Niemiecka formacja założona w Kolonii w 1998. Zadebiutowała demówką "Bomb Attack" w 1999. W rok później podpisała kontrakt z wytwórnią Limb Music, znanej z wydawania płyt Rhapsody i Mob Rules. [2] określono bezsensownie w katalogu firmy jako "power rock`n`metal" - po prawdzie zawierał mieszankę Motörhead z Guns N'Roses i wokalem Feldhausena w manierze Briana Johnsona, ale bez jego charyzmy. Dało to efekt w postaci prosto odegranego albumu, który łączył różne stylistyki jak She`s Coming Over Top na wzór AC/DC, balladę For All Those Like You, dziki rocker Take Me To The Highway czy nawer pseudo-powermetalowy Gate Of God. Po tak skromnym początku nikt zapewne nie przypuszczał jakie miejsce przyjdzie Gun Barrel zająć na metalowej mapie niemieckiego melodyjnego grania. Ta stylistyka miała tam potężne grono wybrednych fanów, rozpieszczonych od czasów Scorpions i przebić się nie było łatwo. Na [3] zespół przeszedł niezwykłą metamorfozę - to już nie był hard rock z dociążonymi gitarami. Muzycy stworzyli pewną nową jakość i pojęcie "heavy/powermetalowy rock`n`roll & hard`n`heavy" najlepiej oddawał zawartość płyty. Pod względem produkcji znany producent Piet Sielck stworzył potwora - soczyste i potężne brzmienie gitary Rolfa Tanziusa było równocześnie przyjazne dla ucha, a zarazem dalekie od brudu Motörhead - w końcu oba zespoły miały ze sobą sporo wspólnego. O ile jednak ekipa Lemmy`ego wyrażała sens istnienia motocyklowego kultu w swym nieposkromionym chuligańskim stylu, to Gun Barrel uderzali z niebywałą elegancją i precyzją w potrzeby metalu imprezowego, leżącego daleko od glamu czy sleaze rocka. W dodatku zniewalający charakter melodii nie zawsze wypływał tutaj w prostej linii z rock`n`rolla. Nie można zapomnieć o zupełnie omnienionym Guido Feldhausenie, o głosie z lekka kilmisterowym. Kapitalne otwarcie w rytmicznym bujającym Battle-Tested od razu uzmysławiało, że wokalista nie będzie jak poprzednio pozostawać na poziomie gitary. Facet stał teraz w pierwszej linii i w morderczym power-rock`n`rollowym We Believe In Nothing odnosiło się wrażenie, że śpiewa a capella. Rockowy feeling stał się również podstawą solówek Tanziusa, który w żadnym wypadku wirtuzoem nie był, ale posiadł niezwykłe wyczucie rytmu jak w klasycznym hard`n`heavymetalowym Lonely Ride. Prawdziwą perłą okazał się motörheadowy Party In The Hall Of Fame - mega-imprezowo-samochodowy heavy/powerowy rock`n`roll. Bardziej amerykańsko wypadł luzacko zaśpiewany ostrzejszy Lover Like A Gun, zaś Scream Of The Killer nieciekawy refren nadrabiał wspaniałą solówką. Wyraźnie celował w chwytliwą melodię dosyć niewinny Save My Heart From You w stylu melodyjnego rocka, lecz tak naprawdę było to heavy/powerowe potężne wykonanie. Wgniatający w ziemię bas i fantastycznie ustawiona perkusja rządziły w Death Knell Dance, w pamięć zapadał także dostojny rycerski Rebel Tune - zagrany z takim żarem i autentyzmem, że nie wiadomo co by się stało, gdyby ekipa nagrała cały album z podobną muzyką. Nawet jeśli krążek pod względem kompozycyjnym był nieco nierówny, to wartość największych killerów, pewne wykonanie i oprawa brzmieniowa rekompensowały to z nawiązką. Tak jakby wytworzono niezwykłą moc w białych rękawiczkach. Płyta otworzyła Gun Barrel drogę do muzycznej kariery, ale już bez Feldhausena i basisty Schulza, których zastąpili inni muzycy.
Pomimo poważnych zmian składu, współpraca z Pietem Sielckiem trwała nadal. To on we współpracy z Yenzem Leonhardtem postarał się, aby [4] odpowiednio melodyjnie bombardował dusze i umysły. W przyjętej stylistyce kluczową rolę odgrywał wokalista. Tym razem Rolf Tanzius zaprosił do zespołu Xavera Drexlera, znanego dotąd z STS 8 Mission. Okazał się on dobrym śpiewakiem, ale nie posiadającym rockowej zadziorności Guido. Tonacja nowego frontmana orbitowała raczej wokół heavymetalowych tradycji i to zdecydowanie rzutowało na odbiór kompozycji. Dominował twardy melodyjny heavy, bujający umiarkowanie w dość szybkich Dear Mr. Devil, Bombard Your Soul czy I`m Alive z echami w refrenie kompozycji Helloween o tym samym tytule. Rock`n`rolla było znacznie mniej, natomiast odniesień do Motörhead zupełnie się pozbyto. W jakiś sposób zespół przesunął się w potężnie brzmieniowo rozwiązane rejony pomiędzy Sinner, Victory i Unrest, co oznaczało niestety sporo kwadratowego tradycyjnego heavy odegranego po prostu w niemieckim stylu. Próba wejścia w rejony true grania w ...Is You wyszły nieciekawie, poza częścią z gitarą akustyczną i zdecydowanie wysuniętym wokalem Drexlera. Nieco lepiej, ale też bez wzbudzania specjalnych emocji prezentował się Bloody Pretender. Jednocześnie grupa zatraciła rockowy luz i Down And Dirty czy zdecydowanie metalowy The Fallen One brzmiały zbyt ciężko. Na szczęście Lights And Shadows przywoływał na myśl kompozycje Sinner z lepszych płyt. Tanzius jako gitarzysta nie wyróżniał się, w solówkach nie wychodząc poza poprawność i ten element był zdecydowanie słabszy niż na płycie poprzedniej. Sekcja rytmiczna z nowym basistą Tomem Kintgenem grała dobrze, ale też na pół gwizdka i energetyczność całości napędzało raczej samo brzmienie instrumentów - doskonałe po prostu, głębokie i miękkie z odpowiednim dodatkiem heavy/powerowej mocy, niemniej bardziej wygładzone niż poprzednio. W ostatecznym efekcie [4] okazał się dziełem dobrym z melodyjnym i mocno zagranym heavy metalem - zestawem sprawnie odegranych numerów na co najwyżej dobrym poziomie, bez hitów i bez porywającej wcześniej pasji wykonania. Muzykę skierowano do wszystkich miłośników melodyjnego grania od melodyjnego rocka poczynając, którym nie przeszkadzało mocne brzmienie - ono zresztą także specjalnie w niczym nie pomogło, gdyż powstała płyta jakich wiele. Kilmister odjechał od Gun Barrel daleko na swoim motocyklu.
Na [5] zespół kontynuował kurs ku bardziej tradycyjnemu melodyjnemu heavy z elementami power, gdzie element przebojowości próbowano osiągnąć bez zdecydowanych wypadów w rejony zmetalizowanego rock`n`rolla i hard`n`heavy. Płyta była przeciętna, a jakiekolwiek wyniki sprzedaży przyćmiła śmierć Xavera Drexlera - 28 marca 2010 wokalista zmarł w wieku 42 lat z powodu niewydolności serca. Życie toczyło się jednak dalej i z nowym frontmanem Patrickiem Sühlem (znanym z Pantaleon), Gun Barrel przypomnieli o sobie wydaniem [7]. Przez 4 lata nic się nie zmieniło, a jeśli już to raczej na gorsze. Sühl okazał się śpiewakiem przeciętnym, pozbawionym charyzmy i siły głosu. Kompozycje były średniej jakości, podobnie jak realizacja produkcyjna. Kwartet w zasadzie niczym nie zaskakiwał, serwując zestaw rytmicznych i zagranych w średnio-szybkich tempach melodyjnych utworów okraszonych tuzinkowymi refrenami typowymi dla metalu niemieckiego, celującego częściowo w publiczność spragnioną zmetalizowanych przebojów. W tytułowym Brace For Impact refren nie był jeszcze taki najgorszy i kilka riffów przypominało te z British Steel Judas Priest. Wartymi zapamietania były też: rock`n`rollowy Diamond Bullets - przypominający w blady sposób starsze ogniste kawałki tej grupy - oraz fragmentarycznie With Might And Main, w którym udanie zaatakowano bardziej bojowymi motywami. Dominowała toporność z wokalem na granicy krzyku i źle dobranymi amerykanizmami stadionowego rock-metalu (Dancing On Torpedoes). W strukturach kompozycji nieustannie stosowano jeden chwyt - ostrzejsze riffowo zwrotki i znacznie łagodniejsze refreny, na które oczekiwało się z niepokojem po usłyszeniu tego z Books Of Live. Frustracja pogłębiała się po wysłuchaniu The Wild Hunt, gdzie zmarnowano potencjał tkwiący w gitarowej robocie Tanziusa. Wolniejsze numery jak Start A Riot czy Turbölence & Decadence wypadły ospale i bez ikry. Tylko w Big Taboo i to momentami Sühl pokazywał, że być może potrafił z siebie wykrzesać więcej niż tu ogólnie zaprezentował. Wszystko zostało po prostu odegrane i nikogo nie można było wyróżnić (nijakie solówki i sekcja rytmiczna). W porównaniu z albumami wcześniejszymi, zastosowano brzmienie płaskie i ubogie, ewidentnie odarte z głębi i mięsistości. W Niemczech zawsze było mnóstwo zespołów grających hard`n`heavy z powerowym doładowaniem, mniej lub bardziej przebojowym. Tym krążkiem Gun Barrel znaleźli się w tej masie, będąc zdecydowanie wyprzedzani przez liczną konkurencję.
Patrick Sühl stanął za mikrofonem w Almanac.

ALBUM ŚPIEW GITARA BAS PERKUSJA
[1] Guido Feldhausen Rolf Tanzius Holger Schulz Florens Neuheuser
[2-3] Guido Feldhausen Rolf Tanzius Holger Schulz Toni Pinciroli
[4-6] Xaver Drexler Rolf Tanzius Tom Kintgen Toni Pinciroli
[7-8] Patrick Sühl Rolf Tanzius Tom Kintgen Toni Pinciroli

Xaver Drexler (ex-STS 8 Mission)

Rok wydania Tytuł
2000 [1] Back To Suicide EP
2001 [2] Power Dive
2003 [3] Battle-Tested
2005 [4] Bombard Your Soul
2008 [5] Outlaw Invasion
2010 [6] Live At The Kubana (live)
2012 [7] Brace For Impact
2014 [8] Damage Dancer

          

  

Powrót do spisu treści