Szwajcarska grupa powstała w 1999 w Bernie. Trio zadebiutowała demówką "Dark Space -I" w maju 2002. Nazwę zaczerpnięto od masywnej czarnej kosmicznej dziury (Sagittarius A w centrum Drogi Mlecznej), która rozrywa grawitacyjnie układ podwójny gwiazd, pożerając jedną z nich i katapultując drugą w głębiny Wszechświata. To eksplodująca supernowa wyrzuca w przestrzeń kosmiczną pierwiastki cięższe od tlenu i żelaza, a jednocześnie tworzy molekularną chmurę tak gęstą, iż zasłania światło znajdujących się za nią gwiazd. Taka też była muzyka Darkspace - wypluta wprost z czarnej dziury kosmiczna mieszanka atmosferycznego black metalu i dark ambientu, opartą na niezwykle hipnotyzującym jazgotliwym transie, odhumanizowanym brzmieniu i pustej przestrzeni kosmosu. Słuchacz nie był w stanie ogarnąć tych płyt za jednym przesłuchaniem - każda z nich była niezwykle wymagająca, ale jak już się w te dźwięki wsiąkło to odczuwało się wręcz moc zderzających się ze sobą galaktyk i nieskończoności wszechświata. Tekstów nie dało się zrozumieć, Wintherr po prostu darł się niemiłosiernie do mikrofonu. Kiedy inne zespoły dotykające tematyki kosmicznej opisywały inne światy i puls gęsto zamieszkałych planet, Darkspace stawiał na pustkę i próżnię nieskończoności. Po części błogosławieństwem tej muzyki był brak perkusisty, gdyż automat sprawiał wrażenie pracującego ciężko silnika statku kosmicznego, wpadającego czasem w turbulencje ku przerażeniu załogi, dla której ta machina była jednocześnie źródłem lęku i jedynej nadziei. Na [1] ten znacznie przyspieszony rytm a la wczesny Samael tworzył niesamowity stechnologizowany klimat, wspierany samplami dialogu z filmu "Odyseja Kosmiczna" Kubricka (Dark 1.2). Sample wprowadzały niesamowite uczucie izolacji, z dala od szansy na ratunek, kiedy to pozostawało tylko przetrwanie i parcie przed siebie. W brzmieniu zawarto równocześnie skrajną klaustrofobię wobec rozpościerającej się ogromnej przestrzeni, która była nie do objęcia wzrokiem. Do tego dochodziły grające ambient gitary, jakby w oderwaniu od reszty muzyki i szum zagrany wprost przez te instrumenty nadawał riffom nieziemski chłód. Wspomniany szum był generowany niczym przez precyzyjne ruchy obracającego się nieustannie statku kosmicznego, mknącego ku nieznanemu w triumfalnym potępieńczym locie do krańców lodowatej pustki. W połączeniu z długimi rozbudowanymi formami utworów wiązała się dominacja dźwiękowej wściekłości oraz wykorzystywanie do kreowania atmosfery klawiszy na wzór tego co kilka lat wcześniej tworzył na swoich płytach Limbonic Art. Darkspace jednak to nie symfoniczne i wielobarwne partie syntezatorów, ale granie znacznie surowsze. Klawisze wstawiono między bezduszny mrok ambientu a ciemne sfery otchłani kosmicznychu. Blackmetalowy odhumanizowany wrzask to w zasadzie pełen rozpaczy histeryczny skrzek, do którego dochodziły okazjonalne pomrukiwania czy też natchnione melodeklamacje. Na debiucie nawiększe wrażenie pozostawiały pierwsze trzy utwory, najpierw w postaci najbardziej przystępnego w odbiorze i opartego na szybkich rytmach Dark 1.1, następnie rozkręcającego się od osadzonego w kosmicznych klimatach długiego wstępu po mocno nieszablonowe sekwencje wściekłych przyspieszeń i monumentalnych zwolnień w Dark 1.2 i stawiającego na kosmiczną masakrę Dark 1.3, który jednak puentowało czysto klawiszowe zakończenie. Darkspace stworzył z czegoś oczywistego coś oryginalnego i własnego, co zarazem przenosiło wszelkie wzorce w zupełnie nowy wymiar, jeśli chodzi o technikę grania i klimat. Pomimo 76 minut trwania album nie nudził - wręcz przeciwnie, co przy ekstremalnym charakterze muzyki stanowiło nie lada osiągnięcie. Darkspace nie pozwalał złapać oddechu pomiędzy kolejnymi utworami, w pełni odrywał od codziennego świata i zmuszał do zastanowienia nad ludzką egzystencją we wszechświecie. Nic przyjemnego w tej muzyce nie było poza uzależniającym szaleństwem - muzyka trudna, czasami wręcz odpychająca, ale przynosząca ostatecznie piekielną rozkosz w obłąkańczym eksplorowaniu niezmierzonego i bezlitosnego kosmosu.
Na [2] w atmosferze krążka pojawiło się coś złowrogiego - panowało większe napięcie spowodowane oczekiwaniem na spotkanie z nieznanym horrorem. Uwagę zwracały nagłe wejścia w blasty i nawalanka, jakby wszystkie cząsteczki kosmicznego chaosu oraz łoskot urządzeń pomiarowych zbierały się w jednym punkcie przytłoczone jakąś nieznaną siłą, by wybuchnąć pędem poprzez galaktyki z prędkością światła, mijając kolejne wymarłe konstelacje. Na niezwykle dojrzały [3] wykorzystano wiele cytatów z filmów - w Dark 3.11 z "Event Horizon", w Dark 3.15 z "Sunshine", w Dark 3.16 z horroru "Książę Ciemności", a w Dark 3.17 z serialu "Twin Peaks". Płytę rzekomo nagrano w podziemnym schronie i było to arcymistrzostwo klimatu - z dala od cywilizacji, gdzie ciemna strona kusiła swoimi prawdami, wyciągając niewidzialną rękę do strudzonego latami podróży wędrowca. Finisz w postaci Dark 3.17 był prawdziwie spektakularny i monumentalny. W czerwcu 2012 wydano demówkę "Dark Space -I" - nagrano ponownie i nie wiadomo czemu demówkę z początków działaności zespołu. [4] kontynuował bardziej przystępną passę poprzednika, perfekcyjnie eksplorując sprawdzoną formułę. To było niesamowite jak trio potrafiło łączyć melodyjność z bezlitosną surowością martwej pustki, wprowadzając płomyk złudnej nadziei w te nieprzeniknione ciemności. Tylko ślepa żądza eksploracji pozwalała przetrwać tam, dokąd człowiek dotrzeć nigdy nie powinien. Modyfikacje w formie bardziej przestrzennego brzmienia i zwiększonej elektroniki wyszły ostatecznie na plus. Postawiono przy okazji na mocarne transowe zwolnienia, które w przeszłości nie były aż tak ciężkie (Dark 4.20 w okolicach szóstej minuty). Znakomita produkcja uwypuklała wyjątkowo intensywny huragan miażdżących gitar, mrocznej elektroniki i złowrogiego dark ambientu. Instrumentalny Dark 4.19 zabierał w miejsce skąd nie było powrotu - jedynie coraz bardziej gęstniejąca ciemność, konsumująca wszystko co stanęło jej na drodze. Ambientowe pasaże czy też odgłosy nerwowego oddychania wkomponowano wzorcowo w niszę galaktycznego zimna (-270 stopni Celsjusza to temperatura międzygalaktycznej pustki). Enigmatyczna muzyka Darkspace była przeznaczona dla nielicznych, którzy byli w stanie zaabsorbować moc kosmicznej nicości.
Nagrany bez Zorgh [5] nie dorównywał jakościowo dokonaniom z przeszłości. Ambientową sferę zainteresowań stanowiło teraz podejście i w dużej mierze porzucono metodę kostkowania, które pomagało definiować Darkspace jako black metal. Nowy album to w przeważającej mierze dark ambient, w którym gitary pozostawały z tyłu za wszechobecnymi klawiszami, choć wciąż interesujące harmonijnie korespondowąły z syntezatorowym tłem. na krążek trafił jeden 47-minutowy kolos, który płynął w spokojnym tempie, choć miejscami ten spokój był tylko pozorny. Ciężkie i zapętlone riffy wraz z cyfrowym tłem kreowały duszną i niepokojącą atmosferę - jej natężenie cyklicznie narastało, a kiedy już osiągało swoje apogeum, muzyka nagle uspakajała się, cichnąc i zamieniając się w czysty ambient. W tych przytłaczających fragmentach, gdzie gitarowo-klawiszowa mieszanka permanentnie wpędzała w psychozę, towarzyszyła silna sekcja rytmiczna. Powstała dość upiorna płyta, wypełniona metalowymi i industrialnymi pierwiastkami, ale też od czasu do czasu skręcająca w kosmiczne rejony, okraszone budzącymi lęk samplami i odrealnionymi wokalizami. Zespół nagrał mniej intryguącą muzykę, ale wciąż potrafił zrealizować mizantropijne i izolujące od wszelkich ludzkich uczuć wydawnictwo na wzór sonicznego narkotyku.
Zorgh powołała do życia Apokryphon, natomiast Zhaaral utworzył Sun Of The Blind.

ALBUM ŚPIEW, GITARA GITARA, ŚPIEW BAS, ŚPIEW
[1-4] Tobias `Wintherr` Möckl Zhaaral Joëlle `Zorgh` Tschui
[5] Tobias `Wintherr` Möckl Zhaaral Yhs

Wintherr (Paysage d'Hiver)

Rok wydania Tytuł
2003 [1] Dark Space I
2005 [2] Dark Space II
2008 [3] Dark Space III
2014 [4] Dark Space III I
2024 [5] Dark Space -II

        

Powrót do spisu treści