Angielskie trio założone w 1993 w Bournemouth. Już debiut wypełniły ciężkie, przytłaczające i stricte doomowe utwory, dotyczące przestrzeni kosmicznej i diabelskiej natury (Devil`s Bride, Priestess Of Mars). Jednak dopiero [2] zdefiniował charakter brzmienia formacji, jednocześnie wyznaczając nową jakość w obrębie swojego gatunku. Znakami rozpoznawczymi stały się powolne i gęste niczym smoła tempa, nisko strojona gitara Osborna oraz świdrujące linie basu. W partiach solowych słychać było oczywiście wyraźny ukłon w kierunku stylu gry Tommy`ego Iommiego, a numerom nadano dość rozbudowane aranżacje. W tym wszystkim Electric Wizard znaleźli też miejsce na pewne zabawy z brzmieniem i konwencją. W przykładowym Ivixor B/Phase Inducer zastosowano egzotyczne śpiewy, strzępki głosów oraz barwny korowód efektów dźwiękowych z pedałem wah-wah na czele. Osborn czerpał inspiracje do tekstów z rozmaitych źródeł - od horrorów klasy B i twórczości Lovecrafta począwszy, a na zagadnieniach okultyzmu, czarnoksięstwa i narkotykach skończywszy. [3] zawierał jedynie dwa utwory (Chrono.Naut i Chrono.Naut Phase 2), które wydano ponownie jako jeden 17-minutowy kawałek na splicie z Orange Goblin w grudniu 1997.
Grupa zupełnie zadziwiła [5], zrywając z obliczem Electric Wizard jako kapeli, która jedynie sprawnie odgrywała to co inni dawno temu przerobili na dziesiątki sposobów. Ten krążek sprawił, że to właśnie ekipa Osborna stała się punktem odniesienia dla wielu innych formacji. Do tej pory elementy stonerowe pełniły co najwyżej rolę sympatycznej dekoracji. Kluczem do osiągnięcia sukcesu okazał się porywający kompozyt doom metalu, stonera w rozszerzonej wersji, swojskiego sludge i psychodelicznego rocka. Teoretycznie taka mikstura nie była jak na tamte czasy szczególnie ekstrawagancka, gdyż wszystkie te style w jakiś sposób się przenikały i uzupełniały, a jednak nikt inny nie miał na tyle odwagi, by te składniki solidnie wymieszać i pozostawić w jakimś obskurnym garażu, aby dojrzały do pełnoprawnych form. Trio uzyskało odpowiedni ciężar dzięki odpowiedniemu przesterowaniu gitary oraz basu, a także pewnych zniekształceniach w sferze wokalu Osborna. Opierając się często na jednym riffie, Anglicy poddawali go rozlicznym modyfikacjom. Podczas, kiedy zagrywki rozpływały się, rozwijały i kompletnie zmieniały strukturę, słuchacz podskórnie wyczuwał jakąś podejrzaną chwytliwość - słyszalną zwłaszcza w momentach, kiedy zespół przyśpieszał jak w drugiej części Funeralopolis. Kiedy w przypadku innych grup ten stop elementów jawiłby się jako sprzeczność, Electric Wizard przekuł w swój największy atut. Rockowe melodie stanęły naprzeciwko maksymalnemu nagłośnieniu, doomowa prostota krzyżowała się z narkotycznymi improwizacjami, a szacunek do przeszłości emanował dzięki możliwościom ówczesnej techniki. Krytycy porównali płytę do mixu transowości Sleep, przywiązania do detali na wzór Kyuss, dynamiki późnego Cathedral oraz prób zmetalizowania psychodelicznego rocka metodami Blue Cheer. Wszystko osnuto marihuanowym smogiem i wzmocniono apokaliptycznym brzmieniem pierwotnego Black Sabbath z ledwie słyszalnym wokalem.
Ciekawiły także pozostałe płyty - na [6] mocniej postawiono na psychodeliczne eksperymenty, na [7] górę wzięły zapędy w kierunku sludge, a na [8] wrócił w pełni diabelski doom (m.in. ponad 11-minutowy Black Magic, Rituals & Perversions). Warto podkreślić, że w 2001 w grupie nastąpił rozłam - Backshaw i Greening odeszli, aby utworzyć doomowo/deathowy Ramesses (Misanthropic Alchemy w 2007, Take The Curse w 2010 i Possessed By The Rise Of Magik w 2011). Osamotniony Jus Osborn nie poddał się i zrekrutował nowy skład, w tym uroczą gitarzystkę Liz Buckingham. Kolejnym punktem kulminacyjnym kariery Electric Wizard był [9] - niezwykle przyjazny, pomimo unikalnego dusznego brzmienia, ale wymagający zaakceptowania paru zasad. Obok dość przebojowych Black Mass i Venus In Furs ze wstępem rodem z horrorów klasy B, które wydawały się jakby przynętą, grupa zaserwowała kompozycje ocierające się o mantryczne quasi-doomowe jam session, nie zapominając przy tym wszystkim o szelmowskim uśmiechu. Przez te lata styl formacji nie zmienił się znacznie, ale eksplorowanie tych samych wątków za każdym razem było tak samo fascynujące. Pomimo niemal rytualnego wydźwięku, krążek także fragmentarycznie doskonale dawał sobie radę, uwydatniając wcześniej nieznane cechy w przypadku Electric Wizard - Patterns Of Evil czy Turn Off Your Mind posiadały rewelacyjne popowe refreny, monumentalny Satyr IX zachwycał monumetalnym riffem, a wieńczący całość Crypt Of Drugula ujawniał skrywane do tej pory ciągoty ku drone. Przez cały krążek kultywowano ideę "bujanych" refrenów, rozpoczętą nieśmiało na [8] (halucynogenno-satanistyczna konwencja). Słuchacz mógł niemal partycypować w tym złowieszczym rytuale, nie tylko w roli obserwatora, ale też wszechwiedzącego narratora, wolnego od wszelkich ograniczeń.

Późniejsze losy członków zespołu:

ALBUM ŚPIEW GITARA BAS PERKUSJA
[1-6] Jus Osborn Tim Bagshaw Mark Greening
[7] Jus Osborn Elizabeth Buckingham Rob Al-Issa Justin Greaves
[8] Jus Osborn Elizabeth Buckingham Rob Al-Issa Shaun Rutter
[9] Jus Osborn Elizabeth Buckingham Tasos Danazoglou Shaun Rutter
[10] Jus Osborn Elizabeth Buckingham Count Orlof (Jus Osborn) Mark Greening
[11] Jus Osborn Elizabeth Buckingham Clayton Burgess Simon Poole

Justin Greaves (ex-Iron Monkey, ex-Teeth Of Lions Rule The Divine), Tasos Danazoglou (ex-Great Coven, ex-Eight Hands For Kali)

Rok wydania Tytuł TOP
1995 [1] Electric Wizard
1997 [2] Come My Fanatics... #23
1997 [3] Chrono.naut EP
1998 [4] Supercoven EP
2000 [5] Dopethrone
2002 [6] Let Us Prey #25
2004 [7] We Live
2007 [8] Witchcult Today
2010 [9] Black Masses
2014 [10] Time To Die
2017 [11] Wizard Bloody Wizard

          

        

Powrót do spisu treści