Szwedzka grupa założona w 2004 w Kristianstad. Autorem graficznym loga był Erik Gustavsson - basista thrash/blackowego Nifelheim. Na debiucie przedstawiono klasyczny heavy z elementami power/speedu, inspirowany tematyką okultystyczną i mocno osadzony w tradycji lat 80-tych. Wokalistą był absolutnie beznadziejny w swej piskliwości Philip Svennefelt, ale ten fakt nie powinien jeszcze skreślać tej muzyki na starcie. Niestety, Svennefelt tak bardzo chciał się tu udzielać na pierwszej linii, że wysiłki pozostałych muzyków w znacznej mierze były przez niego tłumione (przykładowy Hell wywoływał uczucie zażenowania). Ponadto, brzmienie było kiepskie, mix płaski, utwory odarto z przestrzeni, a bębnom brzmiały sucho i nieprzyjemnie. Płyta to sporo krzyków, chaosu i brak jasno wyodrębnionych melodii, przy zupełnym braku jakiegokolwiek klimatu odpowiadającego tematyce kompozycji. W tych aspektach przelatywały prymitywne i surowe Consecration, Bow Unto The Devil lub Beware The Demons z zawstydzającym refrenem. Nieco wolniejszego A Ghastly Silence z kilkoma dobrymi gitarowymi ozdobnikami dało się słuchać, poza wokalem rzecz jasna. Najlepiej Portrait wypadł w heavy/speedowymA Thousand Nightmares przypominającym styl Enforcer, ale nawet tutaj nie potrafiono zdyskontować tego kapitału w nijakim refrenie. Jakaś atmosfera przewijała się w manierze Candlemass we wstępnej części Village Of The Fallen Angel, potem jednak grupa znów wpadała w wycie fałszującego Svennefelta. Cierpliwy słuchacz zostawał na koniec dekapitowany pseudo-epickim The Adversary z kompletnie już pogrążającymi Svennefelta "romantyczno-heroicznymi" partiami wokalnymi. Całościowo była to płyta katastrofalna, jedna z najgorszych heavymetalowych szwedzkich debiutów od czasu Viperine. Na szczęście jeszcze w tym samym roku frontmanem został nieporównywalnie lepszy Per Karlsson.
[2] zyskał zasłużone szersze uznanie. Wpłynęły na to trzy czynniki: Karlsson brzmiał jak skrzyżowanie Harry`ego Conklina z Jag Panzer z Kingiem Diamondem, uspójnienie własnej stylistyki oraz większy budżet po przejściu do Metal Blade Records. Portrait często eksplorowali szybsze tempa niż Mercyful Fate - można by stwierdzić, że powstał metal bardzo zbliżony do twórczości sławnych Duńczyków, ale na pewno nie taki sam. Ekipa preferowała kompozycje dosyć długie, ale bez zbędnych przestojów. Otwierający Beast Of Fire pędził, a opowiadaną historię uzupełniły znakomite solówki gitarowe. Te popisy występowały we wszystkich utworach, nie zawsze jednak ścigały się prędkością dźwięku. Infinite DescensionThe Wilderness Beyond, ale już Bloodbath stanowił powrót do szybkości i pod względem rytmicznym numer przypomina nagrania Unleashed. Pomimo mrocznego tytułu Darkness Forever był kawałkiem najbardziej tradycyjnym i stanowiącym odwzorowanie rycerskich numerów heavymetalowych lat 80-tych w klasycznym dostojnym średnim tempie. Na tle poprzednich numerów słabiej wypadłThe Nightcomers - mało wyrazisty i z drażniącym jednostajnym rytmem perkusji, która na tym krążku była ogniwem najsłabszym i do ogólnego obrazu wnosiła niewiele. Najdłuższy ponad 9-minutowy Der Todesking to kompozycja najbardziej rozbudowana, pełna niepokojących zróżnicowanych linii melodycznych, zmieniających się co jakiś czas i podniosłego śpiewu. Średnie tempo łamano jakiś solowymi zagrywkami gitarzystów. Melodie nie należały do łatwo wpadających w ucho, ale zespół chyba postawił bardziej na ogólny klimat niż prostą przyswajalność głównych riffów. Brzmienie dosyć surowe, bardziej ostre niż ciężkie.
Mix i mastering do [3] dokończył w grudniu 2013 w studio Necromorbus Studio jego właściciel Tore Gunnar Stjern - doświadczony w produkcji thrashu, death metalu i mieszanek gatunkowych, ale niestety nie mającego zbytniego pojęcia jak powinien brzmieć klasyczny heavy metal. Gitarom nadano fatalny suchy dźwięk, wokalistę nieudolnie wmontowano gdzieś z tyłu, a plany dalsze nie istniały. W takiej formie płyta została wydana przez Metal Blade w kwietniu 2014. Zespół słyszalnie się miotał w poszukiwaniu to klimatu i formy jego wyrażenia. Ostatecznie tej atmosfery nie udało się stworzyć, mieszając granie psuedo-rycerskie z elementami metalu okultystycznego i tradycyjnymi melodiami heavymetalowymi. W chaotycznym formalnie At The Ghost Gate stylistycznie pogubiono się, a w We Were Not Alone dziwacznie spróbowano łączyć klasyczne melodie rodem a la Overdrive z ostrzejszym horror-metalem, forsowanym głosowo przez Lengstedta. Prezentujący się tak ciekawie na płycie poprzedniej wokalista tutaj zupełnie się tu pogubił wchodząc w manierę amerykańskich frontmanów US Powermetalowych (słaby Our Roads Must Never Cross). Prostsze podejście wykorzystano w niezłym In Time, poza momentami gdy pojawiały prawie nieczytelne dialogi gitarzystów, zupełnie nie pasujące do chwytliwej melodii. Ekipa ponownie zbaczała z drogi przy pozbawionym melodii i pełnego dysonansów Black Easter, z kolei Ageless Rites zbliżał Szwedów do Jag Panzer w graniu niby-rycerskim, ale pozbawionym realnej epickości. Czary goryczy dopełniał 9-minutowy Lily, w którym fałszywa pompatyczna rozwlekłość wystawiała słuchacza na próbę cierpliwości. W wielu miejscach płyty powstawało wrażenie, że sekcja rytmiczna gra sobie, gitarzyści sobie, a wokalista przebijając się zza gitarowej ściany miał do powiedzenia zupełnie coś innego. Brak koncepcji, rozmycie stylistyczne, kontrowersyjne wykonanie i nieciekawa produkcja to wyznaczniki tego wyjątkowo przeciętnego albumu.
Kiedy zmiany w składzie uszczupliły Portrait do trio, w nagraniu [4] pomogli goście: włoski gitarzysta Set Teitan z Aborym oraz oraz Kevin Bower z angielskiego Hell, dający podkład klawiszowy. Pierwsza część płyty była drapieżna i pełna odniesień do agresywnych podgatunków metalowej muzyki - w tym także do thrashu, co słychać także w stylu gry perkusisty. Melodie schodziły zdecydowanie na plan dalszy i nieubłagane ataki gitarowe na dużych szybkościach przywodziły na myśl najostrzej grające powermetalowe zespoły amerykańskie (Burn The World, Likfassna, Flaming Blood). Druga część albumu - poczynając od długiego Martyrs - była już lżejsza, wolniejsza i bardziej czytelna w melodiach. To Die For w swym dynamiźmie i czytelnym heroicznym podejściu wysuwał się na czoło amerykańskiego stylu takiego grania wśród zespołów szwedzkich. W pełni klimatyczne podejście zachowano jedynie w Pure Of Heart z onirycznym wstępem z gitarą akustyczną i artystycznym śpiewem Lengstedta. Potem numer rozwijał się dramatyczniej w heavy/power metalowym stylu, z kroczącymi miarowymi riffami, kolejnym łagodnym fragmentem i gitarowym bezwzględnym surowym zakończeniem. Paradoksalnie Bower był tylko gościem, ale krążek miał wiele wspólnego w drugiej części właśnie z płytą Curse And Chapter Hell - tak pod względem klimatu jak i rozwiązań aranżacyjnych. Tore Gunnar Stjern tym razem zrealizował ten album lepiej, choć gitary wciąż posiadały brzmienie bardziej thrashowe nic typowe dla heavy/power. Duże uznanie należało się Lengstedtowi za pełne ekspresji wokale z ryczącymi mu za plecami gitarami. Autorem okładki był Adam Burke, znany z grafik do debiutu Eternal Champion i Terminal Redux Vektor.
Po ponownym rozszerzeniu składu do kwintetu, przystapiono do realizacji [5]. W przydługim otwieraczu At One With None melodii jasno wyrażonej było mało w porównaniu z Curtains - solidnym graniem w tradycyjnym stylu w heroicznej otoczce. Pewne rzeczy drażniły jednak już od samego początku. Per przesadzał z ekstatycznym wykonaniem i jakby nie tylko przekrzykiwał gitarę, ale ogólnie wszystko manierycznym śpiewem w stylu krzykaczy z US Power. Ten wokal po prostu pasował bardziej do barbarzyńskiego grania, a nie układnych kompozycji w przewidywalnej rytmice z lekkim thrashowym feelingiem jak Phantom Fathomer. Druga sprawa to perkusja Andersa Perssona, którego momentami prymitywne walenie w zestaw było nie do zniesienia. Portrait spróbował pogodzić gusta fanów nastawionych na moc i tych rozmiłowanych w graniu rycerskim, jednak jakoś nie umiał tego przełożyć na realnie zapadające w pamięć numery. Ta swoista niemoc była świetnie słyszalna w posępnym He Who Stands, gdzie chwytliwy refren rozmywał się w ogólnej szarzyźnie riffów zwrotek. Zamiłowanie do kompozycji długich pozostało i Ashen z dzwonami, gitarą akustyczną i niepokojącym klimatem nieźle się rozwijał w miarowym średnim tempie i udanie oddanej dramatyczności. W A Murder Of Crows Szwedzi niestety wracali na tory marnego kopiowania US Power, a Shadowless znowu łomotała perkusja i nie bardzo było wiadomo czy słuchać tych natarczywych bębnów czy długiego solowego wstępu gitarowego. Ograna melodia z pewnymi mieliznami od połowy nadała temu utworowi ospałego charakteru. Na koniec uspokojenie w The Gallow`s Crossing - kawałku utkanym z gitary akustycznej, teatralnej narracji i wysokich okrzyków, do momenetu wejścia ostrzejszego hevy/power w tradycji europejskiej (raczej brytyjskiej niż szwedzkiej). Brzmienie chłodne, ale raczej przebrzmiałe, perkusja za głośna, gitara za sucha, bas za mało intensywny. Przeciętna płyta pod względem kompozycji i wykonania, które było w przypadku tego zespołu poniżej oczekiwań.
[6] zrealizowano z nowym gitarzystą Karlem Gustafssonem i tym razem Portrait przedstawił metal ani zbyt drapieżny, ani surowy i podobnie melodyjny jak album poprzedni. W zasadzie muzycy nawet zawarli jeszcze więcej heroicznych motywów niż tych posępnych, wynikających z tradycji metalu okultystycznego. Budowanie niepokojącego klimatu zeszło na dalszy plan i nową płytę należało oceniać głównie pod kątem melodii, bo w wykonaniu zmian nie było. Per Lengstedt solidnie się prezentował w dramatycznych numerach na sporych szybkościach (Blood Covenant, Dweller Of The Threshold), gdzie duet gitarzystów wykazywał niezdecydowania w raz mocniejszych, a raz słabiej akcentowanych ozdobnikach. Z tym dramatyzmem ekipa trafiła najcelniej w interesującym The Sacrament, ale na krążek trafiło również kilka słabszych i nic nie wnoszących heavy/powerowych numerów, jakimi Portrait karmił słuchacza na dwóch poprzednich albumach (Oneiric Visions, Treachery, Die In My Heart, From The Urn czy też Sword Of Reason z elementami thrash/deathu) z drażniącym manierycznym wysokim wokalem. Wrzucono także bezsensowną brutalność power/thrashową w Sound The Horn i tego miejscami nie dało się słuchać. W One Last Kiss kwintet uderzał w tony Black Sabbath z czasów Tony`ego Martina i tutaj mocniejsza część była bardzo udana i w jakiś sposób nostalgiczna w tym potężnym wybrzmiewaniu gitar. Z kolei majestatyczny Voice Of The Outsider oraz wybornie kroczący The Men Of Renown to epicki przekaz w manierze NWOTHM - w zasadzie klasyczny heavy, stanowiący wizytówkę szwedzkiego spojrzenia na ten temat już od lat 80-tych (blisko dokonań Overdrive). Portrait już wcześnie nagrywał długie nostalgiczne kompozycje o poetyckim charakterze, ale po raz pierwszy melancholię podkreślono tak zdecydowanie jak w ponad 11-minutowym The Passions Of Sophia. Potem jednak przychodził czas na granie mocniejsze i wyszła melodia wpierw po prostu dobra, a potem zaczynająca w pewnym momencie nużyć. W efekcie stworzono poprawny rozbudowany numer, którego jakoś nie miało się ochoty słuchać dwa razy pod rząd. Po raz kolejny pojawiły się wątpliwości w opcji brzmienia - szwedzki metal można było zdecydowanie lepiej dopracować. Zespół nagrał kolejną pozycję w swojej dyskografii, który odchudzona ze zbytecznej brutalności byłaby jeszcze lepsza.

Późniejsze losy członków zespołu:

ALBUM ŚPIEW GITARA GITARA BAS PERKUSJA
[1] Phillip Svennefelt Richard Lagergren Christian Lindell David `Slaughter` Stranderud Anders Persson
[2] Per Lengstedt Richard Lagergren Christian Lindell Joel Pälvärinne Anders Persson
[3] Per Lengstedt David Olofsson Christian Lindell Mikael Castervall Anders Persson
[4] Per Lengstedt Christian Lindell Anders Persson
[5] Per Lengstedt Robin Holmberg Christian Lindell Fredrik Petersson Anders Persson
[6] Per Lengstedt Karl Gustafsson Christian Lindell Fredrik Petersson Anders Persson

David Stranderud (ex-Autopsy Torment), Per Lengstedt (ex-Unchained, ex-Overdrive), Mikael Castervall (ex-Hypnosia)

Rok wydania Tytuł TOP
2008 [1] Portrait
2011 [2] Crimen Laesae Majestatis Divinae
2014 [3] Crossroads
2017 [4] Burn The World #15
2021 [5] At One With None
2024 [6] The Host

          

Powrót do spisu treści