
Wpływowy amerykański kwintet założony w 1978 w Chicago. Pierwszy najsłynniejszy skład tworzyli: wokalista Eric Wagner (ur. 24 kwietnia 1959), gitarzysta Bruce Franklin (ur. 2 kwietnia 1961), gitarzysta Rick Wartell (ur. 28 maja 1958), basista Sean McAllister (ur. 5 marca 1963; początkowo na tym instrumencie grał w Trouble grał Ian Brown) i perkusista Jeff Olson (ur. 14 lipca 1962). Nie licząc trzech kaset demo, zespół zaprezentował się szerszej publiczności utworem The Last Judgement na "Metal Massacre 4". Wydany w marcu 1984 debiut przypominał zmetalizowany Black Sabbath, a ponurą płytę przepełniły monumentalne heavy/doomowe riffy. Krytycy jednak zignorowali album od strony muzycznej, skupiając się na jej biblijnej symbolice i błędnie szufladkując zespół jako chrześcijański. Na okładce krążka wydrukowano cytat z "Psalmu 9": "Niech Pan będzie ucieczką dla uciśnionego, ucieczką w czasach utrapienia". Pierwotnie materiał wyszedł pod nazwą Trouble, ale sześć lat później zmieniono go na Psalm 9, kiedy ukazał się [4]. W tekstach przedstawiono Boga jako niszczyciela wszystkie co złe. "Przygwożdzająca do ziemi" gitara i potężna sekcja rytmiczna ukazywały swoją siłę zwłaszcza w The Tempter, Assassin oraz Bastards Will Pay. Formacja przerobiła również Tales Of Brave Ulysses Cream. Debiut Trouble był krążkiem, który w momencie premiery wyprzedzał swoje czasy, wpływając bezpośrednio na wybory późniejszych twórców. Powolne riffy toczyły się niczym olbrzymie głazy wzmacniane kanonadami oraz wysublimowanymi solówkami. Całość uzupełniał lekko skrzekliwy, ale bezwzględnie przepełniony emocjami głos Wagnera. Zespół zapatrzony był w symbolikę dzieci kwiatów, siłę dokonań The Doors i klasycznej psychodelii - ostatecznie muzycy podążyli drogą, którą opuścili Black Sabbath wraz z wydaniem Sabotage. Trouble nie kopiował jednak dokonań poprzedników wprost - brzmienie gitar, perkusji i utylitarna rola basu pokazywały dobitnie, że muzycy spędziła niezliczone godziny na próbach tworząc swój własny sposób prezentacji muzyki. Jednocześnie grupa nie spowalniała kompozycji wyłącznie dla samego walcowania - zagrywki niosły ciężar w skondensowanej, zwartej i bardzo rockowej manierze. Wagner posiadał wiele z charyzmy z poszukujących wykonawców psychodelicznych - w wyśpiewywanych przez niego słowach zawarł słyszalnie stan ducha, w jakim znajdował się podczas pisania.
Znacznie lepszy był [2], którego mottem był tym razem fragment "Listu do Efezjan": "Niech zniknie spośród was wszelka gorycz, uniesienie, gniew, wrzaskliwość, znieważenie wraz z wszelką złością. Bądźcie dla siebie nawzajem dobrzy i miłosierni! Przebaczajcie sobie, tak jak i Bóg nam przebaczył w Chrystusie". Muzyka nieznacznie przyspieszyła, lepiej zaaranżowano również same kompozycje korzystając z epickich struktur czy gitary akustycznej w ponad 11-minutowym The Wish. Żywiołowy Gideon dotyczył Gedeona, postaci biblijnej opisanej w "Księdze Sędziów". Był on izraelskim przywódcą wojskowym zwalczającym kult Baala, który za pomocą jedynie 300 ludzi i namową Boga pokonał Madianitów (silny szczep siejący spustoszenie i grozę w Kanaanie). Na tym zapomnianym i mrocznym albumie słabo zabrzmiała jedynie perkusja. Idąc za ciosem, Amerykanie 15 czerwca 1987 wydali [3] - fascynująca energetyczna muzyka wykorzystywała ponownie duet gitar na tle epickiego rozmachu (On Borrowed Time, Run To The Light) i wspaniałej gry na bębnach Dennisa Lesha.
Wydany w lutym 1990 [4] był genialny w każdym aspekcie. Ekipa zaprezentowałą granie bezwzględne, uporczywe, starodawne w doborze środków i form wyrażqnia, ubrane w heavymetalowy pancerz riffów, psychodelicznych dialogów gitarowych i transowych temp. Po surowym i momentami beznamiętnym At The End Of My Daze, następował równie twardy The Wolf ze wstępem wcale nie zwiastującym tego co było dalej. Ostry wokal Wagnera z wykorzystanymi elementami pogłosu unosił się nad całością, którą tylko od czasu do czasu przecinały krótkie zakręcone solówki. Psychotic Reaction wbijał się w umysł motywem głównym i śpiewem na granicy lovecraftowskiego sennego koszmaru, a jednocześnie czystym i donośnym. Niezwykłe rozwiazanie zastosowano w A Sinner`s Fame, gdzie ciekawie zabrzmiało cofnięcie gitar w powiązaniu z basowymi wybrzmiewaniami planu pierwszego. The Misery Shows (Act 2) podkreślał umiłowanie rocka późnych lat 60-tych, lecz jednocześnie dostosowywał się do wymogów grania elektrycznego ówczesnej dekady z niesamowitym wyczuciem nastroju. Rick Wartell serwował solówkę cudownej urody i każdy moment jego gry był świętem. Na tle akustycznej gutary intrygująco zabrzmiał wokal Wagnera i ta kraina łagodności była podskórnie podszyta dekadencją. Duszny Black Shapes Of Doom był definicją stylu Trouble z początku lat 90-tych, a całość mogła się podobać, o ile nie wymagało się od kwintetu powrotu stylistycznego do wcześniejszej twórczości. W podobnym klimacie pozostawał Heaven On My Mind z naciskiem na rytm w graniu nieco szybszym i z niespodziewanym mieszaniem wokali na różnych poziomach agresji. Utwór zwracał szczególną uwagę powrotem do melancholijnego grania w spokojniejszym fragmencie. Ostre wyładowanie psychodelicznej agresji następowało w krótkim Eternal Narcotic Depression z nieoczekiwanie spokojnym refrenem. Na koniec melodyjny i niby lżejszy All Is Forgiven, w którym mocy było odpowiednio dużo pomimo zastosowania rzewnych gitar. W zakresie produkcji w zasadzie trudno sobie wyobrazić ten album z innym brzmieniem. Gitary miały wystarczająco ciężaru, głośnej perkusji nadano starodawne brzmienie, a głos Wagnera ustawiono w samym centrum tego wszystkiego. Ta płyta nigdy się nie zestarzała, bo nigdy nie była nowoczesna. Krążek kończył klasyczny okres w działalności zespołu, gdyż od tego momentu zaczęły się eksperymenty.
Na wyprodukowanym przez słynnego Ricka Rubina [5] zespół złagodniał. Muzyka stała się rozmarzona, nostalgiczna, smutna, a przede wszystkim bardziej psychodeliczna. Powierzchownie tradycyjne zagrywki pozostały i słuchając choćby Come Baby Touch The Sky można było odnieść wrażenie, że to kontynuacja poprzednika. Jednak nieśmiałe klimatyczne wstawki brzmiały inaczej, podobnie jak solówki gitarowe Wartella. Kolejne numery tworzyły nietypowe niekiedy muzycznie łączniki. Szybki The Sleeper z nowoczesnym brzmieniem gitar na początku z bujająco specyficznym stylem riffowania dawały efekt w postaci mocno zaakcentowanego psychodelicznego refrenu. Udanie wypadł Fear z lekko zniekształconym głosem Wagnera i idącą za nim w ślad gitarą. Większość materiału jednak nie porywała, a kawałki w postaci Rain czy Tragedy Man prezentowały się nijako. To delikatne brzmienie dystansowało się od dawanych dokonań i jawiło się jako "zbyt mało Trouble w samym Trouble". W końcu tytułowy Manic Frustration był killerem z riffowaniem godnym podziwu w podziale ról miedzy Franklinem a Wartellem. Końcówka słabsza - o ile Mr.White stanowił odartą z mocy mało ekscytującą wariację wcześniejszych tematów, to ponad 6-minutowy Breathe... był najzwyczajniej w świecie nudny i niedopracowany pod względem dobranych motywów. Eric Wagner w złagodzonym repertuarze radził sobie doskonale, a w spokojniejszych partiach pozbywał się specyficznej ostrości w głosie. Krążkowi nadano nieco szwankującą produkcję i wszystko brzmiało nieco płasko. Najbardziej rockowy album Trouble, jednak z dominacją specyficznego gitarowego stylu opartego o staro-hardrockowe patenty, chociaż wzbudzający kolejne kontrowersje.
Na [6] nastąpił jeszcze większy nawrót do lat 60-tych poprzez zwiększenie dawki psychodelii. Porzucono resztki naleciałości heavymetalowych na rzecz konwencji stone-rockowej. Te inspiracje minionej epoki wynikały bardziej ze sposobu wyrażania muzycznej ekspresji, niż z bezpośredniego kopiowania riffów. Wagner postanowił śpiewać na granicy mieszania różnych stylów, rezygnując z wokalu łagodnego i pełnego rozmarzenia. Solówki gitarowe zostały nieco cofnięte poza sekcję rytmiczną, a ta była najbardziej prosta, jaką sobie można tylko wyobrazić. Dość bezpłciowy materiał, a stylistyczne zagubienie potwierdzały dwa słabe covery: The Porpoise Song The Monkees oraz Tomorrow Never Knows The Beatles. Był to album do którego warto było powrócić, zawierający niecałe 40 minut muzyki własnej, oryginalnej, wtórnej, a jednocześnie niemożliwej do skopiowania. Wart podkreślenia był występ zespołu na festiwalu "Dynamo Open Air" w 1995 przez 118 000 słuchaczy. Grupa jednak rozpadła się i na przestrzeni następnych lat reaktywowała się kilkakrotnie. Trouble pozostali znani jedynie dość nielicznej grupie entuzjastów, mimo, że ich wpływ na ciężką muzykę lat 90-tych wydaje się z dzisiejszego punktu widzenia nieoceniony.
Po wielu latach, kiedy już większość fanów zwątpiła, że Trouble nagra coś nowego, formacja powróciła wraz z [7] i kompozycjami tradycyjnej spółki Wagner/Wartell/Franklin. Zawiedli się jednocześnie ci, którzy oczekiwali jakiegoś powrotu do najstarszej koncepcji grania oraz ci, którzy byli za brzmieniem zmodernizowanym. Nowy basista Chuck Robinson już na początku Goin` Home pokazał się jak należy i ogólnie to był numer po prostu taki, jaki mógł nagrać chyba tylko Trouble. Było tu wszystko właściwie jak na [4] - heavy/stoner z lekkim zakręceniem i podjętą konwencję kontynuował też Mindbender. Na tle swoistych zagrywek Wartella i Franklina, Wagner zaśpiewał łagodniej - głosem uchodząc gdzieś w kierunku zaśpiewanego z dystansem rocka. W rytmicznym Seven pojawiały się specyficzne motywy gitarowe o charakterze leniwych psychodelicznych solówek i szkoda, że nie zagrali tego dwa razy szybciej. Pod adresem Pictures Of Life można było wysunąć zarzut pewnej ospałości, ale zastosowana moc jednak wystarczała, aby czarować i zachwycać w przesyconym rockiem refrenie. Niewinnie zaczynał się Trouble Maker, a przecież te nagłe ożywienia w melodyjnych refrenach udowadniały niezmiennie wysoką formę gitarzystów z ich pomysłami na wyciąganie wciąż czegoś nowego z wąskiego obszaru stylu zespołu. Arthur Brown`s Whiskey Bar brzmiał ponuro i swym mrokiem nie do końca pasował do konfiguracji całości, zaś utrzymujący się w niej Simple Mind Condition przelatywał beznamiętnie. Cover Ride The Sky Lucifer`s Friend brzmiał niemal jak numer własny. Trudny w odbiorze If I Only Had A Reason dawkował ciemność, która w wykonaniu Trouble zawsze wchodziła ciężko. Na koniec utkany z akustyków i pianina The Beginning Of Sorrows i to był kawałek kompletnie niepotrzebny, z niedobrą melodią, zbyt miekką i przesyconą zwykłym rockiem - w tej nowoczesności Wagner nie potrafił wokalnie się odnaleźć. Generalnie jednak płyta była zaskakująco udanym powrotem. Zespół niewiele stracił ze swojej muzycznej tożsamości, oparł się nowinkom technicznym i nie nasiąknął żadną modą. Wkrótce Eric Wagner odszedł z grupy i dużo kontrowersji wzbudził jego zastępca - kreujący się na gwiazdę rocka Kory Clarke z Warrior Soul.
Dyskografię uzupełniła dwupłytowa składanka [11], zawierająca nagrania rzadkie i w werjsach demo z lat 1980-1994. Trafiły na nią trzy nagrania z "Demo 1980", cztery z "Demo 1982", jedno z "Demo 1983", niepublikowany The Fall Of Lucifer z 1981, dwa numery z telewizyjnego występu w 1982, 13 kompozycji z szuflad z lat 1993-1994 i w końcu koncertowa wersja Doom March z koncertu we Frankfurcie nad Menem.
Członkowie zespołu udzielali się później w rozmaitych grupach:
| ALBUM | ŚPIEW | GITARA | GITARA | BAS | PERKUSJA |
| [1-2] | Eric Wagner | Bruce Franklin | Rick Wartell | Sean McAllister | Jeff Olson |
| [3] | Eric Wagner | Bruce Franklin | Rick Wartell | Ron Holzner | Dennis Lesh |
| [4-5] | Eric Wagner | Bruce Franklin | Rick Wartell | Ron Holzner | Barry Stern |
| [6] | Eric Wagner | Bruce Franklin | Rick Wartell | Ron Holzner | Jeff Olson |
| [7] | Eric Wagner | Bruce Franklin | Rick Wartell | Chuck Robinson | Barry Stern |
| [8-9] | Kory Clarke | Bruce Franklin | Rick Wartell | Chuck Robinson | Mark Lira |
| [10] | Kyle Thomas | Bruce Franklin | Rick Wartell | Rob Hultz | Mark Lira |
Sean McAllister (ex-Witch Slayer), Kory Clarke (ex-Warrior Soul), Kyle Thomas (ex-Exhorder, ex-Floodgate, ex-Pitts Vs. Preps)
| Rok wydania | Tytuł | TOP |
| 1984 | [1] Psalm 9 | #24 |
| 1985 | [2] The Skull | #6 |
| 1987 | [3] Run To The Light | #9 |
| 1990 | [4] Trouble | #10 |
| 1992 | [5] Manic Frustration | |
| 1995 | [6] Plastic Green Head | |
| 2007 | [7] Simple Mind Condition | |
| 2007 | [8] Unplugged | |
| 2008 | [9] Live In L.A. (live) | |
| 2013 | [10] The Distortion Field | |
| 2022 | [11] Revelation Of The Insane (kompilacja / 2 CD) |

