Kanadyjski zespół powstały w 1977 w Vancouver. Założył go blondwłosy John Mikl (ur. 1 stycznia 1955), który dzięki treningom poczynionym zwykle przy dźwiękach heavy metalu osiągnął znaczne sukcesy w kulturystyce, m.in. zdobył tytuł Mister Canada i Mister USA (ostatecznie tych tytułów było blisko 40). W tamtym okresie nauczył się również kilku sztuczek wykorzystanych potem na scenie, jak rozbijanie betonowych bloków na klatce piersiowej, gięcie sztab stali w rękach i nadmuchowanie pustej plastikowej butelki aż pękła. Wcześniej Mikl grał w kapelkach Centaur (1973), Mikl Body Rock (1973-1976) oraz Thor And The Imps (1976-1977). W tej ostatniej przyjął przydomek sceniczny Thor, który podtrzymywał w późniejszych latach. Stylistycznie bliski T.Rex debiut przeszedł słusznie zupełnie niezauważony, gdyż aż kipiał od niedociągnięć w zakresie produkcji, wykonania i samych kompozycji. W celu nagrania [2], Thor przyprowadził do studia swoją żonę Rusty Hamilton, która zaśpiewała w tle. Na płycie przyjęła ksywkę Pantera, ale wielbiciele półnagich panienek z gazetek mogli ją pamiętać jako Cherry Bomb. Przełomem okazał się [3], który odniósł oszałamiajacy sukces w Kanadzie. Thor zaproponował mix NWOBHM z graniem w stylu Accept i nawet wokal Jona momentami przypominał Udo Dirkschneidera. Sam styl oparto na dynamicznych, szybkich i tętniących energią kompozycjach, a wielkimi hitami stały się Thunder On The Tundra, Let The Blood Run Red i Ride Of The Chariots z wpływami wczesnego Iron Maiden. Pomimo gitarowych fajerwerków Steve`a Price`a czuło się lekki niedosyt, gdyż grupie daleko było do jakiegoś zrywu wywołującego jakikolwiek element zaskoczenia. Plusem było urozmaicenie materiału: od hard rockowego Now Comes The Storm poprzez heavy metal w średnich tempach (When Gods Collide, Hot Flames) po szybsze numery o zdynamizowanym charakterze (Invader). Na prawdziwą perłę wyrastał wspomniany Let The Blood Run Red o zacięciu niemal epickim. W studio ponownie pojawiła się Pantera Queen. Jako reprezentant US Metalu zespół nigdy w Europie sławy większej nie zdobył, a późniejsze płyty pozostały niemal zupełnie nieznane. Późniejsza dyskografia muzyka jest trudna do dokładnego śledzenia, gdyż obfitowała w składanki, płyty solowe, splity i inne wydawnictwa o podejrzanym charakterze (wydawane oficalnie i pół-oficjalne). [4] udowadniał jednak, że poprzedni krążek był jedynie jednorazowym przejawem wysokich możliwości Thora. Nowy materiał odarto z metalowego błysku i dobrej produkcji. Krążek trwał nieco ponad 32 minuty, został wydany pod nowym szyldem i stanowił w całości ścieżkę dźwiękową do filmu "Recruits". Na plus można było zaliczyć jedynie War Hammer i Rebirth. Okazało się, że zauroczenie show-biznesem Jona Mikla odbiło się czkawką na zespole. Również w 1986 ukazał się kolejny wymuszony album The Edge Of Hell - soundtrack do filmu "Rock`n`Roll Nightmare", do którego Thor własnoręcznie napisał scenariusz. To fatalne uzupełnienie wątpliwej jakości obrazu kinowego znów sprowadzało słuchacza na manowce. Zniechęcony niepochlebnymi komentarzami, John Mikl postanowił zawiesić muzyczną działalność na niemal dekadę, występując w kolejnych filmowych gniotach "Zombie Nightmare" i "Graveyard".
W 1998 nastapił powrót Thor na metalową scenę, wsparty dość sporą kampanią reklamową i nieco sztucznie podsycanym szumem medialnym. [5] otwierał znany już War Hammer, sławiący odwagę amerykańskich żołnierzy. Numer przypominał najlepsze dokonania z [3], ozdobiły go ponadto znakomita solówka i refren. Jednak dalsze kompozycje rozczarowywały - o ile The Equinox był jeszcze do strawienia, o tyle cover King Crimson The Court Of The Crimson King był prawdziwą katastrofą. Nadzieje odżywały przy true metalowym Invader, szybko jednak gasły przy Electric Eyes i Rag-Na-Rock, w których grupa wchodziła na niebezpieczny grunt, kompromitując się w hard rockowej konwencji. Przeznaczony do wspólnego śpiewania Slap Your Face był mało chwytliwy, podobać się mogła za to na wpół akustyczna ballada The Chance. Wypełniacze w postaci Apocalyptic Explosion i Talk Talk należało pozostawić bez komentarza. Po nieudanym rock`n`rollowym No Peace For The Pious wrzucono wolniejszy Corridors Of Life z dobrym pomysłem przewodnim i niezłym śpiewem Thora. Kończący Unchained (When Rises The Moon) ponownie uderzał prosto miedzy oczy mocą heavymetalowego kultu, pozostawiając słuchacza w stanie osłupienia. Trudno było bowiem w sposób obiektywny ocenić tego muzycznego kameleona. Przy okazji warto pamiętać, że w tamtym czasie sam John Mikl stał sie poniekąd zakładnikiem w rękach ludzi, którzy usiłowali zbić na jego popularności własny kapitał. Podobno muzyk początkowo planował wydać tylko EP-kę z typowymi dla siebie kawałkami, a potem przesunąć datę wydania na rok następny, aby mieć czas na wymyślenie dalszych solidnych numerów. Nacisk był jednak tak duży, że ostatecznie przystał na nagranie paru radiowych gniotów.
[6] był zupełną porażką - zawierał "nowoczesny" metal skierowany zupełnie do nikogo. Ta parodia groove i klasycznego metalu najbardziej objawiała się w chyba najbardziej nieudanej balladzie w historii muzyki rozrywkowej Glory, a trylogia Thunderhawk zabrzmiała jak autoparodia. To wydawnictwo nigdy się nie powinno ukazać pod szyldem Thor. Album został pominięty milczeniem nawet Kanadzie i zapanowała ogólna opinia, że zespół się skończył. Starzy fani zawiedzeni brakiem kompozycji w ich ulubionym stylu "nie łyknęli" nowej formuły i album przepadł z kretesem. W tym kontekście [7] musiał być swoistym "być albo nie być" formacji na scenie muzycznej. Eksplozja power i heavy metalu na świecie nie pozostała bez wpływu również na popularność Thor. Zamiarem osiłka była chęć powrotu w skórze, z toporem i mieczem ociekającym krwią zabitych wrogów. Co z tego skoro Slave nudził, a epicko rozpoczynający się Viking`s Funeral szybko przeradzał się w komiksową ilustrację. Zupełnie niezrozumiały był fakt nagrania kiczowatego Graveyard w stylu lat 70-tych, po którym następował Thunderhawk, udowadniajacym, że w prostocie siła. Tragicznie wypadł Throwing Cars At People On Coke With Thor zaśpiewany w duecie z Sethem z Anal Cunt. Istotnym elementem była umieszczony pod koniec ponad 24-minutowy trzyczęściowy The Guardian`s Flame, przypominający o minionej świetności. Był to słaby krążek z podejrzanie "utykającym" wokalem Johna Mikla, niespójny instrumentalnie i położony brzmieniowo. Twórczość grupy nasuwała na myśl powiedzenie: "Legendy są jak najgrubsze mury fortecy, które pod naporem czasu muszą kiedyś runąć."
Sam Thor zestarzał się, na koncertach pozostało niewiele z dawnego herosa, a towarzyszący mu muzycy prezentowali zróżnicowany poziom. Nawet sztucznie nieraz wywoływane małe skandale i sensacje nie były w stanie zwrócić większej uwagi na jego osobę. Coraz rzadziej też "uświetniał" programy i imprezy. [8] nie zainteresował już prawie nikogo i słusznie, gdyż ten koncepcyjny album po raz kolejny "opowiedziano" w zastanawiający sposób. Album zawierał naprzemiennie poumieszczane kompozycje typowe dla Thor i utwory żywcem wyjęte z lat 70-tych z klawiszami Hammonda. Sprawiało to wrażenie dziwne i co naśmieszniejsze to właśnie numery w stylu retro wypadły tu najokazalej. Trudno było dopatrzyć się jakiegoś sensownego rozwoju wydarzeń nie analizując tekstów. [9] kontynuował staczanie się po równi pochyłej, czego dowodem były koszmarki w stylu Glimmer czy Gonna Have A Hard Time. To "dzieło" przypieczętowano zresztą nadzwyczaj kiczowata okładką. Pozostałe płyty próbowały wrócić na drogę heavymetalowego grania, jednak pozbawiono je jakiejkolwiek idei przewodniej. Co z tego, że zespół czarował i mamił tytułami, które dla biernego słuchacza stanowiły nie lada wyzwanie. Kontrakty, umowy, zlecenia i temu podobne komercyjne zabiegi miały na celu wyłącznie podreperowanie budżetu wypalonej gwiazdy. W skład [14] weszły głównie nagrania archiwalne - o surowym heavy/power nie było mowy, stylistycznie kawałki były raczej zbliżone do debiutu z 1977.
Wydawało się, że głównym pomysłem na [16] byli goście. W sumie przy nagrywaniu tego krążka wzięło udział siedmiu zaprzyjaźnionych muzyków z kręgów metalu, punku i hardcore`u. Wszystko rozpoczynał autorski heavymetalowy Out Of Control - szkoda, że Thor nie trzymał się tej konwencji i musiał jak zwykle swoje granie przeplatać czymś innym. Tak było choćby w hard rockowym King Of Thunder And Lightning czy rock`n`rollowym Destruct. Rytmicznie pulsujące gitary stanowiły o istocie Heavy Load oraz Legion Of The Psykon World - w tych kompozycjach pobrzmiewały również jakieś echa bluesa, boogie oraz klasycznego rocka. Nienajlepsze wrażenie po nijakim Atomic Man rozwiewał rozpędzony Wings Of Destiny. Na finał metalowa ballada Law Of The Universe nie wzbudzała zachwytów. Jeśli chodziło o część z udziałem gości to nadchodził mocny cios - heavy/powerowy Metal Avenger kruszył mury riffami `Fast` Eddiego Clarke`a. Niezłe wrażenie zostawiały po sobie masywne Master Of Revenge z Henry`m Rollinsem i The Hammer z Jay Jay Frenchem (Twisted Sister). W Taste Of Victory wystąpił Rikk Agnew z hardcore`owego Orange County, a w chórkach zaśpiewała Betsy Weiss z Bitch. Zupełnie zaskakiwała Stars Upon Stars - metalowa ballada z beatlesowym klimatem (ponownie Thora wokalnie wsparła Betsy). Powstał krążek typowy dla Thora z XXI wieku, który dość nieoczekiwanie okazał się dobry przekrojowo.
[17] stawiał na mocniejsze uderzenie z lepszym efektem. Być może decydujący wpływ miała na to nowa ekipa, która towarzyszyła wokaliście przy nagrywaniu tego albumu. Tyrant witał heavymetalowo z mocnymi akcentami punkowymi. Kolejne cztery kompozycje stanowiły typowe już wariacje na temat klasycznego heavy, z wrzutkami hard rocka oraz dbałością o wyraźne melodie - wybijały się z nich The Calling ze świetnym refrenem i On Golden Sea. W pamięć zapadał najostrzejszy Twilight Of The Gods oraz zmetalizowany rocker Galactic Sun. W ostatnim Quest For Valor hard`n`heavy napotykał detale epickiego heavy/power. [18] wypełniły nagrania z 1979 - trudno rzec czemu tamtego materiału wówczas nie wydano. Jakiekolwiek były tego powody dobrze się stało, że zdecydowano się na opublikowanie tych nagrań. Krążek zawierał utwory w doskonale znanym stylu, choć ówczesna produkcja nadała wszystkiemu szlif bardziej hard rockowy (Electric Eyes, Twitch), a w Poison zastosowano nawet dyskotekowy rytm. Oprócz autorskich kompozycji na płytę trafiła przeróbka Wild Thing The Throggs. [24] był zbiorem coverów.
Terry McKeown grał w Bongo Fury (Bongo Fury w 1980). Karl Cochran grał u Joe Lynn Turnera, Rated X, Arcara, Eric Singer Project i Voodooland. Gitarzysta zginął 19 lutego 2025 w wypadku samochodowym w wieku 61 lat.

ALBUM ŚPIEW GITARA GITARA BAS PERKUSJA
[1] John Mikl Thor John Shand Terry McKeown Billy King / Barry Keane
[2] John Mikl Thor Karl Cochran Keith Zazzi Mike Favata
[3-4] John Mikl Thor Steve Price Keith Zazzi Mike Favata
[5] John Mikl Thor Steve Jacobs Steve Price Keith Zazzi Mike Favata
[6] John Mikl Thor Gabor Kanyok Martin Van Keith Dave Pare
[7-8] John Mikl Thor Mike Kischnick Mike O. Fang GunThar
[9] John Mikl Thor Frank Meyer Bruce Duff Chris Markwoo
[10] John Mikl Thor Mike Kischnick Paul Falcon Mike Favata
[11] John Mikl Thor Mike Kischnick Steve Price Mike O. ?
[12] John Mikl Thor Mike O. Fang GunThar
[13-14] John Mikl Thor Mike O. Steve Price Fang GunThar
[20-23] John Mikl Thor John Leibel Matt McNallie Ted Jedlicki Tom Croxton

Steve Price (ex-Phantom Lord)

Rok wydania Tytuł
1977 [1] Keep The Dogs Away
1983 [2] Unchained EP
1985 [3] Only The Strong
1986 [4] Recruits - Wild In The Streets [jako JON-MIKL THOR]
1998 [5] Thunderstruck - Tales From The Equinox
2001 [6] Dogz 2 [jako JON THOR]
2002 [7] Triumphant
2004 [8] Beastwomen From The Center Of The Earth
2005 [9] Against The World
2006 [10] Devastation Of Musculation
2007 [11] Into The Noise
2009 [12] Steam Clock
2009 [13] Sign Of The V [jako JON-MIKL THOR]
2012 [14] Thunderstryke (kompilacja)
2014 [15] Thunderstryke 2 (kompilacja)
2015 [16] Metal Avenger
2017 [17] Beyond The Pain Barrier
2017 [18] Electric Eyes
2018 [19] Christmas In Valhalla
2019 [20] Hammer Of Justice
2020 [21] Rising
2021 [22] Alliance
2024 [23] Ride Of The Iron Horse
2025 [24] Rock The Universe

          

          

          

          

Powrót do spisu treści