
Znakomita niemiecka grupa heavy/powermetalowa powstała w 1988 ze Steeltower i Carrion (demówka "Heavy Metal" w 1987). Zmiana nazwy, dwóch gitarzystów i stylu połączone ze świeżym powiewem dynamizmu jaki wniósł w rodzimy metal Helloween wystarczyły, aby [1] niemal od razu zdobył uznanie. Na atrakcyjność krążka złożyły się: duża liczba udanych melodii, znakomity wokalista Thomas Rettke oraz pirotechniczny duet gitarzystów Paeth-Bilski. Płyta zawierała materiał zróżnicowany, gdzie wpływy brytyjskie były słyszalne nie tylko w coverze This Flight Tonight Nazareth, gdyż ducha Judas Priest wyczuwało się w bardziej rycerskich i ostrych utworach. Cięte riffy w tytułowym In Control w prostej linii można odnieść do grupy Halforda z lat 1982-1984. Przy okazji Heavens Gate zastosowali typowe dla niemieckiego grania męskie chórki w tle. Więcej powermetalowego czadu było w galopującym Tyrant. Szybkie kawałki wypadły najlepiej, ale wyśmienicie wypadł również wolniejszy podniosły Path Of Glory, w którym wysoki głos wokalisty zaprezentował się nader okazale. Rettke a capella wzbogacił Shadows, ale w tej spokojnej kompozycji zabrakło czegoś, aby zachwycić na podobnym poziomie jak reszta. W rozpędzonym chuligańskim Surrender na pierwszy plan nieoczekiwanie wysuwała się perkusja, nabijająca rytm do fantazyjnej i pełnej luzu gry gitarzystów. Całość uzupełnił nieco naiwny Hot Fever stanowiący pokłosie Turbo Judasów. Płyta była niezła, ale zdradzała jeszcze niezdecydowanie stylistyczne i nadmierne zapatrzenie w scenę brytyjską.
Niezłą formę utrzymano na [2], choć zupełnie niepotrzebnie wciśnięto tutaj przeróbkę Rock On Davida Essexa. Podobały się za to: Touch The Light z pełnym rozmachu refrenem, zdradzający cechy stylu amerykańskiego z lat 80-tych Cry It Out, a także fantazyjnie rozegrany Pictures In The Mirror. Szczytowym osiągnięciem Niemców był [3], na którym nadzwyczaj umiejętnie połączono elementy typowe dla nowego wówczas euro-powermetalu w stylu niemieckim z klasycznym heavy. Wnosząc czynnik nieprzewidywalności i nadzwyczaj wysoki poziom wykonania zespół zadziwił - po raz ostatni w swojej karierze. Livin` In Hysteria i We Got The Time były świetnymi hitami z chórkami w refrenach, pewien rycerski wątek stylistyczny występował również w The Neverending Fire, który eksplodował w kapitalnym dialogu gitarzystów. W mniej znanym Empty Way To Nowhere zawarto wiele z tradycyjnego heavy metalu z USA z atrakcyjnym europejskim refrenem. Po żartobliwej miniaturce Fredless uderzał prosto skonstruowany, ale potężny Can`t Stop Rockin`, przypominajacy nieco twórczość Judas Priest. Romantyczną stronę zespołu znakomicie podkreślała oparta na pianinowym motywie ballada Best Days Of My Life, nie mająca w sobie nic z radiowego przymilania się poza-metalowym słuchaczom. We Want It All synkretycznie łączył metalowe uderzenie z zaraźliwym popowym refrenem. Wszystko zamykał popisowy Gate Of Heaven będący typowym do szpiku kości przykładem niemieckiego powermetalu. Brzmienie albumu było bardzo dobre z odpowiednim ciężarem, omijającym zbytnią surowość czy miękkość. Płyta absolutnie obowiązkowa dla fanów europejskiej odmiany melodyjnego power i heavy, choć ze słyszalnymi inspiracjami Helloween. Istotnym uzupełnieniem krążka był [4], wydany 1 stycznia 1992 przez wytwórnię No Remorse. Poza dynamicznym Thin, Fake And Bold wrzucono tutaj typowo niemiecki Metal Hymn ze znakomitym refrenem, nieco mniej udany Sidewalk Sinner oraz akustyczną wersję Best Days Of My Life.
Oznaką kryzysu był [5], choć Under Fire z rozpoznawalnym śpiewem Rettke tego nie zapowiadał. Wkradły się niemiecka toporność, nadmiar chórków i dość obojętne wykonanie. Nieźle wypadły jeszcze marszowy He`s The Man oraz osadzony w konwencji Gamma Ray Rising Sun. Heavens Gate zastosowali niepotrzebnie zbyt dużą ilość zagrywek przekombinowanych, drażniły miejscami zbyt oczywiste nawiązania do metalu amerykańskiego. Mało przekonująco wypadł cover Monhty Pythona Always Look On The Bright Side Of Life, a fatalna ballada Don`t Bring Me Down pociągnęła całą płytę w dół. Mimo znakomitego wykonania pod względem instrumentalnym, było to niewątpiwie artystyczne niepowodzenie. Niby wszystko zbudowano na sprawdzonym schemacie melodyjnego heavy i power z poprzednich płyt, niby ten żartobliwy pierwiastek muzyczny był gdzie potrzeba, ale to wszystko nie chwytało w całej swej nadmiernej poprawności. No Matter poprzetykano niepotrzebnymi udziwnieniami, wykorzystanymi tu przesadnie. Chuligański luz brzmiał naciąganie w Up And Down i niewątpliwie nowatorskie riffy zostały tutaj wykorzystane w niezbyt właściwy sposób. Twardy White Evil na koniec to zapewne najlepszy wokalny popis Rettke na całej płycie, ale numer niepotrzebnie nasączono zbytnią posępnością. Mix i produkcja to Charlie Bauerfeind, mastering to niespełniona nadzieja niemieckiego studio Achim Kruse, który w roku następnym przebudował brzmienie Gamma Ray na Insanity And Genius. W tej świetnej oprawie powstała tak naprawdę rozczarowująca muzyka.
Na [7] w składzie pojawił się jako basista utalentowany multiinstrumentalista Robert Hunecke-Rizzo. Na wcześniejszych albumach Niemców zawsze były pewne ozdobniki i dodatki, które na upartego można by uznać za progresywne, choć zapewne zespół takiej rangi temu nie nadawał. Teraz jednak po czterech latach grupa zaproponowała metal zdecydowanie w progresywnym stylu, gdzie nawet miejscami heavy/power schodził na plan dalszy, albo zanikał zupełnie. Niby-powermetalowo rozpoczynał się Terminated World, ale potem wchodził w meandry zagrywek nawet nie do końca metalowych i w ciągu czterech niespełna minut słuchacz otrzymywał gatunkowy mix z melodią rozpoznawalną jako Heavens Gate, ale prezentującą się blado. Stylistykę kontynuował Planet Earth - miejscami interesujący, kiedy pojawiał się szybko grany dramatyzm epicki, jednak refren przeciętny, a wodewilowe zagrywki jakby nie na miejscu. Basowo rozpoczynał się Back From The Dawn - utwór chłodny, posępny i niepokojący, ale jednocześnie toporny i zbyt ascetyczny pomimo prób ubarwienia w dosyć dobrym refrenie. Lata chwały przypominały się w szybkim, ognistym On The Edge i muzycy wciąż potrafili grać wybornie to co kiedyś wyniosło ich na szczyt. Nienajgorsza symfonika i gitara akustyczna w The Children Play dały podstawę do jednak naiwnej ballady, która przywodziła na myśl nieco eksperymentalny progresywny melodyjny metal amerykański z tego właśnie okresu. W rozbudowanym Black Religion orientalny wstęp był za długi i nie miał nic wspólnego z ogranymi surowymi riffami umiarkowanie rycerskiego rozwinięcia. Potem znów wchodzono w meandry progresywne, udziwnienia z chórkami w tle i nieciekawe zagrywki solowe gitarzystów. W najdłuższym Noah`s Dream muzycy nagle przypominali sobie o tym jak się gra niemeicki melodyjny power, nie zapominając oczywiście o Helloween z Keeperów. Nawet jednak tutaj znalazły się zupełnie inne klimaty jak w łagodnym fragmencie w stylu opowieści minstrela z gitarą akustyczną. Potem jednak z tą bajkowością muzyczną zdecydowanie przesadzono, a ostatnie minuty to progresywna porażka. W tym przypadku nie wystarczyło być zabawnym czy zaskakującym, by być dobrym w progresywnym metalu. Album z powodzeniem mógłby się obyć bez dwóch coverów, tym bardziej odległych gatunkowo od metalu (Animal Lisy Dalbello oraz This Town Ain`t Big Enough For Both Of Us Sparks), choć zagranych w umiarkowanie metalowej estetyce (nawet bbonusowa przeróbka The Sentinel Judas Priest wypadła blado). W sumie poza bardzo dobrym mixem i masteringiem autorstwa Rodenberga i Paetha, zbyt wiele dobrego o tej płycie powiedzieć się nie dało. Był to rezultat zboiru różnych pomysłów, często nie-metalowych i upchanych w ramy estetyki niemieckiego power połowy lat 90tych. Krążek cieszył się umiarkowanym zainteresowaniem, przy czym spotkał sięz surową krytyką ze strony dawnych fanów. Zespół niestety wtopił się w masę innych podobnych i zatraciła wszelkie namiastki oryginalności. Eksperymenty pozostały jednak w głównej orbicie grupy, który trzy lata później wydał kompromitujący rock/metalowy [9]. Ekipa skompromitowała się nowatorstwem aranżacyjnym i kompozycyjnym i była to jedna z największych porażek w historii wytwórni Steamhammer. Kontraktu nie przedłużono i w 1999 Heavens Gate został rozwiązany.
Thomas Rettke i Sascha Paeth spotkali się ponownie w Redkey. Paeth stał się znanym producentem (m.in. Angra, Rhapsody, Kamelot i Epica), a wraz z Hunecke-Rizzo grał w Luca Turilli, Virgo i Avantasii. W końcu założył własny projekt Sascha Paeth`s Masters Of Ceremony (Signs Of Wings w 2019). Manni Jordan zmarł 5 stycznia 2023.
| ALBUM | ŚPIEW | GITARA | GITARA | BAS | PERKUSJA |
| [1-6] | Thomas Rettke | Sascha Paeth | Peter` Bonny` Bilski | Manfred `Manni` Jordan | Thorsten Müller |
| [7-9] | Thomas Rettke | Sascha Paeth | Peter` Bonny` Bilski | Robert Hunecke-Rizzo | Thorsten Müller |
Thomas Rettke / Manni Jordan / Thorsten Müller (wszyscy ex-Steeltower i ex-Carrion), Peter Bilski (ex-Carrion)
| Rok wydania | Tytuł |
| 1989 | [1] In Control |
| 1990 | [2] Open The Gate And Watch! EP |
| 1991 | [3] Livin` In Hysteria |
| 1992 | [4] More Hysteria EP |
| 1992 | [5] Hell For Sale! |
| 1993 | [6] Live For Sale! (live) |
| 1996 | [7] Planet E |
| 1997 | [8] In The Mood EP |
| 1999 | [9] Menergy |

