
Angielska grupa powstała w 2011 w Londynie z przekształcenia z Archaicus (solowego projektu Jamesa Younga). Lychgate grał ambitny awangardowy black metal z motywami progresywnego doomu. Donośny growling Chandlera był zbliżony do jego dokonań z Esoteric, zresztą wpływ Grega był mocno wyczuwalny w ponurej atmosferze debiutu, która była wystarczająco dysocjacyjna, aby prowokować porównania z funeral doomem. Zresztą to doomowe wrażenie zostało wzmocnione przez użycie wirującego dysonansu organów. Podczas, gdy blackmetalowe riffy niosły ze sobą podskórne melodie, to właśnie klawisze było najbardziej atonalne. Najsilniejsze emocje związane były właśnie związane z wtrąceniami doomowymi, choć kręgosłup stanowił właśnie black metal, choć poodawany różnym eksperymentom. Gdzieś w Sceptre To Control The World (wpływy Opeth) i When Scorn Can Scourge No More przewijały się echa Blut Aus Nord, ale pierwsza płyta to przede wszystkim określenie własnej tożsamości na dysonansowym spektrum. To było niczym soniczna manifestacja, gdzie klimat budowały organy właśnie dzięki swojemu bombastycznemu splendorowi. Gitara grała zwykle kilka niespójnych akordów, które były przeplatane nagłymi przypływami rozległych przejść klawiszowych, zresztą nasyconych uczuciem lodowatego niepokoju. Bas został zredukowany do minimum i gra tego instrumentu nie miała niemal żadnego wpływu na wytworzoną duszną atmosferę. Ten konglomerat dźwięków nieraz nasuwał ścieżkę dźwiekową do jakiego filmu, nie popadając w powszechne stereotypy popełniane przez zespoły, które próbowały konkurować z muzyką filmową. Perkusista Tom Valelly grał pozornie z własnej woli i jakby w osobnym pomieszczeniu, dodając do utworów niemal improwizowany jazzowy połysk i po prawdzie jego umiejętność grania zarówno w synchronizacji z resztą zespołu, jak i zgodnie z własnymi demonicznymi wynalazkami była niezrównana.
Na [2] zespół jeszcze odważniej realizował swoją wizję awangardowego black/doomu, nadal wykorzystując odpowiednie środki do okiełznania muzycznego szaleństwa bez uciekania się do tanich sztuczek. Przede wszystkim zaznaczono na tym krążku własną tożsamość, podczas gdy na debiucie jeszcze sugerowano własny styl poprzez dym i odbicie w lustrze stylu innych zespołów. Tutaj właśnie styl Lychgate osiągnął imponującą dojrzałość, a balans między blackiem a doomem nieznacznie przechylił się na korzyść tego drugiego. Ponownie najbardziej charakterystycznym składnikiem brzmienia Lychgate było użycie organów i nie w roli tworzenia tła, ale w roli dominującego instrumentu, mającego największy wpływ na brzmienie tego krążka. Album miał niespotykany ciężar, gdy obok siebie ryczały wieki blackmetalowej tradycji muzycznej, a niby-kościelne organy niepokojąco łączyły się z pełną udręki atmosferą. Riffy gitarowe nieustannie kusiły abstrakcją, a w sferze produkcyjnej zastosowano wobec nich ciekawy zabieg - tak jakby muzycy zadali sobie dodatkowy trud w tworzeniu efektu plików MIDI. Dzięki temu gitarom nadano brzmienie wręcz nieludzkie powodujące, że słuchacz mógł poczuć się nieswojo. Ten efekt MIDI w połączeniu z aurą inspirowaną horrorem mógł przypominać 8-bitowe komputerowe gry wideo (upiorne dźwięki "Castlevanii"). Wycia Grega Chandlera były tak charakterystyczne, że wszyscy fani Esoteric powinni tego albumu posłuchać - czyste wokale pojawiały się też, choć okazjonalnie i zbytnio podchodziły pod Age Of Silence i Solefald. Teksty przepłeniały ekspresjonistyczne obrazy i wzmianki o niejasnych apokryfach, a tajemnicze wzmianki sugerowały, że ich szaleństwo mogło mieć korzenie w walce jednostki o odróżnienie się od zbiorowości. Lychgate stworzył dzieło muzcznego horroru w ulotnej przestrzeni, w której kwestie gatunkowe stawały się niejasne i nieistotne. Podczas gdy wiele przesadnie awangardowych dzieł emanowało swoim przekazem w odważny głośny sposób, Lychgate postawiło na specyficzny niepokój, który rósł z każdym kolejnym odsłuchem.
Ci, którzy spodziewali więcej black metalu na [3], musieli obejść się smakiem. Nostalgiczny klimat otwierającego Republic sprawiał wrażenie, że pokrętne zagrywki z przeszłości nieco wygładzono , a Unity Of Opposites wchodził na poziomy progresywnej abstrakcję do tego stopnia, że momentalnie nachodziły słuchacza skojarzenia z free-jazzowym podejściem francuskiego Deathspell Omega. Dominację doom metalu udowadniał Atavistic Hypnosis, brzmiący wręcz jako Esoteric, a dysonanse w wolnym Hither Comes The Swarm przywodziły na myśl [2], choć tutaj to młotkujący kontrabas tworzył wręcz deathmetalowy ton. Przestrzenne melodie powracały wraz z barytonowym śpiewem w The Contagion obok fortepianu i spiralnych przebiegów gitary. Finalny Remembrance brzmiał niczym transcendentna ballada - był to w porównaniu do innych utwór uproszczony, po częci zbliżony do tego co grał Pallbearer. Nowy stylistyczny skręt zawierał w sobie również sporą liczbę przeszkadzajek w rodzaju dzwonków i gwizdków, ale był mniej ciekawy niż dwa poprzednie. Podobno teksty nawiązywały do powieści Stanisława Lema "Niezwyciężony".
Tom Vallely bębnił potem w Tome Of The Unreplenished (Earthbound w 2020). Benjamin König udzielał się w brzmiącym niczym Empyrium Sun After Dark (Tatkraft w 2025).
| ALBUM | ŚPIEW | GITARA, KLAWISZE | GITARA | BAS | PERKUSJA |
| [1] | Greg Chandler | James `Vortigern` Young | Benjamin `Aran` König | Tom Vallely | |
| [2-4] | Greg Chandler | James `Vortigern` Young | Shaun Lindsley | Alan Webb | Tom Vallely |
| [5] | Greg Chandler | James `Vortigern` Young | Shaun Lindsley | Tom MacLean | Tom Vallely |
Greg Chandler (Esoteric, Self Hypnosis), James Young (ex-Archaicus, ex-Spearhead, ex-Orpheus, ex-The One),
Benjamin König (Lunar Aurora, ex-Trist), Tom Vallely (ex-Orpheus, ex-Omega Centauri, Macabre Omen), Alan Webb (ex-Ancient Ascendant)
| Rok wydania | Tytuł |
| 2013 | [1] Lychgate |
| 2015 | [2] An Antidote For The Glass Pill |
| 2018 | [3] The Contagion In Nine Steps |
| 2020 | [4] Also Sprach Futura EP |
| 2025 | [5] Precipice |
