Amerykańska grupa powstała w Glen Mills (Pennsylvania) w 1995. W 1997 zadebiutowała demówką "Crimson Tears". Wydany w barwach wytwórni Game Two Records pierwszy album nie poddawał się prostym klasyfikacjom gatunkowym. Była to momentami zaskakująca mieszanka doomu, heavy metalu o epickim zacięciu, hard rocka, stone-rocka oraz rocka lat 70-tych z elementami psychodelii. Album otwierał zadziwiający i dynamicznie zagrany 11-minutowy Amplified, w którym wokal Grega Dienera przypominał nieco Bobby`ego Lieblinga z Pentagram. Zresztą wpływ tej formacji był tu nadzwyczaj słyszalny, nie wspominając o coverze 20 Buck Spin z udziałem Lieblinga właśnie. Świetną kompozycją był również Magic Potion - z "ryczącym" wokalem, ciętymi riffami i bujającą melodią. W grze Dienera słyszalny był duch Trouble z perfekcyjnym wyczuciem konwencji. Instrumentalny Gods, Monsters And Men wkraczał w obszary późnego Cathedral. Delikatną stronę Pale Divine ukazywał nastrojowy Star Child w którym krzyżowały się drogi klasycznego heavy i Black Sabbath. Traktujący o wiedźmach Devil`s Mark wypełnił psychodeliczny klimat lat 70-tych i znakomite zagrywki gitarowe. Ostatni Dark Knight (także z udziałem Lieblinga) odstawał nieco jakością od reszty materiału. Interesujący debiut wysokich lotów.
Po przejściu do wytwórni Martyr Music muzycy przystąpili do nagrywania nowego materiału. Na [2] ewolucja nastąpiła nie tylko w brzmieniu, ale także w samych źródłach z jakich zespół czerpał. W cięższym i masywniejszym brzmieniu słyszalne były wpływy przede wszystkim Saint Vitus. Na niezłym poziomie stały Crimson Tears i Sins Of The Fallen, prawdziwą satysfakcję dawał jednak dopiero oparty na znakomitym riffie Martyrdom. Album celowo skonstruowano tak, aby melodyjność i siła riffów narastały z każdą kompozycją. Ever After nie posiadał tak wybornej melodii, ale wrażenie robiła motoryka uzyskana dzięki umiejętnie rozplanowanym powtarzalnym riffom doskonała. Na koniec udana przeróbka Candlemass Solitude.
[3] stanowił kolejny etap w rozwoju zespołu i ewolucji w kierunku klasycznych form doom metalu. Podręcznikowe kawałki tego stylu to The Eyes Of Destiny, Fire And Ice oraz (I Alone) The Traveller. W strukturze kawałków wciąż Pale Divine naśladowali Saint Vitus. Występowały jednak także szybsze partie, głownie instrumentalne, z rozbudowanymi solówkami i wielokrotnie powtarzanymi motywami gitarowymi. Kręgosłupem krążka był trwający ponad 10 minut tytułowy Cemetery Earth - powolna, leniwie tocząca się kompozycja, mocno inspirowana wczesnym Black Sabbath. Luźniejsze granie w stylistyce stoner metalu prezentował Soul Searching, ale zaraz wracano do doomowego grania w Shadows Of Death. Płyta była równa pod względem wykonania, ze starannymi solówkami (tym razem granymi na dwie gitary), ale całość wtopiła się w tłum innych mało rozpoznawalnych grup stoner/doomowych, jakich wówczas mnóstwo powstało na fali wzrostu popularności tego gatunku w USA. Niezdecydowanie pomiędzy klasycznym doomem, a stonerem było zresztą bardzo słyszalne. Zanikły atuty głosu Dienera, które wyróżniały go poprzednio - tym razem w wielu miejscach niebezpiecznie zbliżał się do przeciętnego heavymetalowego wokalu. Druga gitara Jona Kleina dodała mocy i ciężaru, zagęszczając struktury utworów, jednak w decydujący sposób nie wpłynęła na sam ich kształt.
Po pięciu latach milczenia zespół powrócił jako trio, z dawką tradycyjnego doomu na [4]. Na początek zaskakiwał sporą szybkością instrumentalny Nocturne Dementia z (jak zwykle) gitarowymi odniesieniami do Black Sabbath i klasycznego heavy. W The Prophet Pale Divine nawiązywali w znacznej mierze do wcześniejszych nagrań Grand Magus i tutaj wyborna formą wokalną popisał się Greg Diener. Był to nie tylko wynik specyficznego ustawienia jego głosu zdecydowanie na przedzie, ale naturalnej mocy emisji w konwencji epickiego heavy/doomu. Podstawą płyty były jednak utwory najdłuższe jak The Desolate - majstersztyk pustynnego mrocznego doomu zbudowany z granitowych monumentalnych riffów i apokaliptycznych ekstatycznych solówek przy miarowej perkusji i spokojnej wokalnej narracji. Potęgą zwalistych doomowych zagrywek cechował się także powoli rozwijający się End Of Days, z każdą minutą coraz bardziej dramatyczny i zdominowany przez jeden kapitalny riff wykorzystywany w najważniejszych momentach. W tytułowym Painted Windows Black przewagę zyskiwał melodyjny melancholijny klimat typowy dla szkoły brytyjskiej. Z kolei Shadow Soul (The Awakening) zbudowano z naprzemiennych łagodnych jammowych jazz-rockowych partii i morderczo wolnych ciężkich fragmentów z kapitalnym wokalem Dienera. Podręcznikowy dostojny posępny doom wracał w Black Coven, z wielką swobodą i wyczuciem, a szybka partia z solówką gitarową jedynie dodawała kompozycji smaku. W końcu Angel Of Mercy sadowił się najbliżej stylistyki epickiego heavy/doomu, z naciskiem na ten drugi w wykorzystaniu gitary solowej na równi z głosem wokalisty. Osiągnięto doskonała realizację dźwięku i ta potęga soundu w tym wypadku była niezaprzeczalna. Podobnie jak fakt, że Pale Divine powrócił triumfalnie nagrywając płytę melodyjną, monumentalną, klimatyczną i rozegraną perfekcyjnie.
Sześcioletnia przerwa zaowocowała w końcu [5] - mieszanką doomu, stoner, klasycznego heavy i blues-rocka. Ten zespół jednak nigdy nie grał tego samego i [6] przynosił znów coś nowego. Akcent przesunięto tym razem w stronę epickiego heavy i świetnie to wyszło w dostojnym Tyrants & Pawns (Easy Prey), zbudowanego na wyrazistym motywie przewodnim, tak jak to bywało na albumach Longings Past. Ta kompozycja majestatycznie bujała z wybornym zestawem solówek o ogromnej dawce dramatyzmu. Odniesienia do Black Sabbath podkreślały równie epicki i zagrany w umiarkowanie szybkim tempie Satan In Starlight i jak zwykle gitarowe zagrywki w stylu Iommiego powalały. Kiedy wracał stoner (Shadow`s Own) to był po prostu rzetelnie zagrany przez kompetentnych muzyków. Fajerwerki rozświetlały metalowe niebo za to w heavy/doomowym klimatycznym Phantasmagoria z lekko przesterowanymi gitarami, wplecionym akustykiem na drugim planie i wyważoną grą perkusisty. Tytułowy ponad 10-minutowy Consequence Of Time to fenomenalny popis wszystkich muzyków w spokojnym rozgrywaniu krążących motywów heavy/doomowych w eleganckiej rozpoznawalnej melodii. Gdy śpiew milkł, wykorzystano czas na czarowanie słuchacza wirtuozerskim duetem gitarowym, powiązanym ze sobą w zdumiewająco precyzyjny sposób. Wreszcie Saints Of Fire - łagodnie zaśpiewany epicki heavy posiadał kilka rewelacyjnych momentów, choć najwolniejsze partie stanowiły mały zgrzyt w stosunku do reszty. Także partie solowe gitarzystów był tutaj mniej atrakcyjne, niż we wskazanych wcześniej najbardziej uderzających utworach. Ostatecznie powstała płyta różnorodnych inspiracji, ale zasadniczo nie wykraczających poza różne podgatunki heavy/doom. Wspaniale brzmiały bębny i przyjęto brzmienie mające pewne cechy nowoczesne, ale tylko w ekspozycji tradycyjnego stoner/doomu w sferze gitar. Niby tradycyjnie i w ramach mocno ogranej już metalowej konwencji, ale wszystko wypadło świeżo i barwnie.
Darin McCloskey grał też w hard-rockowo/heavymetalowym Falcon (Falcon w 2004 i Die Wontcha w 2008), na debiucie Sinister Realm, doomowym Crowned In Earth (Visions Of The Haunted w 2012 i Metempsychosis w 2016), heavy/doomowym Origin Konrad (EP-ka Forgotten Souls w 2013) i hard-rockowo/doomowym Beelzefuzz (Beelzefuzz w 2013 i The Righteous Bloom w 2015 - na tej drugiej zagrał również Greg Diener). W końcu Ortt, McGinnis i McCloskey - wraz z Victorem Anduinim (ex-Fates Warning) - założyli Mythosphere (Pathological w 2022).

ALBUM ŚPIEW, GITARA GITARA BAS PERKUSJA
[1-2] Greg Diener Jim Corl Darin McCloskey
[3] Greg Diener John Klein Jim Corl Darin McCloskey
[4] Greg Diener Jerry Bright Darin McCloskey
[5] Greg Diener Ron McGinnis Darin McCloskey
[6] Greg Diener Dana Ortt Ron McGinnis Darin McCloskey

Ron McGinnis (Admiral Browning, Thonian Horde) Dana Ortt (ex-Beelzefuzz)

Rok wydania Tytuł
2001 [1] Thunder Perfect Mind
2004 [2] Eternity Revealed
2007 [3] Cemetery Earth
2012 [4] Painted Windows Black
2018 [5] Pale Divine
2020 [6] Consequence Of Time

          

Powrót do spisu treści