Norweski zespół blackmetalowy powstały w 1991 w Bergen. Pierwsze nagrania jeszcze wskazywały na fascynację death metalem co biło z demówki "Immortal" z 1991 nagranej w składzie: Abbath (ur. 27 czerwca 1973), Demonaz (ur. 6 lipca 1970), Armagedda i gitarzysta Jörn Inge Tunsberg, z którego usług wkrótce zrezygnowano (założył Hades). Okładkę do tej kasety narysował Dead, wokalista Mayhem - grafikę zatytułowano "The Northern Upir`s Death" i niektórzy przerzucili tą nazwę na samą demówkę ("Upir" oznaczał upiora w mitologii słowiańskiej, potem przetransponowano to na "Upin"). Dwa utwory (Unholy Forces Of Evil i The Cold Winds Of Funeral Frost) z [1] wraz z intro znalazły się potem na składance "True Kings Of Norway" z 2000, obok kawałków Emperor, Dimmu Borgir, Ancient i Arcturus. Na [2] Immortal przedstawił własną wizję blacku, zakorzenionego w dokonaniach Bathory, Celtic Frost i Possessed - surową i odpychającą garażowym brzmieniem, ale zawierającą zaczątki niepowtarzalnego mrocznego klimatu. Uwagę zwracały zwłaszcza urozmaicone akustycznymi interludiami kompozycje w rodzaju A Perfect Vision Of The Rising Northland czy Cryptic Winterstorms. Poetyckie teksty ujawniały inspirację mitologią skandynawską i literaturą fantasy - ukazywały skutą lodem północną krainę Blashyrkh, w której spokoju szukały duchy poległych przed wiekami wojowników. Już na tym etapie działalności uwypukliła się w twórczości Immortal tematyka zimowa i tą atmosferę chłodu można było porównać jedynie z wydanym w tym samym roku A Blaze In The Northern Sky Darkthrone. W partiach gitar Demonaz wykorzystał riffy grane w szybszym tremolo i wyraźnie zahaczał o specyficzne harmonie i aranżacje, które osiągnąć miały swoje apogeum na kolejnych płytach. Główna siła wydawnictwa tkwiła w jego klimacie, opartym na mistycznym hołdzie dla potęgi zimy. Trzeba jednakże przyznać, że sama muzyka nie była oryginalna, gdyż Immortal grał numery oparte przede wszystkim na ścianie prostego technicznie łomotu, z którego tylko od czasu do czasu wychylały się ciekawsze riffy bądź pomysłowe solówki. Do tego dochodziły okazjonalne galopady, które na razie stanowiły tylko dodatek do całości opartej na tempach średnich bądź nawet wolnych. Sam Abbath postawił na skrzek, bez charakterystycznej złowrogiej maniery z lat późniejszych. Płytę podzielono na konkretnie różniące się od siebie połowy. W pierwszej pojawiły się już zalążki późniejszego, o wiele bardziej wściekłego grania, czego symbolami stały się The Call Of The Wintermoon oraz pełen blackowej furii Unholy Forces Of Evil. Przeciwwagą dla tych kawałków był marszowy Cold Winds Of Funeral Dust oraz zmienny rytmicznie Blacker Than Darkness. Był to krążek dla tych, którzy cenili sobie epicką i bardziej stonowaną twórczość Immortal. Kolejne krążki Norwegów pokazały, że stać ich było na dużo więcej i poniekąd przyćmiły wagę [2] jako ustanawiającego pewne standardy dla black metalu. Warto wspomnieć, że w tamtym okresie Abbath i Demonaz wchodzili w skład "władz" niesławnej organizacji Black Circle, kierowanej przez Euronymousa z Mayhem. Zdecydowali się również używać corpse-paintu (trupiego makijażu).
Współpracę z wytwórnią Osmose Productions kontynuowano także na [3]. W trakcie sesji nagraniowej wpierw grupę opuścił Armagedda, a następnie jego chwilowy zastępca Erik `Grim` Brodreskift. Grim widniał na okładce, ale nie zagrał w żadnym utworze (kontynuował karierę w Borknagar i Gorgoroth, a 4 października 1999 popełnił samobójstwo w wieku 30 lat przedawkowując narkotyki). Ostatecznie wszystkie partie bębnów nagrał sam Abbath. Album doskonale wpisał się w ewolucję, jaka zachodziła w tamtych czasach w rodzącej się drugiej fali black metalu, polegającej na graniu tego gatunku coraz szybciej, agresywniej i z mniejszą dawką technicznych fajerwerków. Immortal podążył tutaj szlakiem wytyczonym rok wcześniej przez Darkthrone na A Blaze In The Northern Sky. Krążek stawiał na intensywniejszą i wścieklejszą muzykę. Słyszalnie podkręcono tempo utworów, które na tym albumie wchodziły w ultraszybkie blastowanie, podane przy tym w zaskakująco ciężkiej formule. Na szczęście nie samymi nawalankami ten album stał, bo muzycy często wchodzili też w marszowe tempa, a nawet okazjonalne zwolnienia. Ostrzej poczynał sobie Demonaz, który inspirował się mocno przesterowanymi pomysłami na riffy, uskutecznianymi na płytach Darkthrone. Zgodnie z gatunkową tendencją ograniczono do minimum popisy solowe - tutaj pojawiały się one jedynie w dwóch utworach. Bas tak schowano za gitarami, że można by się zastanawiać czy w ogóle ścieżki tego instrumentu nagrano w studiu. Muzyka była surowa, choć pojawiały się choćby na chwilę nastrojowe wstawki instrumentów strunowych. Muzycy podjęli próbę stworzenia atmosfery krainy pokrytej śniegiem i złem, skrytej w wiecznej nocy północnej Norwegii. Ten nastrój potęgował też wokal Abbatha, który do skrzeku dodał typową dla siebie złowrogą i cedzącą słowa manierę. Krążek został oprawiony ciekawym brzmieniem stworzonym przez Eirika Hundvina, które naśladował pomysły Darkthrone z A Blaze In The Northern Sky, łącząc naturalność i surowość przesterowanej blackowej ściany dźwięku z selektywnością całości. Zespół postawił na krótkie numery bez monumentalnego zacięcia, charakterystycznego dla późniejszej dyskografii Immortal. Na początek Unsilent Storms In The Northern Abyss - przeplatanka ultraszybkich momentów z marszowymi zwolnieniami, gdzie pojawiało się lodowate dostojeństwo. Zdecydowaniej w jadowitym stylu zmierzał A Sign For The Norse Hordes To Ride - najszybszy fragment materiału, stanowiący drogowskaz dla kierunku kolejnych dwóch albumów. The Sun No Longer Rises to głównie średnie tempo, chwytliwa melodyjność i fragmenty dające odpocząć, choć blastowania także tu nie zabrakło. Mniej intensywne oblicze formacja prezentowała w Frozen By Icewinds - jedyny kawałek, w którym ekipa akcentowała sporo nerwowości wspomaganej połamaną rytmiką z gęstymi przejściami. W Storming Through Red Clouds And Holocaustwinds powracało bezkompromisowe nawalanie w ultraszybkich tempach, choć ten numer raczej nie zapadał w pamięć. Podniosły As The Eternity Opens stawiał na średnie tempo i blasty pojawiały się na krótko dopiero w drugiej połowie kawałka. Na koniec tytułowy Pure Holocaust, czyli mix blastów z chwytliwymi zwolnieniami i tutaj ujawniał się talent muzyków w łączeniu agresji z blackową melodyjnością. Ostatecznie po niezłym, ale jednak noszącym wyraźne piętno innych grup debiucie, na [2] formacja po raz pierwszy wzbili się na wyżyny twórczej oryginalności - nawet przy uwzględnieniu faktu, że podążyli zbliżoną drogą co rok wcześniej Darkthrone. Dla samego Immortal płyta stała się punktem odniesienia w stylistycznej ewolucji. Materiał promowano na europejskim tournee z Marduk i Blasphemy.


Abbath

Immortal na fali wznoszącej starał się dostosować do trendu tworząc albumy przekraczające kolejne granice dźwiękowej ekstremy. Na [4] Abbath i Demonaz postanowili jeszcze bardziej zbrutalizować swój styl. Jak się można było spodziewać, spotkało się to z pozytywnym odzewem ze strony fanów i w konsekwencji nowy krążek stał się jednym z jego największych sprzedażowych sukcesów. Ekipa poszła drogą najszybszych momentów znanych z poprzednika oraz słyszalnie ograniczyła zwolnienia. Wśród tych 35 minut dopiero ostatnia kompozycja dawała pewne wytchnienie średnim tempem i sporą dawkę klimatycznych ozdobników. Poza tym tempa były ultraszybkie, oparte na blastach lub na średnio-szybkim gnaniu przed siebie. Do tego dochodziły bzyczące gitary, w których niestety tylko miejscami pojawiały się ciekawe riffy czy szczątkowe solówki. Basu w zasadzie nie było, a kawałki skrócono. Tym co ratowało tą płytę była duża chwytliwość kompozycji, z których w zasadzie każda miała jakiś zapadający w pamięci motyw (głównie wokalny) oraz odejście od zwrotkowo-refrenowych schematów. Tutaj właśnie Abbath w pełni postawił na złowrogą szepcząco-deklamującą manierę ("grim vocals") i odchodząc od blackowego skrzeku. Produkcja niestety kulała na wzór wydanego rok wcześniej Transilvanian Hunger Darkthrone, próbując być surowa, prymitywna i garażowa jak tylko się dało - w rezultacie odczucia śnieżnych pejzaży było zdecydowanie mniej niż w przeszłości. Wszystko zaczynał tytułowy Battles In The North, łaczący wściekły black z pewną dawką chwytliwości. Środkowa cześć albumu zlewała się ze sobą i z tej ściany gitarowego zgiełku uwagę zwracał właściwie tylko Grim And Frostbitten Kingdoms ze względu na jedyną sensowną solówkę Demonaza pod koniec. Bezkompromisowe łojenie było mało atrakcyjne aż do momentu zamykającego Blashyrkh - rozbudowanego numeru utrzymanego w marszowym tempie z klimatycznym gitarowo-klawiszowym pakietem w części środkowej. Pozycja w momencie swojej premiery spotkała się z entuzjastycznym przyjęciem ze strony fanów, trafiając idealnie w swój czas, ale z perspektywy czasu już tak nie zachwyca. Muzycy zbytnio ulegli ówczesnej modzie na brutalizację brzmienia i choć było to granie atrakcyjniejsze niż Dark Funeral lub Carpathian Forest, to jednak mimo wszystko dla Immortal było to obniżenie poprzeczki w stosunku do wydanego dwa lata wcześniej [3]. Ostatecznie zastosowano jeszcze większą nawałnicę dźwięków, a Abbath za perkusją niemal permamentnie wykorzystywał podwójną stopkę. W efekcie powstała płyta przeznaczona jedynie dla fanów norweskiej ekstremy, którym nie wystarczała próbka takich dźwięków zaprezentowana przez Abbatha i Demonaza w przeszłości. Immortal ruszył na trasę koncertową poprzedzając headlinera Morbid Angel.
W tamtym okresie wydawało się, że kariera zespołu wciąż będzie się błyskawicznie rozwijać. Wraz z wydaniem [5] zimowy czar prysnął niczym bańka mydlana. Powstała płyta z pozoru spokojniejsza, utrzymana raczej w kroczących tempach, a nawet w wolnych (Mountains Of Might). Immortal wykonał jednak stylistyczny krok wstecz, gdyż konstrukcje poszczególnych utworów oraz gra nowego perkusisty Horgha (ur. 7 maja 1971) zbliżyła się do niegdyś zarzuconego death metalu. Abbath zaprezentował jednocześnie wokal mniej agresywny i osadzony w niższej tonacji. W dodatku zespół wykorzystał tak zawsze pogardzane przez siebie klawisze, które posłużyły do stworzenia odpowiednich "plam" w tle. Jednocześnie przy tym sięgnięciu do elementów deathu, była to mniej finezyjna i techniczna odsłona gatunku - raczej bardziej dzika i bazująca na wściekłości w stylu Deicide. Było to o tyle ciekawe, że na początku lat 90-ych to właśnie Deicide był najmocniej atakowany przez norweskich blackmetalowców, uznających zespół Glena Bentona za synonim muzycznego pozerstwa. Do tego na wzór Deicide, nowy materiał Immortal charakteryzował się sporą gwałtownością i intensywnością, brakiem prostych schematów z jednoczesnym podkreślaniem refrenów i sporą chwytliwością. Ostatnią piętą achillesową płyty było brzmienie, które najkrócej można było określić mianem nieporozumienia. Immortal zerwał współpracę z Eirikiem Hundvinem i postawił na kompletnie nieznanego Henrikke Hellanda. On to stworzył niezwykle surowy mix, a przy tym wyjatkowo płaski i pozbawiony jakiejkolwiek mocy. Wystarczyło posłuchać tekturowego brzmienia perkusji. Gdyby płytę oddano pod kuratelę zyskującego już wówczas sławę Petera Tägtgrena, finalny efekt byłby dużo lepszy. Przez kiepską produkcję nie uzyskano w ogóle tradycyjnego zimowego nastroju, który w zasadzie występował w tekstach. Spośród tej szarzyzny uwagę zwracały: zmienny rytmicznie tytułowy Blizzard Beasts oraz huraganowy Battlefields. Słabo natomiast prezentowały się zamykające krążek trzy bezwzględne kompozycje, które nie zawierały nic ciekawego. jedynie we wspomnianym Mountains Of Might znalazła się pewna mieszanka zimowych klimatów. Jak się okazało, był to ostatni album Immortal, na którym grupa tak mocno stawiała na bezpośrednie uderzenie, muzyczną wściekłość i krótkie nawalankowe numery. W tym przypadku elementy ekstremy doprowadzono do skrajności - a samą grupę do ściany, przy której nie dałoby się już odkryć niczego ciekawego, co nie byłoby zjadaniem własnego ogona.
Wkrótce u Demonaza wykryto w rękach zapalenie ścięgien i na dłuższy czas muzyk musiał zrezygnować z czynnego grania na instrumencie. Nadal jednak pisał teksty dla Immortal, od czasu do czasu służąc grupie działalnością managerską. [6] nagrał zatem duet Abbath-Horgh w w listopadzie 1998 pod producenckim okiem Petera Tägtgrena. Zamiast zdjęcia muzyków na okładce znalazła się ilustracja autorstwa Pascala Fourniera przedstawiająca mitologiczną krainę znaną z tekstów utworów. Pełną epickiego rozmachu muzykę wzbogacono o niezwykle melodyjnie elementy w stylu Dimmu Borgir, a brzmienie stało się bardziej dopieszczone i przejrzyste. Sześć rozbudowanych epickich utwórów wyznaczało granicę do jakiej można było rozszerzyć pojęcie black metalu. Album był stosunkowo lekki z urozmaiconymi partiami perkusji i z rzadka pojawiającą się łomotaniną znaną z poprzednich krążków. Przy okazji wykorzystano kilka zabiegów niespotykanych na poprzednich albumach, jak przesterowany wokal w Where Dark And Light Don`t Differ, wysunięte miejscami na czoło syntezatory, gdzieniegdzie zastosowano gitarę akustyczną. Dzięki odważnej zmianie konwencji, Immortal zaprezentował płytę dojrzałą i wzruszającą patetyzmem, o dziwo zachowując specyficzny klimat tworzonej przez siebie muzyki. W dużym skrócie cały krążek sięgał do epickiego rozmachu Blashyrkh i Mountains Of Might. W większości blasty i ultraszybkie galopady albo w ogóle nie występowały albo stanowiły część większej całości, przeplatanej z długimi fragmentami utrzymanymi w średnim, a miejscami także wolnym tempie. Pod względem rozbudowania utworów formacja powróciła trochę do spokojniejszej stylistyki debiutu, ale przy okazji słychać było jak przez lata muzycy rozwinęli się technicznie. Gitary grały melodyjne i niebanalne riffy, dalekie od klasycznie blackowej ściany dźwięku. Pojawiło się nawet kilka heavymetalowych solówek, które miłośnicy ekstremy wykorzystali do formułowania oskarżeń wobec Abbatha o "sprzedanie się". Zwłaszcza, że w połowie utworów pojawiły się klimatyczne gotyckie gitary i wspomniane klawisze, nawiązujące do twórczości kapel z kręgu popularnego w tamtych czasach symfonicznego death metalu. [6] stał się później wzorcem do naśladowania dla innych przede wszystkim ze względu na stylistykę całości, której z jednej strony nie zabrakło ambicji, a z drugiej prostoty i chwytliwości, pozwalających połapać się w muzyce nawet mniej wyrobionemu słuchaczowi. Nie bez znaczenia była również umiarkowana surowość muzyki z wplataniem do niej smaczków co pozwoliło temu albumowi zachować swoją aktualność i się nie zestarzeć. Album został sprytnie skonstruowany, prezentując na początku i w finale najbardziej tradycyjnie blackowe utwory, w których było sporo konkretnych przyśpieszeń - mających prawdopodobnie udowodnić, że Immortal nie wymiękał. Ale jednocześnie Withstand The Fall Of Time oraz Years Of Silent Tomorrow to mieszanka kapitalnych riffów, chwytliwych melodii i technicznych zawijasów. W środkowej części płyty Abbath i Horgh najmocniej pozwolili sobie na eksperymenty i szokowanie konserwatywnych fanów blacku. Najpierw w utrzymanym w średnim tempie Solarfall, gdzie w osłupienie mogła wprawić długa klimatyczna wstawka z gotyckimi gitarami. W Tragedies Blows At Horizon wykorzystano pełną paletę nowego oblicza grupy, czyli ekstremalne przyśpieszenia, melodyjne średnio-szybkie granie, klimatyczne wstawki i rewelacyjnie chwytliwe refreny. Marszowy Where Dark And Light Don`t Differ ocierał się o inspiracje Iron Maiden, wzbogaconymi melodyjną solówką oraz przesterowanymi wokalami Abbatha. W końcu wszystkiego dopełniał nastrojowy At The Heart Of Winter z wieloma technicznymi ambitnymi solówkami. Płyta początkowo spotkała się ze znacznym potępieniem ze strony co bardziej ortodoksyjnie nastawionych fanów. Dzisiaj jednak jest powszechnie uznawana za jedno z najdoskonalszych osiągnięć grupy, mających przy tym olbrzymi wpływ na twórczość innych kapel grających melodyjny black. Choć w kolejnych latach pod wpływem tej krytyki, Immortal odrobinę wycofali się ze śmiałości w eksplorowaniu tak melodyjnych rejonów, to już nigdy nie powrócili do grania w stylu [4]. W zasadzie słusznie, bo w tamtym wydaniu wypadali zbyt podobnie do większości konkurencji. Z perspektywy czasu [6] okazał się krążkiem przede wszystkim niesamowicie oryginalnym, a przy tym najlepszym dowodem, że ten gatunek nie musi być zawsze grany prymitywnie czy z garażowym brzmieniem.
Spotykając się z niezadowoleniem ze strony fanów ekstremalnych brzmień i będąc pod presją, zespół na [7] postanowił połączyć ujmujące aranżacje poprzednika z surowością i agresją wcześniejszych płyt. W efekcie powstał album krótszy, intensywniejszy, brutalniejszy i cięższy, ale z nadal dobrym brzmieniem i przemyślanymi utworami, choć już nie tak porywającymi - głównie przez wykorzystanie pierwiastków trashu i deathu. Obok apokaliptycznego utworu tytułowego, uwagę zwracał właściwie tylko Against The Tide i In Our Mystic Visions Blest. W twórczość Immortal wkradła się pewna szablonowość, po części utracono charakterystyczny klimat.


Od lewej: Horgh, Abbath, Apollyon

Największym sukcesem artystycznym grupy okazał się [8], o którego powodzeniu przesądziły świetne kompozycje, w większości pełne rozmachu i urozmaicone bardziej niż kiedykolwiek pod względem melodii, charakteru riffów i tempa. Przy braku nowych rewolucyjnych zmian, wprowadzono wiele elementów epickich, majestatycznych i klimatycznych. Słuchając tego krążku nietrudno było sobie wyobrazić śnieżną krainę skutą lodem i oddaną w objęcia dmącego wichru. Na jej tle zbierały się armie szykujące się do boju, powiewały sztandary, rżały rumaki i szczękały miecze. Podobnego klimatu złowrogiej północy nie udało się w zasadzie wytworzyć nikomu, nawet samemu Immortal wcześniej. Szorstkie brzmienie gitary Abbatha wygrywało zaskakująco melodyjne motywy, świetnie pulsował również bas Iscariaha. Było to granie ujmujące, w przeważającej mierze oparte na tempach wolnych. Trio udowodniło po raz kolejny, że było w stanie osiągnąć kolejny metalowy szczyt, rezygnując ze zdobywania cały czas tego samego. Antarctica, Sons Of The Northern Darkness czy Beyond The North Waves zachwycać mogły patosem na wzór Bathory i jedynie Tyrants wydawał się być nagrywany w zupełnie innym miejscu, choć być może "efekt korytarza" był zabiegiem celowym. I kiedy grupa była u szczytu powodzenia, w lipcu 2003 ogłoszono zawieszenie jej działalności. Abbath zaśpiewał w utworze Lunar Force na albumie Enslaved Isa w 2004, a następnie powołał do życia ciekawy I, do którego dołączył też Armagedda, a Demonaz napisał część tekstów. Horgh dołączył wpierw do thrash/blackowego Grimfist (Ghouls Of Grandeur w 2003 i Ten Steps To Hell w 2005), a potem do Hypocrisy. Iscariah grał na basie na dwóch krążkach old-schoolowo blackowym Wurdulak (Ceremony in Flames w 2001 i Severed Eyes Of Possession w 2002), dołączył do Necrophagii, w końcu spróbował sił w thrash/blackowym Death To The World (First Strike For Spiritual Renewance w 2007).
Na początku 2007 Immortal wznowił działalność z nowym basistą Apollyonem, dając występy na "Inferno Festival" w kwietniu, "Tuska Open Air" w czerwcu, "Metal Camp" w lipcu i w końcu na "Wacken Open Air" w sierpniu. 25 września 2009 ukazał się [9], na którym czegoś zabrakło, pomimo wysokiego poziomu wykonania. Pod względem atmosfery przypominał [8], ale w tym zakresie mu nie dorównywał. Nowe dzieło okazało się w ogólnym rozrachunku zgrabnie skomponowanym i solidnie wyprodukowanym black metalem, dalekim od oczekiwań miłośników surowizny i brudu. Dotychczasowy mróz nieco zelżał, ale pozostał chłód w wokalizach Abbatha i owianych mgiełką tajemnicy strukturach utworów. Na szczęście nie zrezygnowano z epickich zapędów, o czym najdobitniej świadczyły otwierający całość All Shall Fall oraz ponad 8-minutowy Uneartly Kingdom ze wspaniałym intrem. Nie zabrakło przyśpieszeń i w galopującym Hordes Of War użyto odgłosów szczeku oręża i tętentu końskich kopyt. [10] zawierał występ ze wspomnianego festiwalu "Wacken Open Air". Dyskografię uzupełniał cover From The Dark Past nagrany na A Tribute To Mayhem - Originators Of The Northern Darkness w 2001. Immortal kilkukrotnie koncertowali w Polsce, m.in. w grudniu 2000 w Warszawie i w marcu 2002 na katowickiej "Metalmanii". Demonaz i Armagedda spotkali się ponownie w solowym projekcie tego pierwszego. Apollyon udzielał się w Coffin Storm.

ALBUM ŚPIEW, BAS GITARA PERKUSJA
[1] Olve `Abbath` Eikemo Harald `Demonaz` Novdal Gerhard `Armagedda` Herfindal
[2-4] Olve `Abbath` Eikemo Harald `Demonaz` Novdal Olve `Abbath` Eikemo
[5] Olve `Abbath` Eikemo Harald `Demonaz` Novdal Reidar `Horgh` Horghagen
[6] Olve `Abbath` Eikemo Reidar `Horgh` Horghagen

ALBUM ŚPIEW, GITARA BAS PERKUSJA
[7-8] Olve `Abbath` Eikemo Stian `Iscariah` Smorholm Reidar `Horgh` Horghagen
[9-10] Olve `Abbath` Eikemo Ole Jörgen `Apollyon` Moe Reidar `Horgh` Horghagen
[11] Harald `Demonaz` Novdal Peter Tägtgren (gość) Reidar `Horgh` Horghagen
[12] Harald `Demonaz` Novdal Arve `Ice Dale` Isdal (gość) Kevin Kvale (gość)

Abbath (ex-Old Funeral), Demonaz (ex-Amputation), Horgh (ex-Lost At Last),
Apollyon (Aura Noir, Dödheimsgard), Kevin Kvale (ex-Harm, Gaahls Wyrd)

Rok wydania Tytuł
1991 [1] Immortal EP
1992 [2] Diabolical Fullmoon Mysticism
1993 [3] Pure Holocaust
1995 [4] Battles In The North
1997 [5] Blizzard Beasts
1999 [6] At The Heart Of Winter
2000 [7] Damned In Black
2002 [8] Sons Of Northern Darkness
2009 [9] All Shall Fall
2010 [10] The Seventh Date Of Blashyrkh (live)
2018 [11] Northern Chaos Gods
2023 [12] War Against All

          

          

Powrót do spisu treści