Niemiecki zespół założony w Augsburgu w 1988. Reactor zadebiutował kilka miesięcy później na festiwalu "Big Apple" jako support Deep Purple. Lokalna prasa była zachwycona, pisząc, że "heavy metal nadal ma się dobrze, a Reactor jest tego najlepszym dowodem". Debiut wszedł w maju 1992 na czwarte miejsce na liście najlepiej sprzedających się zagranicznych albumów w Japonii. Płytę wypełnił melodyjny metal oparty o twarde niemieckie brzmienie i amerykańskie inspiracje speedmetalowe. Szybkie ataki dwóch gitar, ostre solówki i bardzo aktywna sekcja rytmiczna stworzyły podstawy nieco naiwnych i garażowych kompozycji, lecz nie pozbawionych wdzięku i świeżości. Zespół wiele tracił zwalniając - jak w Fight For Rock - popadając w sztampowe rockowe granie, nie bardzo też poradził sobie w utworach o niby-cechach epickiego heavy metalu (ponad 9-minutowy Look For Mercy), brzmiąc po prostu za lekko. Głos Bryanta także nie był predysponowany do takiej muzyki. Kiedy wracali do szybszego grania, album wyraźnie odżywał (Speed I Need, Listen To Me). Raziło jedynie nie najlepsze brzmienie, co wynikało z ograniczonych środków finansowych. Dość niespodziewany sukces dał zespołowi możliwość kontynuowania działalności w pewniejszych warunkach finansowych.
Umiarkowany sukces zaowocował nawiązaniem współpracy ze znanym wokalistą S.Coe, który podjął się produkcji [2]. Krążkowi nadano lepsze brzmienie, choć perkusja nadal była "sucha" i pukająca. Powstał kolejny solidny materiał z melodyjnym speed metalem o podobnej stylistyce jak poprzednio. Wokalnie Bryant wypadł ciekawiej, a całość brzmiała zdecydowanie pewniej. Niezły otwieracz MTI`s i jeszcze lepszy Their Curse oparto na prostych riffach oraz rozbudowanych popisach gitarowych. Pogubiono się znów w dłuższych kawałkach jak Jack The Ripper czy Dog z akustycznym wstępem - w obu niestety zastosowano przestoje i dłużyzny. Werwa z jaką odegrano za to Preacher`s Vice oraz Leave Me Alone nieco zacierała mulące wrażenie, jakie pozostawiły nadmiernie wydłużone numery. Także i ta płyta cieszyła się dużym powodzeniem w Japonii, gdzie doczekała się nawet reedycji z dodaną we wkładce historią grupy.
Niebawem szeregi Reactor opuścił wokalista Jerry Bryant i nagranie nowego materiału przeciągnęło się w czasie. Pojawił się też nowy perkusista, ale z wciąż był problem. W końcu Coe - który ponownie został producentem - postanowił wystąpić na [3] w podwójnej roli. Nie był to jednak występ na miarę tego ze Scanner chociażby, ale jak na doświadczonego frontmana przystało spisał się dobrze. Tym razem nastąpiło zbliżenie do rozwijającej się niemieckiej stylistyki heavy/power. Kompozycje zagrano wolniej, ciężej i bardziej topornie. Poważną wadą był brak "wpadających w ucho" utworów, gdyż przedstawiona zadziornośc była sztuczna, a cały album sprawiał wrażenie nagranego nieco na siłę. Zapewne zdając sobie sprawę z monotonii całości, w części środkowej krążka umieszczono bardziej urozmaicony heavymetalowy House Of Pain z częścią pierwszą w formie akustycznej ballady. Album jednak nie zasługiwał na wysoką ocenę - było to typowe niemieckie granie, jakiego wiele było już w tamtym czasie. Nawet Japonii kwintet już zawojować nie zdołał.
Brak sukcesu spowodował poważny kryzys w zespole. Odeszli Coe i Schwalm, a sama kapela na kilka lat zniknęła ze sceny. Powróciła z [4], na której obowiązki wokalisty (którego długo bezskutecznie poszukiwano) objął basista Robert Käfferlein. Wybitnym śpiewakiem się nie okazał, ale jego surowy głos nawet pasował do nieociosanych riffów. Tym razem Reactor skierowali się w kierunku tradycyjnego speedu (Enter The Light, Holy Sinner, A Short Fairy Tale), nie zapominając o wycieczkach na grunt heavy/power (Testator). Ze spokojniejszych klimatów pojawił się Fly - udana próba zagrania tradycyjnego metalu w oparciu o hard rockowe standardy. Na album równy pod względem poziomu poszczególnych kawałków nie starczyło jednak sił i umiejętności, a końcówka krążka obnażała skromne walory Käfferleina jako wokalisty oraz brak drugiego gitarzysty. Sama produkcja także do najlepszych nie należała. Na wskutek braku promocji oraz dużej konkurencji na rynku niemieckim, album przeszedł bez echa.
Zeljko Topalović śpiewał potem w C.O.E. i powermetalowym Gallows Pole (Exorcism w 2001).

ALBUM ŚPIEW GITARA GITARA BAS PERKUSJA
[1-2] Jerry Bryant Markus Baier Thorsten Schwalm Robert Käfferlein Muck Langmeier
[3] Zeljko `S.Coe` Topalović Markus Baier Thorsten Schwalm Robert Käfferlein Markus Sturz
[4] Robert Käfferlein Markus Baier Robert Käfferlein Markus Sturz
[5] Robert Käfferlein Markus Baier Hans Reichelt Daniel Unzner Markus Sturz

Zeljko Topalović (ex-Thunderbolt, ex-Angel Dust, ex-Scanner)

Rok wydania Tytuł
1991 [1] Rather Dead Than Dishonoured
1993 [2] Revelation
1995 [3] Farewell To Reality
1998 [4] A Short Fairy Tale
2004 [5] No Rest Yet

        

Powrót do spisu treści