Amerykański zespół założony w 1966 w San Diego. Pod koniec tego roku ekipa zaszyła się w małym klubie "Bido Lito`s" w Hollywood, gdzie koncertowała 6 dni w tygodniu u boku Love. Już wiosną 1967 poprzedzała takie znakomite grupy jak Jefferson Airplane, The Doors czy Buffalo Springfield, czym zwróciła na siebie uwagę łowcy talentów Charliego Greena, który w kwietniu załatwił jej kontrakt z Atco (podległą wytwórni Atlantic). Debiut brzmiał niczym specjalnie skrojony na hippisowską modłę, a muzycy hołdowali psychodelii, czerpiąc garściami z dorobku Vanilla Fudge, Cream i Franka Zappy. Całość nie przekonywała, opierając się zazwyczaj na dwóch czy trzech podstawowych riffach i prostych tekstach. Przesycony rhyth`m`bluesem Gentle As It May Seems pochodził z czasów The Palace Pages (pierwszej kapeli Idle`a), a So-Lo był banalną popową piosenką. Pomimo braków warsztatowych, album dotarł do 78 miejsca na liście Billboardu, przede wszystkim dzięki kończącemu całość instrumentalnemu Iron Butterfly Theme, ilustrującemu żywot wyimaginowanego Żelaznego Motyla. Była to ociężała ("heavy") kompozycja, epatująca potężnym organowo-gitarowym brzmieniem, pełna psychodelicznych efektów i intrygująca kakofonicznym finałem z pomysłowo wprowadzonym komunikatem "We love you" przekazanym alfabetem Morse`a. Na krążku wystąpił także Darryl DeLoach, śpiewający w chórkach i grający na tamburynie. Album odniósł większy sukces niż promujący go singiel Possession / Unconscious Power, a oba te utwory zostały wykorzystane w filmie "The Savage Seven" z 1968 (reż. Richard Rush).
Przełomem w karierze formacji była wspólna trasa po USA z Jefferson Airplane oraz występy w Nowym Jorku (z Traffic i Blue Cheer) i San Francisco (z The Velvet Underground). Ten sukces zachęcił grupę do wejścia do studia nagrań już z nowymi nabytkami: gitarzystą Erikiem Braunnem i basistą Lee Dormanem. Zrealizowany za sumę 17 000 dolarów [2] trafił na rynek w lipcu 1968, okazując się jednym z przełomowych dokonań w dziejach rocka. Album stanowił jednocześnie zwiastun eklektyzmu art rocka, jak i wyraz gwałtowności rodzącego się heavy-rocka. Odniósł niespodziewany oszałamiający sukces, utrzymując się na listach bestsellerów 140 tygodni i osiągając w samym USA czteromilionową sprzedawalność. O jego powodzeniu przesądziła przede wszystkim ponad 17-minutowa kompozycja tytułowa In-A-Gadda-Da-Vida, której tytuł był fonetycznym zapisem słów "In The Garden Of Eden". Podstawą utworu był kapitalny riff sfuzzowanej gitary, a całość miała w sobie coś z psychodelicznego dźwiękowego szaleństwa, w którym znalazło się miejsce na natchnione partie organów (w niektórych momentach nasycone barokowym duchem), efekty wah-wah solówki Braunna, perkusyjne pandemonium rodem jakby z prymitywnego obrzędu religijnego (wzorowane na afrykańskiej mszy "Missa Luba"), a także niesamowite efekty brzmieniowe. Ten kolos rodził się w bólach i z początku przypominał dwuminutową balladę country. Dopiero podczas koncertów numer zaczął się rozrastać, m.in. o słynną solówkę perkusyjną, którą zresztą Ron Bushy długo uważał za kiepski pomysł. O dziwo, reszta krążka mogła rozczarować, zawierając 5 mniej lub bardziej konwencjonalnych piosenek, czasem brzmiących niczym ubodzy krewni przebojów The Doors, z harmoniami wokalnymi raniącymi rockowe ucho i denerwującym brzmieniem gitary. Na siłę niektóre z nich zwracały uwagę aurą jam session i potęgą gitarowo-organowego brzmienia (Most Anything You Want, Are You Happy?). Inny charakter posiadał też My Mirage, dedykowany zmarłemu w tym czasie przyjacielowi zespołu. Dziś sprzedaż [2] przekroczyła już 25 milionów egzemplarzy i była największym hitem wytwórni Atlantic Records do czasu ukazania się czwartej płyty Led Zeppelin. W 1995 na rynek wyszła wersja deluxe, zawierająca 36-stronicową książeczkę, kilka bonusów w wersjach demo oraz 19-minutową koncertową wersję In-A-Gadda-Da-Vida.
Już w lutym 1969 światło dzienne ujrzał rozczarowujący [3]. Tylko kilka numerów utrzymano w konwencji ciężkiego psychodelicznego rocka (In The Time Of Our Lives) i nadano im ostrzejsze brzmienie o ponurej atmosferze. Większość stanowiła ukłon w stronę estetyki pop i soul, pomimo usilnych starań o rockowe opracowania i interesujące aranżacje (It Must Be Love, In The Crowds). Całość świadczyła o totalnym muzycznym zagubieniu, ale muzycy nie znaleźli czasu, by się nad tym zastanowić. Iron Butterfly bowiem dużo koncertowali, głównie na wielkich festiwalach, jak czerwcowy "Denver Pop" czy sierpniowy "Atlantic City Pop". Grupa nie dotarła natomiast na Woodstock, gdyż samochody ze sprzętem utknęły w gigantycznym korku 30 km od miejsca docelowego, a próba pożyczenia wzmacniaczy od The Who spaliła na panewce. Wydany w kwietniu 1970 [4] został komercyjnym hitem, docierając do 20 miejsca na liście Billboardu. Nagrano ją 15 grudnia 1969 w San Diego i dokumentowała ostatni występ z Erikiem Braunnem, który wkrótce opuścił zespół, nie mogąc znaleźć porozumienia z Ingle`m. Płyta potwierdzała klasę i kompetencje muzyków, lecz nie wzbogacała wizerunku zespołu. Większość kompozycji przedstawiono w wersjach nie odbiegających od studyjnych, a jedynym wyjątkiem było wydłużone (ale i nieco chaotyczne) wykonanie In-A-Gadda-Da-Vida.
Już z Mike`m Pinerą i Larry`m Reinhardtem, zespół odbył latem 1970 trasy po Europie i USA. Zwlekał jednak z nagraniem kolejnego krążka. Ostatecznie [5] jawił się jako efekt inny niż dzieła wcześniejsze. Dostarczone przez Pinerę utwory w rodzaju New Day, Best Days Of Our Life czy Easy Rider miały w sobie więcej z rocka i blues-rocka niż z dotychczas znanej ektrawagancji. Wyjątkiem był ponad 14-minutowy Butterfly Bleu, którego swobodna mozaikowa forma mogła wywoływać skojarzenia z In-A-Gadda-Da-Vida dzięki licznym improwizacjom oraz wstawkom zdominowanym przez dźwiękowe eksperymenty. Jednak i tutaj Doug Ingle opowiedział się za graniem bardziej tradycyjnym i zaproponował dwie kameralne ballady: Soldier In Our Town i Slower Than Guns. Odbiegały one tak dalece od spuścizny Iron Butterfly, że Pinera i Reinhardt (z wyjątkiem Bushy`ego) nie zgodzili się wziąć udziału w ich nagraniu. Zostali zastąpieni przez Richarda Podolora i realizatora dźwięku Billa Coopera (zajął się basem). Samo brzmienie również stawiało na gitarę, cofając organy niejako na drugi plan. Zaproszony przez Ingle`a do napisania kilku tekstów Robert Edmondson wprowadził do utworów treści rewolucyjne (Easy Rider) oraz bolesny temat zanieczyszczania środowiska naturalnego przez człowieka (Slower Than Guns). Ten niemal progresywny rock wiódł niestety donikąd - brak jasnej wizji muzycznej i przebojów skazał Żelaznego Motyla na przedwczesne zejście ze sceny. Chociaż [5] nie przekonał dawnych fanów, pocieszający był fakt, iż był bez wątpienia dokonaniem bardziej satysfakcjonującym artystycznie niż [3] i doszedł do 16 miejsca na amerykańskiej liście przebojów.
Podczas pracy w studio muzycy mocno poróżnili się między sobą. Na początku 1971 (podczas wspólnego europejskiego tournee z Yes) Doug Ingle porzucił grupę, co faktycznie oznaczało kres jej działalności. Po powrocie do USA i kilku koncertach z Black Oak Arkansas, 23 maja 1971 Iron Butterfly zawiesili działalność. Larry Reinhardt i Lee Dorman współtworzyli Captain Beyond. W 1974 Braunn i Bushy postanowili wskrzesić dawną formację, ale bez Ingle`a. [6] stanowił rozpaczliwą próbę kokietowania brytyjskiej publiczności tego okresu. Obok całkiem zgrabnego heavy-rockowego Hard Miseree w stylu UFO, na płycie znalazły się piosenki przesycone glam rockiem w stylu Sweet i T.Rex (Am I Down, People Of The World). Do reszty zupełnie nie przystawał Pearly Gates, nasycony duchem art rocka. Album okazał się komercyjną klapą, podobnie jak i [7], na którym Iron Butterfly próbowali na próżno przywołać klimat swoich dawnych dokonań (Sun And Steel, Get It Out, Lightning). Wśród inspiracji doszukać się można było wielu stylów, ale kawałki zbliżone były do konwencji hard rocka (poza progresywno-rockowym I`m Right, I`m Wrong). W 1975 sporo koncertowała w Stanach u boku Humble Pie, ale wkrótce znowu przestała istnieć. Wznawiała działalność w następnych latach, ale ograniczyła się jedynie do występów scenicznych. 14 maja 1988 Iron Butterfly uświetnili swoim występem wielką fetę w nowojorskim "Madison Square Garden" z okazji 40-lecia wytwórni Atlantic. Wystąpili jako grupa dwunasta z kolei, ale jako pierwsi dostali owacje na stojąco.
Doug Ingle uzależnił się od narkotyków i został oskarżony o niepłacenie podatków. Muzyk stracił cały majątek i zaczął zarabiać na życie jako zarządzający parkingiem dla przyczep mieszkalnych, malarz pokojowy i administrator sali prób dla początkujących zespołów rockowych. Przez lata podobno pracował nad albumem The Lighter Side Of Heavy, który miał wydać pod szyldem Carefeather. Ron Bushy otworzył w kalifornijskim Northridge studio nagrań "Bushwack". Potem został handlowcem i grafikiem komputerowym. Danny Weis i Jerry Penrod stanęli na czele Rhinoceros. Sam gitarzysta przygotował w latach 80-tych własną wersję In-A-Gadda-Da-Vida, którą wydał na niemieckiej składance Evergreens A Go-Go w 1988, po czym został kierowcą autobusu w San Diego. De Loach znalazł zatrudnienie w branży gastronomicznej, ale wrócił do muzyki i przypomniał się solowym krążkiem From The Hands Of Time w 1995. Zmarł 3 października 2002 na raka wątroby. Braunn udzielał się jako muzyk sesyjny i działał jako producent nagrań, zanim zmarł 25 lipca 2003 na atak serca. Phil Kramer zajmował się systemami naprowadzającymi dla rakiet MX z głowicami nuklearnymi. 12 lutego 1995 zniknął w tajemniczych okolicznościach, a w 1999 jego szczątki odnaleziono w opuszczonym wąwozie niedaleko kalifornijskiego Malibu.
Dyskografię uzupełniają składanki: Evolution: The Best Of Iron Butterfly z 1971, Star Collection z 1973, Rare Flight z 1988 (wydane razem [1] i [3]) oraz Light & Heavy: The Best Of Iron Butterfly z 1993 oraz dwie koncertówki. [8] dokumentował występ z 26 i 27 kwietnia 1968 w nowojorskim "Fillmore East" (odegrano cały debiut i trzy numery z [2] oraz [9]). Warto zwrócić uwagę także na trzy nagrania z okresu debiutu: Don`t Look Down On Me (holenderska kompilacja "Internationa Pop-Mix" z 1970) oraz Love i Evil Temptation (szwedzka czwórka "Iron Butterfly / Santo & Johnny" z 1971). Na kanadyjskim singlu In-A-Gadda-Da-Vida zawarto także nową wersję tego utworu z nową partią wokalną Pinery. Ron Bushy zmarł 29 sierpnia 2021 w wieku 79 lat, a Doug Ingle zmarł 24 maja 2024 w wieku 78 lat.
ALBUM | ŚPIEW, KLAWISZE | GITARA | BAS | PERKUSJA |
[1] | Doug Ingle | Danny Weis | Jerry Penrod | Ron Bushy |
[2-4] | Doug Ingle | Erik Braunn | Lee Dorman | Ron Bushy |
[5] | Doug Ingle | różni | Lee Dorman | Ron Bushy |
ALBUM | ŚPIEW, GITARA | KLAWISZE | BAS | PERKUSJA |
[6] | Erik Braunn | Howard Reitzes | Phil Kramer | Ron Bushy |
[7] | Erik Braunn | Bill DeMartines | Phil Kramer | Ron Bushy |
Rok wydania | Tytuł | TOP |
1968 | [1] Heavy | |
1968 | [2] In-A-Gadda-Da-Vida | |
1969 | [3] Ball | #16 |
1970 | [4] Live (live) | |
1970 | [5] Metamorphosis | |
1975 | [6] Scorching Beauty | |
1976 | [7] Sun And Steel | #29 |
2011 | [8] Fillmore East 1968 (live / 2 CD) | |
2014 | [9] Live At The Galaxy 1967 (live) |