OKRES KLASYCZNY (1979-1986)

Angielski zespół powstały w Newcastle w 1979. W jego skład weszli: wokalista Clive `Jesus Christ` Archer, gitarzysta Mantas (ur. 22 kwietnia 1961), basista Cronos (ur. 15 stycznia 1962) oraz perkusista Abaddon (ur. 17 września 1960). Zanim Triumwirat Diabolicznej Czci rozpostarł swe skrzydła nad metalowym światem, wypuścił dwie kasety demo. Wpierw rozprowadzono w kwietniu 1980 "Demon" (trzy numery: Angel Dust, Raise The Dead i Red Light Fever), a nastepnie w październiku szścioutworowe 1980 "Demo". Po tym fakcie pozbyto się odstającego poziomem od reszty Archera, a za mikrofonem stanął Cronos, szybko stając się niekwestionowanym liderem grupy, znanym ze swojego potężnego brzmienia basu ("bulldozer bas"). Wydany 1 grudnia 1981 debiutancki krążek odbił się szerokim echem w świecie muzyki. Początkowo bez większych szans na komercyjny sukces (wydany przez miejscową niezależną filię Neat Records) okazał się przedsięwzięciem absolutnie pionierskim. Nikt wówczas tak nie grał, choć wielu nazywało twórczość Venom "dysharmonią i zwykłym hałasem". Jednak krążek wniósł do metalu nietuzinkową estetykę, a muzycy zaadoptowali nazwy mitycznych tytanów i demonów na potrzeby autokreacji. Cronos tak wypowiadał się o genezie image: "Chciałem brutalnego grania w stylu Black Sabbath i Motörhead wzmocnionego punkiem, chciałem potężnego show w stylu Kiss z całą tą pirotechniką, chciałem mistycznych tekstów bazujących na ezoteryce i mitologii. Uważamy się za kompletnie nowatorskie zjawisko. Gramy po stokroć ciężej i brutalniej niż heavy metal. Nazywamy to na własny użytek Black Metalem". W ten sposób krążek wyznaczył nowe trendy pod względem edytorskim i artystycznym. Okładka płyty nawiązywała do dzieł okultystycznych z ryciną kozła w pentagramie, a grupa epatowała deklaracjami typu: "Siedzimy po prawicy naszego Pana Szatana, jesteśmy opętani przez czyste Zło”. Wszystkiego dopełniły heretyckie teksty będące w zamierzeniu próbą kreowania ideologii "na bakier" z chrześcijaństwem. Już w otwierającym Sons Of Satan Venom atakował brutalną nawałnicą sekcji rytmicznej i rzężącej gitary Mantasa, którym wtórował wokal nacechowany zwierzęcą siłą, często oparty o nieludzki wrzask. Pod względem realizacji ten absolutny prymityzm był genialny: do granic możliwości przesterowany bas zlewał się z surową gitarą i niejednokrotnie przejmował rolę wiodącą. Płyta zawierała kilka klasyków, jak Welcome To Hell, Angel Dust, One 1000 Days In Sodom czy In League With Satan. Pomimo obrazoburczej otoczki, szefowie wytwórni Neat wiedzieli co robią stawiając na tą skrajnie uproszczoną i nad wyraz brutalną jak na tamte szasy, kontrowersyjną muzykę.
Należy wspomnieć o kłopotach przy wydaniu albumu - czas przeznaczony na jego nagrywanie był bardzo krótki. Początkowo miała to być demówka, dopiero w studiu zdecydowano się nagrać pełny studyjny materiał. Venom spotykały różne problemy, także przy graniu koncertów, które były przerywane przez policję czy straż pożarną (ze względu na ogromną ilość dymu na scenie). Nie jest prawdą, że wytwórnia Neat wiele ryzykowała wydając w Wielkiej Byrtanii ten album, ponieważ tego samego dnia wydała go także Base Record we Włoszech, a później Trio Records w Japonii (1982), Bernett Records we Francji (1983). To się po prostu musiało sprzedać i się sprzedało. Płyta wzbudziła olbrzymią sensację. Venom błyskawicznie zaczął zyskiwać sobie wiernych fanów, nie tylko we własnym kraju. Właśnie we wspomnianej prostocie stylu i pierwotnej sile tkwił geniusz grupy, gdyż niejako podłożył fundamenty pod speed metal i thrash metal. Venom zyskał szerokie grono wyznawców i szybko stał się grupą o kultowym statusie. Trio bliskie było wszystkim fanom metalu, gdyż na swoich trzech pierwszych krążkach brzmiało bardzo swojsko, niczym kapela z okolicznej sali prób. Muzyka była co prawda prosta, ale tak naładowana emocjami i wpadająca w ucho, że nie sposób było jej co najmniej nie polubić. Jednocześnie album spotkał się z falą oburzenia ze strony obrońców moralności i rodziców bojących się o swoje pociechy. Tymczasem Venom podczas stylizowanych na parateatralne spektakle koncertów, stosował rekwizyty i prezentacje w rodzaju demonicznych introdukcji czy laserów.
Krytycy uznali początkowo Venom za sezonowe wynaturzenie, jednak ze zgrozą dostrzegli na ulicach coraz więcej młodocianych fanów z charakterystycznym pentagramem na koszulkach. Wydany 1 listopada 1982 [2] był lepszy od strony technicznej i produkcyjnej. Stanowił wybitne osiągnięcie zespołu, który wyszedł na czoło fali NWOBHM. Muzyka trzymała się tych samych standardów, które Cronos i spółka wypracowali na poprzednim krążku. Było po prostu "szybko, ostro i do przodu". Kompozycje do bólu uproszczono, ale właśnie w ten sposób zdefiniowano swój styl. Na szczególną uwagę zasługiwały cztery kawałki. Black Metal stał się prawdziwym hymnem, a słynny tekst "Lay down your soul to the Gods Rock`n`Roll" znał każdy szanujący się fan ciężkich brzmień. Nastrojowy Buried Alive zaczynał się spokojnie i tajemniczo, potem złowieszcze szepty Cronosa przechodziły w krzyk człowieka smażonego żywcem w Piekle. W Teacher`s Pet następowało nagle zwolnienie i riff nawiązujący do Elvisa Presley`a. Cronos nigdy nie ukrywał inspiracji muzyką króla rock`n`rolla, a kompozycja była ciekawym i udanym eksperymentem. Zresztą ten kawałek o uczniu zaznającym seksu z nauczycielką mało pasował do ogólnej piekielno-szatańskiej otoczki i wyłamywał się nie tylko tematyką, ale i początkiem, gdzie słychać przywitanie nauczycielki z klasą oraz klasowym harmidrem z gwizdami i śpiewami pod koniec. W końcu perełka albumu Countess Bathory - niby z jednym banalnym motywem przewodnim, a jednak ten numer po prostu zmiatał z powierzchni ziemi. [2] szybko stał się krążkiem kultowym i kamieniem milowym w historii metalu. Trzeba podkreślić, że satanizm Venom był traktowany przez samych muzyków z przymrużeniem oka. Po prostu znaleźli niszę i swoim wizerunkiem się bawili, nie biorąc swojej krucjaty śmiertelnie na poważnie, a raczej robili coś w rodzaju teatru. Zreszta aura skandalu wokół zespołu już wtedy obrosła takimi historiami, że po latach trudno odróżnić już prawdę od apokryficznego marketingu. Zasiane ziarno jednak wykiełkowało, obrodziło i rozrosło się do rozmiarów daleko wykraczających poza ich ówczesne wyobrażenia, a trio stało się żywą legendą. Zresztą inne numery także przeszły do historii, jak To Hell And Back, Raise The Dead czy Don`t Burn The Witch - wszystkim nadano wręcz banalne aranżacje z na wpół mówionymi zwrotkami oraz zapadającymi w pamięć refrenami. Do tego nieskomplikowane riffy, sporadycznie niezbyt wyrafinowana solówka i przepis na sukces gotowy. Koniec albumu to zapowiedź kolejnej płyty i ta inwokacja z dodatkowymi szumami zapowiadała wielką wojnę. Gdy jednak utwór zaczynał się, wszystko się wyciszało i na dalszy ciąg trzeba było poczekać do wiosny 1984. [2] obrósł kultem i zmienił umysły słuchaczy, stając się pomnikiem metalu. A zespół był na samym szczycie, tańcząc z Szatanem chuligańskiego speed/rock`n`rolla przy perkusyjnej nawałnicy Abaddona, rzężącym basie Cronosa i rozmytej cofniętej gitarze Mantasa. Wykrzykiwane przez Cronosa niedbale teksty znów uznano w purytańskiej Anglii za obrazoburcze, ale nie przez młodzież, która szybko wykupiła pierwszy nakład, w tym także kasetowy.
W styczniu 1984 ukazał się singiel Warhead / Lady Lust, z którym wiązała się ciekawa anegdota. Otóż Tommy Vance z BBC stracił kiedyś 100 funtów, gdyż założył się, że Mike Read nie puści Warhead w swojej audycji śniadaniowej. Kontynuując swoją mroczną krucjatę, Venom ugruntował swoją pozycję konceptualnym [3], który ukazał się 16 kwietnia 1984. Prace nad albumem trwały krótko, ponieważ większość utworów napisano już wcześniej. Kiedy płyta trafiła na półki sklepów, od razu stała się tematem zażartych dyskusji i sporów. Venom słyszalnie "oczyścił" brzmienie, a nowy materiał był po prostu klasycznym heavymetalowym łojeniem. Zrezygnowano także z typowej dla wcześniejszych wydawnictw oprawy graficznej - łeb Bafometa zastąpiła okładka "Księgi Armagedonu" z odwróconym krzyżem na środku i łapą Lucyfera wyłaniającą się gdzieś z boku. Było to z pewnością najbardziej ambitne przedsięwzięcie w historii ekipy - 40-minutowa epopeja opowiadająca o walce Dobra ze Złem. Krążek otwierał niemal 20-minutowy utwór tytułowy, stanowiący esencję całej płyty i dzielący się na cztery części odpowiadające etapom walki diabelskich legionów z niebiańskimi zastępami. Na szczęście chłopaki wykazali się tu pomysłowością i o nudzie czy dłużyznach nie mogło być mowy. Tempo zmieniało się niczym w kalejdoskopie, a solówki Mantasa naprawdę mogły się podobać. Znalazło się miejsce nawet na gitarę akustyczną, dzwony i kobiecy wokal. Następny Rip Ride zabijał szybkością, świetny był tajemniczy Cry Wolf, uspokajał lekko bujany Stand Up And Be Counted, któremu niepowtarzalny klimat nadawał monotonny wokal Cronosa. Wszystko kończył żart skierowany w stronę fanów: Aaaaaarrghh - dwie i pół minuty wrzasków, histerycznych śmiechów i innych odgłosów z Piekła rodem. Mimo, że płyta nie była tak drapieżna jak poprzedniczki, wielu fanów uważało ją za najwybitniejsze osiągnięcie Venom. Zespół znalazł się na szczycie, stając się prawdziwym gigantem. Angielskie trio przesunęło granice muzycznego ekstremum w rejony dotąd nie tylko przez nikogo nie spenetrowane. Cronos i spółka szokowali nie tylko specyficzną tematyką, ale także scenicznymi spektaklami, w których główne role grały hałas i ogień. Venom trafiał na okładki muzycznych magazynów, grali dla wielotysięcznej publiczności i mogli mieć wszystko gdzieś. Choć trzeba przyznać, że zawsze dbali o swoich fanów, choć z pewnością zlekceważyli zagrożenie ze strony głodnej sukcesu thrashmetalowej młodzieży. Ale to właśnie dzięki nim, pierwsze duże kroki koncertowe stawiali Metallica, Slayer i Exodus.
Lekką obniżkę formy sygnalizował wydany 28 kwietnia 1985 [4], który w momencie wydania otrzymał mieszane recenzje. Uważano, że materiał należał do niższej ligi w porównaniu z wcześniejszymi dokonaniami - pomimo, że większość materiału została napisana przed wydaniem [3]. Na okładkę trafił negatyw zdjęcia z synem Abaddona i siostrzenicą producenta Keitha Nichola. W wielu miejscach jednak płyta potrafiła prawdziwie zauroczyć na znany już sposób: przede wszystkim w Powerdrive, Flytrap, Satanachist oraz Wing And A Prayer). Zdaniem części fanów nowe dzieło było wciąż genialne w swej naturalności, a brudne riffy i huczący bas nadal przekonywały, że kapela nie zamierzała ustępować pola naśladowcom. [5] dokumentował dwa koncerty - londyński z 1985 i nowojorski z 1986.


Cronos i Mantas

OKRES PÓŹNIEJSZY (1987-)

Tu właściwie należałoby zamknąć rozdział pod tytułem Venom. Odszedł Mantas, by założyć własny projekt AOR. Tymczasem Venom grał dalej, coraz bardziej popadając w muzyczny bełkot. Kolejne płyty były marne i nie pomogła nawet przeróbka Megalomanii Black Sabbath na [7]. To była zupełnie inna formacja, bardziej speed/thrashowa na wzór Atomkraft, odcinająca się bardziej lub mniej świadomie od swojej bogatej przeszłości. Kwartet próbował zachować pozory specyficznego brudu dźwiękowego, ale nawet brzmienie sprawiało wrażenie mocno wystudiowanego. Zniesmaczony złymi ocenami płynącymi z prasy muzycznej i fatalnymi opiniami fanów, Cronos postanowił spróbować kariery solowej. Z własnym projektem nagrał dwie niesłusznie dziś zapomniane płyty: Dancing In The Fire w 1990 i Rock`n`Roll Disease w 1993, na których grali również Hickey i Clare. Również [9] i [10] zawodziły na całej linii - były tak naprawdę kalaniem dotychczasowej spuścizny, w dodatku same kompozycje były bezbarwne i nijakie. Brak tu było odpowiedniej agresji, melodii i sensownego brzmienia.
Po latach oryginalny skład nagrał solidne dwie płyty. Już od pierwszych taktów [12] było słychać, że Venom przestał żartować i dołożył do pieca. Cronos charczał agresywnie jak dawniej, a Mantas znów czuł w rękach diabelską gitarę (Ressurection, Pandemonium, Firelight). Uwagę przykuwał także Leviathan z solówką przy balladowym podkładzie i genialnym refrenie. Był to udany powrót, który przekonał Cronosa, że warto się jeszcze bawić w metal. Choć kiedy wkrótce Cronos z Mantasem znów się pokłócili, co doprowadziło do odejścia tego drugiego, to wydawało się wielu, iż to definitywny koniec Venom. [13] sprowadziło znów trio na usta metalowej społeczności. Albumowi nadano nadzwyczaj ciężkie i miejscami ciężkostrawne brzmienie. W dobie kiedy wszystkie produkcje dopieszczano do granic akceptowalności, płytę umiejscowion świadomie na biegunie przeciwnym. Ekstremalność w Venom była bowiem na porządku dziennym - takie kawałki jak przedziwnie powykręcany i ograbiony z riffów House Of Pain czy mało melodyjny Lucifer Rising wprawić mogły w zakłopotanie nawet dawnych fanów. Ale był to metal naprawdę godny podziwu - głównie za to, że z uporem maniaka Venom dążył do postawionego sobie przed laty celu: grania we własnym rozpoznawalnym stylu. Album podzielił fanów na dwa obozy, ale nawet krytycy nie mogli odmówić umiejętnego połączenia klasycznego przekazu z nowoczesną formą, łączącą muzykę z pogranicza thrashu, speedu i rock`n`rolla. Całości słuchało się wyśmienicie, a diabelski chropowaty wokal Cronosa jasniał mrocznym blaskiem jak za dawnych lat. Naprawdę mocnym uderzeniem był jednak dopiero [14], na którym Venom ze swego prymitywnego stylu uczynił majstersztyk. Gitary rzęziły szatańsko (Fall From Grace, Evil Perfection), a całośc przelewała się przez uszy słuchacza niczym strumień ciężkiej płynnej magmy. Artykulacja Cronosa w Evilution Devilution czy Straight To Hell powodowała ciarki na plecach. Można powiedzieć, że ta "głębia bluesa" w tych prymitywnych strukturach potęgowała piekielne doznania, a Szatan spod znaku Venom kusił niemal tak wspaniale jak za dawnych lat.
Dyskografię uzupełnia tribute dla Venom "In The Name Of Satan", na którym Abaddon wspomógł takie grupy jak Kreator, Paradise Lost, Sodom czy Skyclad. Cronos wystąpił gościnnie w utworze Haunted Shores Cradle Of Filth. Mantas, Tony Dolan i Antton powołali do życia thrashowy M-pire Of Evil. Mantas kontynuował współpracę z Dolanem w Venom Inc.. Abaddon odwiedził Polskę jako współorganizator koncertów "Metal Battle`88" z m.in. Nasty Savage. W 2000 perkusista wydał badziewny album I Am The Legion, nie mający nic stylistycznie wspólnego z Venom, a będący połączeniem industrialu i techno. Później ukazała się jeszcze EP-ka Flowers Of Evil w 2016. Dante bębnił u Tony`ego Martina. Venom stylistycznie próbowały kopiować w rodzaju rodzimego Warfare, włoskiego Bulldozer czy japońskiego Zadkiel.

ALBUM ŚPIEW, BAS GITARA GITARA PERKUSJA
[1-5] Conrad `Cronos` Lant Jeffrey `Mantas` Dunn Anthony `Abaddon` Bray
[6] Conrad `Cronos` Lant Mike `Mykus` Hickey Jimmy Clare Anthony `Abaddon` Bray
[7-9] Tony `Demolition Man` Dolan Jeffrey `Mantas` Dunn Al `War Machine` Barnes Anthony `Abaddon` Bray
[10] Tony `Demolition Man` Dolan Jeffrey `Mantas` Dunn Steve `War Maniac` White Anthony `Abaddon` Bray
[11] Conrad `Cronos` Lant Jeffrey `Mantas` Dunn Anthony `Abaddon` Bray
[12] Conrad `Cronos` Lant Jeffrey `Mantas` Dunn Anthony `Antton` Lant
[13] Conrad `Cronos` Lant Mike `Mykus` Hickey Anthony `Antton` Lant
[14] Conrad `Cronos` Lant John Stuart `Rage` Dixon Anthony `Antton` Lant
[15-17] Conrad `Cronos` Lant John Stuart `Rage` Dixon Danny `Danté` Needham

Tony Dolan (ex-Atomkraft), Steve White (ex-War Machine), Al Barnes (ex-Mantas)

Rok wydania Tytuł TOP
1981 [1] Welcome To Hell #7
1982 [2] Black Metal #13
1984 [3] At War With Satan #29
1985 [4] Possessed
1986 [5] Eine Kleine Nachtmusik (live)
1987 [6] Calm Before The Storm
1989 [7] Prime Evil
1990 [8] ...Tear Your Soul Apart EP
1991 [9] Temples Of Ice
1992 [10] The Waste Lands
1997 [11] Cast In Stone
2000 [12] Resurrection
2006 [13] Metal Black
2008 [14] Hell
2011 [15] Fallen Angels
2015 [16] From The Very Depths
2018 [17] Storm The Gates
2020 [18] Sons Of Satan: Rare And Unreleased

          

          

          

Powrót do spisu treści