Amerykański wokalista, urodzony 10 października 1954 w Bloomington (Indiana). W latach 1978-1984 osiągnął wielki międzynarodowy sukces z Van Halen. Sceniczny performance Rotha oraz jego buńczuczne usposobienie właściwie od razu kierowało artystę na tory solowe. Występowanie u boku takiej gwiazdy, jak Eddie Van Halen uwierało Davida latami. [1] ukazał się jeszcze za czasów formalnej przynależności frontmana do Van Halen, choć były to jego ostatnie dni w tej formacji na długie lata. Roth wybrał cztery standardy z archiwów amerykańskiej muzyki rozrywkowej, nagrane na pełnym luzie i bez specjalnego przygotowania. Do studia wokalista zaprosił przypadkowych muzyków, w tym wielu o rodowodzie bluesowym i jazzowym, ale ten wybór nagrań okazał się strzałem w dziesiątkę. Mimo ewidentnie popowego charakteru i szlifu, piosenki zabrzmiały przebojowo i porywająco. David śpiewał z charakterystycznym dla siebie zawadiactwem, a w warstwie muzycznej dominowały instrumenty klawiszowe, dęte i smyczkowe. Rockowe instrumentarium zdecydowanie ustępowałoim pola, zaś gitara pojawiała się dosłownie w kilku fragmentach. Mimo to fani Van Halen byli zadowoleni, a z tak zaaranżowaną muzyką Roth mógł także szukać łaski u szerszej publiczności. Na szczególną uwagę zasługiwały taneczne single Just A Gigolo Irvinga Ceasara oraz California Girls Beach Boys, które bez trudu podbiły listy przebojów.
Kiedy Roth odszedł z Van Halen, ustępując miejsca Sammy`emu Hagarowi, musiał udowodnić swoją prawdziwą wartość nie mając u boku Eddiego. Wszyscy malkontenci, których rozczarował 5150 Van Halen, mogli znaleźć ukojenie na wydanym 7 lipca 1986 [2], który wypełnił pełen pomysłów i muzycznej wirtuozerii hard rock w duchu starych dokonań - co ważne równie udany i przebojowy. Rotha wsparli 26-letni gitarzysta Steve Vai (z rekomendacji samego Franka Zappy), przyszły wirtuoz basu Billy Sheehan i bębniarz Greg Bissonette. Chemia tego składu wytworzyła się od razu i już otwierający Yankee Rose wypadł wspaniale, serwując jakby 100% Rotha. Szalone granie oparto na świetnej melodii, pełnej polotu grze Vaia oraz szczypcie dowcipu (początek z zabawnym dialogiem Davida z "gadającą" gitarą Vai`a). Shy Boy stanowił jazdę na jeszcze większych obrotach, z wariacką grą sekcji rytmicznej i kolejnymi popisami gitarowymi. To właściwie Steve był najjaśniej lśniącą gwiazdą tego albumu, ukazując zaczątki swego geniuszu w funkującym Ladies' Nite In Buffalo oraz pirotechnicznym Elephant Gun. Inna sprawa, że Steve oddawał momentami honory firmowym zagrywkom Eddiego Van Halena, ale wszyscy już wiedzieli, że światu objawił się nowy mistrz gitary. David Lee Roth był po prostu sobą, szalejąc jak dziecko i znów biorąc na warsztat ukochane standardy (I`m Easy, That`'s Life, Tobacco Road). Jedyną wadą był krótki czas trwania, gdyż te 31 minut z pewnością pozostawiało niedosyt. W tym samym roku ukazał się Sonrisa Salvaje - hiszpańskojęzyczna wersja [2]. Podobno autorem tego pomysłu był Sheenan, który przeczytał artykuł dotyczący populacji Meksyku, z której połowa mieściła się w przedziale wiekowym 18-27. David zmienił niektóre wersy, mogące być uznane za kontrowersyjne wśród konserwatywnej społeczności mówiącej po hiszpańsku. Oryginalnie ten krążek ukazał się tylko na kasecie i winylu, a wersja CD wyszła dopiero w 2007.
Okładka [3] przedstawiająca Rotha w profesjonalnym rynsztunku wspinającego się gdzieś wysoko w górach, obrazowała ówczesną beztroskę w jakiej żył artysta. Był w końcu królem świata: poradził sobie bez Van Halen, nagrał wyborny album i był na tamten czas jednym z najważniejszych glam-metalowych wykonawców w USA. U boku miał wybitnych muzyków, a z Vai`em tworzył solidną spółkę kompozytorską. Czuł się pewnie i w takim stanie przystąpił do nagrywania tej płyty, która przy pierwszym przesłuchaniu sprawiała wrażenie bliżniaczej do [2]. A jednak był to materiał dojrzalszy, przygotowany mniej spontanicznie, za to bardziej pieczołowicie. Ten w pełni autorski repertuar był podstawą do bardziej stylowej, lecz równie efektownej co wcześniej, gry Vai`a, pozbawionej wpływów innych gitarzystów. To właśnie tutaj po raz pierwszy zastosował on znamienne dla niego patenty i pełną paletę brzmień, które eksplodowały pełną mocą na wydanym w 1990 albumie Passion And Warfare. Ostatecznie [3] nie przebił poprzednika, ale umocnił rynkową pozycję Rotha. Przyniósł też największy przebój w jego solowej karierze Just Like Paradise. Nie wiedzieć czemu, więcej singli z tej płyty nie wykrojono i pewnie w tym należało doszukiwać się słabszej sprzedaży. Dobrych utworów wszak nie zabrakło: dziki The Bottom Line, relaksujący Damn Good, bezczelnie popowy Stand Up czy w końcu tytułowy Skyscraper z wysmakowaną grą Vaia, ulotnymi klawiszami i "lewitującym" klimatem. Generalnie zespół trzymał się bliżej rockowego środka, zdecydowanie częściej w tle pojawiały się syntezatory, co nadawało więcej lukru muzyce.
W czasach rewolucji grunge i marginalizacji starej gwardii nie dziwił fakt, że [4] właściwie nikogo nie zainteresował. Powierzchownie album nie zawierał niczego nowego, ale podskórnie gotował się od energii, jaką nadali kompozycjom gitarzyści Steve Hunter i Jason Becker. Ten drugi, ze swymi nietuzinkowymi umiejętnościami, miał stać się następcą Vai`a, ale nieuleczalna choroba wkrótce przekreśliła jego karierę. Wcześniej ten muzyk dał się poznać jako miłośnik neoklasycznego metalu, tutaj musiał podporządkować się wizji Rotha i efekt okazał się imponujący. Wspaniała ekwilibrystyka Beckera (It`s Showtime) z jednej strony korespondowała ze stylistyką Vai`a i Van Halena, ale posiadała swój własny specyficzny charakter. Siła albumu leżała też w niewyczerpanych pokładach energii Davida Lee Rotha i potencjalnej przebojowości wielu kawałków, które z pewnością byłyby wielkimi hitami w latach 80-tych. Niestety, w 1991 było to już trącące myszką rockowe granie. Na szczęście po wygładzonym [3], fani znów otrzymali płytę mocną i czadową, pełnej nie tylko hard rockowej jazdy (A Little Ain`t Enough, 40 Below, Baby`s On Fire), ale też wysmakowanych utworów wolniejszych i przesyconych bluesową nutą (Sensible Shoes, Tell The True). Z kolei Last Call nosił wyraźnie znamiona stylistyki Aerosmith z albumu Pump z 1989, a przeładowany brzmieniem instrumentów dętych Shoot It stanowił porejrzaną próbę podrobienia Dude (Looks Like A Lady).
W momencie nagrywania [5] Roth miał już 40 lat i wydawało się, że przyszła najwyższa pora, aby trochę zwolnić i spokornieć. Wokalista wyrósł tak jak jego publiczność (nowej w zasadzie nie zdobył) i zamiast nadal eksploatować glam/hard rockowe oblicze z gitarowymi sztuczkami, spróbował się zbliżyć do rockowego środka i lat 90-tych. Zaproponował płytę, która stylistycznie nie odstawała radykalnie od tego co robił wcześniej, a co jednocześnie była w stanie spodobać się przeciętnemu 40-latkowi (Little Luck, Cheatin` Heart Cafe). Jednocześnie utwory nieco stonowano i kunsztownie zaaranżowano. Roiło się od instrumentów dętych i harmonijki ustnej, a nowymi rozwiązaniami były kobiece chórki w Hey You Never Know oraz plemienne afrykańskie śpiewy w No Big `Ting. Coraz większą inspiracją dla Rotha stawał się również blues i blues-rock, które brały we władanie Your Filty Little Mouth i Sunburn. Dla fanów hard rocka zostawał początek płyty, zresztą bardzo udany. Otwierający She`s My Machine stanowił intrygującą próba odświeżenia klasycznego brzmienia, a żywiołowe Everybody`s Got The Monkey oraz Big Train bliskie były starym dokonaniom wokalisty. Nowy gitarzysta Terry Kilgore był zdecydowanie aktorem drugiego planu, lecz fani bluesowej szkoły grania z pewnością docenili jego talent. Ten raczej eksperymentalny materiał należało docenić muzycznie i tekstowo jako dojrzały, choć daleko mu było do przebojowości.
Wśród fanów Davida Lee Rotha popularna była opinia, że na [6] wokalista zbliżył się do tego co tworzył za czasów Van Halen. Nie chodziło o czasy popularności syntezatorów i hitów w stylu Jump, a o korzenie – pełen czadu hard rock. Tak w rzeczywistości jednak nie było, gdyż materiał powstawał w różnych konfiguracjach personalnych, z różnymi gitarzystami i to głównie ich udział zadecydował o ostatecznym profilu muzyki. Twórczość bliską wczesnemu Van Halen zaproponował gitarzysta John Lowery. Podobno ten nikomu nieznany młokos sam zgłosił się ze swoimi pomysłami do Rotha, a ten z zachwytem je przyjął. Powstało sześć zachwycających numerów, które ukazywały Lowery`ego jako gitarzystę o wspaniałej fantazji i umiejętnościach. Jego gitarowa pirotechnika błyskawicznie przywodziła na myśl Eddiego z najlepszych lat (Slam Dunk, Blacklight, Counter-Blast, Relentless). David przedłużył także współpracę z Terry`m Kilgore, występującym w pięciu nagraniach, spokojniejszych i nawiązujących do stylistyki [5]. Postawiono tutaj na blues, ogładę i finezję (Going Places nasuwający skojarzenia z zagrywkami Jimmy`ego Page`a, rewelacyjny Black Sand). Trzecim gitarzystą został Mike Hartman, z którym zrealizowano tylko King Of The Hill i Indeedido. Słabsze notowania zmusiły Davida do wydania płyty niezależnie, co odbiło się na fatalnej dystrybucji (w Polsce album był nie do kupienia). Za tym poszła słaba sprzedaż albumu, chociaż recenzje były przyjazne i zazwyczaj lepsze od Van Halen III. Druga sprawa, że sam Roth był w słabej formie wokalnej, a śpiewanie wyższych partii przychodziło mu z trudem. Ogólnie powstał ciekawy materiał, ale zbyt bałaganiarski i trochę nierówny.
[7] należało traktować jako swoiste post scriptum do solowej dyskografii Rotha, gdyż kilkanaście miesięcy później David ponownie zasilił szeregi Van Halen. Był to zbiór przeróbek z kilkoma niespodziankami. Najważniejsza z nich to sympatyczny Thug Pop - kawałek napisany i nagrany z Johnem Lowery`m, z dalekimi echami Trampled Under Foot Led Zeppelin. Z autorskich rzeczy nagrano jeszcze Medicine Man, harmonijkowy blues w stylu retro oraz Act One - właściwie wygłup studyjny. Cała reszta to porcja cudzych i nie zawsze celnie wybranych kawałków. Najbardziej rozczarowywały te z założenia najbardziej intrygujące, jak Tomorrow Never Knows The Beatles i If 6 Was 9 Hendrixa. W pierwszym nie udało się odtworzyć magicznej psychodelii, w drugim nie zazębiała się nowa swingująca aranżacja. Z rockowej klasyki wypalił jedynie Soul Kitchen The Doors, w którym David udanie pogodził pierwowzór ze swoim firmowym szaleństwem. Na uwagę zasługiwał też zamykający Bad Habits Billy'ego Fielda. Miło się tego wszystkiego słuchało, ale zabrakło rzeczy powalających. Wydawnictwo zaledwie poprawne, z pewnością najmniej ciekawe w dorobku wokalisty.
W 2012 David Lee Roth wrócił do Van Halen na dobre i nagrał z tą formacją krążek A Different Kind Of Truth. Billy Sheenan grał potem w Mr.Big, The Winery Dogs (The Winery Dogs w 2013 i Hot Streak w 2015), Miwa (Reach Out And Touch Me w 2018), Sons Of Apollo i Skills (Different Worlds w 2022). Basista ponadto wydał solowo: Compression w 2001, Cosmic Troubadour w 2005 i Holy Cow w 2009. Gregg Bissonette bębnił na trzech płytach Joe Satrianiego (The Extremist, Time Machine i Joe Satriani) i trzech krążkach Steve`a Vai (Fire Garden, The Ultra Zone oraz Real Illusions: Reflections), w Vox Tempus, zrealizował również dwa albumy solowe: Gregg Bissonette w 1998, Submarine w 2000 i Warning Will Robinson w 2013. W końcu zagrał na trzeciej płycie Spinal Tap Back From The Dead w 2009.
ALBUM | ŚPIEW | GITARA | KLAWISZE | BAS | PERKUSJA |
[1] | David Lee Roth | różni | Edgar Winter / Brian Mann | Willie Weeks | John Robinson / Sammy Figueroa |
[2-3] | David Lee Roth | Steve Vai | - | Billy Sheehan | Gregg Bissonette |
[4] | David Lee Roth | Jason Becker & Steve Hunter | Brett Tuggle / John Webster | Matt Bissonette | Gregg Bissonette |
[5] | David Lee Roth | Terry Kilgore | Richard Hilton | John Regan | Tony Beard |
[6] | David Lee Roth | Terry Kilgore / Mike Hartman | - | Tom Lilly | Ray Luzier |
[7] | David Lee Roth | różni | Brett Tuggle / Zac Rae | różni | Ray Luzier / Gregg Bissonette / Omar Hakim |
David Lee Roth (ex-Van Halen), Jason Becker (ex-Cacophony), Billy Sheehan (ex-Talas), Gregg Bissonette (ex-Mark Edwards)
Rok wydania | Tytuł |
1985 | [1] Crazy From The Heat EP |
1986 | [2] Eat`Em And Smile |
1988 | [3] Skyscraper |
1991 | [4] A Little Ain`t Enough |
1994 | [5] Your Filthy Little Mouth |
1998 | [6] DLR Band |
2003 | [7] Diamond Dave |