Amerykańska grupa założona w 2003 w Pittsburghu. Początkowo muzycy weszli do studia z zamiarem nagrania coveru Alice`a Coopera, ale ostatecznie zarejestrowali pięcioutworową debiutancką EP-kę. O zadziorne i klarowne brzmienie zadbał producent Eric Klingier sprawiając, że utrzymane w stylistyce klasycznego heavy kawałki zabrzmiały jak żywcem przeniesione z lat 80-tych. Stylistycznie była to kumulacja złowieszczości Mercyful Fate, rozmachu wczesnego Fates Warning, pomysłowości Queensryche, przebojowości Dokken i mocy Jag Panzer. Jednocześnie doświadczonemu słuchaczowi momentalnie przychodziły na myśl skojarzenia z Iron Maiden oraz Judas Priest, ale te motywy nie jawiły się jednoznacznie. Wydawało się, że Icarus Witch wrócili tak wiernie do złotej ery metalu, jakby lat 90-tych w ogóle nie było. Płytkę otwierała wspomniana przeróbka Coopera Roses On White Lace, udanie wprowadzająca w nostalgiczny klimat kolejnych numerów. W dodatku tutaj gitarową solówką popisał się Michael Romeo, lider Symphony X. Wyraziste mięsiste riffy, średnie tempa, klimatyczne zwolnienia, dobrze słyszalny bas i niezły śpiew Bizilli (mix Geoffe`a Tate`a i Jamesa Rivery) tworzyły obraz młodej kapeli. Tematyka kolejnych kawałków była basniowa, ale daleka od lukrowanego fantasy (Curse Of The Ice Maiden, Winds Of Atlantis, Dragon Ryder). Niektórzy na siłę dosłuchali się atmosfery pogańskiego święta lub wichrów wiejących z prastarych krain rodem z wyobraźni Howarda, ale do pozytywnego odbioru nie było to potrzebne.
EP-ka spotkała się z pozytywnym odzewem, zapewniła ekipie rozgłos i zasłużone uznanie, a także kontrakt płytowy z Cleoparta Records. [2] miał być wielkim albumem - nadzieje były wielkie, entuzjazm zespołu ogromny, a końcowy efekt okazał się jedynie dobry. Obyło się bez fajerwerków, wiwatów i powszechnego zachwytu. Na pierwszy ogień szła okładka autorstwa Garry`ego Shape-Younga: trzy czaszki skierowane w różne strony świata, pomiędzy nimi pięcioramienna gwiazda, a to wszystko na tle okrągłej drewnianej klapy zamontowanej w pokrytym listowiem kamiennym murze. Ta atmosfera emanowała między riffami wręcz czarną magią. Wszystko zaczynał przejmujący dramaturgią szturm na twierdzę (Storming The Castle), potem słuchacz ujarzmiał zaklętą w lustrze magię (Capture The Magic), szukał pięknej Cyganki i własnego przeznaczenia (Soothsayer), śledził tragiczny romans shoguna i córki tyrana (Forevermore), przeżywał horror na szkunerze (The Ghost Of Xavior Holmes), walczył o blask dnia w krainie pogrążonej w odwiecznych ciemnościach (Darklands), świętował po pogańsku w zaklętym lesie (Nemeton Forest), by ostatecznie być świadkiem przebudzenia się gigantów (Awakening The Mountain Giants). Heavymetalowe słuchowisko kończyła znakomicie wykonana przeróbka S.A.T.O. Ozzy`ego Osbourne`a z gościnną solówką George`a Lyncha. W zasadzie wszystkie powyższe historie przypominały posępne i barbarzyńskie dzieła Franka Frazetty. Pod względem muzycznym album po części jednak zawodził oczekiwania fanów. Zamiast rewelacyjnej płyty otrzymali oni tylko dobrą. Icarus Witch skupił się na kompozycjach utrzymanych w średnim tempie, z licznymi zwolnieniami, budując w nich dzięki mocnym riffom i chwytliwym harmoniom klimat mrocznej baśni Ciepłe brzmienie sprzyjało mocnemu wokalowi frontmana, który - zależnie od snutej historii - potrafił być drapieżny lub tajemniczy. Z pierwszej trójki utworów najlepiej prezentował się Soothsayer - rock`n`rollowy w melodii na wzór Dokken czy Def Leppard. Duże wrażenie robił jednak dopiero niezwykle przebojowy Forevermore i potem było coraz lepiej. W Xavierze witały: świetnie oddany klimat morskiej tragedii, piękne zwolnienie przed solówką i wreszcie sam popis Franka Aresti (ex-Fates Warning). Zespół powinien odważniej postawić na galopady.
Na [3] tylko otwierający Out For Blood utrzymano w żwawszym tempie bliskim galopady, ale nawet on emanował lepkim i dusznym klimatem, mogącym kojarzyć się z aurą złowieszczej obietnicy. Znów snuto niepokojące opowieści, jak te o nocnych krwawych łowach (Out For Blood), niebosach uderzających z hukiem o ziemię (The Sky Is Falling), naturą bestii spoglądającej z lustra (Nature Of The Beast), ucieczce z imprezy czcicieli Lucyfera (Devil`s Hour), rodzinnej tragedii w przeklętym domu (House Of Usher), by dla wytchnienia posłuchać Mirror Mirror - coveru Def Leppard, zaśpiewanego gościnnie przez Joe Lynn Turnera. Kolejne płyty podążały ścieżką tendencji spadkowej i szczególnie na [5] (nagranym z nowym wokalistą Christopherem Shanerem) raziły elementy AOR wklejone w dość chaotyczne modern-metalowe aranżacje. Wiele numerów nasuwało skojarzenie z rockowymi inklinacjami kilku kapel schyłkowego okresu NWOBHM.
Dave Watson przeszedł do Argus. Steve Pollick grał w powermetalowym Order Of Nine (A Means To Know End w 2008 i Seventh Year Of The Broken Mirror w 2012) i heavymetalowym Habitual Sins (Personal Demons w 2017).

ALBUM ŚPIEW GITARA GITARA, KLAWISZE BAS PERKUSJA
[1] Matthew Bizilia Greg Gruben Steve Pollick Jason Myers Jason-Christopher Dwyer
[2] Matthew Bizilia Steve Pollick Jason Myers Jason-Christopher Dwyer
[3] Matthew Bizilia Quinn Lukas Steve Pollick Jason Myers Eric Klinger
[4] Matthew Bizilia Quinn Lukas Eric Klinger Jason Myers Eric Klinger
[5] Christopher Shaner Quinn Lukas Dave Watson Jason Myers Tom Wierzbicky
[6] Andrew Della Cagna Quinn Lukas Jason Myers Jon Rice
[7] Andrew Della Cagna Quinn Lukas Jason Myers Noah Skiba

Andrew Della Cagna (ex-Dofka, Brimstone Coven, Nechochwen, Unwilling Flesh, Obsequiae, Coldfells, Ironflame)

Rok wydania Tytuł
2005 [1] Roses On White Lace EP
2005 [2] Capture The Magic
2007 [3] Songs For The Lost
2010 [4] Draw Down The Moon
2012 [5] Rise
2018 [6] Goodbye Cruel World
2023 [7] No Devil Lived On


          

Powrót do spisu treści