
Włoska grupa powstała w 2001 w Cremonie (Lombardia). Nie mogąc znaleźć firmy płytowej chętnej do podpisania kontraktu, muzykom przez lata udało się wydać zaledwie dwie demówki: "Undeads" w 2005 i "Burst" w 2008. W końcu wytwórnia SG Records postanowiła dać kwintetowi szansę. Debiut starał się wyjść naprzeciw tęsknotom fanów, serwując granie na wzór Iron Maiden z połowy lat 80-tych. Podobnie jak niemiecki Destillery i norweski Thunderbolt, Crawler kopiował ten styl bez ogródek. Wokalista Claudio Cesari posiadał głos upodobniony we wszystkich aspektach do wokalu Dickinsona, a riffy i solówki wiernie odwzorowywały dokonania Żelaznej Dziewicy. Album sadowił się gdzieś między The Number Of The Beast a Piece Of Mind, dodając jednocześnie szczyptę bardziej uniwersalnego rycerskiego heavy w Crawler. Włosi przerobili jednak dokładnie całą dyskografię Iron Maiden, bo zastosowali także wycieczki w przyszłość w refrenie Speed, który absolutnie należało przypisać czasom królowania Blaze Bayley`a. Ekipa nie stroniła od form bardziej rozbudowanych i Danger (On Elm Street) o łagodnym rozpoczęciu nagle się rozkręcał w klasycznych tempach ekipy Harrisa. Pojawiały się też specyficzne drobne gitarowe wartości budujące niepokojący nastrój oraz solówki gitarowe zbudowane na bazie wykorzystania kilku powtarzających się w różnych wariacjach motywów. Obaj gitarzyści prezentowali dużo popisów - sprawnych, ale do poziomu Neila Murray`a czy Adriana Smitha brakowało im sporo. Kilka razy grupa miała niezbyt dużo do powiedzenia w tworzeniu atrakcyjnej melodii, jak w Cagliostro czy Burst z agresywnymi zwrotkami i kontrastującymi partiami łagodnymi. Emocji też specjalnie nie wzbudzał spokojniejszy Angels In Paradise z podejrzanymi ścieżkami wokalnymi, za to ujmujący melancholijnymi solówkami. Master Of The Night znowu cofał w czasie do epoki Piece Of Mind, ale już Undeads wypadł zupełnie bezbarwnie. Ponad 8-minutowy The King Will Come po raz pierwszy łączył tradycję maidenowską z amerykańskim metalem epickim z orientalnymi wstawkami w tle. Pomysł mocno wyeksploatowany, zresztą samo wykonanie nie wzbudziło większych emocji, gdyż wolna część zdecydowanie nawiązywała do Rime Of The Ancient Mariner. Na koniec swobodnie wrzucono zagrany Knight Of The World, orbitujący wokół zamaszystego heavy z najbardziej rozpoznawalnym i autentycznie porywającym refrenem, jak również zróżnicowaną częścią instrumentalną z motywami zmieniającymi się jak w kalejdoskopie. Gdyby cała płyta była wypełniona takimi numerami, krążek byłby bez wątpienia ciekawszy, a tak wszystko poprawnie odegrano i odśpiewano, choć wyczuwało się ostrożność i brak odpowiedniego ciśnienia, jakie powinno rozsadzać podobne numery. Brzmienie całości doprowadzono do połysku w USA, lecz słychać było pewne zmiękczenie typowe dla płyt z neo-tradycyjnym heavy podawanego w Stanach. Crawler odważył się zagrać w najbardziej klasycznym z możliwych stylu - za tą odwagę należały się wyróżnienie i brawa. Dla fanów maidenowego grania pozycja obowiązkowa - szkoda, że następcę trzeba było czekać aż sześć lat.
Claudio Cesari śpiewał w Crimson Dawn.
| ALBUM | ŚPIEW | GITARA | GITARA | BAS | PERKUSJA |
| [1] | Claudio Cesari | Filippo Severgnini | Renato Fecit | Giovanni Martiniello | Nicola Martiniello |
| [2] | Claudio Cesari | Filippo Severgnini | Matteo Cattaneo | Daniele Mulatieri | Nicola Martiniello |
| Rok wydania | Tytuł |
| 2011 | [1] Knight Of The Word |
| 2017 | [2] Hell Sweet Hell |
