Amerykańska grupa powstała w 2012 w Salt Lake City. Zaprezentowany na debiucie power/speed zalatywał przede wszystkim twórczością Blind Guardian, jednak duet nie zapomniał o rodzimych wpływach spod znaku Jag Panzer, Vicious Rumors czy Helstar. John Yelland śpiewał głosem lekkim i mało technicznym - ten wokal najlepiej wypadał w wysokich rejestrach. Tą sferę próbowano urozmaicić growlingiem gościnnie wystepującego Bryana Edwardsa z Seven Kingdoms. Judicator grał w tamtym okresie metal co prawda energiczny i zadziornie melodyjny, ale nie było to granie wykraczające poza średniactwo. Numery w rodzaju Rising Again, Into The Sea Of Bayonets czy też Huogoumont tylko udowadniały tezę, że z tych kawałków dałoby się wycisnąć znacznie więcej. Fani późniejszych albumów odsłuchujący po latach debiut z pewnością mogli być zaskoczeni brakiem mocy, teatralności, dalszych planów i realnego dramatyzmu. Nie było tutaj nawet zapadających w pamięć melodii, zabrakło jakiegokolwiek spoiwa do stworzenia konceptu. Wszystko było rozciągnięte i nudne, nie wspominając o zaprogramowanej perkusji. W składzie dwuosobowym nagrano także [2], skupiający się warstwie tekstowej na osobie króla Prus Fryderyka Wielkiego. Brzmienie dopieszczono, a partie gitarowe Cordisco dobrze wyważono między heavymetalową solidnością a powermetalową melodyjnością. Wszedzie pojawiały się patenty przede wszystkim Blind Guardian, ale też Scanner, Running Wild czy Iced Earth. Dominował niezbyt ciężko zagrany power w średnio szybkich tempach. Napięcie narastało stopniowo, podobnie jak dramatyczna pompatyczność, wzmacniana partiami harshu Cordisco (The Elector, Thirty Years Of Terror). Takie brutalne momenty przeplatały się z łagodnymi partiami (Memory Of Shame) i chłodno-wzniosłymi klimatami (Release Me, Sapphire). Mocnym numerem był pełen zadumanego dramatyzmu wolniejszy The Philosopher King o cechach epickiego heavy metalu. Centralnym punktem był jednak rozbudowany blisko 12-minutowy Blut Vom Himmel, kumulujący w sobie specyficzny surowy klimat i dramatyzm. Na koniec przydałoby się jakieś patetyczne zakończenie niż standardowo powerowy When Crowns Are Shattered i Sans Souci, choć akustyczne zwieńczenie całości było gustowne. Sama warstwa liryczna oparta na prawdzie historycznej dość ciekawa, ale muzyczne wykonanie wszystkiego budziło kontrowersje. Linie wokalne, choć starannie rozpisane, wykonano nieraz jakby amatorsko. Także programowana perkusja raziła po raz kolejny. Plan gitarowy w wielu miejscach schematyczny, a solówki - mało wyszukane. Przypisywanie tej płycie cech progresywnych było niesłuszne, bo dominował schematyzm, a fragmentów zaskakujących powiązaniami w obrębie kompozycji nie było wiele. Powstało po części coś oryginalnego, ale bez nadania temu ostatecznego szlifu.
Na [3] Judicator stał się prawdziwym zespołem z krwi i kości. Jednocześnie formacja porzuciła tematykę stricte historyczną, udając się w rejony s-f. Konceptualnych albumów dotyczących duszy ludzkiej i ludzkich dramatów było wiele, tym razem walkę z rakiem przegrał brat Johna Yellanda. Krążek przepełniły gniewu, rozpacz, ale i nadzieja - historia człowieka walczącego z coraz mniejszą nadzieją na zwycięstwo, a mimo tego się nie poddającego. Ten heavy/power był mocniejszy i posiadający w sobie więcej żaru - te pełne dramatycznego mroku kompozycje powiązano łagodniejszymi i pełnymi smutku interludiami wewnątrz poszczególnych utworów. To spójna opowieść ubrana w ujmujące melodie, po prostu wspaniałe refreny oraz poruszające solówki Tony`ego. W zasadzie nietaktem było rozbierać ten album na czynniki pierwsze, gdyż był to monolit, przenikający się w niemal każdym punkcie i powracający w motywach. Podobać się mogło pełne ciepła i pietyzmu wykonanie utworów, zachwycić mogły również pomysły aranżacyjne i progresywne wtrącenia, dodające jeszcze większej plastyczności. Harsh, wysokie wokalewy oraz wysmakowane wielogłosowe harmonie w chórkach przeszywały i wzbudzały emocje, a obrazu całości dopełniły bogate niuanse sięgające do psychologii, które nieczęsto się słyszało poza typową metalową muzyką klimatu. Pod kątem brzmienia postawiono na amerykański typowy heavy/power: mocny w gitarach, głęboki w planach dalszych i wyrazisty w realizacji wokali. Judicator po raz kolejny udowodnił, że każdy krążek tej kapeli potrafił być inny i nieść rozmaite przesłanie.
Kiedy wydawało się, że zespół zszedł ze sceny wskutek różnych problemów i pozostawi po sobie trzy płyty, nieoczekiwanie powrócił z [4]. Do składu zawitał drugi gitarzysta (i basista) Michael Sanchez, płyta była krótsza o ponad 20 minut niż zwykle, żadnych harsh wokali, bardziej wypolerowana produkcja i wrzucona nowa wersja King Of Rome z debiutu. Yelland w wybornej formie głosowej, brzmienie basu przyprawiało o dreszcze zachwytu, a Sanchez to rewelacyjny gitarzysta w każdym aspekcie. Nieprawdopodobna energia z jaką grali rycerski epicki powermetal, połączona z doskonałymi melodiami i konstrukcją kompozycji udowadniała, że ekipa dobijała do światowej czołówki w tym gatunku. Ponownie spasowano moc amerykańskiego grania z patentami europejskiego power (reminiscencje Blind Guardian z czasów Battalions Of Fear). Zresztą sam Hansi Kürsch wystąpił gościnnie w Spiritual Treason. Kilka rzeczy na tym albumie dodatkowo zachwycało - przede wszystkim rewelacyjna współpraca obu gitarzystów wygrywających momentami niesamowite rzeczy oraz wyborne czyste chórki w tle. W Antioch zaśpiewał Dave Brown z północno-irlandzkiego Fireland i w tym znacznie mocniejszym graniu też się doskonale sprawdził. W The Last Emperor, Take Up Your Cross oraz porywająco zagranym Raining Gold przewijały się motywy zarówno Iron Maiden, jak i zza Oceanu. Szybkość i precyzja Jordana Elcessa mogły budzić podziw wielu perkusistów (Nothing But Blood). Krużgankowy It Falls To Jerusalem w fazie pierwszej był surowym podniosłym epickim numerem w miarę rozwinięcia, jednak nie miał takiej siły jak podobnie skonstruowany The Queen Of All Cities i w tej ponad 9-minutowej kompozycji ultra szybkie gitary grały w niemieckiej manierze powermetalowej, a doskonałe chórki ciągnęły bojowy klimat nieco pod Morgana Lefay.
Na [5] oczekiwano z pewnym napięciem, gdyż każda płya Judicator była inna. [5] zapuszczał głębokie korzenie w przeszłości muzycznych pomysłów Yellanda i Cardisco, tak naprawdę stanowiąc wypadach. stylu zaprezentowanego na dwóch pierwszych krążkach. Być może mimowolnie zespół zbliżył się do muzycznej filozofii powermetalu Ancient Empire. Nowy album znów był na swój sposób heroiczny, ale ten klimat stworzono w wysublimowanej i miejscami progresywnej konwencji tkania obrazów z dźwięków nieraz łagodnych jak na debiucie i skomplikowanych w aranżacjach i podziałach rytmicznych z [2]. Podczas gdy [3] i [4] można było w pewnym uproszczeniu zaliczyć do heavy/power, to tym razem był to powermetal amerykański bez klasycznej brutalnej mocy i znów przychodził na myśl Ancient Empire. W większości numery były długie, obdarzone delikatnymi interludiami i w zasadzie już Let There Be Light stanowił wizytówkę całej płyty - oczywiście nie warstwie lirycznej, ale na pewno w ogólnym kształcie aranżacyjnym i stylu melodii. Ten poetycki numer zaaranżowano bogato w partiach instrumentalnych, ale to powermetal stonowany i z dramatyzmem raczej introwertycznym, niż zachęcającym do wyciągnięcia miecza. Nieco nerwowe riffowanie Tomorrow`s Sun tworzył nastrój bojowy i wyrazisty refren, ale to wszystko było ażurowym odbiciem heroicznego US Metalu lat 80-tych. Zespół poczynał sobie lekko i swobodnie w prostszym Autumn Of Souls, natomiast Strange To The World i jego mocny początek zwodziły, bo zaraz muzycy wracali do łagodnych planów z gitarą akustyczną i nostalgii w tle. Historyczne teksty zresztą takiej oprawy muzycznej wymagały. Drugą częśc albumu tworzyły trzy długie opowieści. W czasie prawie dziewięciu minut można powiedzieć wiele i Amber Dusk łączył zgodnie z ogólnym schematem partie powermetalowe z łagodnymi stonowanymi wokalami w kilku stylach. Przyspieszenie w mniej więcej połowie utworu wnosiło sporo ożywienia i Tony Cordisco grał finezyjne solówki, dramatyzm narastał i ta konstrukcja zdecydowanie się sprawdzała. The Way Of A Pilgrim był silny epicością wyważoną i stonowaną, o lekko progresywnym sznycie. Krążek wieńczył Let There Be Nothing, skupiający zasadnicze motywy i wzory wszystkich pozostałych. Sama końcówka to delikatna gitara akustyczna - przewidywalna, ale udana - i na koniec jakieś monumentalne podsumowanie robiłoby wstrząsające wrażenie. Płyta była na swój sposób trudna i wymagająca uwagi, wymaga zrozumienia i osłuchania z muzyką Judicator, bo właściwe odebranie nawiązań do przeszłości muzycznej było ważne dla zrozumienia i docenienia wszystkich niuansów - a tych nie odkrywało się od razu. Nieco zabrakło mocy w sferze gitar, także perkusja nie grzmiała nalezycie, ale być może zbyt mocne brzmienie zniweczyłoby poetycki i refleksyjny klimat całości.
W 2020 w Judicator nastąpio przesilenie - Tony Cordisco odszedł z grupy, przechodząc jednocześnie zmianę płci (w ten sposób "narodziła się" Alicia Cordisco). Nowym gitarzystą został Balmore Lemus, do ekipy dołaczył też basista John Dolan. Podczas sesji nagraniowej przez studio przewinęli się goście, w tym muzycy Hellion Prime. Powstał materiał z filozoficznym podtekstem i tajemniczą atmosferą. Yelland zaśpiewał dobrze, z aktorskim zacięciem i z przekonaniem, przekazując nie zawsze proste w odbiorze treści. jego łagodny głos prowadził Euphoric Parasitism, ale ta kompozycja nie robiła większego wrażenia jako utwór powermetalowy. Zdecydowanie ostrzejszy był rytmiczny (rwany w riffach) The Majesty Of Decay z interesującym melodyjnym refrenem. Po nijakim From The Belly Of The Whale po prostu czekało się na coś więcej. Ekipa ożywiała się w szybszych partiach Daughter Of Swords, ale wciąż ta muzyka pozostawiała raczej obojętnym. Ursa Minor i Ursa Major to progresywny power w stylistyce fantasy - raczej bez historii, bo zabrakło realnego epickiego heroizmu. The High Priestess zbliżał się do stylu Blind Guardian, ale partie z niemetalowymi orkiestracjami mające podkreślić progresywne mieszanie gatunków nie były udane. W gruncie rzeczy bezbarwny The Black ElkJudgement nie przekonywała, gdyż w podobnych melancholijnych klimatach naznaczonych delikatnym dramatyzmem Judicator w przeszłości proponował lepsze rzeczy. Finałowy Metamorphosis na granicy progresywnego rocka i progresywnego metalu bez powermetalu wypadł mdle - za dużo było tutaj Dream Theater. Grupa po raz pierwszy nagrała krążek nieudany. Partie klawiszowe i orkiestracje Chilijczyka Francisco Pereza poprawne, ale jak na metal progresywny dosyć ubogie i schematyczne. Brett Caldas-Lima po raz trzeci nadzorował mastering i stworzył brzmienie dobre w kategorii progresywnego powermetalu, przy czym na pewno nie amerykańskiego. Tym razem mocy zabrakłość - była za to bezpieczna klarowność i przewidywalne brzmienie instrumentów. Bez Cordisco to zespół bez błysku i charyzmy.
Dyskografię uzupełnia wydana w grudniu 2023 EP-ka I Am The Void, zawierająca dziewięciominutowy numer tytułowy oraz cover The Curse Of Feanor Blind Guardian. John Yelland śpiewał w Dire Peril, heavymetalowym Principium (EP-ka A Crown Of Ashes w 2016 i Principium w 2020) oraz power/doomowym Behölder (In The Temple Of The Tyrant w 2025; na basie Michael Sanchez). Tony Cordisco grał w power/thrashowym Project: Roenwolfe (Neverwhere Dreamscape w 2013 i Edge Of Saturn w 2021) i (już jako transik) w doomowym Wraithstorm (Unseen & Unfound w 2022).

ALBUM ŚPIEW GITARA GITARA BAS KLAWISZE PERKUSJA
[1-2] John Yelland Tony Cordisco - -
[3] John Yelland Tony Cordisco Lorelai Rena Laffey Jordan Elcess
[4-5] John Yelland Tony Cordisco Michael Sanchez - Jordan Elcess
[6] John Yelland Balmore Lemus John Dolan - Jordan Elcess
[6] John Yelland Chad Anderson Dayton Anderson John Dolan Francisco Pérez Mike Lofgreen

John Yelland (ex-Shadowseer, Disforia), Tony Cordisco (ex-Grimaced, Project: Roenwolfe, Sedulity), Michael Sanchez (ex-Pain Patterns), Balmore Lemus (ex-Exmortus, NovaReign)

Rok wydania Tytuł TOP
2012 [1] King Of Rome
2013 [2] Sleepy Plessow
2015 [3] At The Expense Of Humanity
2018 [4] The Last Emperor
2020 [5] Let There Be Nothing #23
2022 [6] The Majesty Of Decay
2025 [7] Concord

          

Powrót do spisu treści