Amerykański kwartet heavymetalowy założony w Pasadenie w 1978 przez braci May. Muzycy zadebiutowali w 1983 na składance "Metal Massacre 3" świetnym utworem The Battle Of Armageddon, po czym podpisali kontrakt z wytwórnią Metal Blade. Debiut był wypadkową metalu brytyjskiego nie należącego do NWOBHM i US Metalu. Świadczył o tym już otwierający Warriors of Metal, w którym słuchacza witał ekstatyczny okrzyk Glena May`a i jak najbardziej klasyczne riffy. Ten heavy zagrany w konwencji true nie posiadał jednak takiego poziomu epickości jak wczesny Manowar. Siła i moc występowały głównie w zadziornych wybuchowych solówkach i utrzymywaniu marszowych temp. Grzmiąca perkusja i barbarzyńskie zaśpiewy dodawały kolorytu Knight Of Darkness oraz Time Is Running Low. Mimo niewątpliwych inspiracji Judas Priest, Tyrant najbardziej trzymał się komiksowo przerysowanej stylistyki grania amerykańskiego, co słychać było w pełnych skandowanych fraz wolniejszych numerach (Fall Into The Hands Of Evil). Epicki dramatyzm w ciężko-wolnym wykonaniu zaprezentowano jedynie w znanym już The Battle of Armageddon rozkręcającym się na wzór Jag Panzer i ten bojowy rycerski metal wypadł niezwykle przekonująco. Tytułowy nastrojowy Legions Of The Dead wykorzystywał gitarę akustyczną i manowarowy podniosły styl, przy czym kawałek w dalszej części przyśpieszał bezwzględnie, aby znów niespodziewanie wrócić do melancholii i rycerskiej zadumy w pełnym rozpaczy gitarowym popisie Rockwella. Równie wysoki poziom prezentował tajemniczo rozpoczynający się Sacrifice, pełen ponurych riffów i wokalnej ekwilibrystyki May`a. W swoim gatunku [1] wydawał się albumem wzorcowym, niewiele ustępującym Ample Destruction Jag Panzer, choć można było dopracować poziom solówek i rozpoznawalność melodii. Mimo wszystko true metalowy szum, jaki Tyrant robili z jednym tylko gitarzystą, był godny podziwu. Brzmieniowo płyta nie była wybitna, ale cechowała ją solidna produkcja z wyważoną dawką surowości.
Na [2] Tyrant zagrał jeszcze mocniej i bardziej barbarzyńsko. Ostrzejszy wokal May`a nieźle korelował z ciężkim mrocznym brzmieniem gitary Rockwella, tworząc atmosferę epickiego horror heavy/power. W tytułowym Too Late To Pray następowały bezkompromisowe rytmiczne ataki w umiarkowanych tempach w otoczce gęstej perkusji, a apokaliptyczne gitarowe zagrywki należały do najlepszych na całej płycie. Dusza gęsta atmosfera panowała w wolnym Beyond The Grave, ale zespół miał więcej w zanadrzu. Typowym US Powerowym numerem był szybki The Nazarene, jednak melodia i klimat w tym przypadku były przeciętne. Znacznie ciekawiej w tej kategorii wypadł Bells Of Hades z patetycznym zakończeniem wręcz w stylu Manowar. Ciekawił refleksyjny rozbudowany Valley Of Death z przewagą łagodnych partii gitarowych oraz delikatnym wokalem, w jakiś sposób nawiązując do Beyond The Realms Of Death Judas Priest. Speedowo i bezwzględnie nacierano w krótkim Into The Flames, po czym kwartet przechodził do wyważonego epickiego Babylon. Ta kompozycja tempami i stylem przypominała późniejsze nagrania Black Sabbath z Tony`m Martinem. Umiarkowanie szybki i surowy w swoim heroizmie Verdalack nie pozwalał słuchaczowi opuścić obszarów posępnych, choć wyrastała tu również oaza łagodnej gitary, niemal szeptanych wokali oraz solówka w stylu Iommi`ego. Delikatna gitara pojawiała się także w niemal doomowym Beginning Of The End i ten utwór z pewnością kształtował potem amerykańską scenę ponurego heavy/doomu, w odniesieniu do temp i stylu ekspresji wokalnej. Ekipa kończyła wszystko drapieżnym Eve Of Destruction w power/speedowej estetyce. Z tego w zasadzie prymitywnegu kawałka emanowała brutalna siła, może nawet za duża jak na ostatni rozdział. Pod względem produkcji było jaskiniowo i często w Europie podobne brzmienie nie znajdowało zrozumienia. W kilku momentach Tyrant na tym albumie zagrał prekursorsko, wyprzedzając epokę. To odnosiło się szczególnie do odniesień epickiego heavy/doomu, wyznaczając po części inny kierunek niż zespoły bezpośrednio odnoszące się do Sabbathów.
Późniejsze lata były dla zespołu trudne, naznaczone licznymi zmianami personalnymi. Tyrant po raz pierwszy zawiesił działalność w 1989. Formacja wróciła ciekawym [3], na którym wykorzystano zarówno duszne, jak i akustyczne akcenty kojarzące się choćby z Hammerheart Bathory (Ancient Fire, War). W 1996 wytwórnia Art of Music wydała ponownie dwa pierwsze krążki z bonusami: na [1] - Free For A While i Leavin`, a na [2] - Heavy Steel i You Don`t Have To Sell Your Soul. Dopiero po dołączeniu Roberta Lowe`a, ruszyły prace na [4], który ukazał się w maju 2020. Średnio-szybkie tempa, galopujący bas i epicka atmosfera obejmowały we władanie Dancing On Graves czy The Darkness Comes, z pełnymi finezji solówkami Rockwella w apokaliptycznych partiach instrumentalnych. Trochę nuty brytyjskiej z okresu NWOBHM pobrzmiewało w pełnym pędu melodyjnym Pieces Of Mine - tutaj jednak trochę wychodził brak obycia Lowe`a z taką muzyką, bo refren mógłby zaśpiewać z bardziej rockowym feelingiem. Ascetycznie wypadł When The Sky Falls z surowym prostym motywem przewodnim i lekkim złagodzeniem tego w bardziej melodyjnym refrenie. Dramatyczny Bucolic był bliższy doom metalowi, ale niezbyt ciężki, z kolei Beacon The Light jawił się mniej wyraziście na tle reszty materiału, z dość ograną melodią. Lowe śpiewał bardzo dobrze, dokładając swój charakterystyczny epicki koloryt i wysuwał się na czoło w ciężkich mrocznych walcujących kompozycjach jak Fire Burns, Until The Day czy tytułowym Hereafter - numerach potężnych, zwalistych i ociekających doomową epickością. Zakończenie w postaci From The Tower fantastyczne - kawałek był dosyć szybki, zarazem miarowy i posiadał kapitalne zwieńczenie. Wspomniana gra Rockwella stanowiła ozdobę tego albumu, ale także spore wrażenie robiła wyborna gra Grega May`a i jego bas był zdecydowanie czymś więcej, niż tylko elementem sekcji rytmicznej. Produkcja klasyczna dla USA z dosyć ostrą gitarą i głośną perkusją. Wokal może za mocno cofnięto za gitarową linię, ale to tradycja amerykańskiego stylu realizacji heavy/power. Nagrano płytę wyśmienitą, na której siły połączyli doświadczeni instrumentaliści i niepowtarzalny wokalista, tworząc bardzo interesujące muzyczne widowisko, nasycone prawdziwą amerykańską stylistyką.
Rob Roy zmarł 22 października 2019.

ALBUM ŚPIEW GITARA BAS PERKUSJA
[1] Glen May Rocky Rockwell Greg May Rob Roy
[2] Glen May Rocky Rockwell Greg May Stanley Burtis
[3] Glen May Rocky Rockwell Greg May Tom Meadows
[4] Robert Lowe Rocky Rockwell Greg May Ronnie Wallace

Robert Lowe (ex-Solitude Aeturnus, ex-Last Chapter, ex-Candlemass, ex-Concept Of God, Grief Collector)

Rok wydania Tytuł TOP
1985 [1] Legions Of The Dead
1987 [2] Too Late To Pray
1996 [3] King Of Kings
2020 [4] Hereafter #14

      

Powrót do spisu treści