Amerykańska grupa założona w 2008 w Little Rock (Arkansas). Na debiut złożyło się tylko pięć kompozycji, trwających jednak łącznie blisko 49 minut. Był to klasyczny melancholijny doom metal w stylistyce brytyjskiej, z klimatem mnichów i zatęchłych lochów. Powolne uroczyste granie skłaniało się ku mrokowi, ale zawierało typowy dla podgatunku promyczek światła przebijąjący się w czystym młodzieńczym wokalu Campbella. Dwie dostojnie walcujące gitary i momentami ascetycznie grająca sekcja rytmiczna powtarzały nieustannie riffowe sekwencje, powracające z celowo zaakcentowaną regularnością. Ponad 12-minutowy kolos Foreigner stanowił podręcznikowy przykład "płaczącego" gitarami doomu, naznaczonego lekkimi sprzężeniami i dodatkowymi zwolnieniami do temp pogrzebowych. Nieco surowszy i szybszy Devoid Of Redemption posiadał solówkę zastępującą w pewnym momencie głos wokalisty. Epicki The Legend emanował autentycznym smutkiem zmieszanym z patosem, tworzonym przez gitarowe ornamentacje. Intrygujący An Offering Of Grief kreował specyficzny nastrój przez odważne wykorzystanie długich wybrzmiewań oraz w dalszej części patentów charakterystycznych dla melodyjnego doom/deathu, przy zachowaniu czystych partii wokalnych. W blisko 11-minutowym Given To The Grave wykorzystano więcej przestrzeni i rozległe ambientowe tła, a całość bardzo długo prowadziła sama gitara solowa. Szkoda, że końcówka była zbyt chaotyczna i nakładające się tutaj wątki mieszały się nieskładnie. Dobry wokalista idealnie czuł konwencję, gitarzysta Devin Holt serwował dopracowane i klasowe zagrywki w ścisłych ramach gatunku i cieniem na całości kładła się jedynie słaba produkcja - gitary nadmiernie rozmyto i te przestery wynikały raczej z błędów w masteringu niż świadomego dźwiękowego przybrudzenia. Większego wrażenia nie robiła również gra perkusisty Schaafa. Były to jedyne elementy obniżające wartość samej muzyki o wysokiej wartości.
Na [2] ekipa wciąż trzymała się mnisich cel i zatęchłych lochów, choć sama muzyczna narracja stała się bliższa najwcześniejszemu Solitude Aeturnus. Patos, smutek i specyficzna nadzieja znana z debiutu zdominowały pięć mocarnych doomowych kolosów i już na początku Worlds Apart to małe arcydzieło o ogromnej sile oddziaływania - poruszające, monumentalne, a jednocześnie zadziwiająco delikatne. Ta kruchość to przede wszystkim zasługa wybornych wokali Bretta Campbella, który udoskonalił swój arsenał środków wyrazu i był momentami naprawdę fenomenalny - również w tworzeniu zadziwiających podziałów rytmicznych z drugim gitarzystą Devinem Holtem. To zadziałało w rozpaczliwym Foundations, który łączył się z kolejnym Watcher In The Dark w jedną epicką całość. Pallbearer zagrał tutaj wolniej (zwłaszcza na początku), pojawiły się tempa funeralne i klimat dusznego melodyjnego mroku z promykiem światła gdzieś w oddali. The Ghost I Used To Be poruszał słodką melancholią w potężnych akordach i miarowym tempie. Oniryczny przerywnik Ashes prowadził wprost do patetycznego finału w postaci Vanished i szkoda, że niezwykła atmosfera z części pierwszej tego numeru potem się zatracała w części instrumentalnej. Za to samo zakończenie było ciekawe i wieloznaczne. Wszystko byłoby znakomicie, gdyby nie po raz kolejny błędy produkcyjne. Mastering dobrego przecież studio Trakworx powinien bardziej uwypuklić walory głosowe Campbella i wysunąć go bardziej do przodu. Zespół uparcie trzymał się także lekko rozmytych i przesterowanych gitar, co utrudniało delektowanie się niezwykle wysmakowanymi relacjami pomiędzy obiema gitarami. Z całą pewnością na wyróżnienie zasługiwało natomiast brzmienie perkusji. Mastering robił doświadczony Justin Weis i chyba źle się stało, że pewnych rzeczy muzykom nie zasugerował i nie podpowiedział. Była to płyta stricte doomowa, nieskażona stonerem czy progresją, pozbawiona zbędnych elementów heavy metalu i metalu gotyckiego. To była czysta transcendentalna emanacja ducha doom metalu w formie nadanej temu gatunkowi w USA i Anglii 30 lat wcześniej. Formacja miała tyle do powiedzenia w tym stylu, że nie musiała uciekać się do obudowywania tego wszystkiego innymi stylami metalu. W 2015 Brett Campbell zagrał na trzeciej płycie australijskiego The Slow Death Ark.
[4] okazał się płytą zjawiskową - była to muzyka klimatu jaka powstawała w tamtym okresie coraz rzadziej, bo coraz mniejsza była wrażliwość artystyczna metalowych twórców w tym obszarze gatunkowym. Pallbearer rzucał tu na szalę to co najlepsze w przekazie najstarszego Solitude Aeturnus, delikatności wyrażania emocji Isole i budowania hipnotycznego układu riffów rodem z duńskiego Saturnus. Te melodie były ujmujące w eterycznej melancholii, refreny przenikały się z powtarzalnymi motywami głównymi, a o tych niuansach i podziałach rytmicznych można było rozprawiać godzinami. Zespół uwalniał się tu zarówno z opętania demonami korzennego doomu Saint Vitus, jak i dusznych oparów zatęchłych klasztorów. Pallbearer grał muzykę smutną, ale przetykaną promieniami światła, a numery były naprawdę tym co oferował melodyjny doom/death, ale bez posępnej brutalności. Była tu naturalnie moc gitar prawdziwego metalu, momentami nawet przygniatająca, ale tak pełna ciepła i tak wspaniale tonowana młodzieńczym wokalem Campbella, że ostatecznie uciekała szufladkowaniu. Brett był doprawdy wyjątkowym wokalistą, malując i rzeźbiac aranżacje za pomocą łagodnej muzycznej melancholii. Każdy z tych kawałków był na swój sposób monumentalny, a jednocześnie pełen łagodnej prostoty. Przy tym wszystkim poszczególne utwory były różnymi podróżami do wnętrza duszy i umysłu - w różnych porach dnia i w różnych nastrojach, każdy z nich mógł wydawać się najbardziej niezwykły i magiczny. Tym razem produkcyjnie bez zarzutu i brzmienie zrobiono w ciepłych i wyrazistych barwach, a mastering to dzieło Dave`a Collinsa, który był za to odpowiedzialny także na albumie Metalliki Hardwired...To Self Destruct. Pallbearer zapisał się trwale w świadomości słuchaczy, oferując muzykę prawdziwie zniewalającą. Jako bonusy dorzucono covery Over & Over Black Sabbath i Love You To Death Type O Negative.
Muzycy stanęli wkrótce przed nie lada wyzwaniem, gdyż po takim majstersztyku jakim był [4], trudno było stworzyć muzykę na podobnie artystycznie wysmakowanym poziomie, pozostając ściśle w zaprezentowanym wcześniej kanonie. Zapewne dlatego na [5] było inaczej, a inspiracje były szersze. Pallbearer postawił wysublimowany mix metalu klimatu i progresywny rock malowany subtelnymi emocjami. Brett Campbell miał oczywiście głos stworzony do poetyckiego śpiewu i jego umiejętności wokalne w pełni odpowiadają tym wymogom, które stawiał przed sobą zespół, tak mocno akcentując elementy prog-rocka. Na tej płycie zawarto mniej typowego doom metalu niż można by oczekiwać, choć był rzecz jasna obecny w każdej kompozycji. To jednak bardziej oczyszczony z brutalności atmosferyczny doom/death, przenikający się z melancholią amerykańskich tego gatunku. Na pewno zwracała uwagę mała ilość odniesień do korzennego epickiego doomu i ta forma odeszła już w cień. Jeśli przyszło coś nowego, to pewien pierwiastek stoner i grania alternatywnego (Stasis). Kunszt tego zespołu wyraźniej przejawiał się w kompozycjach długich i rozbudowanych, gdy powoli rozwijano narrację czy też stopniowano natężenie onirycznego sentymentalizmu. Przykładem na to był Silver Wings, prowadzony po części niemal w funeralnych tempach, z drugą połową ocierająca się o space rock i klimatyczny ambient. Tych pełnych uroku melodii nie była na nowym krążku wiele i prawdziwe echa [4] wracały dopiero w The Quicksand Of Existing, paradoksalnie utworze najkrótszym i najprostszym. Potem coś się przemykało w tym zakresie w Vengeance & Ruination, ale to kawałek niespełnionych możliwości. To samo można było powiedzieć o Forgotten Days oraz Riverbed. Najwięcej doom metalu nagrano w Rite Of Passage z klasycznymi krążącymi motywami w spokojnym jednolitym tempie. W Caledonia ogniskowała się cała muzyczna filozofia tego albumu. To chyba najbardziej udany utwór ze wszystkich, o wyważonych proporcjach gatunkowych i melodii najbardziej osadzonej w tej stylistyce, z którą się Pallbearer do tej pory kojarzył - malowany pastelowymi barwami klimat introwertycznej zadumy. Zespół inaczej podszedł do tematu i to nie był już wysokiej klasy atmosferyczny metal wywodzący się z doomu.

ALBUM ŚPIEW, GITARA GITARA BAS PERKUSJA
[1] Brett Campbell Devin Holt Joseph Rowland Chuck Schaaf
[2-6] Brett Campbell Devin Holt Joseph Rowland Mark Lierly


Rok wydania Tytuł
2012 [1] Sorrow And Extinction
2014 [2] Foundations Of Burden
2016 [3] Fear & Fury EP
2017 [4] Heartless
2020 [5] Forgotten Days
2024 [6] Mind Burns Alive

          

Powrót do spisu treści