
Niemiecka grupa założona w Hamburgu w 1990 przez Martina Christiana. Zadebiutowała dwiema demówkami: "Enter The Crypt" w 1992 oraz "Maelstrom Of Decline" w 1993. Z powodu braku promocji debiutancka EP-ka ukazała się zaledwie w ilości 500 egzemplarzy. [2] stanowił duży krok naprzód, zawierając agresywny (choć nie pozbawiony melodii) surowy power/speed z elementami thrashu w typowym teutońskim stylu. Wartość płyty zdecydowanie obniżał fatalny wokal Carstensa, nie będącego w stanie przebić się jak należy przez potężną surową ścianę gitar. Frotnman całkowicie kompromitował się w pół-balladowym Drug Fiend, gdzie sytuację ratował wspomagający go wokalnie Cremer. Carsten zepsuł też zupełnie mroczny klimat wolniejszego Beyond The Void. Dlatego też pomimo wysiłków gitarzystów i solidnej sekcji rytmicznej, trudno ten krążek odbierać z przyjemnością. Zmarnowano potencjał riffowy tak dynamicznych i drapieżnych numerów jak Maelstrom Of Decline, Thrill Of The Kill czy odważnie galopującego No Hope For Life. Ciekawe nawiązania stylistyczne do Flotsam And Jetsam zawarto w tytułowym World Of Sin i pewne echa amerykańskiego power/thrashu przewiajły się na tym krążku. Zdecydowanie najlepszą kompozycją był speedmetalowy potwór Bring The Hammer Down, tylko Carstens zawiódł jak zwykle. Produkcja była wyjątkowo dobra, przyjemnie się słuchało tych surowych gitar. Wkróce wytwórnia Blue Merle zbankrutowała i album nie miał prawie żadnej promocji, zresztą nie cieszył się specjalnym powodzeniem i niebawem zespół się rozleciał. Na placu boju pozostał tylko Cremer. Zachował on prawo do nazwy i w latach 1996-1997 skompletował nowy skład z wokalistą rosyjskiego pochodzenia Andreasem Babuszkinem.
Jesienią 1997 Paragon weszli do Spiderhouse Studios znanego producenta Harrisa Johnsa, który znany był ze współpracy m.in. z Helloween, Tankard, Sodom i Kreator. [3] starannie przygotowano i zrealizowano - krążek zawierał urozmaicone zarówno szybkie jak i wolniejsze utwory. W nagraniach słychać było wpływy Grave Digger, Accept, a nawet Saxon. Akcenty thrashowe ustąpiły heroiczno-rycerskim i w zasadzie była to speedowa wersja typowych teutońskich płyt z rycerskim heavy metalem. Proste numery oparto o gitarowy atak Cremera i Christiana, męski wokal Babuszkina i bojowe refreny rycerskie wzbogacone chórkami. Posępność surowego Under The Gun do końca nie przekonywała, tutaj zresztą zawarto jakieś ostatnie wrzutki thrashowe. Metal rycerski cechował się w większości nieatrakcyjnymi refrenami (Feel The Knife, Eternal Life, Warriors Of Ice), a budowanie klimatu (Ashes) niezbyt wyszło. Muzycy jakby zdawali sobie sprawę z przeciętności epickiego oddziaływania przygotowanych refrenów niby-epickich i praktycznie żaden z numerów nie był nastawiony na ich zdecydowaną ekspozycję. Typowo rycerskie numery zresztą mocno przypominały wczesny Sacred Steel. Ciężar przeniesiono na zwrotki i egzaltowane wokale z wyższymi partiami. Ponadto mimo gitarowego zgiełku The Final Command i Eye For An Eye cierpiały na brak mocy - jak na niemiecki power/speed kwintet włożył tu za mało siły. Paragon nie był w stanie wyjść poza repetycje, choć solówka we wspomnianym Eternal Life należała bez wątpienia do najlepszych na całej płycie. Balladowy nostalgiczny War Inside My Head był po prostu w swojej kategorii słaby. Babuszkin zaśpiewał nieźle, trochę jeszcze nie w swoim stylu, którego dopiero poszukiwał i tylko chwilami drażnił nadmiernie przerysowanymi partiami epickimi.
Nagrano twardy kwadratowy metal, nie wykraczający poza ramy rzemieślniczej solidności - a jednak krążek zwrócił na zespół większa uwagę fanów niż poprzedni i poniekąd stał się przepustką do kontynuowania kariery w ustabilizowanym składzie.
Ponieważ nie było oferty trasy koncertowej, zespół wrócił do studia w styczniu 1999, by ponownie z Harrisem Johnsem nagrać [4]. Krążek otwierało wspaniałe intro, po którym Paragon na kilku kolejnych utworach zdefiniował swój power/speed. Wspaniała płyta nabierała rumieńców od tytułowego nagrania, mrożącego krew w żyłach swym czadem. Urzekały zwarte zagrywki gitarowe, krótkie rewelacyjne solówki i melodyjne zwolnienia. Niewiele mu ustępował ciężki i klimatyczny zarazem Wheels Of Eternity z wreszcie udanymi chórkami i świetnym przyspieszeniem. Desecrate posiadał klimat Judas Priest, Dragon`s Flight mienił się gamą melodii, a całość wieńczył świetny cover Exciter Violence And Force. Po raz pierwszy w stylistyce riffowej i motoryce pojawiłą się słynna paragonowa rozpędzona opancerzona lokomotywa. Mniej ciekawe był numery wolniejsze jak Legions Of Metal, Wheels Of Eternity oraz Casting Shadows - one stanowiły typowy produkt prostej teutońskiej myśli heavymetalowej, bez głębszych muzycznych rozważań. Warto podkreślić, że muzycy zagrali na tej płycie wybornie technicznie (zwłaszcza Jan Bünning). Zdecydowanie także poprawił się wokal Babuszkina, prezentującego bogaty repertuar chwytów z udanymi w zdecydowanej większości wysokimi ekstatycznymi zaśpiewami włącznie. Wydawnictwo zyskało pochlebne recenzje w prasie i nagrodą za nie była propozycja występu na festiwalach "Bang Your Head" i "Wacken Open Air" w 1999. Na "Headbangers Open Air" w 2000 zespół otrzymał ofertę z nowej wytwórni Remedy Records z Hamburga, z której to skwapliwie skorzystał.
Jesienią 2000 zespół znalazł się w studio z Pietem Sielckiem (Iron Savior), by nagrać rewelacyjny [5], który zdominowały motoryczno-hymnowe przeboje, zagrane jednocześnie bardzo melodyjnie i surowo. Dopracowano wreszcie chóry, które dodatkowo podnosiły patos tego znakomitego albumu. Jednocześnie Paragon porzucił inklinacje epickie i epatowanie rycerską otoczką. Postawiono na granie proste i maksymalnie nastawione na wykorzystanie ataku dwóch gitar przy utrzymywaniu jednakowego tempa. Idealnym otwieraczem był chwytliwy Thunderstorm, a w kapitalnym Steelbound Babuszkin zastosował dwa style wokalne, przy czym w refrenach śpiewał nieco delikatniej. W kawałkach toczących się wolniej jak Deathsquad wychodziła od razu toporność na wzór UDO, za to niezwykle ciekawie jawił się Don`t Wake The Dead ze starożytnym motywem. Rytmiczne kiwanie powracało w szybkim New Dark Age, maszyna sprawdzała się także w nieco sinnerowym Burning Bridges z refrenem o dużym nacisku na melodię i niemal rockowymi zwrotkami. Odrobinę brytyjskiego grania z rejonów Judas Priest wykorzystano w Tears Of The Damned, w którym aż prosiło się o śpiew Halforda. Duet Christian-Cremer świetnie sprawdzał się w mocarnych natarciach do rytmu kompetentnej sekcji rytmicznej, odrzucając wirtuozerskie popisy. Smakowitym kąskiem było wyciszenie na koniec w postaci ujmującej hymnowej ballady Immortal. W niektórych utworach przyczepić można się było do brzmienia, gdyż producent Piet Sielck nie do końca zadbał o czytelność przenikających się gitar. Mimo wszystko, [5] był nadzwyczaj udany - zwłaszcza na tle tego co grały w tym czasie inne niemieckie grupy. Materiał promowano na trasie po Niemczech wraz z Iron Savior i Grave Digger w kwietniu i maju 2001.
[6] przyniósł dokładnie taką muzykę za jaką fani dotychczas kochali Paragon, czyli ostry power/speedowy wygrzew. Krążek jawił się jako surowszy niż dokonania Primal Fear i mocniejszy od Grave Digger, choć wpływy tego drugiego słyszalne były wyraźnie w partiach wokalnych i strukturach. Muzycy zwalniali tylko w wolniejszych Across The Wastelands i The Journey`s End, natomiast pozostałe numery niemal łamały kości, prezentując wspaniałe chwytliwe chórki, znakomite riffy, ultra szybką perkusję oraz specyficzną barwę głosu Babuszkina. Wokal wyeksponowano co udowadniał przechodzący jak nawałnica Back To Glory. Fani polubili przede wszystkim Abducted, Shadow World i Palace Of Sin. Całość stała na niezwykle wyrównanym (wysokim) poziomie. Kwintet przekuł germańską kwadratowość w swoją największą zaletę, a produkcja stała tym razem na najwyższym poziomie. Zespół promował swój krążek na koncertach, m.in. 5 czerwca 2002 w Bochum supportował Virgin Steele, a 7 czerwca - Saxon w Lubece. Na przełomie października i listopada 2002 Paragon otwierał występy Gamma Ray na tournee "The Skeletons In The Closet Tour 2002". Trasa objęła Hiszpanię, Francję, Włochy i oczywiście Niemcy, gdzie w Hamburgu do zestawu dołączyli Stormwarrior. W tym okresie formacja zarejestrowała cover Manowar The Oath na tribute album dla tego zespołu, natomiast 9 grudnia nakładem hiszpańskiej Arise Records ukazał się The Keepers Of Jericho Part 2 - A Tribute To Helloween, na którą Niemcy przygotowali własną wersję Metal Invaders.

Od lewej: Dirk Seifert, Martin Christian, Andreas Babuszkin, Günny Kruse, Christian Gripp
[7] ponownie wyprodukował Sielck i tym razem jego obecność przełożyła się pozytywnie na obraz całości, momentami trącącej twórczością Iron Savior. Piet wypracował brzmienie, które najlepiej mu pasowało, ale niekoniecznie służyło Paragon. Znów było "mocno, szybko i do przodu", kwintet nie bawił się w jakieś ozdobniki, korzystając pełnymi garściami z heavy, power i speed metalu. Dominowały jak zawsze szybkie i średnie tempa, oparte na solidnym gitarowym riffie, mocnej pracy sekcji rytmicznej i dobrym agresywnym wokalu. Ta teutońska krucjata nadal romansowała z Primal Fear, Judas Priest, Grave Digger i rycerskim graniem lat 80-tych. Niezmordowane ataki dwójki gitarzystów stanowiły podstawę grania Paragon, w stylu jak zawsze podniosłym i treściwym (Black Hole, Maze Of Dread, Green Hell, Back From Hell). Obyło się bez niespodzianek i nowy krążek musiał podobać się wszystkim tym, którym spodobały się dwa poprzednie albumy. Nowych rozwiązań grupa nie poszukiwała także na [8], stanowiącym swoistą zemstę na wszystkich, którzy skazywali kwintet na pożarcie i zaginięcie w morzu nowej fali europejskiego metalu. Co z tego, że Paragon nie był zrzeszony w wielkiej wytwórni i nie sprzedawał setek tysięcy egzemplarzy swoich płyt. Muzycy znali swoje miejsce w szeregu i można było nawet dojść do wniosku, że wręcz cieszą się z tego co osiągnęli. W utworach słychać było radość, wręcz młodzieńczą werwę. Impaler (z gościnnym udziałem Toma Naumanna, znanego z Primal Fear i Sinner) czy Assassins uderzały z taką siłą, że aż miło się tego słuchało. Niektórzy krytycy czepiali się, iż Niemcy zjadali własny ogon, ale przecież nie można było oczekiwać cudów po teutońskim metalu. Całość kończyła przeróbka Manowar The Gods Made Heavy Metal.
Na [8] wciąż grano ten sam kanciasty teutońsko-barbarzyński melodyjny heavy/power metal co wcześniej - tyle, że Cremera zastąpił nowy gitarzysta Günter Kruse. Po intro witał znajomy
Impaler, uderzający z siłą pociągu pancernego i kilkoma wtrętami z Iron Savior. Babuszkin w doskonałej dyspozycji, dumnie spoglądał ponad ścianą gitar i naprzemiennych solówek (Tom Naumann z primal Fear gościnnie). Mocarna perkusja napędza z basem na spółkę Assassins, a w ponad 9-minutowym Masters Of The Seas nagrano jakby na przekór tym, którzy traktowali Paragon jako kwadratową młóckę. Tytułowy Revenge i wolniejszy Symphony Of Pain to Paragon encyklopedyczny, choć tym razem melodie zwrotek i nuklearne ataki gitarowe przewyższały jakość refrenów. W końcu fantastyczna końcówka albumu: The Art Of War to maximum melodyjnej prędkości, piękny w swej wymowie Empire Of The Lost ujmował szczerością przekazu, a na koniec cover Manowar The Gods Made Heavy Metal, zagrany nieco szybciej od oryginału. Zespół zagrał swoje, czerpiąc z natchnienia lat wcześniejszych.
[9] był kolejnym z serii pomników muzycznej i tematycznej konwencji, która, jak mawiali "znawcy" pod koniec lat 90-tych, przeżyła swój artystyczny zgon polegający na wyczerpaniu twórczego potencjału. Nowy krążek był kwintesencją tej muzyki - diabelnie żywotną, przynajmniej w porównaniu z trochę sztampową [8]. Tym razem zespół przedstawił nam historię o niedobitkach gatunku homo sapiens żyjących na planecie spustoszonej wojną atomową. Cywilna ludność nie dość, że była gnębiona przez walczące między sobą gangi uzbrojonych po zęby psychopatycznych morderców, to jeszcze musiała radzić sobie z polującymi na ludzkie dusze Zjadaczami Dusz, sprawujących kontrolę nad wspomnianymi gangami. Pojawiali się oczywiście bohaterowie, których nadejście zapowiadały od dawna tytułowe przepowiednie. W lipcu 2008 wydano kontrowersyjną EP-kę Larger Than Life, zawierającą przeróbkę tytułową znanego niegdyś boys-bandu Backstreet Boys. Poza wątpliwymi inspiracjami, cover był bardzo udany. Resztę stanowiła przeróbka Die By The Sword Slayer, studyjny Screenslaves oraz koncertowe wersje Dragon`s Flight i Legions Of Metal.
[10] był nieciekawym i mało porywającym dziełem, na pewno najgorszym z Babuszkinem na wokalu. Negatywnego obrazu całości dopełniała okładka autorstwa Jowity Kamińskiej, zupełnie nie pasująca do stylistyki Paragon. Zwykle ta pancerna lokomotywa grała teutoński bezkompromisowy heavy/power/speed. Tutaj zaserwowano podejście zbyt nowoczesne, a jednocześnie bliższe typowemu tradycyjnemu heavy, jaki grała w Niemczech od dawna wielka liczba zespołów. Na tle banalnych aranżacji, uproszczona i pozbawiona niegdysiejszej energii wydawała się perkusja Christiana Grippa. Zabrakło dawnej mocy i żelaznego natarcia, Paragon stanął na niebezpiecznym rozdrożu na którym pozstanowił zaprzeczyć własnej przeszłości i stać się inną kapelą. Wydawało się, że nadszedł kres grupy, tym bardziej, że ze składu zniknął zmęczony tym wszystkim Martin Christian. Paragon zaczął się sypać i pancerna lokomotywa poszła do generalnego remontu - przebąkiwano nawet, że to koniec działalności. Babuszkin przekonał do zostania Grippa, zaprosił ponownie do współpracy Bünninga i zaprezentował światu dwóch młodych gitarzystów: Wolfganga Tewesa i Jana Bertrama. Nagrany w tym składzie [11] stanowił pokaz doświadczenia i gwarancję jakości. Płytę wypchano po brzegi killerami i nie było tu miejsca na jakieś wypełniacze. Paragon przeżywał drugą młodość i z nimi warto było się wybrać ku bramom Piekieł. Iron Will ruszał jak należy i był to styl z dawnych lat, a Tornado ukazywał Paragon bezwzględny, złagodzony lekko melodyjnymi bojowymi chórkami. W klasycznych dla siebie umiarkowanych tempach i heavy/powerwoych bojowych jak Gods Of Thunder Niemcy sami sobie wyznaczali poprzeczkę. W najbardziej melodyjnym na albumie rycerskim Dynasty w heavymetalowym stylu wyróżniali się goście z chórków, w tym Alex Blank i Yenz Leonhardt. Sztandarowy atak siał spustoszenie w Rising From The Black z udziałem Christiana. Za takie numery fani tej grupy daliby się posiekać. Nagłe wyhamowanie następowało w nostalgicznej pieśni Demon`s Lair ze wzniosłym zamaszystym refrenem, jaki choćby Rebellion chciałby mieć na swojej płycie. Podniosły 8-minutowy kolos Blood & Iron przesuwał Paragon z toru Grave Digger na tor Rebellion - epicka potęga wzmocniona znakomitym wokalem Babuszkina. Refreny jak w nośnym Bulletstorm stanowiły sól teutońskiego heavy metalu. Kwintet wyszedł ze starcia zbrojnego zwycięsko, do wszystkiego doszła rewelacyjna produkcja.
Wkrótce za zespołem definitywnie zatęsknił Martin Christian i po raz kolejny pociąg Paragon mógł wyruszyć ze stacji Hamburg 18 marca 2016. Meat Train to wizytówka ekipy i zachodziła obawa, że pomysły trochę się wyczerpały. Ale zaraz atakował oparty na podobnym schemacie wyborny Hypnotized, serwujący autentyczną moc. W tytułowym Hell Beyond Hell tory przecinały się (nie pierwszy raz) z twórczością Iron Savior, zresztą Piet Sielck zaśpiewał tutaj w chórkach. Jak ekipa łapała rytm była nieubłagana jak w dewastującym Rising Forces czy rozpędzonym Buried In Blood. Rozczarowywał trochę Stand Your Ground, który rozpoczynał się od surowego ataku (niemal speed/thrashowego), ale potem rozmywał się w dosyć bezradnym refrenie heroicznym. Wrzucono tu również dwie dłuższe kompozycje - wspaniały Heart Of The Black w swoim romantycznym rycerskim klimacie wyrażonym ciężkimi riffami oraz Devil`s Waitingroom - majstersztyk łączenia łagodnych, niemal rockowych partii z epickim rycerskim heavy w średnich tempach i niesamowitym posępnym majestatem. Jako bonus dorzucono kapitalna chóralny Thunder In The Dark. Silną stroną płyty były mordercze naprzemienne sola gitarowe Christina i Bertrama, wspomagane przez gęsty bas Bünninga. Paragon grał siłowo i typowo teutońsko, ale z jaką gracją i swobodą niedostępną choćby Grave Digger. Deathmetalowe doświadczenie przydało się i Sören Teckenburg rozgrywał tu kapitalne partie. W kwestii Babuszkina - ten facet był niezniszczalny. Współpraca z Sielckiem ułożyła się dla zespołu szczęśliwie w kwestii produkcji, mixu i masteringu. Piet wziął to wszystko na siebie, jak zwykle podszedł do tematu bardzo perfekcyjnie i zgodnie z oczekiwaniami. Po raz kolejny warto było przejechać się tym pociągiem, napędzanym przez pełnych wigoru i energii motorniczych.
W 2016 do składu wrócił Günter Kruse, a Martin Christian ustąpił mu miejsca w składzie koncertowym, pozostając jednak z kolegami w studio. Szóstka muzyków przygotowała [13], prezentując go światu 26 kwietnia 2019 nakładem Massacre Records. Po mrocznym intro Controlled Definition szarżował wysokoenergetyczny Reborn w painkillerowej stylistyce. Formacja kruszyła w nieco wolniejszych tempach jak w Abattoir i Blackbell - nie przeszkadał fakt podkradania własnych pomysłów z poprzednich płyt w tym elemencie. Pewne zastrzeżenia pojawiały się w Mean Machine, brzmiącym niczym Primal Fear na New Religion, czyli teoretycznie mocno i melodyjnie, a praktycznie w przeznaczoniu na użytek radio. Deathlines to numer pełen patosu, monumentalnych riffów, dostojnych refrenów i pięknych zagrywek gitar akustycznych. Następnie zespół rozpędzał się w Musangwe (B.K.F.), przybierając pozę solidnej paragonowej lokomotywy pędzącej beztrosko wśród lasów i pól, ale przyspieszającej fantastycznie do prędkości ekspresu. Black Widow to przede wszystkim refren z fantastycznymi chórkami oraz perkusja - Teckenburg znów zagrał wyśmienicie, ale tu szczególnie zwracał na siebie uwagę. Końcówka taka sobie - Of Blood And Gore to bonus, w który wkradło się nieco chaosu i sporo mało atrakcyjnych melodii. Album doskonale by się bez tego kawałka obszedł. Po raz kolejny za brzmienie odpowiadał Piet Sielck. Gęste ciężkie gitary, głośna perkusja, gniotący bas, nic z thrashowej ostrości. Momentami odnosiło się wrażenie, że Babuszkin był w minimalnie słabszej formie i chwilami jakby brakowało mu zwykłej mocy.
Günter Kruse dołączył do Black Hawk. Jan Bünning zagrał na EP-ce Beast Of Nations Minotaur. Dirk Seifert grał w powermetalowym Rapid Angel (From Hell w 2013) i Tragedian.
| ALBUM | ŚPIEW | GITARA | GITARA | BAS | PERKUSJA |
| [1] | Kay Carstens | Martin Christian | Dirk Sturzbecher | Kay Noise | |
| [2] | Kay Carstens | Martin Christian | Daniel Görner | Jan Bünning | Markus Corby |
| [3-7] | Andreas Babuszkin | Martin Christian | Claudius Cremer | Jan Bünning | Markus Corby |
| [8] | Andreas Babuszkin | Martin Christian | Günter Kruse | Jan Bünning | Markus Corby |
| [9] | Andreas Babuszkin | Martin Christian | Günter Kruse | Jan Bünning | Christian Gripp |
| [10] | Andreas Babuszkin | Martin Christian | Günter Kruse | Dirk Seifert | Christian Gripp |
| [11] | Andreas Babuszkin | Wolfgang Tewes | Jan Bertram | Jan Bünning | Christian Gripp |
| [12-13] | Andreas Babuszkin | Martin Christian | Jan Bertram | Jan Bünning | Sören Teckenburg |
| [14] | Andreas Babuszkin | Martin Christian | Jan Bertram | Jan Bünning | Jason Wöbcke |
Andreas Babuszkin (ex-Minotaur), Jan Bünning (ex-Erosion), Dirk Seifert (ex-Desert Storm),
Wolfgang Tewes (ex-Crystal Shark, ex-Black Hawk), Sören Teckenburg (ex-Buried In Black)
| Rok wydania | Tytuł | TOP |
| 1994 | [1] Into The Black EP | |
| 1995 | [2] World Of Sin | |
| 1998 | [3] The Final Command | |
| 1999 | [4] Chalice Of Steel | #27 |
| 2001 | [5] Steelbound | #3 |
| 2002 | [6] Law Of The Blade | #4 |
| 2003 | [7] The Dark Legacy | |
| 2005 | [8] Revenge | |
| 2007 | [9] Forgotten Prophecies | #4 |
| 2008 | [10] Screenslaves | |
| 2012 | [11] Force Of Destruction | #2 |
| 2016 | [12] Hell Beyond Hell | #2 |
| 2019 | [13] Controlled Demolition | #3 |
| 2024 | [14] Metalation |


