Szwedzki zespół powstały w Sztokholmie w 1995 przez Andreasa Casado. Pod koniec 1998 wraz z wokalistą Nattramnem i perkusistą Jonasem Mattssonem z Nominon, zrealizowano jednoutworową demówkę "Death...Pierce Me" (ta wersja znacznie różniła się od tej późniejszej z albumu). To pozwoliło podpisać kontrakt z niemiecką wytwórnią Prophecy Productions w 1999, a do nagrań na pełnoprawną płytę przystapiono w lipcu 2000 z niemieckim bębniarzem Stefanem Wolzem. Krążek
ukazał się 30 października 2001, ale już wówczas Silencer nie istniał. Wedle plotek spowodowane było faktem umiejscowienia Nattramna w zakładzie dla chorych psychicznie, a dokładnie w szpitalu Sankt Sigfrid w Växjö. Prawda to czy nie, te sześć utworów trwających 49 minut brzmiało niczym naprawdę stworzone przez szaleńca. Ten schizofreniczno-depresyjny black metal stał się w latach następnych wyznacznikiem i wzorem do naśladowania dla wielu ekip grających w tych klimatach. Była to muzyka dla wybranych - muzycznie płyta dostarczała wiele blackowych doznań: zmiany tempa, gitary tremolo, galopującej perkusji, blastów i monotonnych transowych riffów. To wszystko podano jednak na tle obłąkanej atmosfery i niezrównoważonych wrzasków/pisków Nattramna, przepełnione bólem i nienawiścią. Na początku mogły wydawać śmieszne, ale z biegiem czasu ta niepoczytalność była w stanie kompletnie zawładnąć słuchaczom, którzy odważyli się tego słuchać. Podobno Nattramn okaleczał się podczas sesji nagraniowej, aby jego krzyki były bardziej wiarygodne. Wokalista pragnął oddac stan umysłu ludzi zamkniętych w zakładach dla obłakanych, tłoczących się w pustych pokojach bez klamek. Albumowi nadano zaskakująco przejrzyste brzmienie, a teksty dotyczyły śmierci, samobójstwo i nienawiść do samego siebie. To wszystko było niezwykle pesymistyczne, przytłaczające, duszne i złe. Materiał z pewnością zasługiwał w tamtym czasie na miano oryginalnego, gdyż atmosfera potrafiła przeniknąć do kości, a same kompozycje były zarazem chore i fascynujące. Warto było zapamiętać: ponad 10-minutowy tytułowy Death...Pierce Me, niedoceniany dark-ambientowy The Slow Kill In The Cold oraz wielokrotnie potem przerabiany Sterile Nails And Thunderbowel. Ta płyta niszczyła wszelkie obiekty, a wokal budził tylko skrajne emocje na zasadzie "kochaj lub nienawidź", gdyż nie było nic pośrodku. Całość wprowadzała w stan dużego dyskomfortu - nie było to przyjemne doświadczenie, ale z pewnością nadzwyczaj intrygujące.
Wedle plotek, Nattramn uciekł z departamentu 57 szpitala psychiatrycznego i postanowił, że będzie zabijał małe dziewczynki. Wcielając swój plan w życie zaatakował dwie bawiące się dziewczynki w piaskownicy toporem. Obie przeżyły atak, a Nattramn uciekł na rowerze. Po szybkiej interwencji policji, prosił by funcjonariusze go zabili. Potem ponownie trafił do zakładu psychiatrycznego, gdzie przeszedł terapię muzyczną tworząc swój solowy dark-ambientowy projekt Diagnose: Lebensgefahr (Transformalin w 2006). Na tej płycie znalazły się krzyki jego szpitalnych kolegów, schizofreniczne szepty oraz odgłosy urządzeń szpitalnych. Nattramn napisał również książkę "Grishjärta" - po angielsku, choćtytuł po szwedzku oznaczał "serce świni". Andreas Casado w 2005 przewinął się przez skład Shining. Stefan Wolz grał w Deinonychus, Halgadom, Imperia, Angel i thrash/deathowym Kingdom Of Salvation (Into The Black Horizon w 2012).
UWAGA: Nattramn z zespołu Frostrike to zupełnie inna osoba.
ALBUM | ŚPIEW | GITARA, BAS | PERKUSJA |
[1] | Mikael `Nattramn` Nilsson | Andreas `Leere` Casado | Stefan `Steve` Wolz |
Nattramn (ex-Sinneskross, ex-Trencadis), Stefan Wolz (ex-Dakria, Bethlehem, A-Rise)
Rok wydania | Tytuł |
2001 | [1] Death...Pierce Me |