Francuska grupa założona w 1992 w Claix. Na początku kariery zmagała się z wieloma trudnościami. Wpierw rozprowadziła trzy demówki: "The Dark Throne" w 1992, "The Calling" w 1993 i "Holy Evil" w 1995, jednak w czasach grunge nie przekonały one żadnej wytwórni płytowej. Formacja nie poddała się jednak i zrealizowała album Legions Of The Unlight, który nie ujrzał światła dziennego. Lonewolf poszli w rozsypkę i podjęli działalność dopiero pięć lat później, podpisując kontrakt z firmą Goi. Dwie pierwsze płyty nie były niczym specjalnym, choć kilka utworów (1789, Behind The Cross, Medieval Witchcraft) odegranych w kasparkowej tradycji mogło się podobać. Niezły był natomiast [3], wydany nakładem Eat Metal Records i zmixowany w studio w Hamburgu. Cały problem leżał w tym, że Francja - jako kraj w melodyjnych odmianach metalu dość wysublimowany - klasycznym heavy w true odmianie nigdy nie stał. Ten okres podsumowała składanka Curse Of The Seven Seas z 2008, dodana do polskiego magazynu "Hard Rocker".
Po podpisaniu kontraktu z Karthago Records, 13 listopada 2009 ukazał się znakomity [4]. Krążek stanowił przełom w historii zespołu, radośnie czerpiącego ze stylistyki niemieckiej, głównie Running Wild. Album udowadniał, że można było z tych wyeksploatowanych zdawałoby się riffów i motywów sklecić zgrabne kawałki. Wszystko rozpoczynał znakomity Victoria i było to najlepsze nagranie w konwencji Kasparka od lat - szybkie, pirackie i ze smakowitymi chórkami. Wokalnie natomiast Jensowi Börnerowi bliżej było do tonacji Chrisa Boltendahla z Grave Digger. To klonowanie w Legacy Of The Wild aż przyprawiało o ciarki i wtórność odchodziła w odbiorze na daleki plan. Żywa perkusja nadawała ton wprost z morskich opowieści w tytułowym niemal speedmetalowym The Dark Crusade. Druga solówka sprawiała wrażenie wyciągniętej wprost z Runningów i aż chciało się chwycić kordelas z muszkietem. Ciąg dalszy bitwy następował w Hail Victory - spokojnej kompozycji z wykorzystaniem gitary akustycznej i nastawieniem na klimat. Niezbyt szybko grany heavy/powerowy riff przykrywał nieco pewne fragmenty wokalnie nie najwyższej marki, ale chórki za to zastosowano wyborne. W znacznie krótszym i surowszym Warrior Priest, opatrzonym mocnym basem i ostrymi ciętymi riffami, Francuzi wypadli słabiej, a i Kasparka jakby było mniej. W przeciwieństwie do tego utworu, potoczysty The Wolf Division emanował duchem Sabaton, ale dominowała specyficzna runningowa rytmika. W Heathen Horde pojawiały się cechy celtyckiego folku i to powiewanie flagą ze kubkiem rumu w dłoni zaowocowało dynamicznym numerem, choć bez chwytliwego refrenu - za to ze świetną solówką gitarową Damiena Capolongo. Wolniejszy i cięższy Words Of The Witch nasuwał skojarzenia z The Battle Of Waterloo, a na koniec Lonewolf mierzył się z formą rozbudowaną i 10-minutowy The Hour Zero wzbogaciły intrygujący epicki wstęp oraz galopada w części drugiej z nawołującą do boju gitarą. Zabrakło jedynie jakiegoś niezwykle zaskakującego rozwinięcia. Album zagrano przede wszystkim z niezwykłą pewnością siebie. Płyta nie mogła co prawda konkurować z klasykami Running Wild, ale z pewnością była lepsza od kasparkowych dokonań z XXI wieku. Francuzi zagrali jednoczesnie ciężej, wzbogacając swoje brzmienie o huk armat, honor, ogień i powiewające sztandary.
Kolejna zmiana barw klubowych - tym razem na Napalm Records - zaowocowała wydaniem [5]. Nieco się pozmieniało i Alex Hilbert został drugim gitarzystą, przekazując bas Rikki Mannhardowi. Pojawił się także nowy bębniarz Antoine Bussiere. Muzyka nie posiadała już takiego pazura, choć Lonewolf zwiastował runningowy motyw, atrakcyjną dynamiczną aranżację oraz true metalowy chóralny refren. Hilbert znakomicie uzupełniał Börnera, choć obie gitary zagrały lżej, niż w typowej twardej niemieckiej manierze heavy/power. Dalej następował festiwal runningowego metalu, choć kilka kompozycji było wolniejszych i utrzymanych w miarowym marszowym tempie, jak Crawling To Hell, Soulreapers czy The Last Defenders. Przy okazji podniosłego hymnu Army Of The Damned należało żałować, że Börner nie dysponował bardziej wyrazistym dramatycznym głosem, gdyż zaśpiewany przez mocniejsze gardło ten numer zdemolowałby kompletnie. Z kolei The One You Never See zawierał pewną dozę łagodnej melancholii przebijającej przez szorstki wokal i najdłuższe na płycie dostojne solo Börnera. Najwięcej bojowego epickiego grania posiadał Celtic Heart, lecz celtycki motyw zaznaczono słabo, nie licząc "ładnej" gitarowej solówki. Pędu materiałowi dodawał Hellbent For Metal, oparty na najprostszym z możliwych kasparkowych riffów i pirackim refrenie. Na wyróżnienie zasługiwała dobra robota sekcji rytmicznej, grzmiącej i rozległej, doskonale uzupełniającej zgrany duet gitarzystów. Powstał taki tribute dla Running Wild, nawet brzmieniowo umiejscowiony w latach 90-tych niemieckiej ekipy. Za to elementów typowych dla Grave Digger było znacznie mniej.
Felix Börner i Antoine Bussiere bębnili potem w Elvenstorm. Damien Capolongo zagrał w utworze Black Visions wspomnianego Elvenstorm w 2011.

ALBUM ŚPIEW, GITARA GITARA BAS PERKUSJA
[1-2] Jens Börner Damien Capolongo Dryss Boulmedais Felix Börner
[3-4] Jens Börner Damien Capolongo Alex Hilbert Felix Börner
[5-6] Jens Börner Alex Hilbert Rikki Mannhard Antoine Bussiere
[7] Jens Börner Alex Hilbert Rikki Mannhard Christophe `Bubu` Brunner
[8-9] Jens Börner Mickael `Michael Hellström` Rigollet Rikki Mannhard Christophe `Bubu` Brunner
[10] Jens Börner Damien Capolongo Rikki Mannhard Christophe `Bubu` Brunner

Alex Hilbert (ex-Nightmare), Rikki Mannhard (ex-Mystery Blue), Mickael Rigollet (Elvenstorm)

Rok wydania Tytuł TOP
2001 [1] March Into The Arena
2003 [2] Unholy Paradise
2008 [3] Made In Hell
2009 [4] The Dark Crusade #3
2012 [5] Army Of The Damned
2013 [6] The Fourth And Final Horseman
2014 [7] Cult Of Steel
2016 [8] The Heathen Dawn
2017 [9] Raised On Metal
2020 [10] Division Hades #16

          

      

Powrót do spisu treści