Szwedzkie trio powstałe w 1996 w Sztokholmie jako Smack (nazwę Grand Magus obrano w 1999). Zespół zadebiutował wiosną 2001 utworem Twilight Train na splicie It`s Over" ze Spiritual Beggars. Debiut wypełnił lekki doom podszyty heavymetalową tradycją z pewnymi bluesowymi inklinacjami. W porównaniu choćby z Electric Wizard, Szwedzi zaproponowali granie przystępniejsze, z którego wyróżniał się przede wszystkim Mountain Of Power. Drugi album emanował lepszym klimatem i co najmniej o klasę bił poprzednika. Wyborny epicki heavy/doom dopracowano i wykonano w najdrobniejszych detalach. Wszystko potęgowało atmosferę, aż do zwieńczenia w postaci niesamowitego ponad 10-minutowego He Who Seeks Shall Find. Nad wszystkim górował głos Christofferssona, który kierował i nadawał sens tej muzyce. Album został jednak niesłusznie szybko zapomniany i pomijany. Na [3] muzycy odważnie przesunęli środek ciężkości w rejony dynamiki muzycznej kosztem epickości. Ta owszem występowała, lecz nie w takich masowych ilościach jak poprzednio. Przeważały głównie zmiany tempa, podniosła energia wykonania oraz wspomniany dynamizm. Niektóre kompozycje aż prosiły się o rozbudowaną fabułę aranżacyjną i bardziej nieszablonowe rozwiązania. Szkoda, gdyż otwierający Kingslayer rozbudzał apetyty już na samym początku. Pewne nawiązania do Candlemass wypadły przeciętnie, raził wspomniany krótki czas numerów.
[4] był naprawdę równy, nie zawierał wypełniaczy i zawierał muzykę wysokich lotów, która dla jednych byłą heavy metalem, a dla innych - doomem. Melodia Like The Oar Strikes The Water przyprawiała niemal o dreszcze niemal wikingowym klimatem. Główny heavymetalowy riff był prosty, ale doom był obecny w brzmieniu. Słuchacze obu gatunków mogli śmiało sięgnąć po ta płytę, podrywającą swoją genialnością i perfekcją. Konsternacje wzbudził [5], który mógłby być zagrany znacznie wolniej i z bardziej wysuniętym wokalem Christofferssona. Zdaniem wielu, Grand Magus nie powinini się porywać na granie takiego heavy/power, gdyż była to wersja metalu miękkiego i mało rozpoznawalnego. Być może oczekiwania po doskonałym poprzedniku były zbyt duże, ale słyszalnie zabrakło magii. Kompromitacji nie było, ale powstał krążek jakich wiele.
[6] zaczynał niefortunny Starlight Slaughter, ukazujący tęsknotę Christofferssona za Spiritual Beggars w nadzwyczaj tuzinkowej rock-metalowej konwencji, wręcz radiowej. Określenie doom w stosunku do tego zespołu zawsze było nieco zbyt często stosowane, tym razem bez problemu można je było odrzucić. Epicki hard`n`heavy tutaj pasowałby najlepiej. Sword Of The Ocean nasuwał skojarzenia z Black Sabbath ery Tony`ego Martina i numer powalał całkowicie, niemal na wzór [4]. Z Valhalla Rising wyglądali dumni bogowie i polegli wojownicy, a Storm King nawiązywał dynamiczniej do [5] z epicko-heavymetalowym refrenem. Heavy-rock w Silver Moon w znacznej mierze nawiązywał do lat 70-tych, ale w ujęciu Grand Magus brzmiał nowocześniej i nawet nie ocierał się o stoner rock. Tytułowy The Hunt serwował więcej melodii i jeszcze więcej epiki w średnim tempie, również z wybornym fragmentem instrumentalnym z subtelnie zmieniającym się klimatem. Son Of The Last Breath w pierwszej części orbitował wokół rycerskiej ballady barda przy wykorzystaniu nie-metalowego instrumentarium, potem przekształcał się w nieco szorstki heavy, ale nawet tu znalazło się miejsce dla delikatnych głosów i akustycznej gitary. Draksadd musiał się podobać miłośnikom heavy metalu głęboko inspirowanego graniem lat 70-tych z uroczystymi true refrenami lat 80-tych. Epicki hard rock nie oznaczał mdłych "przezroczystych" gitar i subtelnej brzmieniowo sekcji rytmicznej. Na tym albumie cieżar był zdecydowanie heavymetalowy i niemal równorzędny z tym znanym z [4]. Zresztą "epicki hard rock" w tym przypadku stanowił raczej pewne uteoretzyowanie, specjalną receptę na dodatkowe uatrakcyjnienie samych kompozycji. Korzenny Grand Magus w interesująco lekko odmienionej formule.
Patrząc na niektóre tytuły numerów na [7], trudno było album traktować całkiem poważnie. W otwierającym całość manowarym On Hooves Of Gold już na samym początku pojawiały się słowa "master of the wind". Krążek odważnie wchodził właśnie w rycerskie klimaty, choć klasyczny heavy spod znaku Judas Priest przeważał w dynamicznym Dominator - raju dla fanów podwójnej stopy, dobrych solówek i szybko wpadających w ucho refrenów. Miłym przerywnikiem była dwuminutowa miniaturka wzbogacona o plemienne rytmy. Sekcja rytmiczna stanęła na wysokości zadania: bębny nie ginęły w mixie, a przy okazji Witt nie grał jak bezduszna maszyna. Osiągnięto przyjemne brzmienie, mocne i gęste, z pewnymi naleciałościami stonerowymi i hard rockowymi. Lider nie silił się na efekciarstwo, nie zasypywał słuchaczy ultraszybkimi riffami - grał dość proste zagrywki, nie zapominając o melodiach. Blisko 7-minutowy The Hammer Will Bite rozpoczynało spokojne wejście, a cięższe uderzenie następowało po kilkudziesięciu sekundach. Podniosły refren, instrumentalny przerywnik i zakończenie powielające spokojny motyw z początku kompozycji dopełniały obrazu utworu. To nie była płyta, po której należałoby spodziewać się muzycznego przełomu czy ekscytacji z powodu odkrywania ukrytych wątków i brzmieniowych niuansów. To dość nieskomplikowany sztampowy heavy, chwilami podpadający lekko pod powermetal, ale z pewną domieszką grania o stonerowym rodowodzie.
[8] stanowił przejawem wyjątkowego sprytu muzycznego Grand Magus. Zespół potraktował tym razem granie z poprzednich płyt nieco mniej true, a bardziej stonerowo - ale tylko na tyle, by stworzyć wrażenie epickiego hard rocka w pewnych konstrukcjach, bo samo brzmienie było przepotężne i miażdżące. Freja`s Choice rozpoczynał się niemal deathmetalowo, potem wchodził Varangian z nutką Falconer w zwrotkach i powalającym refrenie. Ekipa zaskakiwała w >O?Forged In Iron, Crowned In Steel mało metalowym wstępem, ale w pewnym momencie następował heavymetalowy atak, nawalał tylko refren. Kiedy muzycy grali potoczyste riffy, robili wielkie wrażenie przy zwolnieniu z kruszącymi stoner/doomowymi riffami i kruszącym wokalem JB w Born For Battle - kwintesencji udanego połączenia stonera i klasycznego heavy w opowiedzeniu kolejnej heroicznej historii. Master Of The Land zaczynał się długo i na myśl przychodził Unleashed, lecz kiedy numer się rozkręcał, to doprawdy w pełni rozkwitał melodyjny patosu i monumentalizm. Frost And Fire zrobiono oldschoolowo i w tym numerze urzekała przede wszystkim potęga oddziaływania tradycji amerykańskiego Trouble. Trochę uspokajającego tkania pajęczej nici wśród zamieci w instrumentalnym Hugr, tuż przed finałem albumu. Bas wbijał w ziemię w Every Day There`s A Battle To Fight i kiedy JB zaczynał tą spokojną pieśń to chwytał za serce, a potem kawałek rozkwitał w fenomenalnej melodii o rockowym i pełnym refleksji feelingu. Noniec cover Deep Purple Stormbringer i grupa stanęła w tej przeróbce na wysokości zadania. Brzmienie było niesamowite - z niezwykłą moca perkusji, mruczącym basem i klarownym brzmieniem gitary.
[9] wypełniła kolejna porcja muzyki swoistej i rozpoznawalnej, ale coś stało się niedobrego z kreatywnością tego zespołu. Grand Magus nigdy wczesniej nie nagrał tak zachowawczej płyty, stworzonej z użytych już kiedyś riffów, wykorzystanych pomysłów na melodie oraz konstrukcji utworów. Grupa odegrała ten materiał bez nadmiernego wysiłku w sferze kompozycyjnej i muzycznie bezpiecznie, ale dla fana tej ekipy nadal dość atrakcyjne. Kiedyś grupa otwarcie obracała się w estetyce rycerskiej i heroicznej i musiała wtedy stawiać czoło problemowi wtórności znacznie bardziej, niż w bezpiecznej strefie klasycznych kołyszących konstrukcji przypisanych tylko im. Tutaj muzycy nie wyszli poza strefę smuzycznego bezpieczeństwa, dawkując epickość oszczędnie, jak również podbarwiając wszystko stonerem na tyle rozważnie, by nie zrazić fanów true grania i stosując strategię ekonomii sił. Słyszalny rys delikatności cechował praktycznie cały album, który nie kruszy żelazobetonu jak [4], nie budzi rycerskiego ducha jak [8], a przecież coś z tych wszystkich płyt jednocześnie w sobie zawierał. JB tym razem nie dewastował potęgą głosu, choć śpiewał bardzo dobrze. Wolf God i A Hall Clad In Gold to po prostu atrakcyjny metal - trochę miękki w łagodnych refrenach niż można było oczekiwać, a przy okazji pozbawiony całkowicie nowych treści. W ten sposób Brother Of The Storm mógł porwac, choć nie zawierał niczego czego by wcześniej nie było. Refleksyjny Dawn Of Fire miał momenty słabsze i lepsze, a równocześnie skrywał w sobie wspaniały refren. W zasadzie grupa unikała szybszego grania i niedługi Spear Thrower mógł po niszczącym początku pozostać w tym tempie, a tymczasem przeradzał się w stoner/heavymetalowy refren (niepotrzebne zwolnienie przy dynamicznej solówce). To Live And To Die In SolitudeGlory To The Brave, ani He Sent Them All To Hel nie były niczym szczególnym w ramach dostosowania wczesnych pomysłów Grand Magus do obecnych potrzeb. Było trochę stonerowo, ale także nieszczególnie w zbyt prostych refrenach, które dziwnym trafem przywodziła na myśl rock/metalowy prymitywizm z kręgu AC/DC i stadionowego glamu. W potężnym Untamed z druzgocącą perkusją Witta zespół jakby starał się zatrzeć wrażenie lekkiej bezradności z dwóch poprzednich numerów poprzez dodanie stonowanego refrenu i trochę wprawiają w konsternację, bo nie bardzo wiadomo, czemu takiego grania nie znalazło się tu więcej. Nastapiła zniżka formy na wskutek zbytniego korzystania ze starych pomysłów i nadmiaru niekonsekwencji.
Ludwig Witt bębnił w heavy/doomowym Dread Ogre (Get Ready For The Storm w 2024).

ALBUM ŚPIEW, GITARA BAS PERKUSJA
[1-4] Janne `JB` Christoffersson Mats `Fox Skinner` Heden Fredrik `Trisse` Liefvendahl
[5-6] Janne `JB` Christoffersson Mats `Fox Skinner` Heden Sebastian Sippola
[7-10] Janne `JB` Christoffersson Mats `Fox Skinner` Heden Ludwig Witt

Janne Christoffersson / Ludwig Witt (Spiritual Beggars, ex-Firebird, ex-Shining)

Rok wydania Tytuł TOP
2001 [1] Grand Magus
2003 [2] Monument
2005 [3] Wolf`s Return
2008 [4] Iron Will #23
2010 [5] Hammer Of The North
2012 [6] The Hunt #19
2014 [7] Triumph And Power
2016 [8] Sword Songs
2019 [9] Wolf God
2024 [9] Sunraven #21

          

      

Powrót do spisu treści