Fińska grupa założona w 2007 w Tampere. Nazwa oznaczała "Pomarańczowego Pazuzu" - Pazuzu to demon ze starożytnych asyryjskich wierzeń, uważany za złe bóstwo świata podziemnego. Debiut osadzono jeszcze mocno na blackmetalowych patentach, ale już momentami inkorporującymi elementy rocka psychodelicznego z przełomu lat 60-tych i 70-tych XX wieku i elektroniki ekip krautrockowych. Wysoki skrzek Juho Vanhanena mieszał się z konkretnymi przyśpieszeniami, blastami i ścianą gitarowego hałasu. Klasyczne tremola co prawda się pojawiały, ale większość zagrywek podano w formie mocno wykręconej i udziwnionej. Zwracały uwagę częste zwolnienia do rejonów wręcz bliskich sludge czy doom metalowi, jak również spokojne akordy w tradycji klasycznego rocka. Śmiało korzystano z klawiszy, budujących nastrój całości, doskonale łącząc współczesność z retro-rockiem, zimnym skandynawskim klimatem i żarem krautrockowych brzmień. Materiał skomponowano różnorodnie, sięgając po długie instrumentalne fragmenty, zapętlające na kilka minut pojedynczy motyw. To było jeszcze granie dość przystępne i jednocześnie naturalnie żywiołowe. Plusem było surowe, ale dość czyste brzmienie, pozwalające z jednej strony w pełni odczuć zimny klimat całości, a z drugiej docenić bogactwo aranżacji. Numerami najmocniej zbliżonymi do black metalu były: Danjon Nolla - bogaty w klawiszowe brzmienia i rockowe zagrywki gitar oraz Myöhempien Aikojen Pyhien Teatterin Rukoilijasirkka - agresywny i szybki, niepozbawiony przy tym pokręconych melodii. Na przeciwległym biegunie znalazły się kawałki najbardziej klimatyczne w stylu opartego na kontrastach Kangastus 1968 czy mrocznego Dub Kuolleen Porton Muistolle z ciągnącą się transową końcówką. Największe wrażenie robiły jednak numery utrzymane w klimatach wolnych i jednocześnie ciężkich, jak wielowątkowy Korppi z intrygującymi dialogami gitarowo-klawiszowymi oraz niemal doomowy Suuri Pää Taivaasta, wzbogacony przesterowanym brzmieniem basu i krautrockowymi melodiami. Tytułowy Muukalainen Puhuu to instrumentalny pokaz chłodnych dźwiękowych pejzaży, przenoszący słuchacza na szlaki kosmicznych wycieczek (zobrazowanych na okładce albumu). Na finał serwowano powolny i ociężały Kerettiläinen Vuohi, w którym obok rockowej solówki postawiono niepotrzebnie na trochę nudy w zbyt rozwlekłym zakończeniu. Ten utwór miał się stać wyznacznikiem ewolucji muzyki Oranssi Pazuzu na kolejnych płytach. Mało zespołów w 2009 w podobny sposób podchodziło do black metalu, a sama muzyka posiadała sporo oryginalnych elementów, odznaczając się wysokim poziomem kompozycyjnym.
Płyta zyskała uznanie wśród wszystkich maniaków metalu poszukających gatunkowych nowinek. Duży potencjał zespołu pokazał też wydany w 2010 split z inną fińską grupą Candy Cane. [2] w zasadzie rozwijał stylistykę i formułę debiutu. W dalszym ciągu patent Oranssi Pazuzu na granie opierał się na połączeniu blackmetalowej wściekłości, zimna aura, krauomentach, rockowe klawisze, rockowe melodie i solówki, zapętlanie pojedynczych fragmentów na dłużej oraz kosmiczno-narkotykowe wycieczki. Znów Finowie trzymali się niezbyt szybkich temp, miejscami wchodząc nawet w walcowate, nieraz na graniocy wręcz funeral doomu. Zespół dwukrotnie konkretniej przyśpieszał, nie szczędząc blastów i galopad. Pojawiały się długie nastrojowe instrumentalne fragmenty, w których dzielił i rządził klawiszowiec Leppilahti. Facet czerpał chętnie zarówno z kosmicznych brzmień space rocka, krautrocka, starego rocka progresywnego, a nawet industrialu. Ten ostatni element to też zasługa sporej mechaniczności dźwięków, będących w opozycji do naturalnie nagranego debiutu, co przede wszystkim przejawiało się w syntetycznie brzmiącej perkusji. Wprowadziła ona z jednej strony jeszcze więcej oryginalności do twórczości formacji, ale powodowała też pewną monotonię - odczuwalną szczególnie w tych momentach, gdzie pojedyncze motywy zostawały zapętlone na dłużej. Na szczęście Oranssi Pazuzu potrafił stworzyć tutaj charakterystyczne kompozycje, a nieraz zastosować proste skandowane refreny, co wcześniej się nie zdarzało. Najmocniej wyróżniał się utrzymany w średnim marszowym tempie Komeetta, złożony z ciekawych kosmiczno-klimatycznych dialogów gitarowo-klawiszowych. Uwagę przykuwał ultraszybki Uusi Olento Nousee ze świdrującym riffem, ale kawałek w drugiej połowie zmieniał się w masywny doom metal. Na przeciwnym biegunie znalazły się doomowe walce jak mocno elektroniczny i mroczny Sienipilvi a także nawiązujący do wczesnego Burzum, ale i kapel funeralnych, prawie 9-minutowa Andromeda. Na jednym motywie oparto Luhistuva Aikahäkki - leniwy utwór instrumentalny, rozwijający się od delikatnych rockowych brzmień i klimatycznych pogłosów po ciężar doom metalu. Nieco rozczarowały natomiast Maavaltimo i Kaaos Hallitsee - kawałki cięższe, utrzymane w średnim tempie, w których ekipa grzęzła w monotonnych dłużyznach. W końcu Siirtorata 100 10100 z małym dialogiem atmosferycznych klawiszy i brzdąkających gitar nawiązywał do kosmicznych odlotów z z pierwszej płyty. Album w większości stanowił ciekawe rozwinięcie i poszerzenie pomysłów debiutu. Jego podstawową wadą był zaskoczenia, bo większość tych dźwiękowych patentów Finowie zaprezentowali już wcześniej.
Na [3] do dotychczasowej stylistyki wprowadzono pewne korekty. Przede wszystkim mocno ograniczono blackmetalowy pierwiastek, który w większych dawkach pojawiał się jedynie w Olen Aukaissut Uuden Silmän. W pozostałych kompozycjach do blacku nawiązywał jedynie agresywny skrzek Juho Vanhanena - mocno zreszta opornego na jakiekolwiek eksperymenty z wokalem. Zrezygnowano też z przejmującego zimnego klimatu i ograniczono krautrockowe klawisze, które zastąpiono wielobarwnymi pasażami syntezatowymi, czerpiącymi z dorobku wczesnego King Crimson oraz Pink Floyd z okresu Meddle. Pokręcone gitary nadal serwowały dziwaczne riffy i rockowe solówki, dodając sporo transowych elementów. Wyciszone wstawki wzbogacały aranżacje, obyło się tym razem bez zbędnych dłużyzn (z wyjątkiem wstępu do Ympyrä On Viiva Tomussa). Grupa po raz pierwszy porwała się na ponad 10-minutowe numery, zaaranżowane niezwykle ciekawie i bez przerostu formy nad treścią. Produkcja była daleka od blackowej surowości, prezentując się przejrzyście i doskonale uwypuklając wszelkie detale wielobarwnej muzyki Finów. Podobać się mógł zwięzły i zaskakująco przebojowy Vino Verso, oparty na połamanym rytmie, ciętych, rockowych riffach i klawiszowych ozdobnikach. Obudowany plemienną rytmiką Tyhjä Temppeli zapadał mocniej w pamięć, a Reikä Maisemassa to klasyczny dla Oranssi Pazuzu utwór instrumentalny z mrocznymi plamami klawiszowymi na tle powolnego samplowanego rytmu perkusyjnego. Wisienką na torcie były jednak numery długie i o niemal epickim zacięciu jak dostojny Uraanisula, osadzony na powolnie wybijanym rytmie - wpierw progresywny, a potem przechodzący w agresywną rąbankę. W końcu wspomniany ponad 15-minutowy kolos Ympyrä On Viiva Tomussa oferował niezwykłą atmosferę zbudowaąy na kontrastach stonowanego i miejscami wyraźnie progresywnego grania z ciężkim i dynamicznym. Płyta świadczyła o kompozytorskiej zwyżce formy - grając w swoim charakterystycznym stylu zespół podpisał się po raz kolejny pod świetnymi kawałkami, z których zwłaszcza te najdłuższe i najbardziej ambitne były warte poznania. Przy okazji twórczość Finów zyskała na przystępności, bo różnorakich wstawek psychodelicznych, kreowania chorego nastroju czy udziwniania brzmienia było tutaj mniej niż w przeszłości.


Od lewej: Toni Hietamäki, Jarkko Salo, Juho Vanhanen, Niko Lehdontie, Ville Leppilahti

Na [4] grupa jeszcze śmielej weszła na pole kompozycji długich i rozbudowanych, w których nie było mowy o przekombinowaniu bądź przesycie patentów. Muzycy stawiali przede wszystkim na transowe rozwijanie pojedynczych patentów. Tym razem odwołań do krautrocka czy brzmień stylizowanych na rockowy oldschool było mniej, bo zastąpiły je mroczne klimatyczne zagrywki z elementów estetyki gotyckiej spod znaku Fields Of The Nephilim. Pojawiło się także trochę współczesnej elektroniki, stworzonej przez gościnnie występującego Samuli Huttunena. turalnie sól tej ziemi stanowiły wciąż ciężkie powolne fragmenty brzmiące jak rasowy doom metal, w wydaniu angielskim bądź fińskim (Swallow The Sun, Skepticism). Muzyka Oranssi Pazuzu miejscami przypominała teraz podobną mieszankę ekstremalno-gotycko-elektroniczną na wzór niemieckiego The Ruins Of Beverast. W końcu namówiono Vanhanena do podjęcia prób śpiewania spokojniejszą barwą oraz komputerowo zniekształconymi deklamacjami. Okazjonalnie Finom zdarzało się dodać ostrzejsze i szybsze dźwięki, w tym także z użyciem blastów czy gitarowego tremolo. Brak instrumentalnych wyciszonych motywów rekompensowały długie pozbawione wokalu pasaże. Wielką zaleta albumu było brzmienie, z wysokim poziomem mroku i nastroju, ale także czystości produkcji, pozwalających w pełni cieszyć się bogactwem. Rozpoczęcie od pierwszych dźwięków było wyjątkowo dostojne i do 12-minutowego Saturaatio wrzucono mnóstwo konkretnego gitarowo black metalu oraz wpływów transowej awangardy. Tą ostatnia mocniej podkreślono w Lahja - numeru powstałego na bazie atmosferycznych stonowanych zwrotek i trochę ostrzejszych refrenów. Największym zaskoczeniem był tytułowy Värähtelijä, który rozwijał się wyjątkowo leniwie, a do tego dochodziły normalne wokale i swego rodzaju nerwowość. Zupełnie inaczej prezentował się Hypnotisoitu Viharukous, ze sporą dawką blackmetalowej energii, choć bez blastów. Ponad 17-minutowy Vasemman Käden Hierarkia to doskonały mix gitarowego przesterowanego ciężaru, blackowej wściekłości z okazjonalnymi blastami oraz niezwykłej instrumentalnej wstawki w środku i awangardowym zakończeniem. Podobne wielobarwne łączenie stylistyk wykorzystano w nasączonym doomową masywnością Havuluu. Zamykający krążek Valveavaruus był powrotem Oranssi Pazuzu do spokojniejszego i nastrojowego grania, opartego na sporej dawce rytualnej transowości. Był to dotychczas najciekawszy album Finów, stanowiący szczyt ewolucji stylistyki grupy od typowego black metalu w kierunku muzyki coraz bardziej mrocznej i klimatycznej. Muzykom do perfekcji udało się doprowadzić formułę kompozycji długich i wręcz hipnotycznych, w których zawsze pojawiały się ciekawe motywy czy niespodziewane zmiany dźwięków. Ekipa ostatecznie przekonała do siebie nawet tych, którzy uważali, że Oranssi Pazuzu to jedynie dziwoląg, który dodał elementy psychodeliczne do black metalu. Tymczasem [4] wypełniło granie odkrywcze, świeże, dojrzałe i wciągające, które jednak wymagało poświęcenia czasu i uwagi.
W 2019 cały skład (Vanhanen, Leppilahti, Hietamäki, Salo i nowy gitarzysta Niko Lehdontie) wziął udział w jednorazowym projekcie Waste Of Space Orchestra z muzykami Dark Buddha Rising w celu zagrania koncertu i nagrania albumu Syntheosis. Następnie Pazuzowcy przystąpili do nagrywania nowego materiału. [8] nadal czerpał z black metalu głównie gęstą nieprzystępną aurę, tendencje do przytłaczania słuchacza falami hałasu i niezmiennie, erupcje blastów i gitarową zawieruchę. Czasami płyta przybierała formę polanego psychodelią soundtracku do złej narkotycznej podróży, przepuszczonej przez przestery i dziwne elektroniczne efekty. Ten mix black metalu, awangardy i kosmicznych brzmień puszczał oko ku teatralnej grotesce, niczym stary czarno-biały horror. Najważniejsze, że ten nietuzinkowy melanż zawsze układano w sensowne kompozycje, nawet jeśli nierzadko rozpuszczały się one w kwasowych rojeniach. Nowy album utrzymywał większość elementów stylu, ale zmixowano je w nowych proporcjach. Warstwa elektroniczna grała tu jeszcze istotniejszą rolę niż wcześniej. Cyfrowe bity przy wsparciu uproszczonej perkusji, tworzyły podstawowy szkielet rytmiczny (Ilmestys, Kuulen Ääniä Maan Alta), a klawisze, sample i inne efekty specjalne stanowiły jeden z głównych budulców ogólnej atmosfery. Wraz ze wzrostem udziału patentów spoza metalowego podręcznika, stricte blackowe rozwiązania zepchnięto w dalszt kąt, a całość stała się jeszcze bardziej eklektyczna i nieprzewidywalna. Ilmestys to w zasadzie mroczny synthwave aż do wjazdu potężnego gitarowego spychacza w finale. Choć zbudowany wokół bardziej tradycyjnego rdzenia, Uusi Teknokratia nie mógłby istnieć bez nieustannie orbitującej kosmicznej linii klawiszy oraz masy innych zaskakujących przeszkadzajek. Tyhjyyden Sakramentti uwodził na wstępie jazzującą perkusja, aby niebawem wprowadzić dźwięki noise, z czasem coraz bardziej naginające granice wytrzymałości ludzkich narządów słuchu. W kulminacyjnym momencie Finowie zastosowali klasyczną zmianę nastroju za pomoca połamanego riffu i wybornego samplu z filmu Hitchcocka. Taivaan Portti grzebał słuchacza bezpowrotnie pod zwałami kolejnych warstw dźwięku, niczym industrialno-blackowa orgia jazgotu. Oikeamielisten Sali stawiał dla odmiany na zapętloną i zdesynchronizowaną skrzypcowo-gitarową melodię, prowadzącą wprost do post-metalowego piekła. W końcu Kuulen Ääniä Maan Alta pulsował podszytym elektroniką nowofalowym groove, przez co w pewien sposób wydawał się najbliższy klasycznemu rockowi. Wspólnym mianownikiem wszystkich utworów był skrzeczący i paskudny wokal Vanhanena. Wydawać by się mogło, że tak nieskrępowane mieszanie różnych zapożyczeń pozbawiło album spójności, a jednak zespół nie miał z tym problemu. Wszystkie części układanki pasowały do siebie, a zebrane do kupy tworzyły jednorodny psychodeliczny konglomerat. Awangardowe elektroniczne aranżacje stanowiły gwóźdź programu i najmocniejszą stronę płyty, lecz tętniąca mroczną energia i metalowa substancja stanowiły dla nich niezbędne spoiwo. To nie była jednak łatwa płyta w odbiorze, gdyz Finowie uwielbiali nawarstwiać nieprzyjazne dźwięki i pławić się w kakofonicznym dyskomforcie, w związku z czym każdy "ładny" motyw niechybnie prowadził we wrogie objęcia hałasu. Na szczęście Oranssi Pazuzu nie słuchało się, żeby bujać w obłokach z błogim uśmiechem, a przeprawiać się przez prawie godzinę fascynujących krajobrazów, których sekwencja została tak dobrze wyreżyserowana, że po wielu przesłuchaniach wciąż miało się ochotę do tej płyty wracać, by wydobywać nieodkryte dotąd wątki.
[9] był najkrótszym albumem w dyskografii Oranssi Pazuzu, ale prawdopodobnie najbogatszym w kwestii rozwinięcia starannie cyzelowanej konwencji zespołu. Fińscy psychodeliczni szamani nie odeszli od transu i blackmetalowej upiorności, ale nieco odświeżają swój wizerunek. Zespół dawno znalazł swoją strefę komfortu i ich wiecznie niepokojąca mieszanka bagnistego black metalu z mantrycznym krautrockiem i psychodelicznymi lotami na nieznane orbity przybrała satysfakcjonującą dla kapeli formę. Tutaj zew poszukiwań i odkrywania nowych mokradeł wcale muzyków nie opuścił, a w dodatku Finowie kumulowali zbliżoną liczbę pomysłów w krótszym przedziale czasowym. Te pomysły bywały zresztą naprawde różne. Zaskakiwało już mocne wejście w postaci Bioalkemisti, który oprócz krautrockowej podstawy w postaci rozciągniętego na cały numer miarowego beatu, nęcił dynamiką i energią na przecięciu post-punka i noise. Do tego dochodził cały wachlarz hałasów, pogłosów i innego jazgotu w tle. Zespół mocniej eksponował rolę syntezatorów i nie chodziło o ambientowe plumkanie czy miniaturki, lecz o ten sam poziom dyskomfortu z gitarami budującymi tło. Świetnie w tej kwestii sprawdzał się Valotus, które nawet mimo blackowego sprintu napędzającego znaczną część kawałka, skupiał się głównie na syntezatorach, by pod koniec zwolnić i w niemal industrialowej tradycji atakować wszelkimi metalicznymi piskami. Podobną funkcję pełnił zresztą pomrukujący złowrogo Vierivä Usva z pierwiastkami space rocka, progresywnej elektroniki, ambientu oraz post-industrialu. Pozostałe nagrania przeplatały psychodeliczno-blackowy czad z bardziej klimatycznym graniem. Tytułowy Muuntautuja emanował świetną atmosferę przy pomocy wypuklonych w mixie elektronicznych szmerów oraz przetworzonego wokoderem głosu, a dopiero w drugiej połowie następowało zaostrzenie, ale nawet tu ciężkim gitarom i skrzekliwemu wokalowi wciąż towarzyszyły różne intrygujące niemetalowe dźwięki. W Hautatuuli wysunięty do przodu transowy rytm z dosadnym basem łączył się z elektronicznymi dodatkami i szeptaną partią wokalną, a w środek wrzucono blackowe zaostrzenie z dodającymi symfonicznego rozmachu klawiszami. Dla niektórych [9] mół brzmieć jak album zbyt radykalny. Nie był to jednak jakiś zaskakujący zwrot stylistyczny, gdyż w muzyce Oranssi Pazuzu zawsze były obecne te niemetalowe wpływy i brzmienia, odgrywające w niej coraz większą rolę, ale była to stopniowa płynna ewolucja. Jednocześnie ten metal, w dość ekstremalnej odmianie, wciąż pełnił tu istotną rolę, co z kolei podnosiło próg wejścia dla osób stroniących od takiego grania. Wszyscy pozostali fani, zwłaszcza ci otwarci na fuzję różnych gatunków i nie zamykający się w swoich strefach komfortu - z pewnością najnowszy album Finów potrafili docenić.

ALBUM ŚPIEW, GITARA GITARA KLAWISZE BAS PERKUSJA
[1-7] Juho Vanhanen Timo `Moit` Alatalo Ville `Evill` Leppilahti Toni Hietamäki Jarkko Salo
[8-9] Juho Vanhanen Niko `Ikon` Lehdontie Ville `Evill` Leppilahti Toni Hietamäki Jarkko Salo

Niko Lehdontie (ex-Domovoyd)

Rok wydania Tytuł
2009 [1] Muukalainen Puhuu
2011 [2] Kosmonument
2013 [3] Valonielu
2016 [4] Värähtelijä
2017 [5] Farmakologinen EP
2017 [6] Kevät / Värimyrsky EP
2019 [7] Live At Roadburn 2017 (live)
2020 [8] Mestarin Kynsi
2024 [9] Muuntautuja

          

    

Powrót do spisu treści