
Amerykańska grupa założona we Franklin w 2005 przez Erika Johnsona, basistę Jasona Viele i Kevina Latchawa. Przebywającego swego czasu w szpitalu Erika nawiedziła podobno wizja, w której ujrzał giganta Argosa z greckiej mitologii. Po rekonwalescencji młody muzyk postanowił nadać swojej przyszłej grupie nazwę Argus. Ekipa postawiła sobie za cel połączenie klasycznego doom z heavy metalem i debiut zawierał materiał zwarty, ale na swój sposób różnorodny. Hybrydowy heavy/doom w Devils Devils prezentował się najciekawiej w partii instrumentalnej, poza tym było to raczej schematyczne granie. Bardziej heroiczny i epicki From Darkness Light oparto o stare patenty takiego grania z lat 80-tych w USA, tutaj partie doomowe to przede wszystkim długie mocne wybrzmiewania gitar i klasyczna wokalna interpretacja Balicha. On spisał się w takim repertuarze znakomicie i wokalem górował nad gitarami. Gra Mucio i Wisniewskiego była niezła, ale bez błysku. W ten rzemieślniczy sposób przelatywał heavymetalowy Eternity, który przypominał mocniejsze kompozycje Solitude Aeturnus po 1992 bez nacisku na doom. Wreszcie w surowym i obudowanym zwalistymi partiami epicko-doomowym None Shall Know The Hour młody zespół pokazywał klasę, serwując ciężar cały czas, a gitarzyści przetykali wszystko krótkimi monumentalnymi solówkami. Duch Forsaken przenikał niepokojący The Damnation Of John Faustus to wprowadzenie do mrocznej historii, zagranej nie tylko pod Candlemass, ale i pod amerykański heavy z obszaru horror metalu. Udana kompozycja, ale ostatecznie pozostawiająca po sobie pewien niedosyt, bo rozwinięcie było niezwykle przewidywalne. Końcowe dziesięć minut to The Outsider - w pewnym stopniu epicki, ale jednak bardziej tradycyjnie doomowy, z długimi gitarowymi onirycznymi gitarowymi popisami. Czegoś zabrakło w tym numerze, by się nim realnie zachwycić. Dobra płyta, ale bez jakiegoś poważniejszego punktu zaczepienia dla fanów poszczególnych podgatunków - doomu, epickiego heavy/doomu i klasycznego heavy metalu. Wszystkiego było jednoczesnie po trochu i za mało.
Wydany nakładem wytwórni Cruz Del Sur Music [2] wypełniło granie tradycyjne, zwłaszcza na tle psychodelicznego lub nasyconego stonerem doom metalu i w znacznej mierze czerpało inspiracje z tradycyjnego heavy. Epicki charakter tej płyty wyrażono jasno i prosto, a najwięcej do powiedzenia miał znów Balich, będący w wyśmienitej formie wokalnej. Jego mocny męski głos stanowił ozdobę tego albumu i znakomicie współgrał z gitarami - ostrzejszymi niż można było oczekiwać. Zwolnienia były wspaniałe, szczególnie tam gdzie wplatano solówki. Powstało coś na kształt połączenia Solitude Aeturnus z brytyjską szkołą "średniowiecznego" heavy/doomu i duchem maltańskiego Forsaken (Wolves Of Dusk). Pewien element orientalny był tu obecny cały czas, a klimat przypominał wędrówkę przez niezbadane ruiny wokół kłebiącej się dookoła czarnej mgły. W The Ladder więcej przytłaczającego doomu, a rewelacyjne popisy duetu Mucio-Johnson dopełniały opowieści dumnym chłodem i niepokojem (Fading Silver Light). Intrygujący Durendal to historia o słynnym mieczu i to był epicki rycerski heavy metal, nawet w pewnym sensie zaskakujący w swej melodii. Mała dawka psychodelii w 42-7-29 i utwór wsparty pianinem najbardziej przypominał nagrania z debiutu w formie przekazu. Tytułowy Boldly Stride The Doomed choć krótki, nie był instrumentalną miniaturą, a szybkim heavymetalowym kawałkiem z pewnymi riffami Iron Maiden. Podobny krążek nie mógł się obyć bez kolosa i takim był prawie 12-minutowy Pieces Of Your Smile. Na płycie z typowym doomem pasowałby idealnie, tu jednak w otoczeniu energiczniejszej muzyki nieco się dłużył i zbyt powoli rozkręcał. Końcówka tej kompozycji była niemal agresywna, ale trwała za długo, zanim do niej w końcu dochodziło. Ponadto nie do końca pasowała do ogólnego klimatu całości. Smutne i nostalgiczne instrumentalne zakończenie The Ruins Of Ouroboros stanowiła muzyczną kontynuację intro. Wykonanie stało na wysokim poziomie i wszystko dokładnie dobrano w detalach. Odejście od sztywnych doomowych zasad w tworzeniu materiału wyszło tym razem na dobre i płyty słuchało się jak mrocznej opowieści przepełnionej antycznym duchem. To nie była płyta z gatunku tych, które czyniłyby jakikolwiek przełom w tak hermetycznym gatunku, ale potrafiła zyskać zwolennków systematycznym i sumiennym wyciskaniem wszystkiego co najbardziej wartościowe z najbardziej udanych krążków swoich mistrzów.
[3] zawierał zremasterowaną demówkę z 2007 (bez instrumentalnego The Effigy Is Real). [4] rozpoczynał niejasny wstęp do By Endurance We Conquer, ale gdy wchodził Balich i potężne heavymetalowe riffy bez śladu doomu, to wiadomo było o co chodzi. Epicki heavy w czystej postaci triumfował na tej płycie i ten numer był kapitalny w potędze dostojnego rytmicznego grania. Równie monumentalny i majestatyczny, choć zagrany w tempie średnim No Peace Beyond The Line to fenomenalne wokale Balicha w epickiej manierze, budujący drugi plan bas i wysmakowane heroiczne solówki gitarowe. Dramatyczne gitary były ozdobą The Hands Of Time Are Bleeding, gdzie po raz pierwszy pojawiły się pewne cechy epickiego doomu, tyle że głównie jako dodatkowe ornamentacje do zasadniczej heroicznej melodii w stylu klasycznego heavy. Bardziej surowy Trinity emanował mrokiem, a wokal pojawiał się stosunkowo późno i ogólnie ten utwór był nieco odmienny od pozostałych i należał do muzycznego świata debiutu. Four Candles Burning nawiązywał bezpośrednio do rycerskiego heavy metalu lat 80-tych. Było to zgrabne nawiązanie do złotej ery metalu ze zdecydowaną rytmiką, solidna melodią i zaznaczonym jak należy elementem heroicznym. W najdłuższym The Coward`s Path Argus wprowadzał wstęp z ciężkimi zwalistymi wybrzmiewaniami gitar, potem ażurową partią z gitarami akustycznymi, delikatnym tłem i dopiero od połowy dominował zwarty i masywny heavy w amerykańskiej odmianie. Muzycy niestety zapomnieli tutaj o zapadającej w pamięć melodii i raczej było jest granie surowego klimatu, pomimo licznych romantycznych ozdobników gitarowych. Na kniec wspaniały, dynamiczny i po raz kolejny mega heroiczny heavy classic Cast Out All Raging Spirits, wypełniony wybornymi zagrywkami gitarzystów i potężnymi wokalami Balicha. Doskonałe uzupełnienie ultra heroicznej części pierwszej tego albumu. Na koniec instrumentalny tytułowy Beyond The Martyrs - rozpoczynający się doomowo, a potem przechodzący w epicki heavy, gdzie swoją opowieść snuły gitary. Płytę zagrano w zdumiewająco pewny siebie sposób, z momentami natchnioną grą gitarzystów, godnymi szacunku partiami sekcji rytmicznej oraz niezrównanym Balichem w roli głównej. Bez wątpienia najbardziej przemyślana płyta Argus, na której epicki heavy był siłą przewodnią, a doom ornamentem.
[5] nagrał nowy skład z Dave`m Watsonem na gitarze i Justinem Campbellem na basie. Te zmiany były słyszalne w muzyce. Pękł mur doomowych rutyniarzy i postawiono na jeszcze więcej klasycznego metalu amerykańskiego w umiarkowanych tempach. W związku z tym,Devils Of Your Time, As A Thousand Thieves oraz Hour Of Longing wypadły sztampowo i zachowawczo. Z kolei obiecująco rozpoczynający się od melancholijnej partii doomowej 216 szybko powszedniał wśród ogranych riffów i odżywał dopiero w dynamicznej końcówce. Muzycy nadrabiali w pełnym truemetalowej dumy You Are The Curse i w tym utworze coś wreszcie więcej dali z siebie gitarzyści. Infinite Lives, Infinite Doors to ponad 11 minut łagodnie potraktowanego melodyjnego heavy/doomu, gdzie na plan pierwszy wysuwały się partie wokalne Balicha i finezyjne (lekko orientalne) solówki gitarowe w części pierwszej, a w drugiej mnóstwo delikatnego metalu i gitary opowiadały historię zamiast Balicha. Prawdziwa metalowa melancholia pojawiala się w pełnej krasie dopiero pod sam koniec, w atmosferycznym i pełnych długich doomowych wybrzmiewań No Right To Grieve.
Bas to istotny instrument w muzyce Argus i wielkie brawa za potężnie brzmiące partie tego instrumentu Campbella. Mastering wykonał w swoim studio Tony Lindgren i coś z tego szwedzkiego brzmienia tu było, zwłaszcza kiedy pojawiały się gitary akustyczne i wolne przestrzenie. Była to płyta nierówny i momentami monotonna, jednak największe epickie numery stały tutaj na poziomie światowym.
Brian Balich śpiewał również w doomowym Molasses Barge (EP-ka Jewels w 2011, Molasses Barge i Covered In Molasses - oba w 2017) oraz współzałożył Arduini / Balich. Andy Ramage grał na gitarze w Lady Beast.
| ALBUM | ŚPIEW | GITARA | GITARA | BAS | PERKUSJA |
| [1,3] | Brian `Butch` Balich | Jason Mucio | Mike Wisniewski | Andy Ramage | Kevin Latchaw |
| [2,4] | Brian `Butch` Balich | Jason Mucio | Erik Johnson | Andy Ramage | Kevin Latchaw |
| [5] | Brian `Butch` Balich | Jason Mucio | Dave Watson | Justin Campbell | Kevin Latchaw |
Butch Balich (ex-Penance), Dave Watson (ex-Icarus Witch)
| Rok wydania | Tytuł |
| 2009 | [1] Argus |
| 2011 | [2] Boldly Stride The Doomed |
| 2011 | [3] Sleeping Dogs EP |
| 2013 | [4] Beyond The Martyrs |
| 2017 | [5] From Fields Of Fire |
