Norweski projekt powstały w Bergen w 2003 z inicjatywy Kvitrafna, znanego z gry na perkusji w blackmetalowym Gorgoroth oraz debiucie Sahg z 2006. Wardruna nic wspólnego z blackiem nie miała, ani zresztą z metalem w ogóle. Kvitrafn przyjął za cel swojego projektu odkrywanie i przywoływanie głębin nordyckiej wiedzy i duchowości. W tym celu sięgnął do bliskiej zapomnienia sztuki galdr oraz seidr i połączył to wszystko z elementami nordyckiego folku. Muzyk zajął się grą na większości instrumentów, tworzeniem dźwięków oraz niektórymi partiami wokalnymi, napisał również całą muzykę i teksty. By stworzyć odpowiedni klimat, zdecydował się użyć hardingfele, specjalnych skrzypiec z Hardanger, na których zagrał Hallvard Kleiveland. Skład uzupełnili Linda Fay Hella oraz lider Gorgoroth, Gaahl. Wydany 19 stycznia 2009 debiut stanowił pierwszą część planowanej trylogii Runaljod, której treść stanowić miała interpretację run starszego futharku, a każdy z albumów miał przedstawiać osiem run. Część nagrań Kvitrafn zrealizował w miejscach powiązanych z poszczególnymi runami. Do stworzenia klimatycznej muzyki nawiązującej do czasów Wikingów użył historycznie zasłużonych dla miejscowego folkloru instrumentów, jak drumli, grzechotki z zębów kozłów i rogów jeleni, fletu, liry, baraniego rogu, rozmaitych bębnów, wymienionych już hardingfele oraz odgłosów przyrody (trzask ognia nagrano przy prawdziwych pochodniach, szemranie wody rejestrowało dźwięk górskiego strumienia o północy). Wszystkie te elementy stworzyły niepowtarzalny nastrój, a ci potrafiący to docenić długo smakowali płytę i zachwycali się detalami. Ciekawostkę stanowi fakt, że muzyka Wardruny została użyta w dwóch dokumentalnych filmach: "Heksene" i "True Norwegian Black Metal".
Na podtytuł [2] wybrano nazwę mitycznego drzewa – łącznika dziewięciu światów, w których istnienie wierzyli dawni mieszkańcy Skandynawii. Ponownie muzyka okazała się nieszablonowa i niezwykle magiczna. Już Roltaust Tre Fell powodował wzrost ciśnienia przy wykorzystaniu surowych brzmień doprawionych szczyptą odgłosów natury. Zespół znów okazał się bardzo wszechstronny - jego członkowie swobodnie posługiwali się różnymi instrumentami i technikami wokalnymi (Fehu). Linie melodyczne chórów smakowicie skomponowano, głosy męskie i żeńskie wzajemnie się uzupełniały w tych obrzędowo-wiccańskich pieśniach. Przy okazji grupa potrafiła wprawić w osłupienie - po blisko godzinnej dawce pierwotnych dźwięków i przenikliwych niepokojących wokali słuchacz natrafiał na Sowelu i czuł się, jakby zobaczył tęczę po wielkiej burzy. Był to numer szybszy i skoczniejszy - lecz burza powracała wraz z szeptami, brzmiącymi jak głosy demonów lub duchów przodków. Śpiew męski stawał się tutaj bardziej gardłowy, podczas gdy żeński pozostał nieco w tyle. Norwegowie posiedli talent zaskakiwania i to była połowa sukcesu. W najlepszym na albumie Helvegen wykorzystano w tle krakanie kruków (Odyna). Zaletą tej muzyki była również umiejętność stopniowania emocji. W porównaniu z debiutem, [2] wypadał bardzo dobrze, choć nie rewelacyjnie. Ktoś kto wcześniej nie słyszał Wardruny, z pewnością zachwycał się, dawni fani mogli mieć pewne pretensje o odgrzewany kotlet. Nowy krążek był ostatecznie ulepszoną wersją poprzednika - tamten był celebracją ciszy, podczas gdy [2] miał oszołomić bogactwem dźwięków i życiem. W tym aspekcie nowy krążek był pełniejszy i ciekawszy - był światem, który wyłaniał się z pustki.
Mając na uwagę poziom wcześniejszej twórczości, po [3] spodziewano się godnego podsumowania trylogii. Zaczynało się obiecująco - koniec świata nie mógł wystartować bez porządnego wejścia, marszowych klimatów, rogów i bębnów. Tyr składał obietnicę i niepokojąco rzucał wyzwanie. Mimo tajemniczych chrząknięć, UruR nie unosił klimatu płyty, nie szedł za ciosem. Zabrakło żarliwości, a pojawiła się wręcz monotonia oparta na powtarzaniu tego samego motywu w kółko. Isa zanurzała się w klimacie [2] - utwór odbijał się echem po świecie, który właśnie przestawał istnieć. Po raz kolejny niepozorna Lindy-Fay Hella operowała swoim głosem w sposób absolutnie niepodrabialny i kluczowy dla całego albumu. W kolejnych utworach niestety Wardruna miotała się między estetyką dwóch poprzedników. Choć smutne dźwięki talharpy z MannaR czy dziecięce chóry z Odal stanowiły powiew świeżości, to wszystko było "zaledwie ciekawe". Zabrakło występującego wcześniej oszałamiającego poczucia obcowania z czymś wielkim. Być może Wardruna wyczerpała swoją formułę przy trzecim podejściu i pojawiły się znamiona klątwy stworzenia wcześniejszych arcydzieł. Mimo to projekt kontynuował działalność, realizując kolejne krążki.
Kvitrafn udzielał się też w blackowym duecie Jotunspor (Gleipnirs Smeder w 2006), tworzonego z innym muzykiem Gorgoroth Tomem Cato Visnesem. Lindy Fay Hella zaśpiewała gościnnie w utworze Blazing Waters na płycie King Of Kings Leaves' Eyes w 2015. Wszedł także w skład folk-metalowego projektu Skuggsjá. Gaahl założył blackowy Gaahls Wyrd.

ALBUM ŚPIEW, POZOSTAŁE INSTRUMENTY ŚPIEW MĘSKI ŚPIEW KOBIECY
[1-2] Einar `Kvitrafn` Selvik Kristian Eivind `Gaahl` Espedal Lindy Fay Hella
[3-6] Einar `Kvitrafn` Selvik Lindy-Fay Hella

Einar Selvik (ex-Mortify, ex-Bak De Syv Fjell, ex-Gorgoroth, ex-Dead To This World, Sahg)

Rok wydania Tytuł
2009 [1] Runaljod - Gap Var Ginnunga
2013 [2] Runaljod - Yggdrasil
2016 [3] Runaljod - Ragnarok
2018 [4] Skald
2021 [5] Kvitravn
2025 [6] Birna

          

Powrót do spisu treści