Amerykański zespół założony w 1974 w Pasadenie jako Mammoth. Debiut nagrano dzięki rekomendacji i pomocy finansowej Gene`a Simmonsa z Kiss. Formacja weszła do studia w składzie: Edward Van Halen (ur. 26 stycznia 1955), jego starszy brat Alex (ur. 8 maja 1953), wokalista David Lee Roth (ur. 10 października 1955) i basista Michael Anthony Sobolewski (ur. 20 czerwca 1954). Grupa zawdzięczała swoje pierwsze sukcesy Eddiemu, gitarzyście o brawurowej pirotechnice i ogromnej inwencji twórczej. Album był dla nowoczesnej techniki gitarowej tym czym dla heavy-rocka debiut Led Zeppelin i In Rock Deep Purple. Gitarowymi specjalnościami Van Halena stały się tremolo i "finger hammering" (tzw. pajączek) - ten drugi polegał na "młotkowaniu" prawą ręką po gryfie przy jednoczesnej "wybiórce" lewą. Efektem były potoki błyskawicznie następujących po sobie dźwięków, a nieznany szerzej młody Amerykanin wpędził w kompleksy większość gitarowych herosów. Choć solowe popisy (Eruption, Little Dreamer) skupiały na sobie prawie całą uwagę, to album miał inne atuty m.in. ekspresyjny (lekko matowy) wokal Rotha i wielogłosowe partie w każdym refrenie (Runnin` With The Devil, Ain`t Talkin` Bout Love). Muzykę głęboko osadzono w rock`n`rollowej tradycji, która nosiła jednak wyraźne piętno "szybkiego Eda" (dwa standardy: You Really Got Me The Kinks oraz Ice Cream Man bluesowego czarnoskórego gitarzysty Johna Brima). Jakby na przekór punkowej rebelii, Van Halen manifestował swoje upodobanie do starych klasycznych wzorów. Sekcja rytmiczna była zdecydowanie z tyłu za przodującą dwójką, może dlatego sprawiała wrażenie grającej nieco podobnie w każdej kompozycji. Był to udany debiut, co potwierdziły entuzjastyczne recenzje ówczesnej prasy muzycznej, która okrzyknęła Eddiego Van Halena największym geniuszem gitary od czasów Hendrixa. Sprzedano dziesięć milionów płyty w samych Stanach, która doszła do 19 miejsca na liście Billboardu.
Większość kawałków z [2] znanych było z demówki opublikowanej przez Gene`a Simmonsa w 1975. Choć słabszy od poprzednika, okrył się platyną w ciągu kilku miesięcy, sprzedając się w ilości trzech milionów egzemplarzy. Nadal grano dynamiczne utwory (Bottoms Up, Light Up The Sky), ale nie miały one świeżości cechującej krążek poprzedni. Hard rockowy styl został utrzymany, ale zabrakło prawdziwych przebojów. Jednorodne aranżacje w połączeniu z dość monotonnymi partiami wokalnymi powodowały, że nawet po kilkakrotnym przesłuchaniu trudno było zapamiętać więcej niż dwa refreny. Teksty zaczęły dotyczyć rzeczy banalnych, jak miłość i panienki (Beautiful Girls, Dance The Night Away), ale taka była ówczesna specyfika rynku amerykańskiego nastawionego na masowego odbiorcę. Zresztą kolorowy image grupy od razu kojarzył się z beztroską atmosferą balangi.
[3] utrzymywał solidny poziom (Everybody Wants Some, Tora! Tora!), choć Eddie jakby się oszczędzał (Fools). Mimo to wysmakowana prostota gitar w połączeniu z niejednolitym śpiewem Rotha dały wybuchową mieszankę. Otwierający And The Cradle Will Rock... zaczynał się dźwiękami pseudogitarowymi pochodzącymi z syntezatora po przepuszczeniu ich przez 100-watowy wzmacniacz Marshalla z 1960. W Could This Be Magic? zaśpiewała gościnnie Nicolette Larson, a odgłos padającego deszczu zarejestrowano naturalnie (podczas nagrywania tego kawałka zwyczajnie padało za oknem). Pod koniec In A Simple Rhyme zawarto ukryty utwór instrumentalny Growth, który w pierwotnym zamierzeniu miał otwierać następny album Van Halen. Z kolei Everybody Wants Some! wykorzystano w komedii "Lepiej Umrzeć" (Better Off Dead) w 1985. Krążek błyskawicznie wdarł się do Top 5 Billboardu, ale tym razem kwartet zaproponował fanom materiał wysmakowany i ciekawiej zaaranżowany, a zarazem nie niosący oczywistej melodyjności. Muzycy gremialnie zdecydowali o pewnym ograniczeniu gitarowego ekshibicjonizmu. Zamierzona prostota gry Eddiego w połączeniu z trochę "niedostrojonym" śpiewem Rotha dały wybuchową mieszankę nie słabszą w żadnym stopniu od dwóch poprzedników. W Tora! Tora! złożono ukłony Black Sabbath, a zwłaszcza grze Tony`ego Iommiego. Unisono basu i gitary, spotęgowane przesterem i flangerem, dały efekt przelatującego odrzutowca.
Niestety, [4] stanowił symptom zmęczenia, co odzwierciedliło się w sztampowych patentach riffowych (Push Comes To Shave, So This Is Love?). Z jednej strony nagrano zupełnie niezłe dojrzałe kompozycje w rodzaju Sunday Afternoon In The Park i Dirty Moves, z drugiej - błahe motywy oparte na niemal piosenkowych aranżacjach. Jak na taką formację jak Van Halen, zabrakło dobrych pomysłów - tym bardziej, że poprzedni album stanowił muzycznej ucztę. Wspomnieć należy, że niemal od początku kariery zawsze widywano Davida Lee Rotha w towarzystwie stadka wdzięcznych laseczek. Złośliwi recenzenci żartowali, że cztery godziny po ostatniej "akcji" wokalista nie mógł się doczekać następnej. Pierwszy plakat Van Halen był zdjęciem Rotha odzianego jedynie w skąpe skórzane spodenki, a autorem całości był Helmut Newton - fotograf specjalizujący się w zdjęciach erotycznych. Eddie Van Halen wręcz szalał na trasie - dzięki swoim niespożytym siłom skakał, biegał, tańczył, szalał i padał na scenie. To on podsycał zainteresowanie zespołem wypowiedziami typu: "Zapewniam was, że Van Halen to prawdziwie kryminalny margines rock`n`rollowego świata". Tak to się odbywało: Eddie nieustannie kombinował przy swoich gitarach i zestawie nagłośnieniowym, Alex rozbudowywał zestaw perkusyjny, Michael Anthony projektował gitary basowe w formie butelki whisky, a Roth uważał za instrument swoje własne ciało, które poddawał biegom i gimnastyce.
Chociaż grupa wytrwale pracowała na reputację ostrych imprezowiczów, okazało się, że przynajmniej Eddie Van Halen zamierzał się ustabilizować. Tak chyba należy rozumieć ślub gitarzysty z aktorką Valerie Bertinelli, który odbył się 11 kwietnia 1981. Para spotkała się po raz pierwszy na jednej z osławionych balang pokoncertowych w Los Angeles. [5] osiągnał trzecie miejsce w USA, pozycję dotychczas zarezerwowany dla gwiazd popu. Zresztą rok później Eddie wziął udział w nagraniu Beat It Michaela Jacksona. Tym razem kwartet umieścił na nowym albumie aż cztery wersje standardów: Where Have All The Good Times Gone! The Kinks, Pretty Woman Roy`a Orbisona, Dancing In The Street Martha And The Vandellas oraz Big Bad Bill (Is Sweet William Now). Resztę wypełniły Happy Trails (z popularnego programu radiowego z przełomu lat 40-tych i 50-tych), jak również dwa instrumentalne wtręty (Cathedral, Intruder). Zarzucano, że grupie zabrakło własnych pomysłów - ekipa nagrała w końcu tylko trzy własne kompozycje: Hang`em High, Little Guitars i The Full Bug. Kwartet w dość ostentacyjny sposób podkreślił tutaj niechęć do artystycznych poszukiwań. Zaskakującą mocną stroną tego krążka była "czujna" gra sekcji rytrnmicznej. Dotychczas podczas realizacji studyjnej Alex i Michael traktowani byli po macoszemu. W światłach reflektorów stali David Lee Roth i Eddie Van Halen, spychając sekcję do roli akompaniatorów. Ale to właśnie dzięki wyeksponowaniu bębnów i basu, [5] brzmiał jak dzieło całej grupy.

Van Halen ruszyli w nową trasę koncertową, ponownie taszcząc ze sobą znów dziesiątki ton coraz nowocześniejszej aparatury. Przetoczyli się po Stanach i w lutym 1983 po raz pierwszy odwiedzili Amerykę Południową. Uwielbiający karnawały Brazylijczycy i Argentyńczycy mieli dużo radochy z uczestniczenia w gigantycznych hałaśliwych rockowych odpustach. 28 maja tego samego roku Van Halen zagrał jeden koncert w San Bernardino przed 300 000 fanów, za co muzycy dostali do podziału okrągły milion dolarów. [6] okazał się największym komercyjnym osiągnięciem zespołu. W niewytłumaczalny sposób prosty przebój Jump oparty na klawiszowym motywie otwierał większość światowych list przebojów. O niepokojących flirtach Eddiego z elektroniką wiadomo było od dawna, jednak wszystko odbywało się na drugim planie. Dla ortodoksyjnych wielbicieli hard rocka syntezator to rzecz godna pogardy. Na szczęście materiał z płyty stanowiły zbiór najbardziej stylowych gitarowych kompozycji w dorobku zespołu. Perfekcyjna realizacja nagrań pozwoliła w pełni ocenić ciężar gatunkowy takich przebojów jak Panama, Top Jimmy czy Hot For Teacher. Jednak najmocniejszym atutem płyty było przede wszystkim klarowne i nowoczesne jak na owe czasy brzmienie. Profesjonalizm realizatora nagrań słychać zwłaszcza w motorycznym House Of Pain. Charakterystyczny dla tego wydawnictwa był swoisty dualizm: chęć wykorzystania imponujących możliwości elektronicznych brzmień przy jednoczesnym zachowaniu chęci do cięższego grania. Nawet zachowawczy Brytyjczycy pozwolili dojść Jump na siódme miejsce listy przebojów i to zanim Van Halen pojawili się na Wyspach, by zagrać na festiwalu "Monsters Of Rock" w Castle Donnington. David Lee Roth znów był najwyższej klasy showmanem, łączącym na koncertach sceniczną akrobatykę z szokującym poczuciem dobrej zabawy. Jednak skuszony intratnymi kontraktami, zdecydował się w 1985 na karierę solową, którą kontynuował z większym lub mniejszym powodzeniem. Wreszcie mógł się wygłupiać bez żadnych ograniczeń. Jego muzyka, image i videoklipy łączyły się w jeden wielki kabaret, często nie mający nic wspólnego z rockiem.
Obronną ręką z tego całego zamieszania wyszli także Van Halen, choć Eddie był wściekły, kiedy szefowie wytwórni Warner Bros zasugerowali mu, by po odejściu Rotha formacja zmieniła nazwę. Za mikrofonem stanął wokalista znany dotychczas ze współpracy z Montrose - Sammy Hagar (ur. 13 października 1947). Na okładce [7] japoński atleta unosił nad głową wielką kulę opasaną obręczą z logo Van Halen. Był to oczywiście podtekst, że formacja dźwignęła się po czasach kryzysu. Faktycznie, nawet zagorzali zwolennicy Rotha musieli przyznać, że był to udany album. Po chwilach niepewności o dalsze losy nastąpiło odprężenie, które wyraźnie słychać we wszystkich utworach. Tytuł krążka pochodził od policyjnego kodowego oznaczenia osób niebezpiecznych dla otoczenia. Otwierający Good Enough uzmysławiał, że materiał był co najmniej tak dobry jak dawniejsze dokonania. Zachwycał motoryczny Get Up - popis Alexa Van Halena, który na dwóch taktowcach wybijał oszalałe rytmy. Stosunkowo bogate aranżacje wraz z ustawieniem instrumentów w "krótkich planach" powodowały, że poszczególne kompozycje miały bardzo gęste struktury. Dużą rolę w tym odegrały syntetyczne brzmienia klawiszy, traktowane najwyraźniej na równi z innymi instrumentami, W jednym z wywiadów z końca lat 80-tych Eddie zwierzył się: "Już właściwie nie gram na gitarze, jeśli nie muszę czegoś skomponować. Nie twierdzę, że już wszystko o niej wiem, ale klawisze bardziej mnie bawią, bo grając na nich robię więcej błędów." Z drugiej strony użycie syntezatorów wyraźnie zepchnęło Van Halen w kierunku popu, co potęgowała jeszcze maniera wokalna Hagara, którego tembr głosu kojarzył się z typowo piosenkarskimi wzorami. W Why Can`t This Be Love czy Dreams jego głos przybierał nawet dziwną "kobiecą miękkość".
Polubić można było również równy [8]. W 1988 Eddie już nikogo nie próbował czarować oszałamiającą techniką, tym bardziej, że na jego patentach wyrośli już młodzi naśladowcy. Dużo tutaj melodyjnych kompozycji i harmonicznych wielogłosów, idących w parze z chwytliwymi motywami. W ten sposób powstały przeboje w rodzaju Mine All Mine, Cabo Wabo, a przede wszystkim When It`s Love. Hagar doskonale się zaklimatyzował w zespole, choć jako wokalista był niewątpliwie mniej oryginalny od Davida Lee Rotha. Jednak myliłby się ten, kto postrzegał nową płytę jedynie jako zbiór ładnych "wpadających w ucho" piosenek. Znalazło się również tu miejsce dla dynamicznych utworów utrzymanych w dobrze znanej "ciepło-metalowej" konwencji. Porywający A.F.U. (Naturally Wired) udowadniał, że artretyzm nie groził jeszcze palcom gitarowego wirtuoza. Absolutną perełką był A Apolitical Blues, przeróbka Little Feat z 1972. Zastosowano w nim efekt "widelca", dzięki czemu powstało kapitalne tremolo. Pianino rodem z westernu oraz luźny śpiew Hagara stworzyły sugestywny bluesowy klimat. Nie było jednak róży bez kolców - wciąż drażniło to samo niewyszukane syntezatorowe brzmienie. Wystarczyło posłuchać obrzydliwie typowej zagrywki jazz-organowej w Feels So Good. Tymczasem alkohol, który kilka lat wcześniej stanowił oczywisty element balang, teraz stał się dla członków Van Halen czymś zbyt codziennym. Eddie budził się rano i zanim cokolwiek zjadł, miał już w gębie papierosa popijając piwem. Podobno gitarzystę od pijackiej otchłani uratował moskit, który ukąsił muzyka w czasie wakacji spędzanych na wyspach u wybrzeży Australii w styczniu 1988. Wówczas Eddie zachorował tak mocno, że otarł się o śmierć. Ten wypadek podziałał na gitarzystę otrzeźwiająco. Brat Alex poradził już sobie z nałogiem wcześniej. W wywiadzie mówił: "Nie chciałem skończyć jak Keith Moon, John Bonham i wielu innych bębniarzy". Zrewitalizowany kwartet wrócił W maju 1988 na trasę po dwuletniej przerwie jako główna gwiazda amerykańskiego tournee "Monsters Of Rock". Grupę supportowały Scorpions, Metallica, Dokken i Kingdom Come. 20 gigantycznych imprez poparł ponoć największy budżet w historii rocka. W sierpniu formacja wystąpiła z powodzeniem po raz kolejny w Castle Donington, po czym zagrała 45 koncertów po USA.
[9] ukazał się w okresie wilczej konkurencji - Van Halen broniło się wszystkimi siłami przed nawałnicą młodych kapel w rodzaju Cinderella, Poison, Mötley Crüe i Extreme. Uprawiały one wszystkie z powodzeniem działkę początkowo zarezerwowaną tylko dla Eddiego i spółki. Świat zachwycał się innymi wirtuozami gryfu jak Steve Vai czy Joe Satriani. Album był chyba najbardziej skierowaną heavymetalowo pozycją w dyskografii formacji. Była to prawdopodobnie odpowiedź na ówczesną ogólnoświatową modę na ten rodzaj muzyki. Temu ideałowi hołdowały choćby Poundcake, Judgement Day i Pleasure Dome. Van Halen zrezygnowali z eksperymentów stylistycznych na rzecz spójności materiału. Klawisze pojawiały się naprawdę sporadycznie (Right Now). co dodało materiałowi hard rockowej wiarygodności. 16 marca 1991 Eddiemu urodził się syn Wolfgang i to jemu zadedykowano kawałek 316. Jednocześnie dziennikarze zaczęli przyciskać muzyków pytaniami o wydanie albumu koncertowego. Eddie wyjaśniał, że jeszcze nie słyszał rejestracji swojego koncertu, z której byłby w pełni zadowolony, ale jednocześnie już pewnie o tym myślał.

"To co oczywiste, nie powinno być przedmiotem dyskusji" - taką złotą myśl Van Halen umieścili na okładce dwupłytowego [10]. Był to zbiór utworów dobrze już znanych, ale zagranych w nieco innych swobodniejszych wersjach. Kapela z pewnością obawiała się, że nagrania na żywo mogą ujawnić wszelkie niedostatki rzemiosła, odsłonić brak kondycji czy też z jeszcze innych powodów zniweczyć świetlany wizerunek. Pierwotnie miał to być jedynie zapis video w związku z przypadającą na 1993 piętnastą rocznicę działalności. Van Halen zaczęli w każdym razie rejestrować niektóre występy, utrwalili też kilka innych na zamówienie programu radiowego Westwood One. Okazało się, że we wszystkich wypadli nadspodziewanie interesująco. Ostatecznie zapadła decyzja o wydaniu normalnego albumu, który okazał się świetnym portretem Van Halen w składzie z Hagarem. Zdecydowana większość spośród przypomnianych tu kawałków pochodziła bowiem z drugiego okresu twórczości. Z pierwszych płyt wybrano tylko trzy przeboje: Ain`t Talkin` `Bout Love, Panama i Jump. Hagar zaśpiewał je zresztą tak, jakby wykonywał je zawsze. Hołdem dla The Who była świetna wersja Won`t Get Fooled Again. Chociaż wydawnictwo zawierało nagrania z różnych występów, udało się je tak połączyć, że całość robiła wrażenie zapisu widowiska od początku do końca. Zachowano nawet nudne solówki na basie z cytatem z hymnu Stanów Zjednoczonych, wykonanym w konwencji hendrixowskiej.
[11] był najsłabszym krążkiem nagranym z Hagarem za mikrofonem. Wiadomo było, że na atmosferę w studio wpłynęły personalne animozje. Co ciekawe po odejściu Hagara przez moment oficjalnym wokalistą Van Halen został ponownie David Lee Roth. Ekipa pojawiła się nawet na corocznych nagrodach muzycznych 1996 MTV Video Music Awards. Jednak do powrotu Rotha nie doszło, a śpiewakiem został Gary Cherone, znany z Extreme. Nagrana z nim [12] nie odniosła zbyt okazałego sukcesu komercyjnego, trasa koncertowa była niewiele lepsza. Kiedy kwartet przystąpił do nagrywania kolejnego albumu, w listopadzie 1999 Cherone zdecydował się opuścić Van Halen. Niewielu za nim tęskniło - Gary zbyt dużej sympatii fanów nie zdobył. W 2003 wrócił Hagar, ale po zagraniu tournee w 2005 zrejterował po raz drugi. W 2006 doszło do spodziewanego już od dekady powrotu Davida Lee Rotha. Wraz z 16-letnim Wolfgangem Van Halenem na basie (wspomnianym synem Eddiego) grupa ruszyła na trasę koncertową po USA. Tournee okazało się spektakularnym sukcesem komercyjnym i przyniosła ponad 100 milionów dolarów zysku. Do nagrań studyjnych jednak nie doszło.
W 2011 świat obiegła sensacyjna wiadomość o ponownym powrocie Davida Lee Rotha w szeregi zespołu. [13] po części składał się z utworów starszych, które przez lata pojawiały się na różnych bootlegach. Podobno najstarsze idee pochodziły z 1975. Album otwierał singlowy Tattoo - zdecydowanie najsłabsza pozycja na krążku. Jak na kapelę z taką klasą, doświadczeniem i potencjałem, numer wypadł sztampowo, bez porywających melodii i z fatalnym refrenem, irytującym w dodatku banalnymi chórkami. Prawdziwym killerem był za to She`s The Woman - takiego Van Halen fani z pewnością wyczekiwali. Kapitalny riff napędowy i bijąca z kawałka energia nasuwały takie klasyki jak Panama czy I`m The One. Poza przemyślaną solówką i sporą przebojowością, godne pochwały było samo brzmienie - z jednej strony kojarzące się z klasycznymi płytami ekipy, a z drugiej nie odstające od ich remasterowanych kilka lat wcześniej. W inne klimaty uderzał You And Your Blues i podobne pomysły kopiowały w latach 80-tych różne zespoły hard rockowe. Nie sposób nie wspomnieć o gitarowej solówce i wybornej formie samego Eddiego. Żywsze tempo prezentował China Town i zlepienie ze sobąróżnych niby-chaotycznych motywów nasuwało skojarzenia z wczesnymi dokonaniami kwartetu. Niezbyt ciekawie rozpoczynał się Blood And Fire, w dalszej części mocno nawiązujący do solowych płyt Lee Rotha z początku lat 90-tych. Z racji tempa i pokładów energetycznych Bullethead idealnie nadawał się na koncerty, choć mogły trochę dziwić surowsze tonacje. Za to As Is od początku wydawał się tworem eksperymentalnym, z dziwną aranżacją bębnów we wstępie, wolną gitarą w dalszej fazie i nagłym powrotem do standardowego tempa. W Honeybabysweetiedoll dało się wyczuć inspiracje stylem gry Richie Blackmore`a (orientalne motywy) i Uli Jona Rotha. W The Trouble With Never Diamentowy Dave śpiewał jak za dawnych czasów, a drapieżny Outta Space stanowił kwintesencję hard rocka. Album z każdym kolejnym przesłuchaniem podobał się jeszcze bardziej, będąc w zasadzie ciągiem samych hitów (z wyjątkiem wspomnianego singla). Rodzina Van Halenów wsparta gardłem Lee Rotha zarejestrowała dzieło, które bez zażenowania można było postawić na półce obok kilku pierwszych albumów formacji.
W 1994 wydano składankę The Best Of... Volume One, na której znalazły się dwa nowe numery nagrane z Rothem - Me Wise Music i Can`t Get This Stuff No More. David Lee Roth współpracował m.in. ze Steve`m Vai oraz Jasonem Beckerem. Nagrał serię albumów solowych cieszących się sporym powodzeniem wśród pudel-metalowej publiczności. Dyskografia solowa Sammy`ego Hagara jest bardzo imponująca: Nine On A Ten Scale w 1976, Sammy Hagar w 1977, Musical Chairs w 1977, Street Machine w 1979, Danger Zone w 1980, Standing Hampton w 1981, Three Lock Box w 1982, VOA w 1984, I Never Said Goodbye w 1987, Marching To Mars w 1997, Red Voodoo w 1999, Ten 13 w 2000, Not 4 Sale w 2002, Livin` It Up! w 2006, Cosmic Universal Fashion w 2008, Sammy Hagar & Friends w 2013, Lite Roast w 2014 oraz Space Between w 2019 (ten ostatni pod szyldem Sammy Hagar & The Circle). Ponadto utworzył projekt Hagar Schon Aaronson Shrieve, z którym nagrał Through The Fire w 1984. W końcu Hagar i Anthony weszli w skład Chickenfoot wraz z Joe Satrianim i Chadem Smithem (perkusistą Red Hot Chili Peppers). Ta ekipa, naśladująca po trochu dokonania Zakka Wylde`a, Led Zeppelin i Lynyrd Skynyrd, nagrała trzy krążki: Chickenfoot w 2009, przewrotnie zatytułowany Chickenfoot 3 w 2011 oraz LV w 2012. Eddie Van Halen zmarł 6 października 2020 z powodu raka gardła w wieku 65 lat.

ALBUM ŚPIEW GITARA BAS PERKUSJA
[1-6] David Lee Roth Eddie Van Halen Michael Anthony Alex Van Halen
[7-11] Sammy Hagar Eddie Van Halen Michael Anthony Alex Van Halen
[12] Gary Cherone Eddie Van Halen Michael Anthony Alex Van Halen
[13-14] David Lee Roth Eddie Van Halen Wolfgang Van Halen Alex Van Halen

Sammy Hagar (ex-Montrose, ex-Hagar Schon Aaronson Shrieve), Gary Cherone (ex-Extreme)

Rok wydania Tytuł TOP
1978 [1] Van Halen #8
1979 [2] Van Halen 2 #13
1980 [3] Women And Children First
1981 [4] Fair Warning
1982 [5] Diver Down
1984 [6] 1984
1986 [7] 5150
1988 [8] OU812
1991 [9] For Unlawful Carnal Knowledge (F.U.C.K.)
1993 [10] Live: Right Here, Right Now (live / 2 CD)
1995 [11] Balance
1998 [12] Van Halen 3
2012 [13] A Different Kind Of Truth
2015 [14] Tokyo Dome Live In Concert (live)

          

          

  

Powrót do spisu treści