Amerykańska grupa powstała w Pittsburghu w 1989 (nazwa oznaczała "pokutę"), założona przez byłych muzyków Dream Death. W Penance zwrócili się oni w kierunku typowego doomowego brzmienia, co udowodnili już na demówce "Living Truth" w maju 1990. W początkach działalności grupy bardzo ważny był osobisty kontakt Smaila z Lee Dorrianem (liderem Cathedral), który swego czasu stworzył nową wizję gatunku, odchodzącą od prostego kopiowania Black Sabbath na wolnych obrotach. Właśnie Dorrian wydał nakładem swojej wytwórni Rise Above Records debiut Penance. Album zawierał surowy i niezwykle minimalistyczny doom, z dziwacznie ustawioną perkusją i zaskakującymi podziałami rytmicznymi. Do stylu także nie pasował "lekko zdarty" heavymetalowy głos Lawrence`a - jednocześnie pełen złości i pulsującej nienawiścią kogoś skazanego na niezrozumienie. Misgivings najbardziej nawiązywał do tradycyji i tym bardziej kontrastował z dołującymi i pełnymi pustych przestrzeni ponad 10-minutowymi kolosami Penance i Soulrot. Była to muzyka gniewna, ponura i podszyta lękami, ale jednocześnie odpychająca prymitywizmem i monotonią. Postawiono na toporne i surowe brzmienie, proste rozwiązania w sferze gitarowych solówek i sekcji rytmicznej. Album trudno było ocenić - w kategoriach okresu kiedy powstał i siłą porównań z tym co się wówczas grało, dla większości słuchaczy gatunku był raczej nie do przyjęcia. Obecnie w związku z postępującym procesem gatunkowego rozmywania doom metalu, wielu nowych fanów bardziej nowoczesnych form doomu mogła spojrzeć na niego łaskawiej.
[2] poprzedziły poważne zmiany w składzie. Zespół uznał, że poprzednia droga prowadzi w stylistyczny ślepy zaułek. Postanowiono powrócić na post-sabbathową autostradę, wypełnioną riffami a la Iommi i klimatem lat 70-tych. Było to udane posunięcie, gdyż od razu zrobiło się ciężko, wyraziście i drapieżnie. Szybki Words Not Deeds kontrastował z wolnym Born To Suffer. Z kolei Crosses swoją potęgą łamał kości i kruszył czaszki. Średnio wypadł natomiast Visions z rozwlekłą częścią środkową, przypominającą mocno chybiony debiut. Warto podkreślić znakomitą grę Smaila oraz wyborne solówki gitarowe. Następnie dla Penance nastały ciężkie czasy. Ze starej gwardii pozostali jedynie Weston i Smail, którzy nie mogli znaleźć odpowiednich współpracowników przez blisko pięć lat. W tym czasie "moda" na doom metal nieco minęła i formacja musiała wydać [3] własnym sumptem. Skromny budżet spowodował, że brzmienie pozostawiało sporo do życzenia, choć ta surowość stanowiła także atut. Materiał orbitował wokół tradycyjnego doomu z dodanymi elementami stone-rocka. Sabbathowe riffy i solówki Westona umieszczono w tradycji Iommiego i spółki, a jedynym wyróżnikiem była przewaga średnich temp. Wokal Balicha nie przekonywał, wypadając wręcz poniżej przeciętnej w próbach podrabiania Ozzy`ego. Płyta była równa pod względem kompozycji, brakowało jednak czegoś co by zasługiwało na szczególne wyróżnienie. Najwięcej klimatu zapewne zawarto w Pain, a najwięcej psychodelii w połączeniu z agresją w Bleed You. Ogólnie spory krok wstecz w stosunku do soczystej i wyrazistej stylistycznie płyty poprzedniej.
Przed nagraniem [4] znów doszło w Penance do zmian osobowych. Odszedł basista Leard, a na jego miejsce przyszła Mary Bielich. Weston wzmocnił także skład o drugiego gitarzystę Matta Tuite, który został pozyskany z grającego crossover Behind Enemy Lines (za pośrednictwem Mary). Formacja zaprezentowała dawkę agresywnie zagranego stoner/doomu, na swój sposób oryginalnego jak w chwytliwym New Machine. Sabbathowe gitarowe solówki i doskonała perkusja Smaila w połączeniu z lepszym niż poprzednio wokalem Balicha dały dobry efekt końcowy. Terry Westona pokazał klasę w przesyconym psychodeliczną aurą See The Light - sporo tu było Black Sabbath, zresztą jak na całej płycie. W tej konwencji sprawdzał się także Eden Fallen, gdzie energicznie zagrane klasyczne riffy tworzyły prostą, ale ekscytującą kompozycję z zaskakująco wolną gitarową solówką. Jednak mimo wysiłków muzyków, spora część utworów była po prostu średnia, jak Reaching czy Love Dies. Na tym krążku klasą samą w sobie był gęsty i nisko strojony bas Mary Bielich. W Cold Penance sięga po elementy Soundgarden i ten uporczywy numer w sabbathowym rzecz jasna sosie należał do najlepszych, pomimo swej surowości i ponurego charakteru. Trochę zaskakująco w tym towarzystwie jawił się balladowy Drown Me, który dłużył się, a zaśpiewy Briana Balicha a capella były zbędne i nieudane. Na plus należało zaliczyć różnorodność w obrębie przyjętego stylu, ale niektórych płyta mogła odrzucać nadmiernym eklektyzmem. Niezłe brzmienie, choć gitary w paru utworach mogłyby być cięższe. Kilka średniaków kompozycyjnych ciągnie jednak ten album nieco w dół. W 2005 grupa zawiesiła działalność, a karierę podsumowywał [6] - w zasadzie oryginalnie nagrany debiut, swego czasu odłożony na półkę.

Późniejsze losy członków zespołu:

ALBUM ŚPIEW GITARA GITARA BAS PERKUSJA
[1] Brian Lawrence Terry Weston Richard Freund Mike Smail
[2] Lee Smith Terry Weston Frank Miller Mike Smail
[3] Brian Balich Terry Weston Ron Leard Mike Smail
[4] Brian Balich Terry Weston Matt Tuite Mary Bielich Mike Smail
[5] Brian Balich David Roman Matt Tuite Mary Bielich Mike Smail

Brian Lawrence / Terry Weston / Mike Smail (wszyscy ex-Dream Death, ten ostatni również ex-Cathedral),
Mary Bielich (ex-Mythic, ex-Novembers Doom, Em Sinfonia)


Rok wydania Tytuł
1992 [1] The Road Less Travelled
1994 [2] Parallel Corners
1999 [3] Proving Ground
2001 [4] Alpha & Omega
2003 [5] Spiritualnatural
2005 [6] The Road Revisited

          

Powrót do spisu treści