
Belgijski zespół powstały we Flandrii w 2016 z inicjatywy dwóch byłych muzyków Ostrogoth. Thorium grał klasyczny heavy metal, niewiele odbiegający stylem od takich zespołów z Belgii jak Ostrogoth właśnie, Crusader, Double Diamond czy Fireforce. Tą muzykę trudno było uznać za oryginalną czy odświeżającą gatunek, dominował schematyzm i wypróbowane/bezpiecznie ograne patenty metalu zakorzenionego w latach 80-tych. Miejscami pojawiało się również miejscami toporne granie teutońskie typowe dla Niemiec oraz coś z amerykańskiej powszedniości grup grających mocno i zdecydowanie, ale mało melodyjnie. Dobre melodie tonęły często w trywialnych zagrywkach i nieprzekonujących refrenach (Ostrogoth, Icons Fall). Na uwagę zasługiwał zagrany z gracją Court Of Blood, ale w zasadzie to po prostu dobry numer jakich wiele w repertuarze choćby wspomnianego Fireforce. Przyzwoicie wypadł także zwarty i heroiczny Powder And Arms, a najlepszy refren trafił do All Manner Of Light z drobnymi ozdobnikami w stylu Iron Maiden, ale potencjał melodii w refrenie nie znalazł swojego odzwierciedlenia w zasadniczym motywie mało czytelnych zwrotek. Naiwnie prezentował się rock/metalowy refren w galopującym po części powermetalowo Godspeed. Masywny i pełen dumnego pędu Return To The Clouds mógł przykuć uwagę na dłużej, o ile komuś nie przeszkadzało kopiowanie Fireforce. Na koniec kwintet zdecydował się dołożyć pona 15-minutowego kolosa Four By Number, Four By Fate - ciężkostrawną mieszankę ostrych i szybkich partii heavy/power, mdłego grania na gitarach akustycznych i w sumie nic ponadto. Ta próba wejścia na tereny epickie była po prostu nieudana. Technicznie muzycy okazali się sprawni niemal w każdym elemencie (choć bez zachwytów) - szczególnie mógł się podobać duet gitarzystów, nawet kiedy poszczególne kawałki nie były zanadto atrakcyjne. Natomiast David Marcelis jakby poniżej swoich możliwości i w przeszłości śpiewał po prostu lepiej.
Solidna staranna produkcja i świadome oldschoolowe brzmienie dodawało całości uroku.
Na [2] rządził euro/powermetal na wzór niemiecki w stylu Custard. Zmieniło się niemal wszystko, w tym styl gry gitarzystów stawiających na lżejsze riffy i wchodzącym na wyższe rejestry Marcelisem. Efektem były dobre, ale mało oryginalne szybkie kompozycje takie jak Exquisite czy The Old Generation - pełne galopad, rozpędzonej perkusji i pojedynków na solówki gitarowe. Co zaskakujące poziom epickości był nikły i błyskał jedynie w Powder And Arms 2 oraz w zasadzie speedowym Itching And Aching. Przyjemny w rockowych barwach Where Do We Go zbliżał się do ówczesnej twórczości Gamma Ray. Mroczniej, ostrzej i ciężej było w wolniejszym More Than Meets The Eye i ten numer posiadał cechy heavy/powerowe - na tym krążku zupełnie niepotrzebne. Do bardziej tradycyjnego heavy należał udany tytułowy Empires In The Sun z narracją fantasy na wstępie i podniosłymi tonami w części dalszej, w tym łagodną poetycką partią z gitarami akustycznymi i nastrojową solówką. W Winterfall grupa odnosiła się do tradycyjnego US Power, lecz ten utwór nie był udany, a "barbarzyńskie" zaśpiewy Marcelisa po prostu drażniły. Thorium nie odmówili słuchaczom także i tym razem kolosa 1302, trwającego blisko 19 minut. Część pierwsza i trzecia to pieśń minstrela, natomiast 13-minutowa część właściwa przelatywała beznamiętnie i to był powermetal bez głębszej muzycznej historii. Nieźle grali na tej płycie gitarzyści, a pod kątem produkcji zrobiono wiele (Simone Mularoni), by wszystko zabrzmiało jak należy. Klarowność instrumentów wyborna, a uwagę przykuwał metaliczny bas. Album nieco lepszy niż debiut, ale tylko rzemieślniczy i bez ani jednego killera, który chciałoby się natychmiast posłuchać ponownie.
| ALBUM | ŚPIEW | GITARA | GITARA | BAS | PERKUSJA |
| [1-2] | David Marcelis | Dario Frodo | Tom `Lee` Tas | Kurk `Stripe` Lawless | Louis Van Der Linden |
David Marcelis (Lord Vulture, Black Knight/BEL), Dario Frodo / Kurk Lawless (obaj ex-Ostrogoth), Tom Tas / Louis Van Der Linden (obaj 23 Acez)
| Rok wydania | Tytuł |
| 2018 | [1] Thorium |
| 2021 | [2] Empires In The Sun |
