Hiszpański zespół powstały w 1999 w baskijskim Barakaldo. Udany start zapewnił debiut, który wypełniły ostre bitewno-hymnowe utwory będące skrzyżowaniem Manowar, X-Wild i Wizard. To nie był byle jaki powermetal, ale granie technicznie zaawansowane, niezmiernie urozmaicone i atrakcyjne pod względem melodii. Rozpoczynający Black Beast startował atmosferą horroru, by przejść w power/speedowy atak w stylu niemieckim, z drapieżnym wokalem Carlos Escudero. Po podchodzącym pod Gamma Ray i Iron Savior nijakim Energy, kwartet w końcu proponował specyficzną iberyjską lekkość i elegancję w helloweenowym Feelings, absolutnie hansenowym w refrenach i chórkach oraz partii instrumentalnej. Escudero i Monge stworzyli jeden z najwspanialszych duetów gitarowych w powermetalu, nie tylko hiszpańskim - okazali się oni mistrzami pojedynków, dialogów, naprzemiennych finezyjnych solówek, często w stylu neoklasycznym. Te pirotechniczne fajerwerki wzbogaciły również rycerski Lost World w stylu Custard oraz epicki rozbudowany Old King`s Visions 1. Manowar przypominał się w killerskim 7, wzbogaconym o rewelacyjne partie w stylu neoklasycznym, zagrane w nieco żartobliwy sposób. Instrumentalny The Helmet Of War po prostu miażdżył gitarową wirtuozerią. Hansenizm unosił się nad Fight To The End, ale to niemieckie podejście do powermetalu urozmaicono bitewnym klimatem Manowar. Produkcja była wyjątkowo dobra, z wyrazistym brzmieniem gitar, głośną perkusją, mocarnym basem i dobrym umiejscowieniem chórków na drugim planie.
[2] wypełnił metal równie porywający, ale w bardziej dopracowanej postaci. Vhäldemar ponownie rzucił na szalę to co najlepsze - maestrię gitarzystów i talent do tworzenia atrakcyjnych pod względem melodii kompozycji. Kilka instrumentalnych kompozycji (Mystery, Moonlight, March Of Dooms) prezentowały kunszt duetu Escudero-Monge, przy czym ten pierwszy to prawdziwy hit, gdzie faktycznie śpiew był zbyteczny by opowiedzieć tę historię. Zbudowany na neoklasycznym fundamencie niezwykle dynamiczny I Made My Own Hell otwierał album i biegłość neoklasycznego shreddingu była oszałamiająca. W drapieżnym Breaking All The Rules Escudero wsparły mocne chórki. Zbudowany z dramatycznych riffów i zagrany w umiarkowanym tempie No Return z dumnym rycerskim refrenem porywał absolutnie, natomiast Steam-Roller mimo potężnych heavy/powerowych akordów polatywał ku niebu swobodą i chuligańską rockową wykonania. Druga część Old King`s Visions rozpoczynała się nastrojowo przy akompaniamencie gitar akustycznych i mocnej perkusji. Gitarzyści tkali cudowne motywy z pajęczyny zagrywek, a potem stawali się majestatyczni prowadząc wszystko na długich wybrzmiewaniach gitar niczym epicki Manowar z najlepszych czasów. Barbarzyński styl kontynuowano w ultraszybkim House Of War - perełce power/speedu w stylistyce amerykańskiej. Wolniejszy Death Comes Tonight nasycono jednocześnie heavy-rockiem z dawnych czasów (wczesny Black Sabbath), jak i metalem lat 80-tych z USA. Wyśmienicie poprowadzono I Will Raise My Fist z kapitalnymi ozdobnikami neoklasycznymi na tle szybkich powermetalowych riffów. Niektóre wersje kończył zupełnie niepotrzebny cover Helloween Gorgar. W procesie produkcji i realizacji zadbano o ekspozycję gitar oraz wyrazistość sekcji rytmicznej. W rezultacie brzmienie było bardzo dobre, z lekkimi znamionami surowości. Poziom gry gitarzystów był nieprawdopodobnie wysoki, a ich zgranie niezrównane - ten kunszt oczarowywał sam w sobie. Szkoda, że przez kolejne lata coś niedobrego stało się z tym zespołem, który nie przejawiał żadnej aktywności aż do 2010.
[3] ukazał się własnym kosztem po niemal siedmiu latach przerwy. Album udostępniono wpierw w formie cyfrowej, darmowo i bez ograniczeń, ze skromniutką okładką kryjącą godną podziwu zawartość. Wokalnie Escudero poczynił kolejny krok w dobrym kierunku i jego mocny śpiew idealnie wpasował się w mocne granie. River Of Blood nie brał jeńców - niemiecka stylistyka riffów i duet gitarowy budziły podziw. Podobnej melodyjnej nośności nie miały Dusty Road i Saints Of Hell, za to tytułowy Metal Of The World miał w sobie wiele z Manowar, choć raczej jako hymn sceniczny niż w warstwie epickości. Refren stanowił esencję tradycyjnego true heavy. Odgłosami bitewnymi rozpoczynał się Wartime i kapitalna szarża gitarowa spełniała warunek barbarzyńskiego grania. Zniszczenie dokonywało się ostatecznie w morderczym refrenie. Nowy perkusista Alex de Benito okazał się człowiekem na właściwym miejscu, co udowadniał w My Nightmare - nieco wolniejszym, rytmicznym i z chóralnym refrenem, łączącym elementy grania niemieckiego i amerykańskiego. Lekko zadumany Wild Hearts dawał wyciszenie we właściwym miejscu, ale szybko wracało granie bezlitosnego w Bastards - kawałku opartym na prostych rozwiązaniach i znanych riffach wspartych krótkimi solówkami gitarowymi lżejszego kalibru niż sam numer. Rozpędzony Action rozdzierał na strzępy i znów pokazywał jak łączyć klasyczne manowarowe patenty z niemiecka mocą i hiszpańską swobodą. Rozegrany w typowym dla Manowar właśnie tempie Light And Darkness tracił poprzez niepotrzebne urozmaicenia w części środkowej. Na koniec płyty Arrows Flying High z odniesieniami do Paragon w głównym ataku gitarowym. Cytat z Bacha stanowił preludium do Old King`s Visions 3 - podobnie jak dwie częście wcześniejsze, utwór był popisem całego zespołu osadzonym w zawrotnych tempach, neoklasyce i wbijającej w ziemię sekcji rytmicznej. Pomimo domowej produkcji brzmienie było wzorcowe, z ciężkimi soczystymi gitarami, głośnym basem powodującym drżenie ścian i świetnym ustawieniem wokalu w tym wszystkim.
Po zrekrutowaniu nowego bębniarza Gonzalo Garcii, przystąpiono (także własnym kosztem) do nagrywania nowego krążka. Niestety na [4] Vhäldemar zatracił własne oblicze. Nie tylko Carlos Escudero skoncentrował się na śpiewaniu pod Dirkschneidera, ale stylistycznie było to generyczne odwzorowanie stylu U.D.O. - bez śladu czegoś od siebie, nie wliczając instrumentalnej akustycznej miniatury Oblivion na końcu. Nagrano oczywiście Old King`s Visions 4, choć mogłoby w takiej formie nie być wcale. Pedro Monge skupił się na odwzorowywaniu riffów U.D.O. z ostatniego ćwierćwiecza i wrażenie deja vu było przejmujące. Prymitywne wykonanie w tym przypadku raziło o tyle, że U.D.O. nigdy nie silił się na jakieś techniczne fajerwerki, choć przecież zawsze było ich na to stać. Tymczasem Hiszpanie zdecydowali się na toporny kwadratowy niemiecki heavy metal, przechodzący momentami we frustrujący heavy/power (Rock City, Metal & Roll). Do jaśniejszych punktów albumu należały tylko drapieżne Black Thunder i Danger Street z najlepszą solówką na płycie. Produkcyjnie skorzystano z doświadczeń teutońskiego metalu: soczyste ostre gitary, potężne bębny i przygniatający bas Cuadrado - współczesny solidny niemiecki mastering bez własnej tożsamości.


Od lewej: Alejandro Camunas, Raúl Serrano, Carlos Escudero, Jon Koldo Tera, Pedro Monge

Po tym potknięciu do nowego materiału przygotowywano się kilka lat - w międzyczasie wymieniono basistę, zatrudniono klawiszowca, a Escudero znów chwycił za gitarę. [6] nadal wypełnił metal teutoński, ale tym razem miało to swój urok. Na otwarcie Metalizer z ciężkimi gitarami, było w tym wszystkim wiele z Grave Digger, Paragon, Primal Fear i Wolfen. Klasą w sobie był 1366 Old King`s Visions 5 z podejściem pod Accept czasów Marka Tornillo - niezwykła była pewność siebie, kapitalna melodyjność i potoczystość we wręcz epickiej otoczce. Numer wzbogaciły popisy gitarowo-klawiszowe. Także rycerski Against All Kings wbijał się w pamięć bojowym chóralnym refrenem. Obaj gitarzyści grali fantastycznie jak na dwóch pierwszych płytach i ta chemia biła z głośników. W Eye For An Eye wjeżdżał pociąg pancerny pod nazwą Paragon, ziejac ogniem ze wszystkich luf. Ten zespół czuł się pewnie nawet w rejonach Gun Barrel w I Will Stand Forever, natomiast refren w Howling At The Moon był chyba najbardziej killerski z całego albumu. Zastanawiał fakt uzyskania niezwykłej nośności przy tak ciężkim brzmieniu, co po raz kolejny udowadniał potężny riffowo The Last To Die. Nieco słabszym momentem krążka był Walking In The Rain, eskplorujący bardziej progresywno-powermetalowe terytoria. Na koniec miażdżący melodyjnie Rebel Mind i instrumentalna miniatura Titans In D Minor. Hiszpanie powrócili niczym tytani absolutnego zniszczenia.
[7] zrealizowano z nową sekcją rytmiczną. Nowy album był krótki, trwał ponad 36 minuty. Ekipa nie bawiła się w granie rozbudowane i rozwlekłe, choć odegrany pod Primal Fear My Spirit mógł dziwić. Następnie formacja parła ostro do przodu w Death To The Wizard z elementami epicko ujętego celtyckiego folku. Nieco wolniej, z mocnym metalowym zębem na rockowym fundamencie grupa dewastowała w kapitalnym Straight To Hell z morderczym refrenem, natomiast szybkość powracała w Damnation`s Here - przy okazji w melodyjnej heroicznej manierze. Afterlife był najbardziej agresywny w pewnych partiach, równocześnie podano go w formie zwiewnego podejścia, które cechowało Vhäldemar w dawnych czasach. Manowar powracał w doskonałym When It`s All Over z dostojnym true metalowym refrenem i mocą apokaliptycznego zwieńczenia. Old King`s Visions 6 był godnym następcą części poprzednich i taki melodyjny heavy/power wówczas w Europie świecił słuszne triumfy. Ozdobą kompozycją były dialogi gitarzystów z klawiszowcem na tle potoczystego i zdecydowanego niemieckiego stylu. Rockowo-metalowe klimaty bujały w Hell Is On Fire, trochę pod U.D.O. z najlepszych czasów. Najdłuższy ponad pięciominutowy Fear podano w mrocznej melodyjnej estetyce, a utwór był rytmiczny i gęsto akcentowany basem, stanowiąc mix stylu amerykańskiego w zwrotkach i mocnego melodyjnego europejskiego heavy w refrenach. Z technicznej strony zespół zaprezentował się wspaniale - wyborna forma wokalna Escudero, po prostu wyśmienite pojedynki Escudero-Monge i to wszystko przywracało wspomnienia zdumiewających popisów z dwóch pierwszych płyt. W opcji brzmienia postawiono na lżejsze gitary, ale nadal się odnosiło się wrażenie obcowania z klasycznym soundem heavy/power. Hiszpanie w 2020 zrobili to czego w tym roku należało oczekiwać od Primal Fear, a czego Niemcy nie przedstawili. Vhäldemar nagrał dumny heavy/powerowy krążek z wybornymi melodiami i ogromnym entuzjazmem przepełniającym całość. Album przystępny, pozbawiony cech mainstreamowych i skierowany do autentycznych fanów metalu.
Wiele wiodących dawniej w tym gatunku grup z Niemiec wypaliło się i już niczym ciekawym nie potrafiło zaskoczyć, a;e [8] udowadniał że Vhäldemar był niezniszczalny. Materiał znów odegrano wedle starej sprawdzonej recepty, wykorzystując atut wybornego śpiewu Escudero oraz kunsztu gitarowego duetu. Hiszpanie zagrali rzeczy sprawdzone, bez silenia się na jakąś oryginalność - nie było ku temu potrzeby, gdyż grupa co rusz porywała melodiami i pasją wykonania. Iberyjską swobodę wykonania słychać już w Devil`s Child z wpływami Running Wild oraz w Dreambreaker, który z kolei łączył energię Iron Savior z mocą gitarową Primal Fear. Cięższy Deathwalker to taki heavy/power nieco dostojniejszy i mroczniejszy, rozpoczynający się w manierze Grave Digger, potem jednak szedł w kierunku romantycznyo-heroicznych numerów Primal Fear z dawniejszych czasów. W tytułowym Sanctuary Of Death postawiono na intensywny heavy/power z Master Creator Sinbreed, a dostojna moc balladowego Forevermore była ogromna (do tego rozpoznawalny neoklasyczny ozdobnik i wspaniała solówka). Heavy Metal niezły, ale chyba najsłabszy na tej płycie i z mocno wyeksploatowanym już motywem głównym. Zaraz potem znów heroicznie brzmi siódma część Old King`s Visions, przy czym jednak dwie poprzednie miały nieco większą siłę rażenia. Największym killerem był jednakże ostry i rytmiczny Journey To The Unknown z fenomenalnym refrenem absolutnie w niemieckim stylu. Zespół jeden raz zupełnie zaskakiwał, a mianowicie w świetnym Brothers, gdzie ekipa pokazała jak się gra z heavy/powerową mocą tematy Voodoo Circle z refrenem w brytyjskim stylu. The Rebel`s Law najprostszymi środkami osiągał to, co heavy/powerowym zespołom z Niemiec w tamtych czasach przychodziło z coraz większym trudem. The Last Flame to pianino w roli głównej we wstępie i długo potem, a następnie gitarowa eksplozja melancholijnego majestatu. W sferze produkcji znów wszystko brzmiało germańsko, a za mix i mastering odpowiadał gitarzysta Pedro Monge. Warto było posłuchać jak przestrzennie została rozplanowana perkusja, gitary kruszyły masywnością, a głos Carlosa ani na sekundę nie znikał za ścianą ryczących przyjemnie gitar.
Aitor Lopez przeszedł do Under Silence.

ALBUM ŚPIEW GITARA GITARA BAS PERKUSJA KLAWISZE
[1-2] Carlos Escudero Pedro Monge Oscar Cuadrado Edu Martinez -
[3] Carlos Escudero Pedro Monge Aitor Lopez Oscar Cuadrado Alex de Benito -
[4] Carlos Escudero Pedro Monge Oscar Cuadrado Gonzalo `Gontzal` Garcia -
[5-6] Carlos Escudero Pedro Monge Adolfo `WB` Cantoya Gonzalo `Gontzal` Garcia Jon Koldo Tera
[7-8] Carlos Escudero Pedro Monge Raúl Serrano Alejandro `Jandro` Camunas Jon Koldo Tera
[9] Carlos Escudero Pedro Monge Raúl Serrano Jandro Tukutake Jon Koldo Tera

Jon Koldo Tera (ex-Under Silence, Incursed, Orion Child), Alejandro Camunas (Orion Child)

Rok wydania Tytuł TOP
2002 [1] Fight To The End #6
2003 [2] I Made My Own Hell #10
2010 [3] Metal Of The World
2013 [4] Shadows Of Combat
2017 [5] Old King`s Visions EP
2017 [6] Against All Kings
2020 [7] Straight To Hell
2024 [8] Sanctuary Of Death #17
2025 [9] XX Anniversary: Live At BEC Barakaldo (live / 2 CD)

        

      

Powrót do spisu treści