
Chilijska grupa powstała w 2002 w Santiago. Zadebiutowała dwiema demówkami w 2003: "Metal Slaughter" i "Return Of The Axeman". Na debiucie ekipa przedstawiła styl teutoński w ramach heavy/power, miejscami przypominający Grave Digger - przy czym Fox-Lin Torres śpiewał delikatniej niż Chris Boltendahl. Miarowe dynamiczne riffy gitarzystów były potężne i kruszące, a melodie dobrze przemyślane i ta germańska szorstkość zgrabnie łączyła się z heroiczną epickością. Różnorodność temp i motywów zaprezentowano już w Heavy Metal Axe czy w nacierającym w szybszym tempie Spawn Of Terror. Trochę orientalnych wtrąceń w The Cult Of Doom, w którym zespół ukazywał inne oblicze z szybszą partią heavy/power i serią udanych ciętych solówek. Pędzący power/speedowy Wage The Demons War był jak na ten krążek brutalne i bardzo amerykański. Poza coverem Necropolis z Manilla Road koajrzył się również Covered In The Blood Of The Gods, ale w tym wszystkim zawsze przewijało się teutońskie podejście do tematu na wzór portugalskiego Ironsword. The Nameless One stanowił wyrażenie takiego grania, lecz tym razem z domieszką Sacred Steel. Płytę kończył dłuższy Battlerage, w którym jak w soczewce ogniskowały się wszystkie true tendencje tak niemieckie, jak amerykańskie, z akcentami barbarzyńskiej elegancji średnich temp typowych dla Manowar. Nad bardzo dobrym mixem i masteringiem czuwał chilijski inżynier dźwięku Guillermo Valderrama. Formacja swoim debiutem wywołała spore zainteresowanie także w USA i Europie, niestety wytwórnia Highland okazała się tworem słabym i upadła zanim udało się wydać materiał przygotowany na drugą płytę w 2006. Część składu się zniechęciła i odeszła jeszcze w tym samym roku, a album wydała dopiero trzy lata później włoska Metal on Metal Records.
[2] przez sam zespół określony został jako EP-ka, ale po prawdzie zawierał blisko 50 minut materiału. Pojawiły się na nim trzy nowe kawałki oraz instrumentalne intro, jak również cover Grave Digger Heavy Metal Breakdown oraz wersje demo. [3] wypełniły głównie zremasterowane kompozycje z demówek. Z kolei [4] oryginalnie nagrano w 2006, jednak problemy z wytwórnią, a także chęć udoskonalenia tego materiału spowodowała nagranie wszystkiego od nowa. Powstał metal mocniejszy i lepiej wyprodukowany niż debiut, gdzie heavy/powerowa dynamika Painkiller Judas Priest łączyła się rycerskim true graniem amerykańskim lat 80-tych. W tym dość agresywnym graniu pojawił się wyeksponowany pierwiastek epicki będący pretekstem do zaprezentowania serii kompozycji może mało oryginalnych, ale w dużej mierze ekscytujących autentyczną energią, a miejscami nawet furią wykonania. Najlepiej wypadał w tek kwestii Warmachine w najbardziej tradycyjnym stylu US power w rycerskiej odmianie, z bardzo dobrą melodią i podkreśloną w refrenie rytmiką. Pewne numery jednak były za długie i rozkręcały się wolno, jak The Blind Dead - zapewne nużący wstęp miał stanowić preludium do pełnego zniszczenia w części zasadniczej, ale to niestety nie nadchodziło. O speed/thrash zahaczał zaskakujący Black Hordes, Arise!, gdzie główny riff rozdzierał na strzępy. Kiedy brakowało podobnej energii, płyta stawała się nieco monotonna (Wine Of The Wicked, Die By The Power Of The Axe). Kapitalnie za to wypadł True Metal Victory - ponad 12 minut true grania z bojowym wokalem i chórkami oraz podniosłymi solówkami gitarowymi. Pięknie rozegrano drugą część utworu z wolnym i łagodnym fragmentem. Mocnym punktem całości był wokal Torresa - nieco siłowy, ale pozbawiony nieraz irytujących w podobnym graniu wysokich piszczących zaśpiewów. Popisy gitarowe dalekie były od wirtuozerii, ale dokładały pokaźnej bojowości, gdzie było to dodatkowo konieczne. Powstał album bardzo tradycyjny w formie i treści, spełniał jednak wszystkie kryteria solidnej płyty z taką muzyką.
Również [5] kontynuował obraną konwencję stanowiącą wypadkową US power i metalu niemieckiego spod znaku Grave Digger chociażby. W składzie zaszły pewne zmiany, ale Fox-Lin Torres pozostał główną siłą napędową Battlerage. Krótki tym razem 40-minutowy materiał koncentrował się na ataku z epicką siłą w zwartych i jednorodnych kompozycjach, bardziej rozbudowany był wyłącznie Black Sunday. Znalazło się za to miejsce dla dwóch kawałków instrumentalnych, z których Battlepath był czymś w rodzaju intro z dumnymi solówkami gitarowymi, natomiast Stygia - smutnym interludium, które chwilami brzmiało nieco fałszywie. Zdecydowanie prawdziwie brzmiał za to bezlitosny atak w twardym i niemal paragonowym Return Of The Axeman, a także w surowym i szybkim Blood On Iron. Z kolei Raw Metal uderzał w epickie tony i w tej łagodności mniej było brutalnej siły, a więcej dumy rycerskiej klasycznych temp galopującej dostojnie true metalowej gitary. Mniej atrakcyjnie wypadł The Serpent Slumbers, w którym surowe partie mówione niezbyt fortunnie połączono z lekko zaśpiewanym czystym głosem uroczystym refrenem. Za to zakończenie w postaci Warlock`s Epitaph znakomite i kwartet pędził dumnie do przodu w nieugiętym gitarowym ataku. Nawet szkoda, że ten utwór nie był dłuższy, gdyż ten pomysł można było rozwinąć i obudować kilkoma wątkami, tworząc numer monumentalny i dynamiczny. Poziom wykonania był wysoki, do wszystkiego dochodziło wyborne brzmienie, jeszcze lepsze niż na albumie poprzednim. Otrzymano jednocześnie krążek bardziej melodyjny niż [4] i mniej agresywny - co nie znaczy, że nie wciągający bojowym klimatem.
Siedem lat minęło i Battlerage wrócił, ale tylko z nazwy, gdyż z oryginalnego składu pozostał tylko Torres. Ekipa na [6] postanowiła grać tzw. progresywność polegającą na sklecaniu przeciwstawnych i zazwyczaj nie pasujących do siebie refrenów i melodii zwrotek. Puste przestrzenie biednie zagospodarowano lichymi powtarzającymi się riffami. Soco Moraga co prawda grał niezłe solówki, lecz cała reszta to toporne riffy rodem ze szkoły niemieckiej. Rycerskości i zadziorności tu nie było, a w Immortal Sin korzystał z refrenów kanadyjskiego Thor. Refren szybkiego Prisons Of Fire był po prostu kuriozalny, a Crazy Wolf nieumiejętnie próbował nawiązywać Kinga Diamonda. W wielu miejscach przewijał się glam ubrany w heavymetalowe szatki, a jeśli grupa grała szybciej i w starym swoim stylu (Hide From Yourself), to sprawiało wrażenie sztuczności. Torres ryczał na granicy parodii wokalu heavymetalowego i dramatyzm I See The Winter In Your Heart miotał się pomiędzy doom metalem a Cirith Ungol i muzycy gubili się zupełnie w konwencji o której nie mieli większego pojęcia. Porażał prymitywizm przewijający się przez cały krążek i taki też stanowił kwintesencję w postaci tytułowego Dreams In Darkness, który udowadniał jak nie należało grać archetypowego heavy/power. Produkcja marna, słychać to w przypadku basu najwyraźniej w Placer Infernal, a w przypadku suchej gitary wszędzie. Zespół powrócił po latach niebytu właściwie z niczym.
W maju 2012 ukazała się składanka Battlefield Supremacy (tylko 66 ręcznie numerowanych kaset), na której osiem kompozycji pochodziło z debiutu, a cztery z [2]. Dyskografię uzupełniała przeróbka Necropolis Manilla Road na tribute The Riddle Masters z 2007. Francisco Vera bębnił na EP-ce The Cult Of Disease Procession, a Nicolás Arce zagrał na płycie powermetalowego Husar (Husar w 2011). Felipe Vuletich Tobar grał w Blackflow.
| ALBUM | ŚPIEW | GITARA | GITARA | BAS | PERKUSJA |
| [1-2] | Fox Lin Adolfo Torres | Mauricio Cavalla | Christian Willembrinck | Francisco Vera | |
| [4] | Fox Lin Adolfo Torres | Luis Arenas | Daniel Román | Nicolás Arce | Francisco Vera |
| [5] | Fox Lin Adolfo Torres | Gabriel Hidalgo | Daniel Román | Felipe Vuletich Tobar | Francisco Vera |
| [6] | Fox Lin Adolfo Torres | Soco Moraga | Peyote Barrera | Javier Sepúlveda | |
Francisco Vera (ex-Steelrage), Felipe Vuletich Tobar (ex-Witchblade)
| Rok wydania | Tytuł |
| 2004 | [1] Steel Supremacy |
| 2006 | [2] Battlefield Belongs To Me EP |
| 2008 | [3] The Slaughter Returns (kompilacja) |
| 2009 | [4] Blood, Fire, Steel |
| 2011 | [5] True Metal Victory |
| 2018 | [6] Dreams In Darkness |
