Włoska grupa powermetalowa założona w 1996 w Turynie jako Avatar. Pod tą nazwą zarejestrowano w 1997 demo "Avatar" z wokalistą Roberto Messiną. Kiedy śpiewak odszedł do Secret Sphere, zatrudniono niejakiego Vascé i przystąpiono do realizacji debiutu. Pomysł okładki zaczerpnięto z książki fantasy Roberta Jordana "Koło Czasu". Płytę wydała rozpoczynająca swoją działalność krajowa wytwórnia Northwind Records - być może inna i bardziej utytułowana firma odrzuciłaby ten materiał. Te kompozycje w melodiach były poprawne i nawet dosyć sympatyczne, ale kilka solidnych refrenów nie zaciemniło faktu wokalnej amatorszczyzny. Vascé może nawet potrafił długo wyciągać frazy, ale posiadał głos bezbarwny i zuepłnie pozbawiony charyzmy. Facet skutecznie niweczył on wysiłki instrumentalistów w Through The Wind - potoczystym melodyjnym powermetalu. W nonszalanckim Will Of A King zbliżano się do symfonicznej definicji flower-power. Jednakże czego ta ekipa robić tu nie powinna, to bawić się w neoklasyczny shred, który w wykonaniu Stefano Droetto był nieczytelny. Highlord uporczywie trzymali się schematu ataku klawiszy i odpowiedzi gitary, stosowanego powszechnie we włoskim powermetalu jak schemat obowiązkowy. W zderzeniu z innymmi albumami tego gatunku wrażenie braku profesjonalizmu przytłaczało, szczególnie w bezbarwnym Stone Shaped Minds czy marnym neoklasycznie The Eclipse. Najlepiej wyszedł spokojny i rozmarzony Burning Desire z nadspodziewanie dobrym wokalem Vasce i chyba właśnie taki rodzaj muzyki był dla niego najbardziej odpowiedni. Trochę galopad i niezbyt pompatycznego monumentalizmu w Bloodwar In Heaven czy Land Of Eternal Ice przelatywało beznamiętnie i na koniec wrzucono zaskakująco dobry Sand In The Wind - melodyjny metal stanowiący pewnego rodzaju odpowiedź na fiński Stratovarius. Numer ciekawie obudowano klawiszami z lekkimi akcentami progresywnymi kompozycji. Spore kontrowersje budziła produkcja płyty: gitary raczej bzyczały niż kruszyły powermetalowo, sekcja rytmiczna mało wyrazista, a sam bas ustawiony fatalnie. To nie było nawet w miarę solidne osiągnięcie włoskiego metalu tamtej doby, ale zespół nie zrezygnował i w przeciwieństwie do wielu efemerycznych formacji z Italii przełomu wieków, pozostał na scenie muzycznej. Całkiem niezła sprzedaż spowodowała, że Highlord zaproszono na trasę po północnych Włoszech z Domine, Skylark, Secret Sphere i Power Symphony.
W lipcu 2000 w ciągu 18 dni nagrano [2] - większość techniczno-produkcyjnych mankamentów poprawiono. Samo wykonanie było lepsze, w tym także wokalne Vascé, ale ogólnie znów to ponownie krążek nadzwyczaj przeciętny. Dynamiczne i momentami fantazyjne pasaże klawiszowe Muscio nie były w stanie zamaskować sztampowości utworów granych w typowych szybkich tempach i zbudowanych na ogólnie już ogranych heroicznych melodiach. Ponownie zabrakło prawdziwie porywających rycerskich refrenów. Dziwiły również nagłe wyhamowywania z dobrych natarć na wstępach i przechodzenie do grania ugładzonego, czasem pozbawionego cech powermetalowych (Frozen Heaven, All I Want) lub rezygnacji z fanfarowego rozgrywania kompozycji na rzecz nudnego romantycznego melodyjnego heavy w We Are Gods - choćten kawałek akurat posiadał najbardziej killerski refren z całej płyty. Do tego ze wszystkiego biły schematyzm i przewidywalność, dokładnie wiadomo kiedy pojawić się miała gitarowa solówka, a kiedy partia klawiszowa. Balladowy Again nie robił wrażenia, bo tak grali przez pół płyty w teoretycznie powermetalowych kompozycjach. Nagrano dwa numery dłuższe, przy czym pierwszy Perpetual Fury ponad miarę rozciągnięto z nudną partią przy pianinie, natomiast ponad 9-minutowy Tears Of Darkness mało zdecydowanie wykorzystywał motywy orientalne i próby zagrywek progresywnych w ramach umiarkowanej epickości. Album kończył nudny i ugłaskany cukierkowy You`ll Never Be Lonely. Highlord po raz drugi zaprezentował się przeciętnie - karierę kontynuowano, ale już bez Vascé, którego zastąpił Andrea Marchisio.
Na [3] głos nowego frontmana specjalnie nie zachwycał. Facet śpiewał poprawnie, ale jego wokal nie posiadał głębi, irytowała również lekko płaczliwa manieryczność. Stylistycznie Higlord zaprezentowali to samo co poprzednio, dokładając do baśniowo-fantastycznych klimatów nieco więcej progresywności. Przeważały jednak galopady włoskie z melodyjnymi podniosłymi refrenami jak dwuczęściowy Atlantis. Gitara Droetto zbyt często schodziła na drugi plan, a jego solówki pozostawiały wrażenie niedosytu. Niekiedy pojawiały się próby wślizgnięcia się w obszary Labyrinth jak Breath Of Eternity, ale na takie granie temu zespołowi zabrakło po prostu wystarczających umiejętności. Zupełnie niestrawna była ballada Moonlight Romance na fortepian, saksofon i głos gościnnie tu występującej Manueli Ricci z Housebreakers. Wspomniane inklinacje w kierunku Labyrinth zupełnie zdominowały styl Highlord na [4]. Wystarczyło posłuchać Medusa`s Coil i Far From The Light Of God, by się o tym przekonać. Poziom progresu wzrósł zarówno w riffach jak i solówkach klawiszowych. Marchisio śpiewał znacznie lepiej niż poprzednio, a w samym brzmieniu wyeksponowano gitarę. W dłuższych numerach jak w dynamicznym Dancing With Destiny Włosi nie przynudzali co przytrafiało im się w balladzie Where My Hero Lies. Dobrą melodią cechował się Moonseas, ale już Your Story Too przegrywał brakiem pomysłów i zbytnim progresem na siłę. Wszystko kończył rozbudowany The Hand Of God z próbami zastosowania brutalniejszych wokali, symfonicznych rozwiązań w części instrumentalnej i wokali żeńskich. Płyta nie była zła, słyszalny był duży postęp zarówno pod względem wykonania, jak i poziomu kompozycji.
Na [5] śpiew znów nie błyszczał, ale instrumentaliści dali z siebie naprawdę wiele. Nowoczesne brzmienie gitary w kombinacji z klawiszami o przestrzennym rozplanowaniu dało dobry efekt, a elementów progresywnych nie zastosowano na tyle nachalnie, aby zniechęcić zwolenników prostszego melodyjnego powermetalu. Do nich skierowano głównie The Sweetest Drug oraz kiepską bezbarwną balladę Life Lymph. Mało porywały melodie na tej płycie - całe szczęście, że solówki gitarowe i klawisze rozwiewały narastające od czasu do czasu wrażenie nudy. Nie zmienił także na lepsze sytuacji [6], na którym do spuścizny Labyrinth postanowiono dodać szczyptę Secret Sphere i Arachnes. Taka mieszanka wywoływała niebezpieczne porównania i w dodatku ziewanie, gdyż podano ją w niewłaściwy sposób. Ten profesjonalnie zgrany zespół po prostu nie miał recepty na dobrą muzykę. Większość numerów wypadła blado, a końcówka w postaci A Queen In My Pocket niemal usypiała sztampowością, ale ratowała ten utwór najlepsza na płycie gitarowa solówka Droetto. To rzemieślnicze granie o nikłej przebojowości (Simple Man, Dance In A Flame) kontrastowało z fatalnie dobranym coverem Rebel Yell Billy`ego Idola. Highlord zagrał bez wiary, statycznie i zachowawczo - w rezultacie ta dość ciekawa grupa cofała się z każdą płytą coraz głębiej na zaplecze włoskiego poweru.
Na [6] muzycy uznali, że typowy powermetal z radosnymi galopadami to muzyka nie na czasie i postanowili zagrać pod z lekka progresywne płyty Secret Sphere, dodając szczyptę Labyrinth i Arachnes. Taka mieszanka była niebezpieczna bo wywoływała porównania oraz powodowała ziewanie, gdyż podano ją w niewłaściwy sposób. Ekipa była doświadczona, może nieco bardziej w rzemiośle artystycznym, niż w sztuce. ale śpiew Andrea Marchisio nie budził większych zastrzeżeń. Gitara i solówki Stefano Droetto poprawne z iskierkami i przebłyskami czasem, a sekcja rytmiczna spokojnie pracowała w tle. Okazało się, że ten profesjonalny zgrany zespół nie miał recepty na tworzenie dobrej muzyki. Owszem, słyszalne było pewne kombinowanie w zakresie samych aranżacji, ale zabrakło poziomu kultury wykonania. Dance In A Flame zbliżał się do nagrań z przeszłości, natomiast pokomplikowany w melodii The Scream zepsuto po fajnym początku. Większość numerów blada, a końcówka w postaci A Queen In My Pocket usypiała sztampowością. Ciepłe i głebokie brzmienie nie działało, gdyż po prostu nie było się w co wsłuchiwać. Album sprawiał wrażenie wymęczonego, zagranego wiary, statycznie i zachowawczo. W takim melodyjnym power braki kompozycyjne należało nadrobić fantazją, energią i luzem - tymczasem muzycy Higlord wypadli to jako spięci i dystyngowani. Kiedyś ten zespół stał solidnie w drugim szeregu włoskiej sceny, ale tym krążkiem cofnął się jeszcze głębiej na zaplecze.
Kwintet - poza wymianą dwóch muzyków - żadnych wniosków z krytyki poprzedniego albumu nie wyciągnął i w marcu 2013 ukazał się [7] z praktycznie taką samą muzyką. Andrea Marchisio był w doskonałej dyspozycji, porafiąc nawet zgrabnie maskować paskudne samplery w Tonightmare. Te elektroniczne wtręty były wszędzie, także w pulsującym gitarami jak DGM The Goggle Mirror. Krążek położyły jednak przede wszystkim słabe melodie i mało ciekawe wykonanie instrumentalne. Cokolwiek tu nie grali z nutą progresywności, to nic z tego dobrego nie wychodziło (Brother To The End, Standing In The Rain). Znacznie lepszy był prostszy melodyjny No More Heroes z nośnym refrenem podszytym dobrym hard rockiem i AOR. Generalnie to jednak nie bardzo wiadomo, o co w tym wszystkim chodziło. Of Tears And Rhymes to okropna reminiscencja łagodnych romantycznych hymnowych kompozycji Labyritnh czy Vision Divine. The Warning After stanowił lepszą wariację na ten sam temat, ale to był ten sam poziom. Na wstępie In This Wicked World witały słuchacza echa grania melodyjnego rock/metalu z lat 70-tych, potem utwór skręcał w kierunku topornego i mało chwytliwego melodyjnego heavy w chórkach. Na deser wystąpił Ralf Scheepers w Arcade Warriors - kolejnej próbie zagrania melodyjnego power z pewnymi ambicjami. Scheepersa było mało, a dobrego power metalu jeszcze mniej. Wszystko zagrano mechanicznie i odtwórczo - a wyborna produkcja jeszcze wszystko bardziej obnażała.
Stefano Droetto odszedł z zespołu w 2014 i w ten sposób ubył ostatni oryginalny członek kapeli. Marchisio i Pellegrino jednak kontynuowali działalność i z dwójką nowych muzyków nagrali [8]. One World At A Time zaczynał się niczym Sommerville/Kiske - Marchisio towarzyszyła tutaj Tyra Linnéa Vikström (córka Thomasa Vikströma). Ogólnie wszystko szło ku miernemu melodyjnemu modern-metalowi elektronicznie wspomaganemu klawiszami. Pewna liczba włoskich zespołów grających powermetal z trudem poddawała się klasyfikacji gatunkowej i takie kompozycje jak Be King Or Be Killed były mało progresywne i nudne. W dosyć podniosłym, ale mało wyrazistym Let There Be Fire pojawiał sie Apollo Papathanasio, ale w tej nieuporządkowanej stylowo kompozycji w zasadzie nie było do czego śpiewać. Ten festiwal grania "niczego" kontynuowano w Hic Sunt Leones, Wrong Side Of Sanity i Warmight. Nawet bardziej melodyjny i niby przebojowy I`ve Chosen My Poison stanowił marne odbicie muzycznej filozofii Secret Sphere. W kiepskim łagodnym Feathers To A Bird nawet gitara akustyczna była typowa i przewidywalna. Najlepiej prezentował się prosty miarowy powermetalowy Once Were Immortal, ale i ten kawałek można było rozegrać w oparciu o motywy ze znakomitego refrenu. Marchisio śpiewał dobrze, nowy gitarzysta Marco Malacarne nierówny i nie zawsze do końca zrozumiały w woich długich solówkach, sekcja rytmiczna dynamiczna (zwłaszcza perkusja) i klawisze przeciętne. Różne próby, pomysły i style mieszały się w tym hałasie modern/power - raził eklektyzm i brak równowagi pomiędzy gitarą a klawiszami, jak również dziwne (mało czytelne i niechwytliwe) aranżacje. Dobrej muzyki było tu niewiele i w pełni podobał się tylko klarowny nowoczesny mastering Tony`ego Lindgrena, który fachowo obszedł się z tym materiałem, który zrealizowany gorzej byłby niemal zupełnie niestrawny.
Ekipa przypomniała o sobie po sześcioletniej przerwie - na [9] dominowały klimaty dość nieokreślone. Był więc melodyjny powermetal z typowymi dla stylu włoskiego progresywnymi inklinacjami i w pewnym stopniu wymuszało to styl gry Malacarne w partiach solowych - często długich i rozbudowanych jak na płycie poprzedniej. Zniknął na szczęście pierwiastek modern, gdyż w tych obszarach muzycznych Highlord miał do zaoferowania niewiele. Tu melodie były prostsze, idąc w kierunku radiowo strawnych przebojów Soul Sucker czy Sweet Unknown (realna przebojowość był przeciętna). Słabo prezentował się romantyczny Fallen From Grace, w którym wykorzystano ograną melodię - do tego wykonaną zupełnie bez wiary. W tytułowym Freakin` Out Of Hell pojawiał się włoski heroizm i progresywne pulsujące gitary. Łagodny klimat w Hollow Space tworzyły gitara akustyczna i pianino w niezłym poetyckim numerze - tu słychać, że Andrea Marchisio to jednak dobry wokalista, rozkwitający przy wyrazistej melodii. Nieco mrocznie brzmiał prog-powermetalowy If You Say Ye, ale to taka progresywność zupełnie nierozpoznawalna jako włoska, a bardziej francuska (z obszarów Alkemyst). Andrea znajdował się ponownie w centrum uwagi w Eyes Open Wide, śpiewając znakomicie w łagodnym nieskomplikowanym refrenie. W tej kompozycji instrumentalna partia progresywna była zupełnie nieinteresująca - zresztą Davide Cristofoli wypadł na tej płycie blado, a przygotowane przez niego pasaże jakoś przemijały bez echa. Włosi kończyli progresywnie i równocześnie przyjaźnie dla fanów melodyjnego metalu w One Eyed Jack. Brzmienie czyste, niezbyt ciężkie, z pietyzmem zaznaczonym dla każdego instrumentu i w tym aspekcie był to spory pozytyw. Ogólnie jednak zespół nadal niezbyt wiedział co chce grać lub próbował być oryginalnym na siłę.
Dyskografię uzupełnia nagranie Power na tribute dla Helloween Keepers Of Jericho 2.

Późniejsze losy muzyków Higlord:

ALBUM ŚPIEW GITARA KLAWISZE BAS PERKUSJA
[1] Lorenzo `Vascé` Millano Stefano Droetto Alessandro Muscio Diego De Vita Fabio Savello
[2] Lorenzo `Vascé` Millano Stefano Droetto Alessandro Muscio Diego De Vita Luca Pellegrino
[3-6] Andrea Marchisio Stefano Droetto Alessandro Muscio Diego De Vita Luca Pellegrino
[7] Andrea Marchisio Stefano Droetto Emanuele Salsa Daniele Veronese Luca Pellegrino
[8] Andrea Marchisio Marco Malacarne Massimiliano Flak Luca Pellegrino
[9] Andrea Marchisio Marco Malacarne Davide Cristofoli Massimiliano Flak Luca Pellegrino

Andrea Marchisio (Desdemona), Emanuele Salsa (ex-Crystal Empire), Marco Malacarne (ex-Soul Mask)

Rok wydania Tytuł
1999 [1] Heir Of Power
2000 [2] When The Aurora Falls...
2002 [3] Breath Of Eternity
2004 [4] Medusa`s Coil
2006 [5] Instant Madness
2009 [6] The Death Of The Artists
2013 [7] The Warning After
2016 [8] Hic Sunt Leones
2022 [9] Freakin` Out Of Hell

          

    

Powrót do spisu treści