Amerykańska grupa powstała pod koniec 1969 we Flint (Michigan). Założyli ją wokalista/gitarzysta Mark Farner (ur. 29 września 1948) i wysoki perkusista z bujną czupryną Donald Brewer (ur. 3 września 1948). Farner był osobą mocno wierzącą - wynikało to zarówno z oglądania programów religijnych w telewizji, jak i śmierci ojca w 1957, który zginął tragicznie podczas interwencji gaszenia ognia wraz ze swoim kolegą. Obaj muzycy opuścili grupę The Pack i pozyskali do nowej formacji basistę Mela Schachera (ur. 9 kwietnia 1951) z zespołu Question Mark & The Mysterians. Cała trójka fascynowała się rockiem i bluesem. Nazwa nowego projektu pochodziła od Grand Trunk (Western) Railroad - linii kolejowej zapoczątkowanej w Kanadzie w 1851 (z czasem zdecydowano linię Toronto-Montreal rozszerzyć do Portland i Bostonu, a w 1880 do Chicago). Linia przebiegała przez rodzinne miasto muzyków. Pod koniec 1968 Brewer skontaktował się z Terry`m Knightem, który zgodził się zostać managerem grupy po wysłuchaniu kilku taśm demo. Od tego momentu miał prowadzić wszelkie sprawy finansowe i żądał od muzyków kompletnego zaufania połączonego ze swobodą w działaniu. W przyszłości jego żelazna ręka miała okazać się tak samo ważna, jak sama muzyka. Stylistycznych inspiracji dostarczyły natomiast brytyjskie grupy blues-rockowe. W marcu 1969 zorganizowano pierwszy duży koncert w Buffalo. Knight wspominał: "Chciałem zobaczyć, co chłopaki zrobią z tłumem. Byłem wstrząśnięty, bo zupełnie odcięli to miejsce od reszty świata. Policja zdejmowała ze sceny jednego po drugim. Zrozumiałem, że zaakceptują ich wszędzie". Od początku było wiadomo, że najwięcej do grupy wnosił Farner - kompozytor większości repertuaru. Pozostała dwójka nie ustepowała mu jednak pod względem zdolności. 4 lipca 1969 Grand Funk wystąpili na festiwalu "Atlantic Pop" w Atlancie. Za show ekipa nie otrzymała żadnego wynagrodzenia, gdyż Knight po prostu wcisnął ją na siłę między inne kapele. Przed blisko 180 000 ludzi Grand Funk zaprezentowali głośny i dynamiczny heavy-rock z humorystycznymi skeczami i dużą dawką ruchu na scenie. Pozytywny odbiór wśród publiczności zwrócił na zespół uwagę agentów wytwórni Capitol, która wkrótce podpisała z grupą kontrakt.
25 sierpnia 1969 ukazał się [1], którego produkcją zajął się sam Knight. Okładka parafrazowała zdjęcie z okładki debiutu Cream. Bez jakiejkolwiek reklamy krążek doszedł do 27 miejsca na amerykańskiej liście przebojów. Było to kompletne zaskoczenie - tym bardziej, że krytycy nie zostawili na płycie suchej nitki. Dziennikarze uznawali, że w muzyce Grand Funk Railroad nie było nic świeżego i określali ten materiał jako "zbyt ciężki, metaliczny i żywiołowy". Jednak muzycy wiedzieli co robili, gdyż heavy-rock na przełomie dekad zaczął odnosić duże sukcesy. Tymczasem media usilnie ignorowały Grand Funk Railroad, zarzucając ekipie podrabianie dziesiątek innych kapel w USA. Magazyn "Rolling Stone" posunął się nawet do określenia "najgorsza rockowa grupa świata". Fani tymczasem zaczęli traktować formację z uwielbieniem, nadając jej przydomek "The American Band". Już przy debiucie warto podkreślić specyficzny stosunek muzyków do tworzonej przez nich muzyki - utwory nagrane w studio zdaniem samych muzyków nie odzwierciedlały w pełni charakteru formacji, co następowało dopiero podczas hipnotycznych występów na żywo. Album wypełnił w całości materiał autorstwa Farnera, ujawniający nie tylko fascynacje bluesem (Are You Ready?, wzbogacony pianinem High On A Horse, znakomity singlowy Time Machine ze sporą rolą harmonijki), ale i zapatrzenie w muzykę cięższą spod znaku Cream, Hendrixa i Vanilla Fudge. Skromne instrumentarium nie pozwoliło Grand Funk Railroad uczynić przełomu w muzyce rozrywkowej, ale podniosła pieśń Heartbreaker rzucała nieco więcej światła na ukryte talenty poszczególnych muzyków. Pełna luzu i brawury muzyka, z głośniejszym nierzadko basem niż gitarą, zapewniła ekipie bezgraniczne uwielbienie amerykańskiej młodzieży. Interesujące teksty dotyczyły m.in. nieufności wśród ludzi (Anybody`s Answer), narkotycznego uzależnienia (High On A Horse) czy trudów więziennego życia (Can`t Be Too Long). Moc tej muzyki opierała się na interakcji między wszystkimi muzykami, z których każdy zdawał się pełnić pierwszoplanową rolę, choć oczywiście nie zabrakło solowych popisów całej trójki. Najdłuższy na płycie T.N.U.C. w większości składał się z solówki na perkusji i Don Brewer pokazał tu w pełni swoją klasę. Into The Sun wyróżniał się długim psychodelicznym wstępem, który stopniowo stawał się coraz bardziej intensywny. Dopiero po dwóch minutach zaczynała się właściwa część utworu, oparta na czadowym riffowaniu, nie pozbawiona jednak wyrazistej melodii podczas refrenu. Podczas solówki wracał psychodeliczny nastrój - był to idealny kawałek do improwizacji. Mel Schacher grał wyraziście i szybko jego basowe pochody stały się rozpoznawalną cechą brzmienia zespołu. Początkowo Grand Funk Railroad supportowali Led Zeppelin, ale ponieważ byli przyjmowani z większym entuzjazmem niż gwiazda tournee, odesłano ich do domu.
Po skróceniu nazwy do Grand Funk, przystąpiono jeszcze w październiku 1969 do nagrywania drugiej płyty. Przygotowano ją staranniej niż debiut - zawierała muzykę o bardziej heavy-rockowym charakterze, opracowaną z większą pomysłowością i zagraną z niesamowitym czadem. Największe wrażenie robiły utwory zagrane z jammową swobodą (odchodzące od piosenkowych form) i rozciągniętę do 7-8 minut jak In Need (refleksja nad istotą przyjaźni i zarazem pierwsze nieśmiałe wprowadzenie elementów funku), Winter And My Soul (rozmyślania o przemijaniu) oraz Paranoid (wszystkie skomponowane przez Farnera). Prawdziwą perłą była jednak ponad 9-minutowa przeróbka Inside Looking Out The Animals - w porównaniu do oryginału zaostrzona i pełna improwizacji. Debiut był bliższy Cream i Free, natomiast ten krążek zbliżał się do Led Zeppelin i Blue Cheer. Te zmiany nieźle przedstawiał już dynamiczny otwieracz Got This Thing On The Move, zbudowany na ciężkiej zakręconej partii basu, której towarzyszyły gitarowe popisy, ekspresyjna partia wokalna Farnera i perkusyjne kanonady Brewera. Mniej intensywne brzmienie gitary charakteryzowało High Falootin` Woman i Mr.Limousine Driver - oba o nieco komercyjnym charakterze, ale z rozszalałą sekcją rytmiczną i bez popadania w sztampę. Krążek - nazywany przez niektórych Czerwonym Albumem - osiągnął 11 pozycję w USA. 31 grudnia 1969 Grand Funk zagrali sylwestrowy koncert w "Eastdown Theater" w Detroit. W styczniu 1970 formacja ruszyła w pierwszą w karierze trasę z prawdziwego zdarzenia (także po Kanadzie), będąc zarówno główną gwiazdą, jak i poprzedzając Fleetwood Mac, Joe Cockera i Ten Years After.
15 czerwca 1970 wydano [3], będący udaną próba urozmaicenia i wzbogacenia dotychczasowego repertuaru. Ton nadawały numery bardziej wyrafinowane niż dawniej i opracowane z orkiestrowym rozmachem przy pomocy Tommy`ego Bakera. Wszystko rozpoczynał ciężki przybrudzony riff Sin`s A Good Man`s Brother, przechodzący w Aimless Lady - rockowy kawałek oparty na motywie akordowym. Tekst nawiązywał do anonimowej dziewczyny, której życie wydało się muzykom pozbawione celu, dopóki nie zauważyła adoracji jednego z nich. W subtelnej balladzie Mean Mistreater uwypuklono partie gitary akustycznej i organów. Farner opisał w niej autentyczne wydarzenie, kiedy pobito go i znęcano się nad nim tylko za to, że miał długie włosy, wyróżniając się swego czasu z otoczenia. Hymn zyskał status niemal kultowy wśród kultury hippisowskiej, gdyż wielu ludziom z pokolenia flower-power zdarzył się podobny przejaw braku tolerancji. W zasadzie instrumentalny i utrzymany w umiarkowanym tempie Get It Together stwarzał miły klimat w ciepłej tonacji, z chórkiem żeńskim pod koniec nadającym utworowi soulowo-gospelowy charakter. Dość przeciętny I Don`t Have To Sing The Blues wyrażał euforię z powodu posiadania fantastycznej dziewczyny, z którego to powodu nie było potrzeby śpiewać bluesa. Hooked On Love łączył rock, soul i gospel, z przyspieszeniem tempa w środkowej części i wzrostem dynamiki w miarę coraz szerszych deklaracji uczuciowych w tekście. Wszystko kończył blisko 10-minutowy optymistyczny I`m Your Captain / Closer To Home, dotykający tematu obecności Boga w życiu człowieka. Ten balladowy i pozbawiony solówek utwór emanował usypiającym spokojem i tajemniczą siłą. Płyta zyskała niezwykłą popularność i w krókim czasie rozeszła się w ilości pięciu milionów egzemplarzy.


Od lewej: Mark Farner, Don Brewer, Mel Schacher

W czerwcu 1970 formacja ruszyła na trasę "Closer To Home". W ramach tournee zaliczyła występy na festiwalach "Cincinnati Pop" (4-5 lipca), "Atlanta Pop" (17-18 lipca) i "Fillmore East" (31 lipca i 1 sierpnia). Ostatnie koncerty zagrano na Hawajach. Wybitnym osiągnieciem był podwójny koncertowy [4], wydany 16 listopada 1970 - nagrany tak naprawdę podczas koncertów w Sarasota, Jacksonville i West Palm Beach (22-24 czerwca), a nie jak głoszono we wkładce na festiwalu w Atlancie. Płyta była kwintesencją tego, jak zespół grał do tej pory. Heartbreaker, Paranoid czy Inside Looking Out zaprezentowano w ekscytujących i wydłużonych wersjach - przede wszystkim emanujących brutalną siłą, z której odarto nagrania studyjne. Wszystko złożyło się na niezwykłą całość, która stała się jednym z najwspanialszych albumów koncertowych w historii rocka. Najbardziej zdumiewał fakt, że efekt finalny powstał w wyniku tzw. direct recording, czyli nie poddano go obróbce studyjnej. Surowe brzmienie fantastycznie pokreślało niemal rytualną atmosferę koncertów, z głośnymi odgłosami publiczności. Na płytę nagrano też również dwa tytuły nieobecne na żadnym innym wydawnictwie grupy. Words Of Wisdom to tylko krótka przemowa Farnera do fanów, a Mark Says Alright to pięciominutowa improwizacja. Świadectwem niezwykłej trasy pozostały także sekwencje filmowe, m.in. występ 13 lipca na festiwalu w Cincinnati obok Mountain, Traffic, Alice Coopera i Iggy`ego Popa w materiale "Midsummer Rock" w 1970. Ponadto fragmenty kilku show z tego okresu uświetniły "Weekend Rebellion" z 1970.
Rok 1970 stanowił kulminacyjny moment dla Grand Funk - trzy albumy znalazły się w Top 10 i otrzymały nagrody Złotych Płyt. National Association Of Record Merchandisers obwołała ich najlepiej sprzedającą się grupą rockową roku 1970. Na samych płytach zarobili pięć milionów dolarów, ale nadal trwała swoista krucjata dziennikarzy przeciwko grupie. W Anglii przybrała ona formę prowokacji, kiedy Mike Butler skrobnął: "Wszyscy trzej są kiepscy, ale najbardziej okropny jest Brewer, którego perkusja jest tak przyziemna, że aż śmieszna. Grają ekstremalnie proste riffy na krawędzi monotonii. Śpiew jest cienki, jednak zwykle pełne litości krótkie wstępy szmacą solówki gitarowe." Brytyjskie pismaki wprowadziły nawet w odniesieniu do grupy pojęcie "hype", czyli oszustwo. W takich warunkach zespół miał przegrane na Wyspach, zanim zagrał tam po raz pierwszy. Mimo to, nie obawiali się wystąpić 15 stycznia 1971 w londyńskiej "Royal Albert Hall". 15 kwietnia tego samego roku ukazał się [5], którego autoironiczna okłądka ukazywała trio jako jaskiniowców. Album stanowił dzieło nieco łagodniejsze - znalazło się tu miejsce zarówno na religijny balladowy hymn I Can Feel Him In The Morning (poprzedzony wypowiedziami dzieci pytanych kim jest Bóg), przeciętną rockową odę Country Road (Farner w tamtym czasie kupił 100-akrową farmę w Parshaville niedaleko Hartland) i dwa covery: Feelin` Alright Traffic (piosenka o człowieku uwięzionym w kajdanach własnych lęków) i porywająca wersja Gimme Shelter The Rolling Stones (poszukiwanie schronienia wobec zagrożeń współczesnego świata). Wspomniany cover Traffic zagrano znacznie ciężej od oryginału, w surowej aranżacji i w rezultacie brzmiał jak autorska kompozycja Grand Funk. Nieco słabiej prezentowały się wypełniacze w postaci All You`ve Got Is Money czy Comfort Me. Największą niespodziankę stanowił I Want Freedom z pierwszoplanowymi Hammondami i żeńskimi chórkami nadającymi numerowi soulowy charakter. Mimo wszelkich nierówności, krążek doszedł do szóstego miejsca na listach przebojów. W przeciwieństwie do poprzednich albumów, ten wnosił do twórczości grupy niewiele nowego, stanowiąc prostą kontynuację [3] z nieco słabszymi kompozycjami (poza coverami niewiele zostawało w pamięci, nawet po kilkakrotnym przesłuchaniu). Krytycy uważali, że popularność Grand Funk była niczym nie uzasadniona, nie rozpieszczając także innej grupy rockowej pod opieką Knighta - Bloodrock.
Na przełomie czerwca i lipca 1971 trio zagrało w Niemczech, Holandii, paryskiej "Olympii", we Włoszech i w londyńskim Hyde Parku na specjalnym bezpłatnym występie z Humble Pie. 9 lipca zespół dał pokaz swoich możliwości na Shea Stadium w Nowym Jorku, a nastepnie poleciał do Japonii na dwa występy. Ogólnie w 1971 zespół przejechał 26 326 mil, podróżując z czterotonowym wyposażeniem wartym 80 000 funtów, zawierającym 4000-watowy system nagłaśniający i własny system zasilania. 15 listopada tego samego roku rynek ujrzał [6], ostatni krążek wyprodukowany przez Terry`ego Knigtha. Tytuł był parafrazą "A Pluribus Unun" - pierwszego hasła, jakie Amerykanie umieścili na swoich monetach, zanim zastąpiono to "In God We Trust". Płyta ugruntowała pozycję Grand Funk w świecie heavy-rocka, choć sesja nagraniowa zajęła zaledwie tydzień. Dlatego też nie powinno dziwić, że pod względem muzycznym longplay stanowił powrót do swobodnego jammowego grania jak za czasów Czerwonego Albumu. Otwierający Footstompin` Music to rock`n`rollowe zaproszenie do zabawy, odegrane w dość szybkim tempie. Utwór zbudowano na charakterystycznej dla Grand Funk intensywnej grze sekcji rytmicznej, której jednak przez długi czas towarzyszyły wyłącznie organy. Gitara pojawiała się tylko w środkowej (głównie instrumentalnej) części utworu. Kawałek był przede wszystkim popisem Mela Schachera. Silny w wymowie People Let`s Stop The War oparto na niezwykle sugestywnej partii gitary z przystawką wah-wah. Refren wykrzykiwany wspólne przez wszystkich członków zespołu, mimo pozornego zwolnienia tempa, jawił się równie energetycznie jak wcześniejsze dokonania. Partia harmonijki ustnej w finale nadawała Upsetter wymiar lekko countrowy, a cięższy I Come Tumblin` jakby świadomie podano na pożywkę dla dziennikarzy, gdyż tekst był właściwie o niczym. Save The Land oraz No Lies sytuowały się gdzieś między Led Zeppelin a Cream - ten pierwszy cechowała niezła solówka Farnera, a drugi moralizatorski tekst. Intrygujący motyw basowy rozpoczynała blisko 9-minutową Loneliness - kompozycję wyjątkowej urody, rozpoczynającą się jak klasyczna rockowa ballada. Długi spokojny wstęp, łagodna zwrotka i zaostrzony podniosły refren poprzedziły drugą część pełną partii smyczkowych. One wprowadziły jednak niepotrzebny patos, kontrastujący z resztą albumu, mającą zupełnie inny charakter. Od tego momentu kompozycja stawała się coraz bardziej pretensjonalna i niedorzeczna. Muzycy przecież już nikogo nie musieli przekonywać o swej wszechstronności - bo jeśli to była próba stworzenia ambitnego prog-rockowego arcydzieła to kompletnie polegli, bo to akurat najprostszy utwór z albumu. Oparto go przecież na niewielu motywach, bez żadnych solówek, za to przesadnie rozwleczono i udziwniono. Szkoda, gdyż zmarnowano niezły potencjał na dobrą balladę. Mimo wszystko, powstał jeden z najlepszych albumów zespołu - sześć pierwszych utworów to naprawdę mistrzowsko zagrany heavy-rock o funkowo-bluesowym zabarwieniu. Jedynie podjęta przez Farnera tematyka antywojenna i ekologiczna mogła razić swoją naiwnością i sloganowością.
Pod koniec 1971 doszło do konfliktu między członkami zespołu a Knightem, któremu 20 milionów sprzedanych do tej pory płyt Grand Funk przyniosło na mocy umowy z 1969 wielokrotnie wyższe zyski niż samym muzykom. Farner, Schacher i Brewer mieli też managerowi za złe, że zainwestował ich pieniądze w przemysł naftowy, biorąc współodpowiedzialność za zanieczyszczenie środowiska naturalnego. Dlatego też w marcu 1972 zatrudniono na jego miejsce Andy`ego Cavaliere. Knight w odpowiedzi wytoczył grupie proces, domagając się wielomilionowego odszkodowania za poniesione straty. W tej sytuacji Grand Funk zaskarżyli z kolei Knighta o celowe podsunięcie w 1969 nieuczciwej umowy oraz o sprzeniewierzenie ich majątku. Chociaż wydana w kwietniu 1972 składanka Mark, Don & Mel 1969-1971 rozeszła się w ogromnym nakładzie, konlfikt z Knightem bardzo skomplikował karierę formacji. 15 września wydano nie spełniający oczekiwań [7]. Krążek wypełniły zdecydowanie prostsze, bardziej stonowane i melancholijne utwory. Flight Of The Phoenix czy Freedom Of The Children wydawały się napiętnowane goryczą ostatnich miesięcy. Nieco zmęczeni muzycy zdecydowali się nieco odpocząć i zwrócić ku muzyce nasyconej elementami gospel i country. Początkowo planowano zwerbować gitarzystę Petera Framptona, który kilka miesięcy wcześniej odszedł z Humble Pie, ale ten nie wyraził zgody. Ostatecznie w przemianie mieli pomóc organista Craig Frost (ur. 20 kwietnia 1948, tu jeszcze jako muzyk sesyjny) oraz skrzypek Doug Kershaw. W tekstach pojawiły się zupełnie nowe wątki jak uwiedzenie przez nieletnią (napędzany organami She Got To Move Me) czy poetycki komentarz do skomplikowanej sytuacji grupy (Gotta Find Me A Better Day). Obecność Frosta zaowocowała partiami Hammonda w So You Won`t Have To Die i instrumentalny Flight Of The Phoenix. Organy świetnie współgrały z pozostałymi instrumentami w dynamicznym Trying To Get Away. Od razu warto zauważyć, że wcześniej zespół używał klawiszy zawsze zamiast gitary, nigdy jednocześnie - prawdopodobnie dlatego, żeby zespół mógł wiernie odegrać te utwory na koncertach (wcześniej na obu instrumentach grał Mark Farner). Po zatrudnieniu Frosta, ekipa nie musiała się już tym przejmować, dzięki czemu stworzono brzmienie bogatsze i bardziej różnorodne. Someone to z pozoru leniwa sielska piosenka, jednak w środku nabierała ciężaru, a muzycy po raz kolejny zachwycali umiejętnością zespołowej interakcji. Sam pomysł zestawienia cichszych i głośniejszych fragmentów był oklepany, jednak tutaj efekt okazał się naprawdę interesujący. Freedom Is For Children z początku zachwycał sposobem budowania napięcia, jednak w pewnym momencie robił się zbyt monotonny. Ostatecznie jedynym właściwie przebojem został Rock And Roll Soul. Nagrano album nierówny album - po naprawdę świetnym początku, poziom stopniowo opadał aż do przeciętnego finału. Jednak jako całość, krążek nie schodzi znacznie poniżej poziomu wcześniejszych wydawnictw. 900 000 sprzedanych egzemplarzy było najgorszym wynikiem w historii grupy. Nie w pełni udała się także kolejna trasa po USA, a szczególnie bolesnym przeżyciem był koncert z 31 grudnia 1972 w nowojorskim Madison Square Garden, gdzie Terry`emu Knightowi udało się doprowadzić do skonfiskowania zaraz po zejściu muzyków ze sceny całego ich sprzętu (ponieważ koncert był transmitowany, a dochód z niego przekazany na Drug Rehabilitation Center, policja zdecydowała dopuścić do jego odbycia). Knight szalał - zażądał sądownie od Grand Funk miliona dolarów, wysunął także oddzielne oskarżenia w stosunku do stacji telewizyjnej i promotora całego tournee, który nie chciał mu udostępnić danych o dochodach z koncertów.


Mel Schacher

Wszystkie te niepowodzenia były dla formacji nauczką. Dlatego na wydanym 15 lipca 1973 [8] Farner i Brewer zaserwowali repertuar o większym potencjale komercyjnym. Następnie zatrudnili jako producenta kogoś, kto potrafił uwypuklić przebojowość stworzonych piosenek - znanego muzyka Todda Rundgrena. Płyta była zbiorem chwytliwych, wyważonych i dość nowocześnie zaaranżowanych utworów w rodzaju funkującego Stop Lookin` Back czy zdradzający wpływy soulowe Ain`t Got Nobody. Na sam szczyt list przebojów wspiął się zaśpiewany przez Brewera We`re An American Band - prosty i nachalnie odwołujący się do amerykańskiego poczucia patriotyzmu, był ewidentnie skrojony pod przeciętnego mieszkańca amerykańskiej prowincji i jego mało niewyszukanego gustu. Do 19 miejsca na listach doszedł Walk Like A Man - mimo komercyjnego charakteru przynoszący solidną dawkę energii i świetne gitarowe popisy. Raził tylko refren, kojarzący się z Love Like A Man Ten Years After. W tekstach wyraźnie dominował wyraźnie przekoloryzowany wątek bujnego życia erotycznego w trasie (Black Licorice), ale powracały też motywy dotyczące konfliktu z Terry`m Knightem. Interesujący był Loneliest Rider, w którym wywodzący się z plemienia Cherokee Farner pochylał się nad okrutnym losem Indian. Na całej płycie zwracała uwagę uproszczona rola sekcji rytmicznej. Wcześniejsze albumy opierały się na interakcji wszystkich muzyków, wspólnych improwizacjach i solowych popisach każdego z nich. Tutaj natomiast rola Schachera i Brewera ograniczała się praktycznie do zapewnienia stałego rytmu - tła dla gitary, klawiszy oraz uwypuklonego w mixie bardziej niż kiedykolwiek wcześniej wokalu. Wyjątek stanowił Creepin`, oparty na klimatycznej partii organów i hipnotycznej partii basu. Ballada The Railroad była zbyt przewidywalna - niezłe fragmenty instrumentalne i pełne uroku zwrotki niknęły pod patetycznym chóralnym refrenem. Co ciekawe, ten zwrot ku muzyce radiowej znalazł uznanie w oczach krytyków, a jego powodzenie przyczyniło się też do sukcesu letniego tournee po USA. Album dotarł do drugiego miejsca na listach przebojów, a zamówień było tak wiele, że zyskał status złotej płyty zanim oficjalnie się ukazał. 100 000 egzemplarzy ukazało się na żółtym plastiku, nazywanym dziewiczym winylem. Grand Funk ostatecznie zerwali ze swoją bluesową przeszłością i zaczęli podążać w kierunku pozbawionego artystycznych ambicji komercyjnego grania. Tutaj jeszcze były przebłyski dawnej świetności.
15 marca 1974 ukazał się [9], który osiągnął piąte miejsce w rankingach bestsellerów. Ozdobiono go specjalną trójwymiarową okłądką, którą należało oglądać przez dołączone specjalne okulary. Płyta była bardziej urozmaicona niż poprzednia, zwracała też uwagę barwniejszym brzmieniem (wzbogaconym m.in. o syntezator i instrumenty dęte). Nie zabrakło na niej przebojowych kawałków, pełnych heavy-rockowej mocy jak Shinin` On, Please Me lub Gettin` Over You. Szlagierem okazał się zwariowany cover The Loco-Motion Gerry`ego Goffina i Carole King z repertuaru Little Evy. Wydana na singlu piosenka dotarła na sam szczyt list. Album nie był tak rozrywkowy jak [8]. Gra Frosta stanowiła rozkosz dla uszu zmęczonych solówkami sfrustrowanych klasycznych muzyków, ale pianista nie otyrzmał tyle przestrzeni jak poprzednio. Jako producent Rundgren całkowicie rozumiał w czym leżą siła i słabość każdego rodzaju rocka i zastosował wszystkie książkowe chwyty, aby osiągnąć różnorodność, czego najlepszym przykładem był wstęp do utworu tytułowego. Całość orbitowała wokół heavy-rocka z górnej półki, nieco dotkniętym przez soul, blues i boogie. Szkoda, że był to ostatni album Grand Funk zrealizowany przez Todda Rundgrena, który zagrał na gitarze w kilku kompozycjach. W lutym 1974 zapadł wyrok rozwiązujący konfilkt z Knightem - z rachunku wzajemnych roszczeń wynikało, że grupa musi zapłacić byłemu managerowi "jedynie" 284 000 dolarów. W marcu zespół ruszył na jedyne tournee w tamtym roku, ale za to trzymiesięczne.
Wydany 15 grudnia 1974 [10] okazał się ostatnim wielkim dziełem studyjnym Grand Funk. Formacja w bardziej zdecydowany sposób niż w przeszłości zamanifestowała fascynację muzyką murzyńską, co najlepiej przedstawiały dwie przeróbki: Some Kind Of Wonderful Soul Brothers Six oraz Look At Granny Run Run Howarda Tate`a. Te wpływy wpłynęły również na ostateczny wizerunek utworów własnych, zaaranżowanych z użyciem smyczków w stylu Bad Time, Wild czy Runnin`. Pomimo sukcesu komercyjnego wielu fanów uważało, iż "wściekła idea ugłaskania publiczności" zabiła ducha Grand Funk. Także producent Jimmy Ienner specjalizował się raczej w branży rhythm`n`bluesowej i ostatecznie nadał całości brzmienie odległe od rockowego talentu Rundgrena. Podobno do okładki pozowali kulturyści Arnold Schwarzenegger i Franco Columbu, a ich ciałom dodano potem głowy muzyków. W 1975 kwartet zdobył nagrodę BMI za piosenkę naczęściej graną w radio, którą okazała się Bad Time. Światowa trasa objęła poza USA, także Kanadę, Danię, Szwecję, Szwajcarię, Niemcy, Holandię, Wielką Brytanię i Japonię. Na scenie muzyków wspierała na żywo żeńska grupa wokalna The Funkettes, jeszcze raz potwierdzając zwrot ku soulowi. A jednak dokumentujący te występy [11] ukazywał Grand Funk Railorad (powrócono do pełnej nazwy) z jak najlepszej strony. Krążek zawierał pełne życia i werwy wykonania tak różnych utworów z poszczególnych etapów kariery jak Foostompin` Music, Closer To Home, We`re An American Band, Heartbreaker, Some Kind Of Wonderful czy Inside Looking Out. Wydana w 2003 zremasterowana wersja trwała 79:08 i by umieścić materiał na jednym CD wyrzucono oryginalne intro, ale nieznacznie wydłużono T.N.U.C. (o solówkę Brewera) i Gimme Shelter.
Męczące koncerty niestety ujawniły, że muzykom coraz trudniej pracowało się ze sobą. Już podczas nagrywania [12], panowie podjęli decyzję o tymczasowym rozstaniu. Postanowili jednak dobrnąć do końca sesji, gdyż kontrakt z wytwórnią Capitol zobowiązywał ich do wydania jeszcze jednej płyty. Zdawałoby się, że nawet kawałek Born To Die wydawał się zapowiadać kres wspólnej działalności, choć naprawdę stanowił hołd Farnera dla kuzyna, który zginął w wypadku motocyklowym. Krążek ukazał się w styczniu 1976 i okazał się powrotem do surowego rocka z domieszką soulu (I Fell For Your Love, Talk To The People), choć zawierał również kilka intrygujących drobiazgów w stylu jazz-rockowego Genevieve. Publiczność oczekiwała po ostatnich dwóch albumach jednak czegoś bardziej przebojowego i album sprzedał się gorzej niż wszystkie poprzednie. Wszystko wskazywało na to, że skłóceni muzycy pójdą własnymi drogami. A jednak kiedy Farner, Schacher, Brewer i Frost spotkali się w kilka miesięcy później, okazało się, że animozje nie były już tak silne i cała czwórka podjęła decyzję o nagraniu pożegnalnego krążka pod okiem producenckim Franka Zappy, który popisał się też solówką w Out To Get You. [13] jawił się jako najbardziej zachowawcze dzieło Grand Funk Railroad, a jednocześnie bardzo wyszlifowane. Wypełniły je gładkie i przejrzyście opracowane numery jak Goin` For The Pastor, Pass It Around, Miss My Baby czy bluesowy standard The Contours Can You Do It. Po wydaniu płyty nastapiła fala spodziewanej krytyki ze strony dziennikarzy i oczekiwana niska sprzedawalność. Ostatecznie w styczniu 1977 grupa przestała istnieć, osiągając niebywały wynik: 10 platynowych płyt, 12 złotych, 19 przebojów singlowych, 8 hitów w amerykańskim "Top 40", w tym dwukrotnie na pierwszym miejscu (We`re An American Band oraz The Loco-Motion). Sprzedano 25 milionów płyt, a wpływy z ich sprzedaży wyniosły ponad 30 milionów. Samo poróżnienie między Farnerem a Brewerem było pośrednim wynikiem rozłamu z Knightem. Mark obwiniał bębniarza za kłopoty, jakie sprawił producent, gdyż perkusista był z nim zaprzyjaźniony. Farner był też przeciwny pomysłowi Brewera, aby włączyć w skład Craiga Frosta. W tym momencie Grand Funk podzielili się na dwa obozy (Mark i Mel oraz Don i Craig). Personalne starcia zaczęły się na dobre już podczas nagrywania [7]. Z drugiej strony Brewer był zazdrosny o talent Farnera do pisania nowych kawałków. Kiedy wokalista zasygnalizował swego czasu, że chce zrobić album solowy, reszta pomyślała, że najlepsze kompozycje pragnie zatrzymać dla siebie.


Od lewej: Mark Farner, Craig Frost, Mel Schacher, Don Brewer

Już na początku 1977 Brewer, Schacher i Frost wpadli na pomysł reaktywacji, ale Mark Farner nie wyraził na to zgody. Powstał zatem projekt Flint, który wydał tylko jeden krążek The Flint na początku 1978. W tym samym roku Don Brewer wyprodukował debiut The Godz. Natomiast sam Grand Funk Railroad powrócili na scenę w 1981, ale bez Schachera. Lubiący spokój basista zajął się renowacją starych Jaguarów i budową domów. Zaproszenia nie wysłano także do Craiga Frosta, który kontynuował przygodę z muzykę w grupie Boba Segera. Basistą został zatem Dennis Bellinger, a gościnnie na pianinie zagrał Lance Duncan. Rozczarowujący [14] wypełniły stonowane utwory bliskie popu w rodzaju Queen Bee, I Can`t Be With You Tonight czy Stuck In The Middle. Zaledwie sporadyczne utwory nawiązywały do chwalebnej tradycji, a były nimi Good Times, No Reason Why i cover The Animals We`ve Gotta Get Out Of This Place. Zespół promował niezbyt udane dzieło na trasie po USA i Japonii. Jeszcze gorszy był [15] ze stycznia 1983, na którym na klawiszach zagrał sam Farner. Wydawnictwo w jeszcze bardziej zdecydowany sposób było przesiąknięte popem, choć El Salvador czy przeróbce Arthura Browna It`s A Man`s Man`s Man`s World na siłę próbowano nadać pozór rockowego pazura. Album przepadł na rynku, w dodatku sytuację finansową skomplikowała śmierć w 1982 byłego managera Andy`ego Cavaliere. W 1983 Grand Funk Railroad zawiesił ostatecznie działalność. Don Brewer dołączył do Frosta u boku Boba Segera, działał potem jako perkusista sesyjny w Pat Travers Band, ale ostatecznie zrezygnował z muzykowania. Mark Farner wydał serię płyt solowych.
Jesienią 1995 Farner, Schacher i Brewer reaktywowali Grand Funk Railroad, a maju 1996 wznowili działalność koncertową. Niezwykłymi wydarzeniami były trzy występy z 1997: 20 kwietnia w Michigan, 25 kwietnia w Nowym Jorku i 2 maja w Los Angeles, z których cały dochód przekazano dla Bosnian Relief Fund na potrzeby dzieci osieroconych podczas wojny domowej w Bośni i Hercegowinie. Ten pierwszy koncert nagrano i wydano jako dwupłytowy [16] - formacji towarzyszyła orkiestra pod batutą Paula Schaffera oraz specjalni goście: Peter Frampton i saksofonista Alto Reed. Płyta zachwycała heavy-rockowym rozmachem, jak również orkiestrową wersją Mean Mistreater i odśpiewanym po części a capella Some Kind Of Wonderful. W tym czasie zespół dokonał trzech nowych nagrań studyjnych (Pay Attention To Me, All I Do oraz In The Long Run), które umieszczono w czerwcu na składankowym boxie 30 Years Of Funk 1969-1999. Kiedy w 2000 odszedł Farner zawiązano The New Grand Funk Railroad w składzie: Brewer, Schacher, wokalista Max Carl (ex-38 Special), gitarzysta Bruce Kulick (ex-Kiss) i pianista Tim Cashion.
2 lipca 2002 na rynek trafił [17], mający być początkowo zapisem słynnego występu na Shea Stadium w Nowym Jorku z lipca 1971. W wytwórni Capitol jednak doszli do wniosku, że lepiej bedzie pokazać zespół także z innych koncertów tamtej sławnej trasy, gdy mieli Amerykę u swoich stóp. Wszystko zaczynał motyw "Tako Rzecza Zarathustra" (zaczerpnięty od Richarda Straussa), a potem muzycy ruszali z Are You Ready?. Wykreowano brzmienie mocne i głośne, oparte na pulsującym basie. Wspaniałe T.N.U.C. rozbudowano o ponad 13-minutowe solo perkusyjne Brewera, a hipnotyzujący Inside Looking Out stanowił niemal 16 minut jammowego grania, pełnego improwizowanych solówek i zaśpiewów z publicznością. Te 68 minut było bramą w czasie do lat 70-tych, w których zespoły rockowe dawały z siebie wszystko. Wśród słodkich oparów marihuany utrwalono portret minionej epoki, do której każdy wracał z wielkim sentymentem.
Sin`s A Good Man`s Brother został przerobiony przez Monster Magnet na albumie Spine Of God w 1991.

ALBUM ŚPIEW, GITARA BAS PERKUSJA KLAWISZE
[1-6] Mark Farner Mel Schacher Don Brewer -
[7-13] Mark Farner Mel Schacher Don Brewer Craig Frost
[14] Mark Farner Dennis Bellinger Don Brewer Lance Duncan
[15] Mark Farner Dennis Bellinger Don Brewer Mark Farner
[16-17] Mark Farner Mel Schacher Don Brewer -


Rok wydania Tytuł TOP
1969 [1] On Time #7
1969 [2] Grand Funk #1
1970 [3] Closer To Home #9
1970 [4] Live Album (live / 2 CD)
1971 [5] Survival
1971 [6] E Pluribus Funk #28
1972 [7] Phoenix #25
1973 [8] We`re An American Band #22
1974 [9] Shinin` On #18
1974 [10] All The Girls In The World Beware!!! #30
1975 [11] Caught In The Act (live)
1976 [12] Born To Die
1976 [13] Good Singin`, Good Playin`
1981 [14] Grand Funk Lives
1983 [15] What`s Funk?
1997 [16] Bosnia (live / 2 CD)
2002 [17] Live: The 1971 Tour (live`71)

          

          

        

Powrót do spisu treści