihilizm, afirmacja pustki i wpatrywanie się w otchłań mogło również podejść fanom Darkspace. Pomimo wolnych hipnotycznych temp to nie bła pozycja z kręgu depresyjnego black metalu, gdyż klimat zbudowano tutaj na zupełnie innych fundamentach, mających więcej wspólnego z blackiem atmosferycznym. Słuchając tych powtarzalnych akordów, odnosiło się wrażenie obcowania z galaktycznie odrealnionym ambientem, kiedy to kolejne dźwięki płynęły zawiesiście, tworząc nocne krajobrazy, w których królowała nieprzenikniona czerń. Tyrant Moon precyzyjnie dozował napięcie, a kiedy ono sięgało zenitu, numery nagle wybuchały soniczną nawałnicą, co podkreślał histeryczno-przeraźliwe wrzaski wokalisty. Ich depresyjne i opętańcze usposobienie (na wzór Nattramna z Silencer), wywoływało dreszcze i uczucie głębokiego wyobcowania, co uwypuklał brak jakichkolwiek tekstów. Świadomość, że to tylko krzyki nie poprawiała samopoczucia, a ich autentyczność pogłębiała panującą tu przytłaczającą atmosferę.
| ALBUM | ŚPIEW, WSZYSTKIE INSRUMENTY |
| [1] | ? |
| Rok wydania | Tytuł |
| 2021 | [1] Eternal Nightfall |
