Niemiecka grupa założona w Bochum w 2020 z inicjatywy gitarzysty Jensa Fabera. Niewątpliwym magnesem była obecność Henninga Basse, najbardziej kojarzonego z Metalium. Teoretycznie zespół odwołał się w swoich inspiracjach do wczesnego Savatage, nie tylko w przeróbkach Sirens czy When The Crowds Are Gone. Faktycznie jednak toporność wykonania nie wzbudzała entuzjazmu i z Savatage realnie nic tu nie było, bo i Basse to zupełnie inny wokalista niż Jon Oliva, a Faber to żadnym wypadku tak interesujący i kreatywny gitarzysta jak Chris Oliva. Samo wykorzystanie pianina we wstępach kilku kompozycji nie czyniło jeszcze z tej ekipy następców wielkiego Savatage. Słuchacz miał do czynienia raczej z uproszczonym Sons Of Seasons, w którym Basse śpiewał podobnie i dominował duszny klimat. Powoływanie się na ogólną tradycję amerykańskiego powermetalu było nieporozumieniem, bo US Power tu nie było - co najwyżej masywny heavy metal, gdzie niby melodie były, ale często je jakoś wstydliwie ukrywano. Utwory oparto o proste schematy i często budowano kontrapunkty z mocnych szybkich zwrotek i romantycznych na swój sposób refrenów (Train To Nowhere, Find The Truth, We All Walk Alone). Jakiś tam łagodny styl wchodzący na obszary heroiczne w mrocznej odmianie pojawiał się w Lie oraz Walls Of Sorrow, ale ogólnie to było granie kanciaste i delikatne interludia niewiele wnosiły do tych numerów. Jakiśdziwny skręt w kierunku Mercyful Fate wykonano z kolei w Shoot And Save. Do tego dosyć nachalna w pewnym momencie rycerska stylistyka, niespecjalnie do tego wszystkiego pasująca. Czekało się na jakiś killer - czy to szybki czy balladowy - ale do końca debiutu nic się nie działo w tej materii i balladowy Someday Somewhere w swej melodii był ograny i po prostu nudny. Podobnie jak poetycki, ale niczego ciekawego nie wnoszący tytułowy Sorrow Is The Cure. Krążka dopełniły lekko melancholijny Pay The Price (dobre wokale Basse) i opracowany symfonicznie Rescue Me, który jeśli by został wykonany bardziej słodko, zapewne zwróciłby uwagę fanów Avantasii. Faber grał za mocno i masywnie jak na taki metal, a głośna perkusję i wokal ustawiono w jednej linii z gitarami. Powstała muzyka przeciętna, wykonanie co najwyżej dobre. Basse sporo wnosił od siebie, ale miał ograniczone pole manewru, bo kompozycyjnie szara metalowa rzeczywistość go przerosła. Stylistycznie powstało coś nieokreślonego - heavy metal z ambicjami, na realizację których zabrakło chyba kunsztu kompozytorskiego.
Na [3] utrzymano stylistyczną konsekwencję i był progresywny w amerykańskim stylu, z kruszącą gitarą Fabera. Basse śpiewał agresywne zwrotki i kontrastujące z nimi łagodne, nieraz bardzo nastrojowe refreny. Tworzyło to wrażenie bezpiecznej monotonii, która ujawniała się mniej więcej od połowy albumu, kiedydy stawało się jasne, że Legions Of The Night nie był w stanie niczym zaskoczyć. Ogólnie w ramach przyjętego schematu były to sprawnie odegrane kompozycje, ale mało przekonujące. Te mocne partie wydawały się zbyt ostre, na granicy cierpliwości słuchaczy heavy/power (Hate, One Moment), nawet przyzwyczajonych do estetyki teutońskiej. Partie pianina zwykle stylizowano na Savatage - miały one tworzyć atmosferę obcowania z metalową sztuką wyższego rzędu, co jednak było trudne, zważywszy na ultraciężkie riffy i czasem szkoda, że Faber nie odpuścił tej nadmiernej agresji. Zupełnie nieudany był Rebirth, bo to zderzenie nijakich chłodnych i posępnych motywów gitarowych z pompatycznym refrenem marnej jakości było trudne do strawienia. W zasadzie otwierający płytę No Control mówił wszystko o zawartości tego albumu i to się w gorszym stylu ujawniało ponownie w Another Devil. W utworach typu Darkness czy Better Men dużo Jon Oliva`s Pain. Pianino, gitara akustyczna i nieco symfonii to balladowy Let The River Flow, wyjątkowo słaby zresztą. The Witches Are Burning był posępny i swym power/thrashowym stylu, ale to był kolejny bezbarwny numer. Mroczny horror-metalowy I Don`t See The Light nie straszył i to był przykład naśladowania amerykańskiego budowania nastroju w ramach podgatunku i tylko nostalgiczna refrenowa partia wypadła dobrze. Wykonanie techniczne całości wysokiej klasy, ale jeszcze trzeba grać coś interesującego. Po raz kolejny należało pochwalić Dennisa Köhne za mastering, który postarał się ze starannością i zaangażowaniem godnym lepszej sprawy (lepszej muzyki). Grupa zagrała swoje i drugim Primal Fear nigdy nie będzie, bo miała inne cele. Jakie - to już nie było do końca jasne.
Henning Basse śpiewał potem w Withering Scorn, a gościnnie w Imagination na albumie Schizophrenia Holy Moses w 2008, jak również w dwóch numerach (Dark Horizon i March For Freedom) norweskiego Eunomia w 2018.

ALBUM ŚPIEW GITARA, BAS PERKUSJA
[1-3] Henning Basse Jens Faber Philipp Bock

Henning Basse (ex-Bourbon Street), Metalium, ex-Sons Of Seasons, ex-Hypnoside, ex-Orpheus Blade, ex-Firewind, ex-Hollentor),
Jens Faber (Dawn Of Destiny, ex-Exos, Ani Lo Projekt, Malefistum), Philipp Bock (ex-Dark Light, ex-Skadika, Dawn Of Destiny)

Rok wydania Tytuł
2021 [1] Sorrow Is The Cure
2022 [2] Hell
2024 [3] Darkness

    

Powrót do spisu treści