
Szwedzka grupa założona w 1988 w Visby. Zaistniała na rynku muzycznym demówką "Sick Disgust Eternal" w 1988. W tamtym okresie eksplodowała deathmetalowa rewolucja w Szwecji i to co na początku było niewinnym ruchem orbitującym wokół garstki małolatów chcących od życia czegoś nowego, przeistoczyło się w jeden z najsilniejszych nurtów w historii metalu. Muzycy Grave (obok Entombed, Edge Of Sanity, Dismember i Unleashed) zdecydowali się czynnie uczestniczyć w tym procederze. Debiut stanowił mordercze uderzenie, z taką łupanką jeszcze Skandynawia nie miała do czynienia. Producent Thomas Skogsberg ze studia Sunlight wydobył z muzyki Grave to, czego nie udało mu się wydobyć z innych kapel, które u niego nagrywały. Tłuste brzmienie ofiarował on niemalże każdej grupie, ale atmosferę zła, przerażenia i "toczącej się choroby" już nie. Trudno było mówić o wyjątkowości, ale w przyszłości mogła to być karta przetargowa w nieustającym wówczas wyścigu o palmę pierwszeństwa w Szwecji. Z pewnością unikalne były riffy - inne kapele przeważnie poszły w kierunku techniki i solówek, ale Grave postawili się na prostotę - sprawiającą, że to właśnie Grave zabrzmiał najciężej i najbardziej bluźnierczo ze wszystkich szwedzkich zespołów w tamtym czasie. Niesamowicie nisko strojone gitary grały rozlazłe akordy na tle których niesamowicie pulsował bas. Od strony instrumentalnej było dobrze, słabiej wypadły jednak same kompozycje. Nastawione na zniszczenie i moc, po pewnym czasie robiły się monotonne i zlewały się w jedną całość. To było jednak świadectwo, z którym należało się liczyć. Szwedzki death metal dopiero się narodził, a już przedstawiał słuchaczom kilka różnych inkarnacji, aby każdy zainteresowany mógł wybrać opcję dla siebie.
Na [2] pewne zmiany stylistyczne nie wyszły formacji na dobre. Co prawda brzmienie stało się przejrzystsze, ale przy tym o wiele bardziej płytkie. Na szczęście materiał był dawką mocnego i nieco podniosłego deathu. Krytykom słuchającym tego krążka na myśl przychodziło brzmienie angielskiego Bolt Thrower - charakterystyczne budowanie tempa na ociężałej dudniącej podwójnej stopie oraz lekko ospałe i wybitnie ciężkie riffy grane w średnich tempach. Mimo wyraźnych inspiracji, muzyka Grave zachowała cechy, które sprawiały, że byli zespołem jedynym w swoim rodzaju. Specyficzny feeling, atmosfera rozkładu, dobre wokale Sandströma – tych kilka elementów sprawiło, że Grave nie został posądzony o zrzynanie ze bardziej utytułowanych kolegów. Wydłużeniu poddane zostały same utwory - każdy z nich był rozbudowanym i bezlitosnym fonicznym atakiem, któremu towarzyszyło morze różnych pauz i przejść. Znów brutalne i niemal prostackie riffy robiły większe wrażenie niż techniczne wywijasy. [3] w pewnym stopniu ratowała dobrą prasę zespołu po średnio przyjętym [2]. Muzycy nadal tłukli niezmiennie, bez spektakularnych udziwnień. EP-ka była niepisanym powrotem do przeszłości - do miarowych blastów i nisko strojonych gitar.
[4] udowadniał nadal jednak, że po genialnym debiucie Grave wciąż nie potrafili znaleźć stabilności stylistycznej. Tym razem Szwedzi zapatrzyli się w amerykańskich kolegów z Obituary. Jensa Paulsson tym razem się nie popisał, a jego partie perkusji należały do jednych z najprostszych, jakie dotychczas fani deathu słyszeli. Gdyby nie morderczo niskie i "przerażające" gitary, ten album byłby jednym wielkim niewypałem. Zamiast klasycznego wygrzewu krążek zawierał średnio przyswajalną próbę budowania temp na stopach. Zniknął złowieszczy i przeszywający growl, a zastąpił go niezbyt trafiony ryk. Jedynie gra Lindgrena ujmowała jak zawsze, lecz reszta jego kolegów nie potrafiła w stanie dźwignąć ciężaru nagrania nowego materiału. Zaskoczeniem in minus był również Bullets Are Mine, wybitnie przypominający death`n`rollowe dokonania kolegów z Entombed.
Forma na [5] nadal staczała się w dół. Tym razem było to słychać wyraźnie - zespół dopadł kryzys personalny. Ola Lindgren wziął na swoje barki cały ciężar jaki wiązał się z komponowaniem. Wyszło mu to nawet całkiem sensownie, jednak z muzyki Grave uszedł cały klimat. Fani szczerze twierdzili, że autorytet grupy zamienił się w proch, następnie rozwiany podmuchem z rozgrzanych do czerwoności wzmacniaczy Entombed i Dismember. To byłby całkiem niezły album, gdyby nagrał go jakikolwiek startujący zespół. Jednak Grave byli znaną już marką, z którą w przeszłości trzeba było się liczyć. Teraz nie byli w stanie rywalizować z nikim, na żadnej płaszczyźnie. [5] to 32 minuty miałkiego, bezpłciowego i granego niemal na siłę deathu, który po kilku przesłuchaniach najzwyczajniej nużył. Każdy niemal kawałek stanowiło prostolinijne i bezsensowne napieprzanie, w dodatku riffy z Redress wybitnie przypominały Fear Factory. Nowy krążek był jak uderzenie w policzek - piekące, ale nie pozostawiające żadnego trwałego śladu. To niepowodzenie oraz znużenie działalnością przez samego Lindgrena spowodowało zawieszenie działalności Grave na początku 1997.
5 lat później informacja o reaktywowaniu zespołu szybko obiegła muzyczny świat. [7] nie był szczytowym osiągnięciem Lindgrena i jego kolegów, ale słuchało się tego wybornie. Album był ciężki i brutalny, mimo że osadzony w wolnych, niekiedy wręcz doomowych tempach i klimatach. Grave przypomnieli się znów jako mistrzowie kreowania dźwiękowej atmosfery, ujętej w całkiem znośnej i przyswajalnej formie. Nie miało znaczenia, że na nie było tu żadnej petardy, fani prędko zaakceptowali drugą inkarnację kapeli. Mimo pewnej zmiany konwencji Grave wyszedł z grobu i znów dumnie wymachiwał deathmetalowym sztandarem. [8] wyprodukowali bracia Tägtgren, nadając nowemu materiałowi agresywny szlif. Były ciężkie dołujące gitary, ostre cięte riffy i walcowate tempa poprzetykane kanonadą blastów. Krążek nagrywano staroświecką metodą bez komputerowej obróbki gitar i innego cyfrowego badziewia. Kawałki były zróżnicowane i nie było mowy o nudzie - każdy z nich miał inne tempo i melodykę. Jedynym mankamentem płyty był zbyt schowany za ścianą gitar wokal, przydałby się tu raczej growling. Niezbyt oryginalne teksty traktowały o zgubnym wpływie szeroko pojętej religii na obecny świat. Płytę kończyły dwa bonusy - nagrany 15 lat wcześniej i nigdzie dotychczas nie publikowany Autopsied oraz cover Saint Vitus Burial At Sea. Okładka albumu, przedstawiająca i pociętego Jezusa zmieniającego się w Bestię, była autorstwa Jacka Wiśniewskiego.
[9] był najcięższym, najszybszym i najlepszym albumem od czasów kultowego już debiutu. Od rozpoczynającego wszystko Burn słuchacz był porywany w muzyczne nieznane, gdzie zostawał poddany perwersyjnym praktykom okaleczania ciała. Producentowi Peterowi Othbergowi udało się przedstawić potęgę Grave w najbardziej dobitnej z możliwych form. Nie bez przesady można stwierdzić, że każdy pojedynczy utwór był w stanie rozerwać na strzępy bez najmniejszych oznak zawahania, a 10-utworowy monolit "zabijał" na masową skalę. Riffy obu gitarzystów były znakomite, a Paulsson wrócił znów do wyśmienitego bębnienia co udowadniały choćby Through Eternity i Unholy Terror. Monumentalne brzmienie, genialne wokale oraz nieustępliwe partie instrumentalne stanowiły przepis na doskonałej jakości oldschoolowy death metal podany w nowoczesnym sosie. [10] udanie nawiązał do dwóch pierwszych, najbardziej szanowanych dzieł Grave. Zarówno tempa jak i riffy skłaniały do chwili refleksji nad urokiem death metalu początku lat 90-tych. Rozlazłe, brudne i zatęchłe gitarowe rzężenie w idealny sposób komponowało się z miarowym i solidnym uderzeniem prezentowanym przez całość. Krążek zawierał prostą i męską sieczkę, której jedynym zadaniem było zniszczyć jak najwięcej w jak najkrótszym czasie. Jednocześnie znów przypominało się, że Grave to zespół jedyny w swoim rodzaju - charakterystyczny, bardzo ciężki i brutalny, a jednocześnie łatwo przyswajalny.
Jörgen Sandström w 2003 wszedł w skład Krux. Tobias Cristiansson dołączył do hard rockowgo The Dagger.
| ALBUM | ŚPIEW | GITARA | GITARA | BAS | PERKUSJA |
| [1] | Jörgen Sandström | Ola Lindgren | Jonas Torndal | Jensa Paulsson | |
| [2-3] | Jörgen Sandström | Ola Lindgren | Jörgen Sandström | Jensa Paulsson | |
| [4] | Jörgen Sandström | Ola Lindgren | Jörgen Sandström | Jensa Paulsson | |
| [5] | Ola Lindgren | Jensa Paulsson | |||
| [6] | Ola Lindgren | Jonas Torndal | Jensa Paulsson | ||
| [7] | Ola Lindgren | Jonas Torndal | Frederik Isaksson | Jensa Paulsson | |
| [8-9] | Ola Lindgren | Jonas Torndal | Frederik Isaksson | Pelle Ekegren | |
| [10-11] | Ola Lindgren | Frederik Isaksson | Ronnie Bergerstahl | ||
| [12-14] | Ola Lindgren | Mika Lagrén | Tobias Cristiansson | Ronnie Bergerstahl | |
Fredrik Isaksson (ex-Therion), Ronnie Bergerstahl (ex-Centinex), Tobias Cristiansson (ex-Dismember)
| Rok wydania | Tytuł |
| 1991 | [1] Into The Grave |
| 1992 | [2] You`ll Never See |
| 1993 | [3] And Here I Die...Satisfied EP |
| 1994 | [4] Soulless |
| 1996 | [5] Hating Life |
| 1997 | [6] Extremely Rotten Live (live) |
| 2002 | [7] Back From The Grave |
| 2004 | [8] Fiendish Regression |
| 2006 | [9] As Rapture Comes |
| 2008 | [10] Dominion VIII |
| 2010 | [11] Burial Ground |
| 2012 | [12] Endless Procession Of Souls |
| 2013 | [13] Morbid Ascent EP |
| 2015 | [14] Out Of Respect For The Dead |


