Szwajcarski zespół powstały w 1984 z inicjatywy dwójki muzyków Hellhammer - Thomasa Gabriela Warriora (właśc. Thomas Fischer, ur. 19 lipca 1963) oraz Martina Erica Aina (właśc. Martin Stricker, ur. 19 lipca 1967). Przyświecał im cel grania ambitniejszego i cechującego się lepszą produkcją, niż ich poprzedni projekt. W październiku 1984 nagrano surową debiutancką EP-kę, zawierającą utwory rozmyślnie uproszczone, o zabrudzonym brzmieniu i specyficznej demonicznej atmosferze. Potępieńcze wycie umęczonych dusz otwierało Into The Crypts Of Rays, dotyczącągo Gillesa de Rais - średniowiecznego mordercy i okultysty. Formacja czerpała inspiracje z hałasu Venom i przyspieszeń na wzór Motörhead. Wczesny Celtic Frost od ekipy Cronosa odróżniał się jednak pewną swoistą elegancją, nadal pozostając agresywnym graniem na styku thrashu, heavy i rodzącego się black metalu. Szybko okazywało się, że odejście od prymitywizmu Hellhammer to tylko pobożne życzenie, gdyż nawet rozwijający się stopniowo Visions Of Mortality tylko kopiował pomysły z EP-ki Apocalyptic Raids. Na szczęście nagrano także oparty na serii piłujących riffów Dethroned Emperor - popularny później na koncertach. W tytułowym Morbid Tales trio słyszalnie rozpędzało przy sporej dawce zaskakującej melodyjności. Procreation (Of The Wicked) to kolejny przykład oblicza Celtic Frost z ciężarem, marszowym rytmem i nieoczekiwanymi zwolnieniami. W średnio-szybkim Return To The Eve Tomowi po raz pierwszy towarzyszył kobiecy głos - tym razem niejakiej Herthy Ohling. Danse Macabre to rodzaj kolażu dźwiękowego opartego na instrumentach elektronicznych, perkusji, skrzypcach i odgłosach wichury. Na finał ultra szybki wściekły Nocturnal Fear, w który wpleciono krótką awangardową wstawkę klawiszy. Mankamentem tego blisko 25-minutowego materiału była zbyt jednolita motoryka i przy jednolitym chropawym brzmieniu instrumentów, wszystko zlewało się w całość.
15 sierpnia 1985 nagrano w Zurychu kolejną EP-kę, tym razem z nowym bębniarzem Reedem St.Markiem (właśc. Reid Cruickshank). Zespół pozostał wierny wypracowanej stylistyce, choć nieznacznie urozmaicił kawałki. Niestety w tym przypadku muzyczna ekstrema niekoniecznie szła w parze z wysoką jakością dźwięków. Dotyczyło to zwłaszcza pierwotnej wersji słynnego Circle Of The Tyrants, która z niewyraźnymi stłumionymi wokalami Toma i płaskim brzmieniem mocno odstawała od poziomu klasyka, zamieszczonego później na [3]. Gwałtowne kawałki Visual Agression i Suicidal Winds to jakby pokazówka jak młodzi muzycy potrafili grać ekstremalnie. To samo jednak ekipa udowodniła wcześniej pod szyldem Hellhammer. Z tekstów wyłaniał się obraz świata odległej przeszłości - pełnego przemocy, nikczemności i gwałtu. Muzyka Venom miała ogromny wpływ na dalszy rozwój co bardziej ekstremalnych gatunków. W USA objawiło się to w postaci thrashu, zaś w Europie przybrało formę nieustannego uszlachetniania muzycznej prostoty swego rodzaju wulgarnością. Dwie pierwsze EP-ki Celtic Frost były własnie jedną z pierwszych takich prób doskonale odzwierciedlających spuściznę Venom. Proste dźwięki balansujące na pograniczu niechlujstwa powoli czyniły z Celtic Frost jeden z bardziej obiecujących europejskich zespołów. Tempa do szaleńczych nie należały, a wokalowi daleko było do brutalności, ale to właśnie dzięki temu wygładzonemu stylowi i wspomnianej prostocie grupa uczyniła pierwszy krok ku przyszłej karierze. Grupa obracała się tu w estetyce thrash metalu, z mało ambitnymi riffami, kakafonicznymi solówkami, bulgoczącym basem i pewną dawką mroku.
Martin Eric Ain wkrótce odszedł z grupy i zastąpił go Dominic Steiner (ex-Junk Food). Ukoronowaniem pierwszego okresu działalności był nagrany z nim jesienią 1985 w Berlinie [3], na którym Celtic Frost nieco złagodzili brzmienie w porównaniu do EP-ek. Okładkę zdobiła reprodukcja obrazu Gigera. Zmianie uległa formuła muzyczna, tym razem mniej surowa i chaotyczna. Generalnie zespół nadal grał metal prosty, oparty na ciężkich riffach, ale tym razem zastosowano udane próby skomplikowania stylu, znalazło się nawet miejsce dla kilku solówek. Ten thrash był jednocześnie oryginalny i nie mający odpowiednika w dokonaniach konkurencji - przede wszystkim przez wzgląd na liczne zwolnienia i sporą dawkę masywności płynącą z "przybrudzonych" riffów. Bawienie się w ciężar i ślamazarność muzyki, powodujące utrzymanie kompozycji w leniwych rytmach, to słyszalny przyczynek do rozwoju angielskiej sceny doom/klimatycznej (Paradise Lost, wczesna Anathema czy My Dying Bride). W nagraniach wykorzystano brzmienie trąb, rogów i symfonicznych klawiszy, zaproszono również operową wokalistkę Claudię-Marię Mokri. Ten element kontrastów wokalnych w kolejnej dekadzie został przez innych z powodzeniem rozwinięty. Wszystkie te nowinki stanowiły suplement do dominującej na płycie thrashowej stylistyki - z typowymi dla gatunku galopadami i połamaną jazzującą rytmiką. Mrocznie prezentowało się się surowe brzmienie, które jednak po raz pierwszy było pozbawione elementów garażowej amatorszczyzny. Taka produkcja nadawała całości ponurego zimowego klimatu, typowego dla spowitych chmurami górskich szwajcarskich przełęczy. Na wstępie długie instrumentalne intro Innocence And Wrath, w którym słuchacz po raz pierwszy stawał przed rogami i klasycznymi instrumentami perkusyjnymi, idealnie zgranymi z tradycyjnie metalowym łupaniem. The Usurper i Jewel Throne przynosiły bezkompromisową thrashową jazdę z okazjonalnymi zwolnieniami. Za to Dawn Of Megiddo to już nowinka - klasycznie doomowy numer, w której całkiem nieźle wokalnie poczynał sobie Tom, a ponurą atmosferę budowały podniosłe wstawki klawiszy. Wolno i ciężko rozpoczynał się też Eternal Summer, ale po chwili utwór nabiera ł prędkości, galopując przed siebie i zachowując sporą dawkę melodyjności. Ta była znakiem rozpoznawczym killera Circle Of The Tyrants, który za sprawą ciekawego kontrastu między energetyczną pierwszą połową a zdecydowanie wolniejszą drugą był najbardziej rozpoznawalnym kawałkiem na tym krążku. Długi hipnotyzujący Fainted Eyes to najbardziej tradycyjny thrash, choć nawet tutaj muzycy pokusili się o ciekawe zwolnienie. Tears In A Prophet`s Dream to odpowiednik Danse Macabre debiutanckiej EP-ki - w pełni instrumentalny, zdominowany przez lekko industrialne brzmienie klawiszy i "paranoiczne" zagrywki. Na finał wolny Necromantical Screams z kapitalnymi dialogami wokalnymi Toma i Claudii-Mari, smolistymi riffami oraz bogatymi wstawkami instrumentów klasycznych. Album słyszalnie wyprzedzał epokę, w której powstał. Pod względem zastosowanych rozwiązań aranżacyjnych i klimatu pasowałby raczej do lat 90-ych, na których kształt zresztą wywarł ogromny wpływ. [3] zamknął pierwszy dynamiczny i agresywny okres w historii Celtic Frost - w zasadzie właśnie ten etap doczekał się mnóstwa naśladowców i kontynuatorów. Nawet w XXI wieku to granie jest w stanie inspirować fanów i wykonawców mrocznej muzyki metalowej. Po powrocie Martina Eric Aina nagrano [4], na który trafiły ponownie nagrane The Usurper, Jewel Throne oraz Return To The Eve. Ta ostatnia wersja zwracała uwagę podniosłym kobiecym śpiewem w środkowej części, lecz zaraz zawodził Warrior, który na potrzeby tego utworu nagrał dziwaczne niby-śmieszne wokale, powstałe jakby pod wpływem upojenia alkoholowego.


Od lewej: Reed St.Mark, Thomas Gabriel Warrior, Martin Eric Ain

W rok później Warrior uczestniczył w nagraniu demówki Coroner "Deathcult", a Ain powrócił do składu. W zasadzie po nagraniu takiego albumu jak [3] muzycy mogliby poprzestać na odcinaniu kuponów od sławy i tworzeniu kolejnych wariacji na temat poprzedniego krążka z elementami dostosowującymi go do wymagań współczesności. Prawdziwego artystę poznaje się jednak nie po tym, że spoczywa na laurach i schlebia tanim gustom fanów, ale po tym że potrafi w sensowny sposób przełamywać własne ograniczenia i możliwości. W przypadku Celtic Frost taka sytuacja właśnie miała miejsce, bo na [5] Szwajcarzy postanowili mocno zmodyfikować swoją muzykę i nadać jej miejscami bardzo zaskakujące formy. Album nagrano między styczniem i kwietniem 1987 bez pomocy producenta spoza własnego grona, za to z gościnnym udziałem kwartetu smyczkowego i waltornisty. Płyta zawierała cykl utworów dotyczących upadku Babilonu i śmierci cywilizacji, a okładkę stanowiła piekielna wizja Hieronymusa Boscha. Pod względem muzycznym materiał dowodził, że metal nie był skazany na jednowymiarowość i czy "prymitywizm" środków wyrazu. Stylistycznie zerwano z agresywnym thrashem, słyszalnie zwoniono, a podstawą stały się średnio-szybkie kawałki na wzór Dethroned Emperor z [1]. Krążek miał eklektyczny charakter, z którego najbardziej szokowały kompozycje w zupełnie nowym stylu, którego wcześniej po Celtic Frost nikt by się nie spodziewał. Te utwory inspirowały sioę zyskującym na popularności w drugiej połowie lat 80-ych rocku gotyckim z mrocznym dołującym nastrojem. Tom Gabriel Warrior zaskakiwał czystym śpiewem, fragmentami pełnym tęsknoty i bólu. W ten sposób za sprawą takich kompozycji jak I Won`t Dance, Mesmerized czy Sorrows Of The Moon Celtic Frost stał się prekursorem metalu gotyckiego w latach 90-tych. Z kolei dzięki ponownemu udziałowi w nagraniach operowej wokalistki Claudi-Marii Mokri oraz wykorzystaniu w części nagrań brzmień klawiszy czy orkiestracji, album wywarł spory wpływ na rozwój metalu symfonicznego. W pamięć mogły zapaść ponadto drobne wycieczki w rejony industrialne z mechanicznym sztucznym rytmem, loopami i wykorzystywaniem elektroniki, co później miało stać się bliskie twórczości takich kapel jak Godflesh i Scorn. W konsekwencji o ile [3] wywarł gigantyczny wpływ na rozwój wielu ekstremalnych odmian muzyki metalowej, tak [5] miał znaczny udział w tworzeniu oblicza tych bardziej przystępnych i melodyjnych. Jednakże wartość płyty nie sprowadzała się tylko do jej wpływu na przyszłość, ale przede wszystkim na jakości poszczególnych nagrań. Spora przebojowość stała się zresztą obiektem ataku ze strony konserwatywnych fanów zespołu, zarzucających Celtic Frost sprzedanie się i pójście w kierunku komercyjnych odmian metalu. Pozytywnego odbioru całości nie psuło brzmienie, które mimo częściowej surowości charakteryzowało się również selektywnością pozwalającą w pełni wychwycić wszystkie niuanse brzmieniowe. Na początek wchodził cover amerykańskiej rockowej grupy Wall Of Voodoo Mexican Radio - heavy/thrashowa przeróbka o wręcz radiowej nośności, czego symbolem był odśpiewany chóralnie przez cały zespół refren. W równie prostym i melodyjnym Mesmerized pojawiał się czysty śpiew lidera nadający numerowi dołujący smutny wydźwięk. Powrotem do klasycznego thrashu w żwawym tempie z groźnym pokrzykiwaniem był Inner Sanctum - utwór najbardziej odwołujący się do własnej przeszłości. Jego przeciwieństwo stanowił Tristesses De La Lune, wykonany po francusku zmysłowym erotycznym głosem Manü Moan z gotyckiej kapelki The Vyllies, która za sprawą ciekawych dialogów między gitarami a instrumentami smyczkowymi nasuwała pewne skojarzenia późniejszych fanom Therion. Ciężkie oblicze formacji z okazjonalnymi thrashowymi przyspieszeniami prezentowały Babylon Fell i Caress Into Oblivion - ambitne kompozycje zanurzone w tradycyjnym metalu. Druga połowa płyty to słyszalny skok w nastrojowe i klimatyczne rejony przy zachowaniu przebojowości nasączonej gotyckim mrokiem za sprawą I Won`t Dance (odczytanie Hendrixa przez pryzmat heavy/thrashu) i Sorrows Of The Moon. Następnie trio w Rex Irae (Requiem) oraz Oriental Masquerade muzyka robiła się mroczna i ponura - w aranżacjach wykorzystano instrumenty klasyczne, orkiestracje i operowy śpiew Claudi-Mari Mokri. Te dwa kawałki jawią się dziś jako protoplaści metalu klimatycznego i z tego powodu stały się wzorcem do naśladowania dla sporej liczby zespołów metalowych tworzących w kolejnej dekadzie XX wieku. Najbardziej kontroweryjny był One In Their Pride - wycieczka w rejon czystego monotonnego industrialu. Początkowo album spotkał się z niezwykle chłodnym odbiorem i dopiero dekadę później dzieło stało się obiektem powszechnego kultu wśród miłośników europejskich zespołów klimatyczno-metalowych. Dziś album już nie szokuje, a niektóre z chwytów nie do końca wytrzymały próbę czasu. Nie zmienia to jednak faktu, że historyczne znaczenie tej płyty jest olbrzymie i należy traktować ją z szacunkiem.


Thomas Gabriel Warrior w koszulce Coroner

Zespół kiepsko radził sobie z falą krytyki pod adresem płyty. Fischer początkowo rozwiązał Celtic Frost, ale juz w pierwszej połowie ekipa wznowiła działalność w przemeblowanym składzie. Nie znaleźli się w nim ani Martin Eric Ain, ani Reed St. Mark - pojawili się natomiast gitarzysta Oliver Amberg, basista Curt Bryant i stary znajomy bębniarz Stephen Priestley. Warrior na przekór wszystkim postanowił kontynuować eksperymentalny kierunek i [6] był jeszcze spokojniejszy, utrzymany w stylistyce heavymetalowej z wpływami modnego w tamtych czasach glam metalu. Ostateczny rezultat okazał się szokujący, poparty w dodatku nowym koszmarnym image, nawiązującym do najbardziej tandetnych wzorców pudel metalu. Płyta zrywała z jakąkolwiek muzyczną ekstremą, czerpiąc stylistycznie z najbardziej przystępnych i melodyjnych kawałków z [5] jak Mexican Radio czy I Won`t Dance. Kwartet zaprezentował melodyjny heavy w średnich tempach, zagrany w tradycyjnej zwrotkowo-refrenowej formule - bez specjalnych zaskoczeń czy ambicjonalnych ciągot. Za sprawą nieco przybrudzonego brzmienia próbowano sprawić fałszywe wrażenie mroku. Okazjonalnie pojawiał się sopran Amerykanki Michelle Villanuevy, która wyszła za mąż za Warriora w 1990. Wokal lidera brzmiał mało przekonująco i nie odnajdował się w tradycyjnie zaśpiewanym repertuarze, do tego podanym "na wesoło". Już na samym starcie fani otrzymywali cios w postaci intro Human, w którym Thomas próbował rapować w stylu Anthony`ego Kiedisa z Red Hot Chili Peppers czy Mike`a Pattona z Faith No More. Poza ogólną (mało zrozumiałą zmianą stylu) najbardziej rozczarowywały same utwory, zwłaszcza ich podobieństwo do siebie, ocierające się wręcz o nudę. Odmienna była również końcówka w postaci najszybszego i niestety głupkowatego wokalnie Tease Me oraz dodanego jako bonus koncertowego wykonania Mexican Radio. Z mizernej całości można było wyłuskać zaledwie kilka pozytywnych momentów: oparty na melodyjnych riffach Seduce Me Tonight, dość przebojowy Cherry Orchards oraz wyjątkowo wyrazisty riffowo Dance Sleazy. Resztę można było bez żalu pominąć. [6] stał się błyskawicznie albumem wyklętym nie tylko przez wszystkich fanów Celtic Frost, ale także przez samych muzykow, którzy wielokrotnie uznawali go za pomyłkę w swojej dyskografii - do tego stopnia, że kiedy dokonywano późniejszych zremasterowanych wznowień swoich klasycznych albumów, to nigdy tego nie zrobili tego z płytą właśnie. Album okazał się artystyczną porażką i jednym eksperymentalnym krokiem za daleko. Celowanie w wesołkowate i lekkie aranżacje glam metalu okazało się tak skrajnie odmienne od tego z czym kojarzono Celtic Frost, że nie mogło to się udać. Przy okazji to granie w wykonaniu Warriora i spółki było mało wiarygodne i kompletnie nieprzekonujące.
Na [7] Martin Ain również nie zagrał, za to nagrał część partii basu i współtworzył większość utworów. Ekipa zaprezentowała granie mało atrakcyjne jak na tamte czasy, zimne i beznamiętne, z emocjami skrywanymi pod grubą warstwą pancerza, zbudowanego z potężnych riffów zbrojonych utwardzoną stalą. W roku 1990 nastąpiło thrashowe przesilenie i jednocześnie narodziła się potęga prowadząca ku czasowej supremacji death metalu. Ponownie Szwajcarzy okazali się wizjonerami serwując metal pozbawiony praktycznie agresji, z wyjątkiem A Kiss Or A Whisper o thrash/blackowych korzeniach i reminiscencjach z płyt wcześniejszych. Album jawił się jako zaprogramowany przez automat walec: riff za riffem i akord za akordem, czego przykładem były choćby już dwa otwierające numery: The Heart Beneath oraz Wine In My Hand (Third From The Sun). Słuchanie tej płyty można by porownać do siedzenia samotnie w oświetlonym sztucznym światłem bunkrze i chłonięcie alienacji w motoryce, która działała hipnotycznie jak błyskające w ciemności światło. Ta skorupa pękała w The Name Of My Bride, gdzie nieco emocji ulatywało z tego smutnego grania. Ciepła nie przynosił także głos Uty Gunther w Wings Of Solitude, brzmiący niczym zduszony płacz maszyny porzuconej na złomowisku. Każdy dźwięk miał tutaj swoje miejsce i ciął z chirurgiczną precyzją. Na krążku znalazł się oryginalne jeden cover - był to This Island Earth Bryana Ferry`ego. W późniejszych edycjach dodano również przeróbkę Heroes Davida Bowie. Kończący Nemesis stanowił podróż w odmienne stany świadomości i psychodeliczne zakręcone skrzypce na sam koniec wskazywały drogę jeszcze dalej. Powstała pozycja często niesłusznie pomijana wśród fanów zespołu - eksperymentalna i poszerzająca postrzeganie metalu przy wykorzystaniu tego, co metal oferował w swoim obrębie gatunkowym. Album wyprzedzał swoją epokę i nawet dziś w wielu momentach stanowi nadal niezbadaną do końca ścieżkę, na którą w jawny sposób nikt nie wkroczył.
W końcu 1991 grupa rozpoczęła w Minneapolis pracę nad kolejnym albumem Swinging Thing, ale nigdy jej nie ukończyła, gdyż krytykowany przez rozgoryczonych fanów Warrior nie wytrzymał presji i rozwiązał zespół. Tymczasem szefowie niemieckiej wytwórni Noise Records posiadała duży talent do wyciskania z posiadanych w swoim katalogu formacji nieznanych na albumach bonusowych utworów i zapełniania nimi kolejnych składanek. Dlatego też wydany w lutym 1992 kompilacyjny [8] stał się dla fanów nie lada rarytasem. Stanowił on połączenie składanki typu "best of" z niepublikowanymi wcześniej kompozycjami. W przyszłości większość z nich trafić miała na zremasterowane edycje, jednak wówczas wtedy sporo numerów nie było wydanych nigdzie indziej. 18 numerów i 73 minuty muzyki mogły jednak zmęczyć każdego. Na sam początek i koniec wrzucono premierowe kawałki. Środek wypełniono natomiast kompozycjami znanymi i nieznanymi bez zastosowania kryterium chronologicznego. Nie zawsze zdawało to egzamin, ponieważ twórczość Celtic Frost w latach 80-tych mocno ewoluowała, w związku z czym postawienie obok siebie szybkich ostrych blackujących numerów z tymi melodyjnymi i o dużym potencjale komercyjnym nie zawsze się sprawdzała. Do tego dochodził problem z poziomem głośności poszczególnych utworów - na kompilację trafił materiał o o różnym poziomie natężenia i dynamiki głośności. Niepotrzebnie wrzucono zbyt wiele utworów z [6] i [7], a starsze kultowe pozycje potraktowano po macoszemu. Z nowszych albumów znalazło się aż sześć kawałków, z czego Juices Like Wine i Downtown Hanoi nagrano ponownie, bez zmiany jednak ich glam metalowego charakteru. Ponownie nagrano też Mexican Radio, ale ta wersja wypadła słabo pomimo porcji pomysłowych solówek. Z rarytasów na największą uwagę zasługiwał Journey Into Fear nagrany w czasach [2] - rzecz szybka i agresywna, mocno nawiazująca do stylistyki Hellhammer. Z czasów [5] dorzucono krótki In The Chapel In The Moonlight oraz masywny The Inevitable Factor z czystym śpiewem Toma. Warte poznania były nowsze kawałki kontynuujące styl [7], ale w wersji jeszcze mocniejszej: osadzony w mechanicznie wybijanej rytmice Idols Of Chagrin, połamany rytmicznie A Descent To Babylon (Babylon Asleep) i przede wszystkim dłuższy i najbardziej rozbudowany Under Apollyon`s Sun. Składankę ostatecznie przeznaczono dla najbardziej zatwardziałych miłośników zespołu. Wytwórnia podjęła tu próbę (poza zarobieniem łatwej kasy rzecz jasna) przekonania nieprzekonanych do zawartości [6] i [7], obudowując w większości najlepsze utwory z tych wydawnictw sporą dawką niepublikowanych rarytasów, kilkoma klasykami i dwoma premierowymi nowinkami. Wartość wydawnictwa podnosiła bogata i ciekawa szata graficzna, zawierająca wyczerpujące opisy każdej z prezentowanych na niej kompozycji. Zaczerpnąwszy nazwę od numeru premierowego, Thomas Gabriel Warrior założył nową grupę Apollyon Sun, która była tylko nędznym cieniem Celtic Frost.


Reaktywacja. Od lewej: Erol Unala, Thomas Gabriel Warrior, Martin Eric Ain, Franco Sesa

Muzycy znów zebrali się w studio na początku 2006, by nagrać idącą z duchem czasu [9]. Wszyscy czekali na powrót Celtic Frost, ale mało kto wierzył, że zespół nagra płytę znakomitą, wywracającą metalowy świat do góry nogami. W tym całym zamieszaniu najbardziej intrygowała niejasność sytuacji. Zarówno tworząc dzieła epokowe, jak i popełniając gnioty, Szwajcarzy nigdy nie pozwolili się rozgryźć. Najbardziej ogłupiał odzyskany geniusz twórczy, gdyż to nie był tylko "udany powrót ważnego niegdyś zespołu". To przede wszystkim nowe rządy prawdziwych wizjonerów, dla których jedynym ograniczeniem była ich własna wyobraźnia. Płyta już od pierwszych dźwięków rzucała na kolana i w takiej pozycji trzymała słuchacza do samego końca. Powalało mocarne i przyprawione basem brzmienie (produkcją zajął się Peter Tägtgren, lider Hypocrisy). Płyta nie stanowiła powrotu wzbogaconego o blackowe elementy thrash metalu, ani też gotycko-klimatycznego grania z [5]. materiał trzymał się przede wszystkim wolnych i bardzo wolnych temp i jedynie z rzadka się rozpędzał. Do tego w wielu miejscach za sprawą korzystania z dość melodyjnych riffów i zwiewnych melodii, krążek przypominał wczesne dokonania My Dying Bride i Anathemy. Wykorzystano jednocześnie sporo sprzężeń i dysonansów a także miażdżące brzmienie nawiązujące do sludge metalu i starych dokonań Neurosis. Uwagę zwracały mechaniczne proste uderzenia perkusji i technologiczna otoczka na wzór industrialnego metalu Godflesh. Nad wszystkimi tymi nowinkami unosił się złowrogi klimat black metalu, którego elementem były okazjonalnie skrzeczące wokale Martina Erica Aina, a także gościnnie występującego Satyra Wongravena. Mylił się jednak ten kto uznał, że stworzono tylko eklektyczny kolaż różnych odmian muzyki metalowej, pozbawiony wspólnego mianownika. Zarówno tworzące charakterystyczną ścianę dźwięku zapiaszczone riffowanie, hałaśliwe solówki i różnorodny wokal Toma to podstawowe i najbardziej charakterystyczne elementy "stylu" Celtic Frost, za który fani pokochali ten zespół w latach 80-tych. Kompozycje doskonale mieszały klasyczne schematy arażacyjne i wyrazistość motywów z wycieczkami w kierunku ambitnego kombinowania oraz charakterystycznych dla XXI-wiecznych odmian metalu transowości i zabaw brzmieniami. 78 minut muzyki słuchało się z zapartym tchem, nie było tu miejsca na nudę czy monotonię. Na początek utrzymanego w żwawym (monotonnie wystukiwanym) tempie Progeny, a po nim porcję leniwego ultraciężkiego sludge/doomu oferował Ground - wprowadzenie we właściwą stylistykę [9]. To jednak tylko przygrywka przed kompletnie odmiennym od czegokolwiek stworzonego przez Celtic Frost wcześniej A Dying God Coming Into Human Flesh, w którym stonowane i beznamiętnie śpiewane przez Toma zwrotki skontrastowano z wściekłymi erupcjami agresji w miażdżących gitarowo refrenach, w których do tego darł się niczym potępieniec na blackową modłę Martin Eric Ain. Sporym zaskoczeniem był także Drown In Ashes, numer zaskakująco wyciszony i utrzymany w depresyjnym nastroju, a czysty śpiew Toma wsparła gotycko brzmiąca wokalistka Lisa Middelhauve z Xandrii. Przez cały czas trwania tego utworu słuchacz oczekiwał na wybuch mocy, co jednak nie następowało w przeciwieństwie do Os Abysmi Vel Daath. W tym numerze posłużono się klasycznie doomowym powolnie wybijanym rytmem i wielobarwnym śpiewem Warriora, a przy tym nie zabrakło okazjonalnych wyskoków agresji i apokaliptycznego klimatu. Przypomnieniem o dawniejszych czasach był dynamiczny Temple Of Depression, który zwracał na siebie uwagę mechaniczną rytmiką oraz industrialnym brzmieniem klawiszy. Post-metalowe granie powracało w przeciąganym w nieskończoność Obscured, który ze względu na narastający poziom głośności dźwięków i transowość przypominał nagrania Anathemy z czasów Pentecost III. Więcej tradycyjnie metalowego brzmienia zawarto w zwięzłym i prostym Domain Of Decay. Ostatnim wyskokiem w kierunku szybszego grania był przydługi Ain Elohim, nasycony w drugiej połowie apokaliptycznym nastrojem. Finał albumu to ponad 23-minutowy Triptych, składający się z trzech utworów. Były to: industrialny Totengott, Synagoga Satanae oraz smutny instrumentalny Winter (zagrany jedynie przy pomocy smyczkowych instrumentów klasycznych). Najważniejszym rozdziałem tryptyku był 14-minutowy nihilistyczny Synagoga Satanae - bezdyskusyjnie najbardziej ambitna i rozbudowana kompozycja w dorobku Celtic Frost. Złożyły się na to: długie pełne gitarowych sprzężeń intro, neurosisowy riff przewodni, killerski refren oraz wycieczki w rejony klimatycznego doomu/black metalu. Płyta była nie tylko rewelacyjnym powrotem do studyjnej aktywności, ale również najlepszym z możliwych przykładem w jaki sposób kultowe zespoły powinny się realizować dźwiękowo po latach absencji. Krążek przedstawiał nowoczesnego podejście do tworzenia ekstremalnych dźwięków przy jednoczesnym zachowaniu tradycji. Finalny tryptyk był niczym requiem dla zniszczonego świata, gdyż z tej podróży nikt nie wychodził żywy. Tak jak kiedyś Celtic Frost wyprzedzał muzycznie swoją epokę, tak na tej jednej płycie zamknął całe 16 lat podczas których zespół żył poza blaskiem fleszy.
W 2008 Warrior ponownie zawiesił działalność Celtic Frost i założył Triptykon. Martin Eric Ain zmarł 21 października 2017 na zawał serca w wieku 50 lat. Reed St.Mark grał w hard rockowo-stonerowym MindFunk (EP-ka Touch You i płyta Mind Funk - obie nagrane w 1991).Dyskografię zespołu uzupełnia dwupłytowa składanka Innocence And Wrath z czerwca 2017.

ALBUM ŚPIEW, GITARA GITARA BAS PERKUSJA
[1] Thomas Gabriel `Warrior` Fischer Martin `Eric Ain` Stricker Stephen `Priestley` Gasser
[2] Thomas Gabriel `Warrior` Fischer Martin `Eric Ain` Stricker Reid `Reed St.Mark` Cruickshank
[3] Thomas Gabriel `Warrior` Fischer Dominic Steiner Reid `Reed St.Mark` Cruickshank
[4-5] Thomas Gabriel `Warrior` Fischer Martin `Eric Ain` Stricker Reid `Reed St.Mark` Cruickshank
[6] Thomas Gabriel `Warrior` Fischer Oliver Amberg Curt Bryant Stephen `Priestley` Gasser
[7] Thomas Gabriel `Warrior` Fischer Ron Marks Curt Bryant Stephen `Priestley` Gasser
[9] Thomas Gabriel `Warrior` Fischer Erol Unala Martin `Eric Ain` Stricker Franco Sesa

Erol Unala (ex-Apollyon Sun)

Rok wydania Tytuł TOP
1984 [1] Morbid Tales EP
1985 [2] Emperor's Return EP
1985 [3] To Mega Therion
1986 [4] Tragic Serenades EP
1987 [5] Into The Pandemonium
1988 [6] Cold Lake
1990 [7] Vanity / Nemesis
1992 [8] Parched With Thirst I Am Dying (kompilacja)
2006 [9] Monotheist #8

          

    

Powrót do spisu treści