Norweska grupa powstała w 1997 w Kristiansand. Zadebiutowała w 2000 trzyutworową demówką "Soul Reaper". Po podpisaniu kontraktu z wytwórnią Shark Records, kwintet wszedł do studia i nagrał debiut, który wypełnił typowy melodyjny powermetal, oparty o doświadczenia niemieckich gigantów gatunku, zagrany jednak nieco ciężej. Kilka kawałków potencjalnie zasługiwało na wysoką ocenę za pomysły, zwłaszcza niezwykle udane refreny w Sail Away, Soul Reaper i Torn Apart. Najciekawszym utworem był z pewnością pochodzący pod klasyczny heavy z epickim zacięciem Gladiator. Problemem Guardians Of Time było jednak niesprecyzowanie stylistyczne - chłopaki niezbyt wiedzieli, jaki gatunek metalu chcieli grać. Germańsko brzmiący Guardians Of Time wypadł przeciętnie, a próby wejścia w konwencję heavy/power w As The Morning Rise nie wychodziły ponad przeciętne rzemiosło. Przy pierwszym przesłuchaniu w uszy "rzucały się" głównie melodie i dopiero przy kolejnych pewne rzeczy zaczynały cieszyć, a inne - niestety - irytować. Kontrowersyjny był przede wszystkim głos wokalisty Fjellestada, który nie dysponował ani ciekawą barwą ani wystarczającą ekspresją. Facet męczył się w wysokich rejestrach, prezentując się lepiej w momentach wolniejszych. Co najważniejsze, w tym głosie brakowało jakby wiary w to co robił, jakby wokalista nie wierzył w powodzenie płyty. Dziwnie grał również gitarzysta Rune Schellingerhout - w powerowych riffach precyzyjny i bezbłędny niczym maszyna, ale jednocześnie prezentujący się nieco sztucznie, egzaltując swoją zachowawczą manierę, którą porzucał dopiero w solówkach. Za to perkusista Uleberg grał świetnie we wszystkich aspektach i szkoda, że bębnów mocniej nie wyeksponowano w procesie produkcji. Powstał ostatecznie album, na który można było marudzić, ale i z wieloma plusami, zwłąszcza jeśli wzięło się pod uwagę kraj powstania.
Po dokoptowaniu drugiego gitarzysty Paula Olsena i zmianie wytwórni na Face Front, Norwegowie wydali w styczniu 2004 drugi krążek. Tym razem był to czteroczęściowy koncept o stworzeniu super rasy, mającej powstać na skutek skrzyzowania maszynerii z człowiekiem. Pomysł naiwny, ale liczyła się muzyka - znacznie ciekawsza niż na debiucie. [2] wypełnił bowiem ostry powermetal z ciężkim brzmieniem i podjazdami pod granie amerykańskie. Już w Faceless Society zwracała uwagę gęsta praca perkusji, a wokal tak sprytnie zaaranżowano, że najistotniejszą rolę spełniały mocarne gitary, spychając głos Fjellestada do funkcji delikatnego wypełniacza przestrzeni. W wolniejszym tempie nagrano The Rise Of Tripticon, w którym refren stanowił lekki ukłon w stronę kwadratury grania niemieckiego. Zwracały uwagę zwłaszcza solówki gitarowe z wykorzystaniem akustyków na wzór Metal Church. 7-minutowy Machines Of Mental Design nie nudził, omijając pułapkę przesytu motywów, a pseudo-growling był nawet miłym dodatkiem. W Escaping Time następował bezlitosny atak gitar w amerykańskim stylu, z typowo jankeską bojowością. Z kolei Point Of No Return orbitował wokół niemiecko-szwedzkiego podejścia do tematu w doborze melodii i zamaszysto-nośnych refrenach. Intrygujący The Journey niszczył swoją dramaturgią i niepokojem wprowadzanym przez ciężkie gitary. Sama produkcja albumu była wspaniała - potężna sekcja rytmiczna, słyszalny bas i mocne gitary, nikogo nie zagłuszające. Całość była kompozycyjnie równa, choć mogła niektórym wydać się nieco jednostajna przez ponad godzinę trwania. Powstał smakowity konglomerat metalu szwedzkiego, amerykańskiego i niemieckiego. Japońska wersja krążka zawierała bonus Torn Apart.
Przez siedem lat wokół Guardians Of Time panowała cisza, jednak w 2011 w ponownie odnowionym składzie Norwegowie przedstawili swój trzeci album. Tym razem ekipa zwróciła się ku powermetalowi mrocznemu i nastrojowemu, ale także ku nowocześniejszym trendom, jakie zaczęły uzyskiwać w Skandynawii coraz większe znaczenie. Ten niejako melodyjny modern metal najwyraźniej słychać w nastawionym na chłodną przebojowość God v2.0 - charakterystyczna rytmika, konstrukcja refrenów i użycie dodatkowych brutalniejszych wokali wykazywało podobieństwo do duńskiego Mercenary z tego samego okresu. W podobnym stylu nagrano lżejszy Dreamworld Messiah. Na krążek trafił także podany w dosyć łagodny sposób heroiczny powermetalowy Monster, którego wygładzony styl łamano ponownie partią z harsh wokalem. Zespół jednak najwięcej miejsca poświęcił tzw. dark metalowi i gdzieś w tworzeniu klimatu kierował się skutecznie w stronę obszarów niemieckiego Dark At Dawn. W tym stylu zrealizowano Perverse Perfection, Altered In Red z romantycznym refrenem oraz chłodnym dramatycznym Mind Divided. Numery te zaaranżowane na bogato, z nutką progresywności i słychać, że ekipa wykorzystała swoje wcześniejsze doświadczenia w tym zakresie. Ciekawą kompozycją był pół-balladowy nostalgiczny Sleep Eternal, gdzie wybornie i z aktorskim zacięciem zaśpiewał Bernt Fjellestad. Uwagę zwracały gitarowe zagrywki przypominające Paradise Lost i intrygującą słuchowiskową końcówkę. Tide Of Time to numer gotycko-heavymetalowy spod znaku Darkseed. W tych smutnych klimatach pozostawał Only In A Dream, gdzie znów przewijała się gitarowa narracja Paradise Lost, ale tym razem w połączeniu z dark metalem. Na zakończenie grupa prezentowała kapitalny dark/power w średnim tempie I Sinner z uroczo wmontowanym drugim głosem na planie dalszym. Partie perkusji Oivinda Vagane były dosyć skomplikowane, ale w przypadku gitar można było mieć zastrzeżenia do solówek. Większość z nich zagrana została na przeciętnym poziomie i w tym aspekcie nie było tu specjalnie czego słuchać. Pal Olsen jakby to trochę odpuścił, a Bent Lindebo niczego konkretnego nie wnosił. Brzmienie bezdyskusyjnie bardzo dobre, z dominacją chłodnych gitar i głębokiego basu. Grupa przedstawiła płytę z muzyką nagrywaną rzadko i jeśli traktować ją jako odświeżenie wymierającego gatunku dark/power, to zadanie wypełniono nieźle. Po wydaniu tego krążka formacja ponownie umilkła na kilka lat, by w 2015 powrócić w ramach zupełnie innego podgatunku powermetalu.
Na [4] grupa powróciła jako heroiczna i epicka z nowym gitarzystą Larsem Andreasem Vagane. W takim gatunku trudno zaproponować coś nowego, porywającego i nie budzącego nieustannych skojarzeń z kimś innym. Był to powermetal rycerski w szczery sposób, czerpiący z ogólnej tradycji, bez jasnego wzorowania się na kimkolwiek - tak samo europejski co amerykański w melodyjnej odmianie, zarówno z lat 80-tych i bardziej współczesnej, a także nawiązujący do dobrych wzorów neotradycyjnego szwedzkiego heavy metalu. Świetnie wypadły masywne i dostojnie galopujące Iron Heart i Standing Tall. Jednocześnie mocarny, a zarazem w jakiś sposób łagodny był Save Me, a pełne nastawienie na bujającą melodię słychać było w szybkim Tomorrow Never Comes - numerze raczej w stylu niemieckim niż skandynawskim. Wysokoenergetyczne riffy atakowały w nowocześnie brzmiącym Euphoria z fantastycznym refrenem i to był prawdziwy powermetal XXI wieku. Primevil tryskał gejzerami emocji, przy jednoczesnym utrzymaniu eleganckiego dramatyzmu. Do rozpędzonego End Of Days wrzucono sporo z Hammerfall i Dream Evil - konstrukcja riffowa tej kompozycji była wyśmienita, podobnie jak część instrumentalna o mocy Divinefire. Epickie granie w wolniejszym tempie wzbogacono lirycznymi fragmentami i pewną orientalną nutą w Empire, nadając temu utworowi rozpoznawalny dla Guardians Of Time rys progresywny. Na koniec fenomenalny bojowy Rage And Fire - blisko siedem minut ultramelodyjności i ani sekundy nudnego przestoju. Zwracała uwagę niezmiennie wysoka forma wokalna Bernta Fjellestada, który potrafił zaśpiewać wszystko. Gitarzyści wykazali się absolutnym zrozumieniem tego czym jest powermetal - atomowa riffowa moc w niemal każdym kawałku. Całość miała odpowiednio oprawę dźwiękową, przy czym gitary zachowały brzmienie nowoczesne, głośność perkusji umiarkowana, a wokal średnio wyeksponowany. Ogólnie produkcja specyficzna i rozpoznawalna dla Fredrika Nordströma, który zrealizował album razem z Henrikiem Uddem - obu udało się odejść od pewnych utartych schematów.
W ciągu kolejnych lat odeszli bracia Vagane i grupa pozostała z jednym tylko gitarzystą. Wymieniono również perkusistę. Tytułowy Tearing Up The World na [5] to dobra kompozycja w klimatach płyty poprzedniej, a bardziej ułożony Raise The Eagle to numer typowy dla tego co grupa proponowała poprzednio w kategorii utrzymanego w średnich tempach skandynawskiego powermetalu. Potem jednak metalowy atak wzmagał się i We`ll Bring War był potężny w gitarowym dostojnym riffowaniu i mocarny w twardym tym razem wokalu Fjellestada. Wiele z bitewnego US Power w melodyjnej odmianie zawarto w wysokoenergetycznym Valhalla Awaits oraz dumnym As I Burn. Kwartet jak zwykle prezentował się znakomicie w utworach wolniejszych, otoczonych niepokojącą aurą i to słychać w epickim Burning Of Rome, choć ostateczne wrażenie niweczył zbyt lekki refren. Drugim takim numerem na płycie był przepiękny rytmiczny Drawn In Blood z przecudownej urody ozdobnikiem gitarowym Olsena. Kingdom Come był pełen mocy i elegancji, a refren w stylu wczesnego Hammerfall. Light Won`t Shine zaaranżowano nieco nowocześniej, z elementami groove w gitarach, ale podobną nowoczesność Guardians Of Time proponował już na swoich płytach wcześniej (utwór przypominał Machines Of Mental Design z 2004). Na zakończenie ujmująca ciepła epickość ze śladami muzyki irlandzkiej w stylu Gary Moore`a w Masters We Were. Pewność z jaką wszystko rozgrywano zachwycała, podobnie jak sama melodia i uroczysty klimat całości. Forma wokalna Bernta Fjellestada doskonała i on po raz kolejny pokazał, jak należy śpiewać rycerski power i górować nad masywnym brzmieniem gitary. Osamotniony Pal Olsen poradził sobie sam i lokując w niemal każdym numerze udane solówki różnego rodzaju. Nowy perkusista Jan Willy Aaraas sprawny, szybki i jego gęste partie mogły się zdecydowanie podobać.
Pal Olsen zagrał na Bloodstained Endurance Trail Of Tears.

ALBUM ŚPIEW GITARA GITARA BAS PERKUSJA
[1] Bernt Fjellestad Rune Schellingerhout Dag-Ove Johnsen Vidar Uleberg
[2] Bernt Fjellestad Rune Schellingerhout Pal Olsen Dag-Ove Johnsen Vidar Uleberg
[3] Bernt Fjellestad Bent Lindebo Pal Olsen Martin Eltvik Oivind Vagane
[4] Bernt Fjellestad Lars Andreas Vagane Pal Olsen Jonkis Werdal Oivind Vagane
[5] Bernt Fjellestad Pal Olsen Jonkis Werdal Jan Willy Aaraas


Rok wydania Tytuł TOP
2001 [1] Edge Of Tomorrow
2004 [2] Machines Of Mental Design
2011 [3] A Beautiful Atrocity
2015 [4] Rage And Fire #12
2018 [5] Tearing Up The World

        

Powrót do spisu treści